[102]Z NOCY.
Spojrzałem w słońce, w niebo, — tam głucho,
Jako w sklepionym grobowca lochu,
Gdzie promyk lampy wystrzela sucho
Nad rozsypaną przygarścią prochu;
I duch ponury powrócił w siebie,
Żywota nie było w niebie! —
Więc w świat, w świat czynów, rzuciłem ducha,
We stuwiekową pracę człowieka.
O! i tu straszno, — i tu noc głucha!
Zorza poranku — ach! tak daleka.
Z szczytów w przepaście, głębie, bezednie
Duch się zapuszcza, — przechodzi, — blednie,
Bo nim wystrzeli dnia promyk gończy,
Człowiek gdzie zaczął — tam skończy.
I straszną wściekłość poczułem w łonie —
W krainie grobów błędny ptak życia.
Serce w żylaste porwałem dłonie,
To serce, pełne żywego bicia,
[103]
To zgliszcze wonią ofiar gorące,
Tę łez tysiącznych krynicę rzewną,
Tę harfę złotą, gromami śpiewną:
Spojrzałem — i było drżące.
A więc na nie zdjęty pogardą
Duch mój zapragnął, aby raz pękło.
W bryłę niem głazu cisnąłem twardą...
Jękło!...
................
................
A gdym w nie patrzał, w prochu leżące,
Toś ty je w białe podniosła dłonie;
Ze krwi otarłaś rany gorące,
Na twem anielskiem cuciłaś łonie,
I źrenicami pełnemi blasku
Lałaś w nie zwolna promienie...
Widziałem, w ręku twojem roztliło —
Ogniem ożyło! —
O! nieś je — nieś je, aniele złoty,
Gdzie cię powiedzie twa myśl natchniona:
Na nowe trudy — pieśni — na loty! —
Tylko je czasem przytul do łona
I z bolu ocuć lica uśmiechem;
Ono tak kocha! — takie spragnione
[104]
Za współuczucia serdecznem echem.
Skiń! ono pójdzie, w jaką chcesz stronę! —
Ukaż mu, droga, tylko nadzieję,
Ono się w setne dźwięki przeleje,
Źdźbła przyozdobi w brylantów rosę,
Jak ptak do dawnych wróci przymierzy,
Na zbudzenie w pieśń uderzy! —
................
Lecz gdy je trącisz... ja nie podniosę.
24 listopada 1857.