Z logiki tłumów
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Z logiki tłumów | |
Wydawca | Redakcya „Krytyki” | |
Data wyd. | 1904 | |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
J. Baudouin de Courtenay.
Z logiki tłumów
ODBITKA Z »KRYTYKI« 1904.
KRAKÓW, 1904 — NAKŁADEM REDAKCYI »KRYTYKI«.
ODBITO W DRUKARNI NARODOWEJ W KRAKOWIE
|
Zdarzenie prawdziwe.
Znakomity „oryentalista“, badacz języków i ludów turecko-tatarskich (tiurkskich, urało-ałtajskich), F. W. Radloff, Berlińczyk z pochodzenia, od lat blizko dwudziestu członek rzeczywisty Akademii nauk w Petersburgu, rozpoczął swój zawód naukowy na Syberyi, gdzie badał narzecza tamtejszych ludów koczujących, a oprócz tego zajmował nominalnie miejsce nauczyciela języka niemieckiego w nieistniejącej wówczas jeszcze szkole realnej w Barnaule. Będąc człowiekiem familijnym, trzymał stałą służącą, miejscową Rosyankę. Niewiasta ta dzieliła z ludem, z którego wyszła, wszystkie jego wierzenia, światopoglądy i... „przekonania“.
Między innemi wierzyła ona święcie, iż Zwiastowanie Matki Boskiej (Błagowieszczenije) i Wielkanoc (Swietłoje Woskresienije, Swietłaja) są to tak wielkie święta, że podczas nich nawet ptaki wstrzymują się od budowania gniazd. (Na Błogowieszczenije i na Swietłuju pticy gniezd nie strojut). O prawdzie tej starała się ona usilnie przekonywać swego chlebodawcę. Ten ostatni zaś, jako wówczas jeszcze młody i opanowany donkiszocką żądzą kruszenia kopii w obronie „prawdy“, dyskutował zawzięcie z poczciwą Fiokłą czy też Matrioną, używając wszelkich argumentów nauki i zdrowego rozsądku. Oczywiście, jak to zwykle dzieje się w takich razach, żaden z przeciwników z pola nie ustępował i każdy pozostawał przy swojem zdaniu.
Pan Radloff, wyczerpawszy cały arsenał dowodów rzeczowych i rozumowych, machnął ręką na całą sprawę i nie wszczynał bezowocnych sporów. Aż oto pewnego pięknego poranku, dnia 25-go marca, w samo »Błagowieszczenije«, widzi, że pod dachem sąsiedniego domu jaskółka z wielką gorliwością pracuje nad uwiciem gniazdka dla siebie i przyszłej rodziny.
Uradowany i tryumfujący, biegnie pan R. do kuchni, chwyta kucharkę za ramię, ciągnie ją przed ganek i pokazuje pracującą jaskółkę:
“Smotrì, smotrì, màtuszka“ (patrz, patrz, kobieto).
Kucharka spogląda na swego pana z politowaniem, wzrusza ramionami i:
— „Barin, barin, kak tiebiè nie stydno! leszij tiebià pùtajet“ (Panie, panie, i nie wstyd to tobie! zły duch cię bałamuci).
Pan R. rozpostarł ręce i osłupiał. Od tego czasu stracił wszelką ochotę do dalszego nawracania.
Zdarzenie to opowiadał mi sam jego uczestnik.
Proszę tylko nie śmiać się i nie wydziwiać nad Fiokłą czy też Matrioną. Logika tej zacnej niewiasty właściwą jest też znakomitej większości ludzi nawet „inteligentnych“.