Z życia domowego szlachty sandeckiej/Rozdział IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Sygański
Tytuł Z życia domowego szlachty sandeckiej
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Wł. Łozińsiego
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ IV.
Stosunek szlachty do mieszczaństwa.

Szlachta niechętnem okiem spoglądała na wzrastające bogactwa miast, na ich przywileje i warowność, dlatego też na sejmach koronnych, zwłaszcza w latach 1538, 1543 i 1550, zniewoliła częstemi skargami Zygmunta I. i Zygmunta Augusta do zniesienia cechów rzemieślniczych po miastach, prócz rządów i obchodów kościelnych, ponieważ ubliżają i szkodzą wolności szlacheckiej i ziemskiej.[1] Pomimo tych wszystkich zabiegów i uchwał sejmowych, istniały dalej bractwa rzemieślnicze, bo były na czasie, a królowie z dynastyi Wazów stawali w obronie instytucyi cechowej, której zakres działalności ścieśnić usiłowano. Jako warownie kraju, okazały się miasta koniecznemi, a za obronę i na utrzymanie ich trudno było mieszczanom odmówić nagrody. Zygmunt III. szczególnie, sprzyjając żywiołowi niemieckiemu, sprzyjał i cechom, jako instytucyi niemieckiej, która rzeczywiście zasługiwała na uwzględnienie: bo dopóki instytucye miejskie wzorowały się według modły zachodniej, z Niemiec pochodzącej, dopóty wzrastała ich siła, a z nią i rozwój cywilizacyjny miast. Za jego przykładem poszli synowie i następcy jego: Władysław IV. i Jan Kazimierz, i można rzec, iż za Wazów bractwa rzemieślnicze zakwitły w całym swym, może nieco dziwacznym, lecz ówczesnym ustroju.
Szlachta, nie uzyskawszy zgnębienia miast, a przedewszystkiem nie mogąc obejść się bez nich, zachowała sobie przecie choć pozór panowania nad niemi w ustanawianiu miary, wagi i ceny towarów. Podwojewodzy, lub w jego zastępstwie podstarości, ustanawiał corocznie ceny żywności i robót rzemieślniczych, wraz z innymi urzędnikami grodzkimi, którzy nie mieli o nich dokładnego wyobrażenia — sama zaś szlachta uchwalała na sejmach 1613, 1620 i 1629 r. prawa i kary na zbytek mieszczan „lex sumptuaria“, używających szat i podszewek jedwabnych, kosztownych futer, oraz safianowych butów.[2]
Podobne prawa nie przyczyniały się do utrzymania zgody pomiędzy szlachtą i mieszczaństwem. Miasta ze wstrętem patrzyły na szlachtę, zazdroszczącą im owocu pracy i przemysłu, a dążącą do podbicia miast wolnych w poddaństwo swoje. Szlachta zaś za obronę kraju i dzielność, jaką okazywała w bezustannych prawie wojnach, żądając nagród i uznania od całego narodu, wymagała wyłącznej wolności i wyłącznych swobód dla siebie, i nie mogła się oswoić z widokiem zamożnych i strojnych, a nie rycerskich miast. Zazdrość ta szlachty wobec miast była powszechną podówczas w Europie, bo wszędzie oparta na zobopólnych, wyłącznych interesach. Mieszczanie, ponosząc coraz większe ciężary, opłacając wzmagające się pobory i stacye żołnierskie, gdzie tylko mogli, odbijali na szlachcie, czy to w sklepie, rzemiośle, czy w gospodzie. Szlachta zaś nie miała ochoty płacić więcej i zniżała ceny, więc kupcy i rzemieślnicy dostarczali podlejszych towarów i wyrobów; stąd hałasy i skargi! I w tem właśnie upatrujemy pierwszy, charakterystyczny rys, ujemnego stosunku szlachty do mieszczaństwa.
Ujemnie również wpływali starostowie grodowi na utrzymanie bratniej zgody pomiędzy szlachtą a mieszczaństwem. Samowolnem postępowaniem uchwycili w swe ręce kontrolę nad całym zarządem wewnętrznym miast, a przedewszystkiem nad radą miejską, przez co poddali ją w bezpośrednią od siebie zależność i zniszczyli dawną jej samodzielność. Na to ścieśnienie przywilejów swoich, nie mogli mieszczanie obojętnem spoglądać okiem. Wskutek skarg pospólstwa Nowego Sącza, orzekli zesłani komisarze królewscy w r. 1543, ażeby starosta grodowy nie mieszał się do jurysdykcyi i sądownictwa miejskiego, ale pilnował swych sądów grodzkich starościńskich. Mimo to jednak podobne skargi powtórzyły się jeszcze niejednokrotnie, w XVI. i XVII. wieku.
Ale pomijając te ujemne rysy obyczajowe, znajdujemy przecie wiele innych dodatnich stron, które znamionują przyjazny stosunek pomiędzy szlachtą a mieszczaństwem.
Szlachta grodzka i okoliczna bynajmniej nie usuwała się od mieszczaństwa Nowego Sącza, lecz owszem utrzymywała z niem stosunki towarzyskie, nawet niekiedy przyjazne. Stąd to nierzadkie zdarzały się wypadki, że mieszczanie sandeccy żenili się z szlachciankami, jak n. p. kupiec Walenty Wałowicz z Katarzyną, córką szlachetnego Jana Olszowskiego; albo inny mieszczanin, Stanisław Zawistowski, z Konstancyą Wielogłowską, której zapisał na kamienicy Smoczowskiej oprawy, czyli wiana 1.000 złp. Odwrotnie znowu córki majętnych mieszczan wchodziły nieraz w związki małżeńskie ze szlachtą, jużto okoliczną, jużto w mieście osiadłą. I tak Anna, córka kupca Mikołaja Pełki, poślubiła szlachetnego Jana Gębczyńskiego, a przy podziale majątku rodzicielskiego (1614 r.) otrzymała wieś Klimkówkę niedaleko Sącza, oszacowaną na 3.000 złp. Szlachetny Juliusz Delpacy „Del Pace“, syn Juliusza rajcy krakowskiego († 1608), ożeniony był 1613 r. z Magdaleną, córką Stanisława i Jadwigi Fratrowiczów, właścicieli trzech przedmiejskich folwarków.[3] Podobnie także Wojciech Bogdałowicz, którego ojciec Stanisław, podupadły szlachcic, przyjął niedawno prawo miejskie i był poważanym ławnikiem „nobilis civis et scabinus sandecensis“; a on sam urzędował w kancelaryi grodzkiej „vicenotarius castri sandecensis“, pojął za żonę bogatą mieszczankę Felicyę, wdowę po kupcu, Sebastyanie Piotrkowiczu († 1631). Nowy Sącz łączyły z Krakowem od dawien dawna ścisłe stosunki handlowe, to też i mieszczanki sandeckie wychodziły za mąż do Krakowa za obywateli tamtejszych. Tak n. p. Urszula, córka zamożnego kupca, Baptysty Gandolfiego, była żoną Reneslego, mieszczanina krakowskiego w XVI. wieku. A wiadomo skądinąd, że mieszczanie krakowscy zrównani byli pod pewnymi względami ze szlachtą i w niczem jej nie ustępowali.[4] Stąd to urosło owo znane adagium: „Civis cracoviensis, est par nobili“.
Na weselach panów rajców i ich córek bywała nieraz szlachta i duchowieństwo, dla których imieniem miasta stawiano po 6–12 garncy doborowego wina; przy wychylaniu tak zwanych „pełnych“, t. j. dzisiejszych toastów, wygłaszano mowy na cześć państwa młodych oraz czcigodnych gości. Tak na weselu córki burmistrza, Jędrzeja Adamowicza (1607), było bardzo dużo szlachty, jak ks. Jan Jordan, opat Norbertanów sandeckich: Sebastyan Gładysz z Szymbarku: Jan Krynicki, dzierżawca dóbr miejskich w Paszynie, i wielu innych, a panowie rajcy wystawili przy tej sposobności 12 garncy wina. — Podobnie przy powtórnych zaślubinach Jerzego Tymowskiego (1610) z Krystyną, drugą córką wymienionego Jędrzeja Adamowicza, pan Jakób Chwalibóg z Ropy, dotrzymując słowa Tymowskiemu, kiedy go pocieszał po zgonie jego pierwszej żony, zaszczycił gody swą obecnością i nawet kazał dać 2 achtele piwa. — Również, kiedy rajca, Matyasz Pleszykowicz, wydawał swą córkę Magdalenę za Jerzego Frączkowicza (1632), na weselu tem był obecnym powszechnie lubiany i poważany pan starosta grodowy, Jerzy Stano, przyczem ze strony miasta dano 10 garncy starego wina.
Podobnie postępowali starostowie grodowi. Na wesela swych córek zapraszali rajców, ci zaś, odwzajemniając się za to, częstowali hojnie w imieniu miasta weselnych gości. I tak w r. 1626 „przy rękowinach jejmości panny Zofii Lubomirskiej, starościanki sandeckiej, która szła w stan święty małżeński za jegomościa pana Krzysztofa Rarowskiego, gratyfikując jegomości panu staroście, Sebastyanowi Lubomirskiemu, daliśmy beczkę wina za 60 złp., ryb i wyziny za 5 złp.“ — Później znów 1628 r. „gratyfikując jegomości panu Jerzemu Stano, staroście sandeckiemu, gdy wydawał córkę swoją w stan św. małżeński za jegomościa pana Zygmunta Palczowskiego, daliśmy beczkę wina za 80 złp.“ — Tak samo w r. 1634 „za beczkę wina 80 złp., gratyfikując jegomości panu staroście, Jerzemu Stano, gdy wydawał wychowanicę swoją w stan św. małżeński, do którego aktu jegomość nas zaprosić raczył“.
Każde odniesienie zwycięstwa nad wrogami ojczyzny, witano w Nowym Sączu z niesłychaną radością, wśród wystrzałów armatnich, przy odgłosie trąb i kotłów, przyczem nie obeszło się bez wydatków na koszt miasta. Tak n. p. w r. 1629, po najświetniejszem zwycięstwie Stanisława Koniecpolskiego, hetmana polnego koronnego, nad Gustawem Adolfem pod Trzcianą 27. czerwca, zanotował burmistrz, Tomasz Pytlikowicz: „Puszkarzom za odprawienie tryumfu po zwycięstwa otrzymaniu nad Gustawem, dało się 14 gr.; panu Walentemu Korzeniowskiemu, który przy tymże tryumfie monstrował i regimentował pospólstwo, także i bębeniście kontentacyi 9 gr.“
Każdy wreszcie szczęśliwy wjazd nowego grodowego starosty, lub jego powrót z obozu, obchodzono wśród wesołych biesiad. I tak w r. 1611, kiedy Stanisław Lubomirski, starosta grodowy, powrócił do domu z wojny moskiewskiej, gdzie pod Smoleńskiem i Moskwą potykał się z wrogami na czele własnej chorągwi husarskiej ze 200 koni złożonej,[5] darowano mu na przywitanie beczkę wina za 80 złp. — Z powodu przybycia nowego starosty grodowego w r. 1627 zanotowano w księdze wydatków: „Na przywitanie jegomości pana Jerzego Stano, daliśmy pro honorario 2 beczki wina za 112 złp.“ A kiedy tenże starosta w r. 1634 wskutek poddania się Moskali i układów z nimi pokojowych zawartych w Polanowie, powrócił z obozu, ofiarowało mu miasto beczkę wina za 70 złp.
Po ustąpieniu Jerzego Stany w r. 1637, objął starostwo grodowe Jerzy Lubomirski.[6] Z wielką okazałością witało go miasto, kiedy wjeżdżał do Sącza wraz z ojcem swym Stanisławem, wojewodą ruskim. U krakowskiej bramy na rozkaz rajców, wystawiono ogromny kolos, czyli słup, przyozdobiony odpowiednio do uroczystości, za co cieśle dostali 26 gr. Szychtarz[7] miejski regimentował cechami i dostał wina garniec za 2 złp., pomocnicy zaś jego gorzałki za 1 złp. 6 gr. Pisarz miejski za przemowę do Imci pana starosty wziął też garniec doskonałego wina za 2 złp. 18 gr. Za starostą zjechało wiele szlachty i chorągiew dragonii wojewody ruskiego, ojca starosty. Nie mogąc się zmieścić jedną bramą, chcieli wjeżdżać drugiemi, że zaś były zamknięte, nie myśląc wiele, poodbijali kłódki i wjechali sobie wśród huku doboszów, wrzasku trębaczów i szyposzów miejskich, dmących w długie trąby na wjazd pana starosty.
Charakterystycznym zwłaszcza był wjazd starosty 6. października 1646 r. Burmistrz, Jakób Poławiński, i rajcy sandeccy, naradziwszy się pospołu, czynili przygotowania do należytego przyjęcia nowego pana starosty, Konstantego Lubomirskiego, syna Stanisława, wojewody krakowskiego. Lunarowie[8] odebrali rozkaz wystawienia tryumfalnego łuku przed krakowską bramą, a sławetny Floryan Benedyktowicz, wielce zasłużony i słynny malarz, odebrał polecenie odmalowania tablicy tryumfalnej i 6 herbów, za co wypłacił mu burmistrz 20 złp. Bramę zaś tryumfalną stawiano pod okiem pana lunara, Wawrzyńca Sławińskiego, który podał rejestr wydatków 17 złp. 26 gr. Składką dobrowolną zebrano po mieście 10 złp., resztę dodał burmistrz ex aerario.
Służba miejska, tak radziecka jako i wójtowska, już znacznie przechodziła mundury swoje, trudno ją więc było przedstawić pańskiemu oku w takiem zaniedbaniu. A zatem nabrano na świeżą barwę sukna morawskiego i kiru, i razem z robotą krawiecką zapłacono 20 złp. 24 gr. Była więc brama tryumfalna i czeladź przystrojona; był i pan pisarz miejski przygotowany z uroczystą mową powitalną: duchowieństwo zaś świeckie i zakonne ze święconą wodą i błogosławieństwem było w pogotowiu.
Panowie rajcy pomyśleli także o ugoszczeniu wielmożnego pana starosty. Pod przewodnictwem sławetnego Sebastyana Żmijowskiego, rewizora wina, zapuścili się w podziemia królewskiego miasta swego, aby zobaczyć składy daru Bożego, którym Stwórca węgierskie nasze sąsiady wyposażył i wyszczególnił przed innymi narodami. I znaleziono w mieście 23 składy węgierskiego wina, a w nich beczek 334. Obejrzawszy się tedy po owych składach, mianowicie między beczkami Bonpaula Węgrzyna, wybrali panowie rajcy maślacza czteroputowego, t. j. takiego, gdzie na jedną beczkę moszczu wchodziło 4 putni wyśmienitych rodzynek, i ugodzili ją za 150 złp.
Witając tedy pana starostę, ofiarowali mu ją w dowód uniżoności swej i posłuszeństwa i radości z przybycia, poczem w rejestrze wydatków nadzwyczajnych zapisano: „Na przywitanie Imci pana starosty darowaliśmy beczkę wina za półtorasta“. Starszy dworzanin starosty dostał ciepłą ręką honorarium talerów twardych 10, czyli 30 złp., aby się przyczyniał za miastem i rajców jego pańskiej łasce poufnie polecał, a wpływem swoim biednych ludzi od ciężarów ochraniał.
Załogę miasta stanowiło mieszczaństwo, obowiązane bronić miasta swego w czasie wojennych napadów. Każdy cech miał sobie przydzieloną basztę, czyli wieżę miejską, w obrębie murów warownych, która raz na zawsze miała być opatrzoną w strzelbę, t. j. broń palną, tak ręczną jako i wałową, proch, kule i wszelki rynsztunek wojenny. W celu wprawiania mieszczan do broni, odbywano cztery razy do roku podczas jarmarków ćwiczenia wojenne, czyli okazowania zbrojne albo monstry. A to pogotowie wojenne nie było wcale zbytecznem, kiedy zbójcy podgórscy napadali jarmarki, hałaśliwa zaś szlachta, zjechawszy do miasta, dopuszczała się różnych wybryków i nadużyć.
Zapraszano wtedy do regimentowania świadomego wojenki mieszczanina, lecz najczęściej szlachcica, osiadłego w mieście: najbardziej jednak radzi byli mieszczanie iść pod rozkazy jakiego porucznika lub rotmistrza, jeżeli właśnie przebywał w mieście lub przejeżdżał, a dał się uprosić. Wdzięczne miasto Jego Królewskiej Mości nie zapomniało też ugościć panów wojskowych, zapisując to do księgi wydatków. I tak w r. 1644 zanotowano: „Przed wyjazdem chorągwi dragańskiej z miasta, rotmistrzowi i oficerom, którzy byli przy monstrze generalnej miejskiej, dało się kontentacyi 3 garnce wina za 6 złp.“ W r. 1651 „dla pana Krzesza, regimentarza na okazyi, za półgarnca wina 1 złp. 6 gr.“ Czasami, jeżeli stała dragonia w mieście, używano dobosza od dragonii, jak w r. 1644, gdzie zapisano: „Doboszowi dragańskiemu podczas monstry miejskiej, także trwog węgierskich,[9] za pracę 1 złp. 3 gr.“ W czasie monstry strzelano do tarczy, a zaszczycał ją niekiedy obecnością swoją sam starosta grodowy, n. p. w r. 1648 Konstanty Lubomirski, wraz z małżonką swoją niedawno poślubioną, Barbarą Domicelą ze Szczawińskich, wojewodzianką brzeskokujawską, oraz liczną szlachtą, grodzką i ziemską.
Nie sami jednak mieszczanie ze szlachtą przychodzili na monstrę wojenną. W groźnych czasach wojennych brali w niej czynny udział także chłopi, poddani wsi miejskich. Miasto rade im było i raczyło ich piwem. Tak n. p. w r. 1655 zanotowano: „Panom mieszczanom, którzy na monstrę wychodzili, według dawnego zwyczaju na achtel piwa 4 złp. 10 gr.: chłopom, którzy na monstrę przyszli z innych wsi, na achtel piwa 4 złp. 10 gr.; dla panów kolegów,[10] gdy z monstry przyszli, za 2 garnce wina 3 złp. 6 gr.; dla regimentarzów, którzy byli na monstrze, za półgarnca wina 24 gr.“ — Podobny zapisek znajduję pod r. 1656: „Za 3 achtele piwa na jeneralną monstrę: jeden dla panów mieszczan, drugi dla przedmieszczan, a trzeci dla wsianów (sic), aby accedente aliquo casu ochotniej szli do murów i obrony, 12 złp.; dla panów kolegów, którzy na tejże monstrze prezydowali, za 3 garnce wina 6 złp.; dla dwóch regimentarzów półgarnca wina 1 złp.: na piwo dla różnych osób znaczniejszych, którzy byli praesentes przy tej monstrze, 18 gr.“

Baszta kowalska z XVI. wieku, przy dawnej bramie zamkowej w Nowym Sączu, zob. Dodat. IV.

Takie okazowania zbrojne zaprawiały mieszczaństwo do szermierki wojennej, a w czasie najazdu szwedzkiego zostały pomyślnym uwieńczone skutkiem. Z początkiem października 1655 r. wkroczyli wprawdzie Szwedzi do Nowego Sącza, pod wodzą pułkownika Jerzego Forgwella, lecz niedługo w nim utrzymać się zdołali. Różne grabieże szwedzkie, a jeszcze bardziej wieść o znieważeniu przez tych wrogów grobów kollegiaty — wskutek zdrady szlachcica, Floryana Siemichowskiego,[11] który niedługo przedtem (1652) porzucił Aryan i był ochrzczony w Bruśniku, a teraz znów powrócił do nich i połączył się ze Szwedami — lotem błyskawicy rozeszła się po całej okolicy i rozjątrzyła całą ludność do ostateczności. W mieszczanach sandeckich zakipiała rycerska krew przeciw łupiestwom szwedzkim. Chwycili więc za broń, a przy pomocy włościan z Nawojowej, Podegrodzia i Brzeznej, pod dowództwem braci szlachty: Jana i Krzysztofa Wąsowiczów, oraz Felicyana Kochowskiego,[12] zadali Szwedom najzupełniejszą klęskę 13. grudnia 1655, i wyparli ich z miasta.
Nawet w uroczystościach kościelnych spostrzegamy pewną łączność i korzenie się przed Panem Zastępów szlachty wspólnie z mieszczaństwem. Jeżeli każdej uroczystości kościelnej towarzyszyły bębny i trąby, to na obchody Bożego Ciała wszystko, co tylko mogło dodać okazałości, spoliło się z sobą. Całe miasto wraz z szlachtą grodzką wyroiło się w najlepszych szatach. Cechy stanęły pod bronią z regimentarzem i chorążym na czele, a działa ponabijane przygotowano po basztach lub na wałach miejskich. Ołtarze przybrano w obrazy i różnobarwne firanki, drogi umajono brzeziną, uwieńczoną w kwiaty, całą zaś drogę, którędy po rynku obnoszono Przenajśw. Sakrament, wysadzono szpalerem zielonych drzew, zwykle z brzóz jedna przy drugiej, i wysypano szuwarem.
Podczas tego obchodu „puszkarz puszczał strzelbę“, t. j. dawał ognia z muszkietów i półhaków, a równocześnie odzywały się salwy armatnie; dobosze bębnili, trębacze trąbili, regimentarz zaś regimentował piechotą miejską. Jeśli możliwem było, zapraszano na tę uroczystość trębaczy i dobosza od dragonii, lub innego wojskowego, a kantor zaciągał muzyków i śpiewaków, zaco wszyscy odbierali stosowne honorarya. I tak w r. 1628 „w dzień Bożego Ciała dla ozdoby procesyi i chwały Bożej, dało się porucznikowi, który regimentował pospólstwem, 2 chorążym, 2 bębenistom, 2 puszkarzom i trębaczom kontentacyi 3 złp. 7 gr.“ — W r. 1638 „trębaczowi, korneciście i puzanistom dwom, którzy grali w procesyi Bożego Ciała, kontentacyi 1 złp.“ — W r. 1647 „dla trębaczów Imci pana starosty, którzy trąbili w procesyi Bożego Ciała, dano na miód 1 złp. 6 gr.; dla szyposzów jegomości starosty w tenże dzień na miód 1 złp. 6 gr.; regirnentarzom miejskim kontentacyi wedle zwyczaju pod tenże czas 18 gr.: kantorowi według dawnego zwyczaju 2 złp.; bębeniście 12 gr.“
Ostatnim objawem dobrych stosunków pomiędzy szlachtą a mieszczaństwem, było wzajemne pożyczanie pieniędzy, spółki handlowe wina i sukna, oraz pobieranie towarów na kredyt lub zastaw. Stosunkowi temu poświęciłem dwa poprzednie rozdziały, gdzie zestawione szczegóły wyjaśniły rzecz dostatecznie.









  1. Ks. Januszowski: Statuta, prawa i konstytucye koronne. Kraków 1600, druk gocki in fol. str. 278–280.
  2. Volum. Leg. T. III. p. 89, 180, 297.
  3. Act. Consul. Sandec. T. 35, p. 349, 351, 507.
  4. Zob. Rocznik Krakowski T. VII. 199. Kraków 1904. — Por. także Oswald Balzer: Państwo pol. w XIV. i XVI. w. Kwartal. Hist. z r. 1907, str. 268–269.
  5. Naruszewicz: Żywot Karola Chodkiewicza. T. I. 247. T. II. 3.
  6. Było to niezawodnie w maju, gdyż 10. kwietnia 1637 figuruje jeszcze starostą Jerzy z Nowotańca Stano; 22. maja już Jerzy z Wiśnicza Lubomirski.
  7. Od niem. Schaft, wyrabiał łoża, czyli osady do broni palnej, rak ręcznej jak i wałowej, i wszelką przynależność do niej.
  8. Od niem. Lohnherr, gospodarze miejscy, doglądali wszelkich robót publicznych, mianowicie naprawy murów warownych, bram i baszt miejskich, wodociągów, mostów, bruków itp.
  9. Z powodu morowego powierza, grasującego wówczas na Węgrzech.
  10. To jest dla rajców (consules) i ławników (scabini) miejskich. Zarząd bowiem miasta spoczywał w ręku rajców, z burmistrzem (proconsul) na czele; sądownictwo zaś w ręku ławników, pod przewodnictwem wójta (advocatus). Wybory tak rajców, jak i ławników, odbywały się corocznie na ratuszu, zwykle w lutym. Przewodniczył tym wyborom czasami sam starosta grodowy, lecz najczęściej jego podstarości, burgrabia zamkowy, dworzanin lub inny jaki znakomity szlachcic, wraz z inną szlachtą asystującą.
  11. Pojmany potem i oddany sądowi wójtowskiemu, musiał dać głowę pod topór kata, na środku rynku pod pręgierzem, 22. grudnia 1655. Pogrzebiony za murami miasta na miejscu tracenia złoczyńców; burmistrz zaś, Jan Marcowicz, zapisał w księdze wydatków: „Exekurowi od exekucyi Siemichowskiego, co zrabował groby u fary i nawodził Szwedów, 3 złp.“
  12. Dowódca piechoty nawojowskiej, stryj Wespazyana Kochowskiego, historyka-poety († 1700).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Sygański.