Z Moskwy do Irkutska/Cz.2/15
←Rozdział XIV | Z Moskwy do Irkutska Część II. Rozdział XV. Juliusz Verne |
Uwaga! Tekst niniejszy w języku polskim został opublikowany w latach 1876-77.
|
Michał Strogoff nie był nigdy ślepym. W skutek najzwyczajniejszego fenomenu tak moralnego jak i fizycznego, zgubna działalność rozpalonego ostrza została zneutralizowaną.
Przypominamy sobie, że w chwili wykonania wyroku Marfa Strogoff wyciągała ręce do syna. Michał spoglądał na nią wzrokiem syna widzącego po raz ostatni. Łzy tłumione dumą zgromadziły się pod powieką, a ulatując w gorącu, wzrok mu ocaliły. Pokład pary utworzony z łez unicestwiał działanie gorąca.
Michał pojmował całą doniosłość niebezpieczeństwa gdyby jego tajemnicę odkryto. Czuł wynikające z tego korzyści w spełnieniu swego posłannictwa. Tak więc powinien był pozostać niewidomym dla wszystkich, dla Nadi nawet, nie zdradzić się słowem, nie zdradzić gestem żadnym. Gotów był narazić życie swoje nawet dla przekonania o swojej ślepocie.
Jedynie matka jego wiedziała prawdę, na placu w Tomsku powiedział jej to do ucha, kiedy nachylony okrywał ją pocałunkami.
Nie potrzebuje wyjaśnienia, że kiedy Iwan O* z okrutną ironią kazał mu czytać list sądząc go niewidomym, Michał przeczytał go, dowiedział się o zamiarach zdrajcy. Ztąd też energicznie posuwał się naprzód w podróży. Ztąd tak gorące pragnienie dobicia do Irkutska. Wiedział że miasto miało być oddane zdradą! Że życie głównodowodzącego było zagrożone! Tak więc ocalenie w jego spoczywało ręku.
Wszystko to w kilku słowach Michał opowiedział głównodowodzącemu, dodając zarazem jaki udział Nadia przyjęła w tych wypadkach.
– Kto jest ta dziewica? zapytał głównodowodzący.
– Córka wygnańca Wasila F*, odpowiedział Michał.
– Córka dowódzcy F*, poprawił głównodowodzący, przestała już być córką wygnańca. Wygnańców niema już w Irkutsku!
Nadia mniej silna wrażeniami radości, rzuciła się do nóg głównodowodzącego, ten zaś jedną ręką ją podnosił, drugą podawał Michałowi.
W godzinę potem Nadia już była w objęciach ojca.
Michał, Nadia, Wasili F* byli nakoniec połączeni i wzajemne uczuwali szczęście.
Tatarów odparto – Wasili F* z swym oddziałem rozpędził pierwszych napastników, przy bramie Bolszaja.
Jednocześnie z odparciem najezdników oblężeni zdołali opanować pożar.
Przededniem jeszcze wojska Feofara powróciły do obozu, wielu poległych pozostawiwszy na szańcach.
W liczbie poległych znajdowała się cyganka Sangarra, która usiłowała daremnie połączyć się z Iwanem O*.
Przez dwa dni tatarzy nie dawali znaku życia. Śmierć Iwana O* zabiła ich odwagę. Człowiek ten był duszą tego najścia, zdradą i podstępem przeciągnął na swą stronę chana i wojska jego.
Jednak obrońcy Irkutska wciąż czuwali z jednaką gorliwością.
Nakoniec dnia 7-go Października wystrzał armatni zwiastował przybycie posiłków pod dowództwem generała K*.
Tatarzy nie czekali dłużej. Nie pragnęli oni wojować pod murami miasta i obóz nad Angarą natychmiast zwinęli.
Tak więc Irkutsk był oswobodzony.
Z pierwszymi żołnierzami rossyjskimi dwaj przyjaciele Michała weszli razem do miasta. Byli to nierozłączeni Blount i Jolivet. Udało im się tak jak i wszystkim towarzyszom podróży, dostać na zawałę lodów i tym sposobem uniknąć płomieni. Alcydes Jolivet zanotował w swoim dzienniku:
„O mało nie skończyłem jak cytryna w kuflu palącego się ponczu!”
Ucieszyli się niezmiernie widokiem Michała i Nadi, nadewszystko skoro się dowiedzieli że waleczny ich towarzysz nie był wcale niewidomym. Harry Blount wyprowadził ztąd taki wniosek:
„Rozpalone żelazo może być niedostatecznem dla pozbawienia wzroku!”
Następnie dwaj korespondenci zabrali się do porządkowania swoich wrażeń z podróży. Wreszcie wystali dwie zajmujące bardzo kroniki do Londynu i do Paryża, dotyczące najścia tatarów, a co szczególne to, że kroniki te nic a nic w ważnych faktach nie różniły się.
Kampania nie przyniosła żadnych korzyści emirowi i jego sprzymierzonym. Najście to okazało się bardzo zgubnem. Wkrótce zostali odcięci przez wojska rossyjskie, które odebrały kolejno wszystkie miasta zdobyte. Oprócz tego tatarów dziesiątkowały mrozy i tylko niewielka garstka tych morderczych wojowników powróciła na stepy.
Droga z Irkutska przez góry Uralskie była wolną. Głównodowodzący pragnął jak najspieszniej powrócić do Moskwy, lecz jedna uroczystość na kilka dni zatrzymała go jeszcze.
Michał zapytał Nadi w obecności jej ojca.
– Nadiu, jeszcze siostro moja, kiedy z Rygi udawałaś się do Irkutska, czy pozostawiłaś po sobie inny żal jeszcze, jak żal po stracie matki?
– Nie, odpowiedziała Nadia, niczego nie żałowałam, za niczcm nie tęskniłam.
– Więc nic z twego serca tam nie zostało?
– Nie bracie.
– Kiedy tak, to Sądzę iż Bóg skazując nas razem na tyle ciężkich doświadczeń, na tyle prób, chciał nas na całe życie połączyć.
– Ah! krzyknęła Nadia, rzucając się w objęcia Michała.
I odwracając się do Wasila F*.
– Ojcze! Szepnęła zarumieniona.
– Nadiu, największą rozkosz mi sprawi nazwanie was dziećmi memi!
Ceremonia zaślubin odbyła się w kościele katedralnym w Irkutsku. Była ona skromną w szczegółach, ale świetna zgromadzeniem całej ludności tak cywilnej jak i wojskowej, pragnącej podziwiać bohaterów dnia tego i w taki sposób najwyższą swą wdzięczność okazać.
Rozumie się że Harry Blount i Alcydes Jolivet także się tam znajdowali.
– Czy to nic zachęca cię do naśladowania ich? zapytał Alcydes Jolivet towarzysza.
– Kto wie, odparł Harry Blount, gdybym miał tak jak ty kuzynkę!…
– Moja kuzynka już nie na wydaniu! odparł ze śmiechem Alcydes Jolivet.
– Tem lepiej, bo coś mówią o nieporozumieniach między Londynem a Pekinem. Czy nie miałbyś ochoty przekonać się osobiście o ile to jest prawdą?
– Ależ kochany Blount, ja właśnie to samo miałem ci zaproponować!
I dwaj nierozłączeni do Chin wyjechali.
W kilka dni po ślubie Michał i Nadia Strogoff z ojcem wyruszyli w podróż do Europy.
Droga boleści zamieniła się w drogę szczęścia za powrotem. Podróż saniami z niezmierną odbywali szybkością.
Jednak na wybrzeżu Dinki zatrzymali się dzień jeden.
Michał odnalazł grób Mikołaja i postawił krzyż – Nadia modliła się po raz ostatni przy mogile swego heroicznego przyjaciela, którego oboje mieli pamiętać na wieki.
W Omsku oczekiwała ich Marfa. Z radością przycisnęła do serca tę którą oddawna nazywała córką swoją. Dziś odważna syberyjka głośno i z dumą mogła się przyznać do syna swego.
Przepędziwszy kilka dni z matką, podróżni nasi puścili się w dalszą podróż do Europy i wraz z Wasilim F* osiedlili się w Petersburgu, od czasu do czasu wyjeżdżając tylko dla odwiedzenia matki.
Młody kuryer otrzymał w nagrodę order Ś-go Jerzego. Potem do coraz większych do chodził dostojeństw.
Nie tutaj miejsce opisywać jego powodzenie, my tylko postanowiliśmy zrobić opis ciężkich prób jego.