[54]XXIV
Wyznanie.
Luba, słodka kobieto, raz jeden, jedyny
Ty się o ramię me wsparła,
A w mroku duszy mojej pamięć tej godziny
Nie starła się, nie zamarła.
Późno już było; na kształt nowego medalu
Pełnia podnosiła lice,
A uroczystość nocy spływała jak fala
Na śpiące grodu ulice.
Biegając u ścian domów i u bram przedsieni,
Kotów gromada swawolna,
Z uchem na czatach, albo nakształt drogich cieni
Towarzyszyła nam zwolna.
Nagle wpośród zbliżenia, jakie wywołało
Półświatło nocy niepewne,
Z twych ust, z których wesele tylko zawsze brzmiało,
Z ust, co tak dźwięczne i śpiewne,
Z twych ust, tchnących radością, jak w jasne poranki
Fanfara rozgłośnie brzmiąca,
[55]
Dziwaczna nuta skargi, nakształt niespodzianki,
Wyrwała się tęskna, drżąca.
Jak dziecina kaleka, brzydka, głupowata,
Której się wstydzą rodzice —
I którąby na długo, chcąc ukryć od świata
W ciemną zamknięto piwnicę,
Biedny Aniele! nuta głosiła krzykliwa,
Że „nic pewnego na świecie!
I że egoizm ludzki jakkolwiek się skrywa,
We wszystkiem zdradzi się przecie;
Iż rzemiosła piękności niewesołe dzieje,
Że nie rozkoszne zadanie
Tancerki, która zimna na rozkaz szaleje,
A śmiech ma na zawołanie;
Że budować na sercach jest to niedorzeczność,
Że piękność, miłość, rozkosze
Kruche są, że niepamięć pogrąża je w wieczność
Jak śmiecie, zgarnąwszy w kosze“.
Ach! często, często potem myślą wyzywałem
Tę noc, ten smutek, milczenie, —
I to straszne przed serca konfesyjonałem
Twe wyszeptane zwierzenie.