Złodziej kolejowy/3
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Złodziej kolejowy |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 18.11.1937 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz Raffles złożył wizytę miss Hetty Brown, zamieszkałej przy Essex Street 16. Miał przy sobie list, znaleziony w skrytce bankiera.
Drzwi otworzyła mu dama o bardzo godnym wyglądzie.
— Chciałem zapytać o miss Brown? — rzekł. — Jestem jej dalekim krewnym.
Na twarzy damy odbiło się zdziwienie.
— Bardzo mi przykro, panie.... panie...
Raffles zrozumiał, że nie dosłyszała nazwiska pod jakim się jej przedstawił:
— Mister Gold.
— Bardzo panu dziękuję, mister Gold — skinęła dama przyjaźnie głową.
Szkoda, że nie przyszedł pan wcześniej. Zdaje się, że nie wie pan o nieszczęściu, które dotknęło miss Hetty?
— Wczoraj dopiero przybyłem z Amsterdamu — odparł, udając wzruszenie. — Nie wiem o niczem. Ostatni list od miss Hetty otrzymałem, gdy jeszcze byłem na Jawie.
— To bardzo smutne. Trzy miesiące temu miss Hetty otrzymała wiadomość o śmierci jej matki. Ta śmierć pozbawiła biedaczkę wszelkich zasobów. Wierzyciele zabrali jej ostatnią posiadłość ziemską, prześliczny majątek wraz z zamkiem.
— To istotnie bardzo smutne... Czy mogłaby mi pani podać obecny adres Hetty Brown?
— Oczywista. Miss Hetty mieszka u niejakiej pani Snyder na Tower Street 12.
— Dziękuję za wyjaśnienia, jakich mi pani raczyła udzielić. — rzekł Raffles, żegnając się uprzejmie. — Jeśli odnajdę Hetty, nie omieszkam sprowadzić ją z powrotem do pani pensjonatu.
— Sprawi mi pan tym prawdziwą przyjemność, panie Gold.
W godzinę później znalazł się pod wskazanym adresem. Brudna, niedbale ubrana kobieta otworzyła mu drzwi. Z mieszkania zionęło praniem i resztkami jedzenia.
— Chciałbym mówić z miss Hetty Brown — rzekł Raffles.
— Czego? — zaśmiała się drwiąco megiera. — Pan chce mówić z miss Hetty? A możeby pan tak przypadkiem zapłacił za nią to, co została mi winna?
— Oczywiście — odparł Raffles — uczynię to z przyjemnością. Ale przed tym muszę porozmawiać z miss Brown.
— To szukaj jej pan sobie! Od pięciu dni nie pokazała tu swego nosa. Diabli wiedzą, gdzie się teraz obraca. Może zwłoki jej pływają po falach Tamizy. Może gdzieś pije w knajpie zamiast pracować?
— A więc nie wie pani, gdzie znajduje się obecnie miss Hetty Brown?
— Ile razy mam to panu powtarzać?
— Czy mogę obejrzeć pokój, który zajmowała?
— Pozostała mi winna za dwa dni. Zapłać pan dług, to będziesz mógł obejrzeć pokój.
Raffles wyciągnął sześć pensów, na które stara rzuciła się drapieżnie.
— Oto jej pokój, — rzekła, wprowadzając go do ciemnej izdebki, której malutkie okno wychodziło na cuchnące podwórze. — Cały jej majątek, to trochę bielizny. Nie warte dwóch groszy... Ale czego pan tu szuka?
— To nie pani rzecz. Wrócę tu jutro, żeby dowiedzieć się, czy Hetty nie wróciła. W wypadku, gdyby zjawiła się wcześniej, proszę powiedzieć, że przyjechał jej krewny z Kalkutty.
Wróciwszy do domu, Raffles długo rozmawiał z Brandem na temat sposobu odnalezienia Hetty.
— Obawiam się, czy nie popełniła samobójstwa. — rzekł. — Nabrałem jednak niezbitej pewności, że przyczyną jej nieszczęścia jest ten nędznik Meyer-Wolf. Kierowniczka pensjonatu wspomniała mi, że matka jej umarła nagle na serce. Przypuszczalnie zachorowała po napisaniu listu. To jest wytłómaczenie, dlaczego list ten nie doszedł nigdy do rąk adresatki. Do licha, muszę odnaleźć tę dziewczynę!
Tego samego wieczoru powrócił na Tower Street. Dziewczyny nie zastał. Wszedł do jej pokoju i nie zwracając uwagi na rozczochraną gospodynię otworzył walizkę. Znalazł w niej niewinne pamiątki w postaci listów i fotografij, związanych jedwabnymi wstążeczkami. Począł przeglądać listy. Pochodziły one od jej matki. Odłożył je na bok i począł przeglądać fotografie. Nagle otworzył szeroko zdumione oczy. Trzymał przed sobą fotografię kobiety z dwunastoletnią dziewczynką.
— Czy to jej fotografia? — zwrócił się żywo do gospodyni.
— Tak, to miss Brown — rzekła — Niewiele zmieniła się od tego czasu.
Raffles schował fotografię do kieszeni.
— Proszę zapakować to wszystko — zabieram to z sobą.
— Nie wypuszczę rzeczy, dopóki nie zapłaci mi pan za tydzień komornego — mruknęła stara.
Ze wstrętem rzucił jej dziesięć szylingów.
Wrócił autem do domu. Jakkolwiek przynaglał szofera do pośpiechu, droga wydawała mu się dziwnie długa. Jak strzała wpadł do pokoju, w którym siedział Charles Brand, pogrążony w lekturze.
— Przyprowadź tu czemprędzej moją protegowaną — zawołał podniecony.
— Co się stało?
— Nie pytaj o nic. Sprowadź ją czemprędzej.
W kilka minut później młoda dziewczyna stanęła na progu gabinetu. Wypoczynek oddziałał dodatnio na jej wygląd zewnętrzny. Oczy jej błyszczały radością, na delikatnych ustach wykwitł czarujący uśmiech.
— Czy poznaje pani te rzeczy, miss Hetty Brown? — rzekł Raffles, wyjmując z walizki niektóre przedmioty.
Spojrzała nań przerażona:
— Skąd pan zna moje imię?
— Miss Hetty, — rzekł zbliżywszy się do niej — mimo sceptycyzmu, który zapanował od pewnego czasu w ludzkich sercach, muszę przyznać, że niebo najwidoczniej w tajemniczy sposób kierowało pewnymi mymi czynami po to, abym mógł pani przyjść z pomocą.
— Skąd pan znał mój adres? Wstyd mi było podać go panu.
— Podano mi go w pensjonacie na Essex Street.
— To nie do wiary! — zawołała miss Brown. — Pamiętam dokładnie, że nie wspominałam przed panem tego nazwiska.
— Uczyniła to za panią jej matka, której, niestety, nie znałem osobiście. W milczeniu wyciągnął ku niej skradziony list.
Wzruszenie podcięło jej nogi. Musiała usiąść w fotelu, aby przeczytać list z za grobu.
— Biedna moja matka! Napisała ten list prawdopodobnie w ten sam wieczór, kiedy umarła.
— A oto spadek, który zostawiła po sobie — rzekł Raffles, wyjąwszy z biurka cenny naszyjnik z diamentów.
Miss Brown z podziwem spojrzała na kamienie, rzucające oślepiające blaski.
— Jest pani teraz bogatą, miss Hetty. Kamienie te przedstawiają olbrzymią wartość.
— W jaki sposób doszedł pan do posiadania tych diamentów?
Raffles zawahał się:
— Znalazłem je u niejakiego Felixa Meyer-Wolfa.
— Wolf? Przecież to człowiek, który za życia ojca pożyczył mu dużo pieniędzy i który telegraficznie zawiadomił mnie o śmierci mej matki. Pewnego ranka, gdy odwiedził ją w jej mieszkaniu, zastał ją martwą.
— A więc nie myliłem się — rzekł Raffles uśmiechajac się. — I nie zawiadomił pani zupełnie o spadku, ani też nie przesłał listu?
— Nie — odparła miss Brown — powiedział mi tylko, że ojciec mój zaciągnął u niego olbrzymi dług i że na zasadzie jego zobowiązań wszedł w posiadanie całego naszego majątku. Okazał się jeszcze na tyle wspaniałomyślny, że z własnej kieszeni pokrył koszta pogrzebu mojej matki.
— Goddam! — krzyknął Raffles — Że tego rodzaju zbóje rodzą się na tym świecie!
— Nie miałam najmniejszego pojęcia, że to nie uczciwy człowiek. Wprost przeciwnie, uważałam go za swego dobroczyńcę.
— To się często zdarza. Najgorsi oszuści uważani są za ludzi szlachetnych i dobroczyńców ludzkości.
— Czy bankier dał panu te klejnoty z poleceniem oddania ich mnie?
— O nie — rzekł Raffles — Proszę mi wybaczyć, że nie mogę opanować swego wzruszenia. Ten łotr pozbawił panią jej dziedzictwa. Ukrył list pani matki, zabrał cenne diamenty! Toż to najgorszy z bandytów. Czy nie wie pani przypadkiem, jaki majątek zostawił po sobie wuj, mieszkający w Kalkucie?
Miss Brown zaprzeczyła ruchem głowy.
— Niestety, nic o tym nie wiem. Matka moja niejednokrotnie wspominała mi o wuju, mieszkającym w Indjach. Dowiedziałam się wprawdzie o jego śmierci, lecz nie słyszałam, czy zostawił po sobie spadek. Wszystko to razem brzmi dla mnie niesłychanie tajemniczo. Czy zechce mi pan wyjaśnić, w jaki sposób stał się pan posiadaczem listu i diamentów?
John Raffles przez chwilę spoglądał uważnie na dziewczynę. Zapadło milczenie.
— Jestem John C. Raffles!
Dreszcz wstrząsnął delikatnym ciałem dziewczyny.
Tajemniczy Nieznajomy zaśmiał się:
— Prawdopodobnie wyobrażała sobie pani tego człowieka w całkiem inny sposób?
— Tak — odparła. — Kierowniczka naszego pensjonatu mówiła nam często o nim, jako o niebezpiecznym zbrodniarzu, przed którym należy się mieć na baczności. Czy naprawdę ma pan tyle zbrodni na swym sumieniu?
— Czy ciągle jeszcze mnie pani uważa za bandytę?
— Nie, odparła Hetty — nie wierzę ani słowu z tego, co mi o panu opowiadano. Pan jest naprawdę dobry.
— Czy czytała pani ostatnio gazety?
— Nie. W pensjonacie nie wolno nam było czytać gazet.
— A szkoda. Przekonałaby się pani, że, jak każdy rozsądny człowiek, czuję wstręt przed zbrodnią. Teraz opowiem pani krótko, w jaki sposób zdobyłem kolię: Przedwczoraj włamałem się do domu bankowego Felixa Meyer-Wolfa. Jemu to właśnie skradłem kamienie drogocenne i list.
— Skradłem?
— Tak — odparł Raffles. — Nie staram się pięknymi słowami osłaniać mych czynów. Nazywam rzeczy po imieniu.
— Nie rozumiem, — rzekła miss Brown — czemu mówi pan o kradzieży, jeśli zamierza mi pan je zwrócić?
— To już moja sprawa — odparł lord Lister. — Z reguły kradnę to, co uprzednio skradzione zostało innym. Proszę się uspokoić: pomogę pani, jeśli pani sobie tego życzy, sprzedać te klejnoty. Spłaci pani dług ojca, a za resztę pieniędzy będzie mogła pani żyć spokojnie. Nie wolno jednak pani zdradzić naszego sekretu. Powróci pani do pensjonatu, a ja zajmę się resztą. Dyrektorce pensjonatu przedstawi mnie pani, jako swego wuja z Indii. Niech pani nie zapomni mego nazwiska: przedstawiłem się jako mister Gold. Jutro wraz z panią udam się do adwokata, który ureguluje sprawę pani z bankierem.
Zanim Hetty zdążyła mu podziękować, lord Lister opuścił pokój. Charles Brand odwiózł ją autem do pensjonatu. Raffles zajął się tymczasem przeglądaniem kontraktów, które lichwiarz zawarł z właścicielami ziemskimi. Doszedł do wniosku, że zniszczenie tych dokumentów nie przyniesie żadnej ulgi nieszczęśliwym, albowiem wszystkie długi zostały już zabezpieczone na hipotekach nieruchomości. Czuł się bezsilny. Los jednak pomógł mu w sposób, którego nie mógłby z góry przewidzieć.