Ząb za ząb.../6
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ząb za ząb... |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 23.3.1939 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Raffles westchnął i wypił jednym haustem kieliszek doskonałego koniaku.
— Mamy jeszcze pewną sprawę do załatwienia — rzekł do Charleya. — Myślę o owych dwóch zębach, wybitych mi rzekomo przez Mac Governa. Podaj mi „Timesa“, chłopcze.
Rzucił okiem na gazety i uśmiechnął się wesoło.
— Przyszła mi do głowy doskonała myśl: Zarobimy sporo pieniędzy. Charley — rzekł — „Times“ donosi, że jakiś dyrektor muzeum i kilku bogatych Amerykan postanowiło zdobyć za wszelka cenę jeden z moich zębów... Ofiarują oni Mac Governowi sumy dość poważne. Nie wiedziałem, że moje zęby posiadają tak dużą wartość.
— Nie rozumiem, jaki to ma związek z twymi projektami, zmierzającymi do zasilenia naszej kasy?
— Zamierzam sprzedać moje zęby amatorom niezwykłości.
— Sprzedać zęby? Jakie zęby?
— Oczywiście, moje. Zapewniam cię, że otrzymany z tego źródła dochód zapewni nam kilkumiesięczny pobyt w Paryżu i na Riwierze.
— Czy zamierzasz dać sobie wyrwać zęby, aby je później sprzedać?
— Nie kłopocz się. Zaniesiesz tylko do administracji „Timesa“ i innych pism ogłoszenie następującej treści:
„Zęby Rafflesa!
John C. Raffles ofiaruje swoje zęby amatorom osobliwości! Dzięki pewnemu zbiegowi okoliczności, zmuszony był pozostawić je u kapitana Mac Governa, jak to podawały gazety. Odbierze je jednak i rozpocznie sprzedaż już jutro, za pośrednictwem notariusza Smythsona, mającego swą kancelarię na Strandzie pod Nr. 116“.
— A teraz, Charley, zrób to, o co cię prosiłem. Ja zawiadomię o wszystkim Smythsona, który nie odmówi mi tej przysługi. Powracając z redakcji, wstąpisz do składnicy dentystycznej i kupisz sto porcelanowych sztucznych zębów. Mogą one kosztować po kilka pensów sztuka. Jeśli jutro znajdzie się dostateczna ilość chętnych, będziemy mogli żyć z kapitału przez cały rok.
— Masz genialne pomysły, Edwardzie — zawołał Charley — który wreszcie zrozumiał do czego zmierza jego przyjaciel.
— Czyś w to wątpił? — odparł Raffles z uśmiechem. — Sekret powodzenia jest prosty: trzeba być tylko o odrobinę mniej głupim, niż nasze otoczenie. Jak wiesz, głupców jest zawsze dosyć na święcie...
Kapitan Mac Govern siedział wraz z żoną i zaproszonymi gośćmi przy suto zastawionym stole.
— Jakiś pan z redakcji pragnie zobaczyć się z panem kapitanem — rzekła nowa służąca, podając swemu panu kartę wizytową.
Wśród gości zapanowało milczenie
— Proszę wprowadzić tego pana — odezwał się Mac Govern, prostując się dumnie.
Zwrócił się ku zgromadzonym licznie krewniakom żony i rzekł:
— Mam nadzieję, moi mili, że uprzejmie przyjmiecie przedstawiciela tego najpotężniejszego dziś mocarstwa, jakim jest prasa. Z pewnością chodzi o wywiad w sprawie walki z Rafflesem. Sława Rafflesa już się skończyła!
Oczy zgromadzonych gości z szacunkiem zwróciły się w stronę wysokiego jegomościa, który swobodnym krokiem wszedł do jadalni. Był to wysoki brunet z czarnymi wąsikami i czarną bródką.
— Jestem korespondentem specjalnym „New York Heralda“. Z polecenia mego pisma przyszedłem pana prosić o udzielenie mi szczegółowej relacji z walki, którą stoczył pan zwycięsko z Rafflesem.
Kapitan Mac Govern napuszył się jak paw i począł opowiadać niestworzoną historię na temat stoczonej walki, dwóch zębów, kałuży krwi i ucieczki Rafflesa.
— Dziś wieczorem dwa największe w Anglii związki bokserskie przysłały mi nominację na honorowego członka. Proszę, oto sławetne dwa zęby! Jeden z nich noszę jako brelok przy zegarku, drugi — żona ma wprawiony w bransoletkę.
— Ciekawe! — rzekł reporter. — Czy mógłbym je obejrzeć z bliska?
Odpiął dewizkę od zegarka i wraz z brelokiem wraz bransoletką żony wręczył reporterowi. Bransoletka wysadzana była diamentami.
— Tak, to te same... Poznaję je — rzekł dziennikarz.
— Co takiego? — zapytał kapitan. — Jak może je pan poznać?
— Zawsze poznaje się własne zęby, — odparł „dziennikarz“ zupełnie innym tonem i zdarł z twarzy brodę oraz wąsy:
— Nie zna pan jeszcze siły mojej pięści, kapitanie — rzekł. — Muszę ją panu zademonstrować: Ząb za ząb!...
Zanim kapitan Mac Govern zdążył ochłonąć ze zdumienia, Raffles wymierzył mu potężne uderzenie w szczękę.
Stała się rzecz zadziwiająca: szczęka kapitana wyskoczyła z jego ust, jak za naciśnięciem sprężyny.
Raffles podniósł to arcydzieło sztuki dentystycznej i zawołał ze śmiechem:
— Ząb za ząb, mili panowie. Oświadczam, że teraz sam zajmę się fabrykacją breloków do zegarków z moich własnych zębów.
Ukłoniwszy się uprzejmie wszystkim obecnym, wyszedł z pokoju. Dopiero po jego wyjściu zapanowała wrzawa.
Rzucono się do okien, wzywając policję.
Przedstawiciele władzy zjawili się w mieszkaniu Mac Governa dopiero wówczas, gdy główny sprawca zamieszania był już daleko.
— Nic nie poradzimy — odezwał się sierżant. — Raffles znów zakpił sobie ze wszystkich. Możemy tylko spisać o całym zajściu protokół, kapitanie...
Z tymi słowy agenci policji, otoczeni eskortą dziennikarzy opuścili dom kapitana Mac Governa.
Wiadomość o niezwykłej scenie, która rozegrała się w mieszkaniu kapitana Mac Governa, lotem błyskawicy rozniosła się po Londynie i była jedynym tematem rozmów w klubach i kołach towarzyskich.
— Raffles odebrał swoje zęby — takimi tytułami zaopatrzone były dzienniki wieczorne, donoszące o nowym wyczynie Rafflesa.
Tegoż dnia w gabinecie inspektora Baxtera odezwał się telefon.
— Czy to pan inspektor Baxter?
— Tak jest, a kto mówi?
— Serdeczny przyjaciel, którego przyjaźni pan, niestety, nie docenia...
Baxter, wyraźnie zniecierpliwiony, bezradnie spojrzał na Marholma, który znów nabijał tytoniem swą krótką fajeczkę.
— Pewnie Raffles... — mruknął, szczerząc do Baxtera zęby w beztroskim uśmiechu.
Inspektor sponsowiał i nie panując już nad sobą, wrzasnął do mikrofonu:
— Do stu diabłów, kto mówi i proszę powiedzieć, czego pan chce?
— Chciałem pana po prostu zawiadomić — kochany Baxterku, że odebrałem od Mac Governa swoje zęby i że zapraszam pana do notariusza Smythsona, gdzie będą one jutro publicznie sprzedane. Ma pan okazję, aby w ten sposób zaopatrzyć się w pamiątkę od Rafflesa...
Zanim Baxter zdołał wydobyć z siebie choćby jedno słowo, rozległ się w mikrofonie charakterystyczny trzask. Słuchawka została odłożona...
— Wyobraźcie sobie, Marholm, że bezczelność tego Rafflesa przekracza już wszelkie granice.
— Co się stało?
— Zakomunikował mi, że chce mi sprzedać swoje zęby...
Marholm ryknął śmiechem...
Nazajutrz do kancelarii notariusza Smythsona ściągnęły tłumy ludzi. Aby utrzymać porządek, biedny notariusz musiał wezwać do pomocy agentów Scotland Yardu.
Notariusz Smythson oświadczył policji, że tegoż ranka otrzymał pocztą zęby. Miał je sprzedać zgodnie z zapowiedzią, która ukazała się w dziennikach. Baxter, chcąc nie chcąc, zgodził się na to, aby sprzedaż doszła do skutku. Wyliczył sobie w myśli, że skoro nie może schwytać samego Rafflesa, to przynajmniej uda mu się położyć rękę na sumie, osiągniętej ze sprzedaży.
Notariusz zgodnie z otrzymanymi instrukcjami przystąpił do urzędowej czynności. W ciągu dość krótkiego czasu sprzedał aż... sto dwanaście zębów. Do każdego z nich dołączył zaświadczenie, stwierdzające autentyczność ich pochodzenia. Dziesięć tysięcy funtów sterlingów wręczył Baxterowi.
— Niesłychana rzecz: za dwa zęby osiągnięto 10 tysięcy funtów! — rzekł Baxter, gładząc melancholijnie swą szczękę. — Za moje nikt by mi tyle nie dał...
Zakończenie tej zabawnej sprawy nastąpiło dopiero po wyjściu Baxtera. Tego wieczora Raffles otrzymał od notariusza dziewięćdziesiąt tysięcy funtów sterlingów, osiągniętych ze sprzedaży pozostałych stu dziesięciu zębów.
— Zadowolony jestem, że Baxter otrzymał dziesięć tysięcy — rzekł Tajemniczy Nieznajomy. — Jeszcze dziś napiszę list do lorda Mayora Londynu, aby sumę tę polecił przelać na rzecz biednych... Cieszę się nadto, że istnieje na świecie aż stu dwunastu szczęśliwców, dumnych z posiadania autentycznego zęba Rafflesa!
Wkrótce wiadomość o śmiałym ataku Rafflesa na kapitana, o odbiorze zębów i ich sprzedaży przedostała się do dzienników. Tym razem Raffles nie omieszkał zakpić sobie z Mac Governa tak, jak sobie na to zasłużył.
Lord Mayor Londynu nie mógł wybaczyć sobie zbyt pohopnego odznaczenia Governa: w swym wywiadzie z dziennikarzami nazwał go teraz zakałą armii.
Popularność Rafflesa dzięki tej historii wzrosła w sposób niebywały.
Baxter zżymał się na widok artykułów, opiewających odwagę, zręczność i spryt Tajemniczego Nieznajomego.
Siedząc w tej chwili w swym biurze, podparł głowę ręką i wzdychając ciężko szepnął półgłosem:
— Gdybym nie był Baxterem, to chciałbym być Rafflesem.
— Musiałby pan przed tym złożyć wizytę dentyście — mruknął w odpowiedzi Marholm, zapalając swą fajkę.
Lord Lister, siedząc w wygodnym fotelu popijał wonną kawę i studiował pisma.
W pewnej chwili odrzuciwszy na bok gazety, wstał i spoglądając z uśmiechem na Charleya, oświadczył:
— Zarobiliśmy 90 tysięcy funtów sterlingów. Pakuj wobec tego walizy! Jedziemy do Paryża.
Charley nie pozwolił sobie tego dwa razy powtarzać.