[105]
Zmierzyłem przepaść — straszna głąb przedemną! —
Schodzę, — dokoła ponuro i ciemno.
Oczom ni jeden kwiat się nie uśmiecha,
Słuch mój daremnie śledzi w dali echa...
Wszystko to we mnie!... a choć droga śliska
I choć daleko jeszcze do łożyska,
Krok się mój pewnie w drodze nie zachwieje...
Wróciłbym może — gdybym miał nadzieję! —
Ale nie! — darmo! — chód mój bez powrotu!
A jednak jeszcze ten dawny świat nęci —
Ten świat uroczy gołębiego lotu —
Zachwyceń serca, — a dziś świat pamięci...
Skonał! —
Lecz pocóż w mej piersi się budzi
Ten trup, i pocóż mami blaskiem życia?
O! dziwne serce — nawet ból je łudzi
Jeszcze i — zmusza do żywszego bicia.
[106]
Spojrzenia twego!... nieba chcą raz jeszcze!
Dłoń podaj! — szczęście moje miałaś w ręku.
A teraz żegnaj! żegnaj! — ja ból zmieszczę
W sercu jak miłość; — patrz! idę bez lęku, —
Idę i serce już się nie pokusi
O nic... i wiem to, że drogi dokonam...
Co mi nie dało szczęście — ból dać musi! —
Potem zdobędę spokój — potem skonam. —
1 lipca 1858.