[49]
Z OPŁATKIEM
Przyszedłem do was, Tatry wy moje
w tę noc bieluchną, najświętszą —
o ciszę u was ja żebrzę — —
Z moim sierocym opłatkiem stoję
wśród skał, co wichrem w gwiazdy się piętrzą,
zmartwiałe w bieli i srebrze — —
Nikt nie przełamał opłatka ze mną;
przeto tu do was przychodzę
w ten wieczór rzewny i złoty —
Wyście mi z waszą grozą tajemną
braćmi ostały na mojej drodze —
i wyście dzisiaj sieroty — —
Wichry‑zawalidrogi tłuką się nad wami —
lawina na Zawracie, jak gad
zwiesiła łeb i zielonemi ślepiami
patrzy w świat — —
Dosiadł ją czart: świsnął nad Tatry całe
i leci, leci wdół z chrobotem
Hej! Jezu! — Wichry‑tumanice białe!
Czart na lawinie — Hop! hop!
Powalił się pokotem
[50]
na staw — — Zawył pod nieba strop,
aż gwiazd przestworem
echo się w druzgi rozsiekło — —
Ognistym jęzorem
ciął w staw, w lód
i poszedł wspód,
w piekło — —
A teraz już cicho: gwiazdy dzwonią — —
Od mlecznych dróg
schodzi maleńki Bóg
i błogosławi dłonią — —
Opłatkiem łamię się z wami
kamienni bracia wy chmurni —
w ciszy przypadam ustami
do stóp Zamarłej Turni — —