W puszczy, przed norą Leśnego Dziadka. W głębi jezioro, skąd dochodzą dźwięki zatopionych dzwonów; przez drzewa prześwieca czerwona łuna zachodu, ad niej odcinają się czarno pnie i gałęzie. Mrok zapada. Głupi Maciuś,kilkunastoletni wyrostek, w potarganej płótniance i słomianym, obdartym kapeluszu na lnianej czuprynie, boso, z kobiałką w ręku i flaszką za pazuchą — dobija się do drzwi Leśnego Dziadka.

GŁUPI MACIUŚ

Dziadku Leśny!... He!. Słysyta!
Śpi? Cyli pomar w tej jamie?
A ino! Pomarby stary!
Jego się słabość nie chyta,
To i śmierć zęby połamie,
Nim go zgryzie. — Widno musi
Łazić po bonu...

Rozgląda się dokoła, potem zaziera przez szparę

Bez śpary
Bije światłość od łucywa,
Jest w jamie... — A cyście głusi,
Dziadku?!...

Dobija się

LEŚNY DZIADEK
wewnątrz

Kto się tam dobywa?
A niech zaraza wydusi
Przeklęte ludzkie nasienie!

GŁUPI MACIUŚ
czeka, a potem dobija się

Otwórzta!

LEŚNY DZIADEK
wewnątrz

A kogóż niesie
Czart na moje utrapienie?!
Spokojności nawet w lesie
Nie masz przed oną hołotą!

GŁUPI MACIUŚ
po chwili, dobijając się coraz mocniej

Dziadku Leśny — puśćcie!

LEŚNY DZIADEK
wewnątrz

Kto to?!

GŁUPI MACIUŚ

Ja.

LEŚNY DZIADEK

Co za „ja”?!

GŁUPI MACIUŚ

No ja, Głupi
Maciuś!

LEŚNY DZIADEK
otwiera drewniane okienko we drzwiach i wystawia głowę

Chłopak utrapiony!
Miasto krzyknąć imię swoje,
Dobija mi się do brony,
Mało, że drzwi nie rozłupi...

Uchyla drzwi i staje w progu. Ogromny, zgrzybiały starzec, odziany zgrzebnym płótnem, zielonymi i pożółkłymi liśćmi, trawami i mchami — długie, siwe włosy i biała broda, spadająca do pasa, na nogach łapcie z łyka, w ręku sękaty kostur. Stoi w progu zgarbiony, poza nim widać w głębi ciemne wnętrze jamy, oświetlone czerwono łuczywem.

LEŚNY DZIADEK

I przecz takie niepokoje
Czynisz mi po całym borze?
Wylękną się leśne łanie
I nie przyjdą pić w jeziorze,
Już ich dzisiaj nie wydoję —
Ani mi się nie dostanie
Czynsz wieczorny od wiewiórek,
Co mi przynoszą orzechy...
Spojżryj no, jak mi jaskółki
Spłoszyłeś! Dokoła strzechy
Krążą lotem czarnych piórek...

GŁUPI MACIUŚ

Odpuśćcie mi, Leśny Dziadu!
A dyć sera dwie gomółki
Przynoszą wam i ze sadu
Kobiałkę słodkich cereśni,
I z psennej mąki dwie bułki.

LEŚNY DZIADEK
niechętnie

Od Maryny młynarzowej?

GŁUPI MACIUŚ

A lino. Nie mogłem wceśniej,
Bo wprzódziej musiałem krowy
Gnać na odwiecerz do młyna.
Przygnałem, a tu Maryna
Daje mi to i powiada:
— „Naści kobiałkę cereśni,
Naści sera dwie gomółki
I z psennej mąki dwie bułki.
Idź z tem do Leśnego Dziada,
Ino nie zezrej po drodze.
Nie bois się?” — „A nie boję,
Cobym się bał?” — Więc powiada:
— „Boś głupi...”

LEŚNY DZIADEK

Głupstwo...

GŁUPI MACIUŚ

Ej, żeby ona to
Wiedziała, że ja tu chodzę
Do was, bez to całe lato...

Śmieje się głupio

LEŚNY DZIADEK

Czegóż twoja gospodyni
Chce ode minie za podarki?

GŁUPI MACIUŚ

Bo ja wiem? Ja się młynarki
Boję pytać nadaremnie.
Zła jest i kij zawiły przy niej...

LEŚNY DZIADEK

Jużcić pewnie chce ode mnie,
Żebym której ze sąsiadek
Zaszkodził jaką chorobą...
Od czegóż jest Leśny Dziadek?
Niech zamówi, niech zaczyni!
Albo, że się 'jej z chudobą
I gospodarstwem nie darzy:
Krowy dają mleko krwawe,
Gadzina czegosi pada,
W sadzie wysychają drzewka...
Gdy żaden z waszych owczarzy
Nie poradził na tę sprawą,
Nuże do Leśnego Dziada!
Przyjdzie tu czasem i dziewka,
Od wielkiego strachu blada,
Kolana pod nią dygocą,
A przez paprocie się skrada.
Przyszłaś? wiem ja dobrze — po co!
Nie pomogło lubczyk-ziele?
Nie pomogła macierzanka,
Suszona przez trzy niedziele?
Chcesz, abym zalklętą mocą
przywabił tobie kochanka!
Dziwne to stwory ci ludzie,
I głupie! — Ja do nich z lasu
Nie wyłażę i z tej nory,
Lecz ich znam... Siedzę w tej budzie
Tyle czasu — tyle czasu!
Idą ranki i wieczory,
Idą wiosny i jesienie,
Idą lata za latami,
Idą czasy i przechodzą,
A oni wciąż tacy sami,
Z pokolenia w pokolenie:
Jak się lęgli, takich płodzą!
— Odmienia się przyodziewa,
Jak rosochy u jeleni,
Jak listeczki te, co z drzewa
Opadają na jesieni,
A dołem zawżdy pień stary,
I gałęzie, i konary,
I rdzeń stary — do korzeni!
...Podłe, zatraocone plemię,
Ród omierzły, a łakomy,
Zagarnęli całą ziemię
Pod te role, pod te domy...
Uwija się to, a krząta,
I rozpycha się i żre się,
Włazi do każdego kąta,
Spokoju nie masz i w lesie:
Łowy, trąby, huki, psiarnie,
Nie przepuszczą lichej samie,
Ni w łozach małej ptaszynie,
Ni rybie w jasnej głębinie!
Szumną puszczę moją drwale
Wyrębują mi zuchwale,
Krzywe kosy, zgrzytające,
Sieką moje młode poła
Na polanie i na łące...
Ściskają mnie dookoła!
Co jeno żyje na ziemi,
Zabić, zgrabić, złapać, złupić,
Przedać aa grosz, za grosz kupić;
Aż się czasem słońcu dziwię,
Że nad głowami ludzkiemi
Świecić chce jeszcze na niebie...
— Maciuś, powiedz no prawdziwie,
Rozumiesz ty, co do ciebie
Gadam?...

GŁUPI MACIUŚ
usiadłszy na ziemi, oplótł kolana rękoma i słuchał z zadartą głową i otwartymi ustami

Kajbym ta rozumiał!?

LEŚNY DZIADEK

A słuchałeś?...

GŁUPI MACIUŚ

No, słuchałem,
Boście gadali, gadali,
A bór sumiał, staniał, sumiał...
A ono dzisiaj tak wali,
Okrutnie wiali w te zwony
W owem zaklętem jeziorze...
Tom słuchał... — No, mówcie dalej,
Dziadku Leśny!...

LEŚNY DZIADEK
urażony

Gęby szkoda!

Milczenie. — Dzwony odzywają się głośniej.

Maciuś wsłuchuje się

GŁUPI MACIUŚ

Dziadku?! W tej wsi zatopionej
To tak co dzień o wiecorze
Zwonami kolebie woda,
Jak dziś?...

LEŚNY DZIADEK

To nie woda dzwoni,
Jeno dzwonią topielice,
Dzwonią potępieńce oni,
Bo dziś u nich wielkie święto!
Miesiączek dziś w pełni staje,
To jeden z nich na dzwonnicę
Włazi — i tę wieś zaklętą,
I wszystkie podwodne kraje
Zwołuje... i radzi wielce,
Dźwigają się na dzwonienie
Topielice i topielce
Z dna samego, z mułu, z piasku,
I one mleczne promienie
Będą pić i w białym blasku
Śpiewać...

GŁUPI MACIUŚ

Bez to w zwony biją.

LEŚNY DZIADEK

Niech stanie miesiąc na wschodzie
I po wodach światłem strzeli,
Wychylają sine lica...

GŁUPI MACIUŚ

I z miesiąca mleko piją?...

LEŚNY DZIADEK

A piją!

GŁUPI MACIUŚ

To je na wodzie
Widno?

LEŚNY DZIADEK

Aż się od nich bieli!
Jeszcze taka topielica
To się i wodną leliją
Umai — a na topieli
Roztoczy srebrzyste włosy.
A długie!...

GŁUPI MACIUŚ
zdumiony, przykłada dłonie do policzków

O jej!

LEŚNY DZIADEK

I cmotka,
I ssie, aże ją nasyci
Miesiącowa jasność słodka,
A potem ci wniebogłosy
Śpiewa, póki miesiąc świeci.

GŁUPI MACIUŚ

O laboga! Dziwy, dziwy!
U nas tam po wsi gadali,
Ze to słychać bywa nocą
Głos tych zwonów załośliwy,
Jaz za rzeką, ho — i dalej!
Ino co ludzie nie mogą
Nijak dorozumieć, o co
To zwonienie... To ci wali
Okrutnie!

LEŚNY DZIADEK

Tak mi się srogo
Te zatraceńce łomocą!
Zaczyniałem ja dokoła
To jezioro moją mocą,
Ale moja moc nie zdoła,
By ucichły wodne dzwony...

GŁUPI MACIUŚ

Dziadku Leśny! chcielibyście,
Dałbym wam wody święconej.
Nalazłem, jak organiście
Wypadła fiaska z kieseni:
Śliśmy bez las — wiecie, Dziadu?
Spił się kajsi na odpuście,
Potyka się u korzeni,
A do mnie wciąż gadu, gadu...
Jaz tam u ostatniej drogi
Jak naraz nie rymnie w chruście!
Ano — stawiam go na nogi,
Posed — poźrałem nieskoro:
Fiaska... — Kiebyście ją wzieni
A poświęcili jezioro?!

Podaje flaszkę

LEŚNY DZIADEK
niechętnie

Święcona!? — niech obaczę;
Może ścichną zatraceni.
Jak ścichną, to nie na długo,
Przeklęte one dzwoniacze,
Bo tam woda leśną strugą
Odświeża się i odpływa...
Ano chodź!...

Stają na wyniosłym brzegu — w głębi sceny. Jezioro dzwoni ogłuszająco. Leśny Dziadek poświęca je; głos dzwonów lamie się, syczy, miesza, grzmi.

GŁUPI MACIUŚ
przerażony

O rany! rany!

LEŚNY DZIADEK

Jaka to złość przeraźliwa,
Jakie ryki, jakie wycie!

GŁUPI MACIUŚ

Dziadu, Dziadu... a te piany,
A te wiry! — O, widzicie!?

LEŚNY DZIADEK

Dojechało im do żywa.

GŁUPI MACIUŚ

Cosi w onej opętanej
Wodzie po psiemu skowyta,
Cosi skomli, cosi piska!

LEŚNY DZIADEK

Niech tam!

GŁUPI MACIUŚ

Wy się nie bota,
Dziadku Leśny?

LEŚNY DZIADEK

Dać? a o co?!
Widzisz? ucichły dzwoniska!

GŁUPI MACIUŚ

Ino się wody chlupocą
W ciemku...

LEŚNY DZIADEK

Jeno, że ten potępiony
Staw jest jak pęknięta miska:
Śwęcona woda odpłynie
I znowu te wściekłe dzwony
Zaczną hałasić w głębinie...

Wróciwszy, przed norą siadają — milczenie

GŁUPI MACIUŚ
po chwili

Dziadu! tak w tym boru cicho...
Tak cichusieńko!...

LEŚNY DZIADEK

A jużci,
Odkąd w tym przeklętym stawie
Nie tłucze się ono licho
Dzwonami...

GŁUPI MACIUŚ

Ino zasuści
Wiater po łozach, po trawie
I liściem na drzewach rusy...
Strzepną się ta kajsi ptaki,
I tyla!...

LEŚNY DZIADEK
po chwili

W tej leśnej głuszy
Jest ci takie ciche gnanie,
Jakoby muzyki jakiej...

GŁUPI MACIUŚ

Ono się tak wsędy głosi
Po świecie i na polanie,
Kędy bez dzień pasę kirowy,
I kiej na połednie gonię,
To i w polach kajsi cosi
Gra i gra...Ten gaj wierzbowy
Podle młyna i te błonie.
Wsyćko ma głos — a po rosie
Wiatrem się to nosi... nosi...

Po chwili z wolna

Wiecie wy, kiedy najwięcej?
Kiej za Jaśka pasę konie,
A tu wkoło nocka carna:
To ja se legnę pasęcy
Na serokim, na wygonie,
A tu gwiazdy jak te ziarna
Złote, ozsiane po roli...
I nic — ino pies zasceka,
I cicho — a tu powoli
Woła mnie cosi z daleka,
I załośliwość mnie chyta
Okrutna i takie smutki,
Ze nie wiem... Bo i listo by ta
Mógł wiedzieć, co n cłowieka
Przychodzi. A ja samiutki
Jak palic w tę nockę ciemną,
Ino się słowik nade toną
Urzewnia, i tak mi, gada:
— „Biednyś — biednyś!
Boli — boli — boli!...
Oj, tak — tak!
Żal mi cię, żal, żal, żal!
Ma-ciuś-ciuś-ciuś-ciuś-ciuś!
Biednyś! — Oj tak!
Cierp, cierp, cierp, cierp, cierp!”

LEŚNY DZIADEK

To słowik do Ciebie gada
I powtarza twoje imię?
A inszą mowę ptaszęcą
Znaszli?

GŁUPI MACIUŚ
z miną znawcy

A znam ta co nieco.

LEŚNY DZIADEK

A wróble?

GŁUPI MACIUŚ

Wróblego stada
Śmiech posłuchać, jak to w zimie
Kole stodoły się kręcą:
Spatrzeć chcą. Jaz za topolą
Wsyściuśkie chmarą się zlecą
I tak ta sobie świergolą:
— „Wies, gdzie psenica?
— Wiem — wiem!
— Wies?
— Wiem!
— Wies?
— Wiem!
— Lećmy, lećmy! Mnie ćwierć, tobie ćwierć
— Mnie ćwierć, tobie ćwierć!
— Ćwierć! ćwierć! ćwierć! ćwierć”.

Śmieją się obaj — milczenie

LEŚNY DZIADEK

Któż cię tej mowy ptaszęcej
Uszył?

GŁUPI MACIUŚ

A kto by? Dyć przecie
Sam słysę, bydło pasęcy!

LEŚNY DZIADEK

A każdy cię głupim zowie?...

GŁUPI MACIUŚ

Ono tak widno być musi,
Zem głupi... Boże na świecie!
Nie mam tego zmysłu w głowie,
Co trza! — Jesce u matusi
To tam dobrze było wprzódziej,
Pókim miał matusię swoją,
Ale na służbie u ludzi!
Mocno trzymam — mówią: „Zdusi!”
Słabo trzymam — mówią: „Puści!”
Ino śmiechy ze mnie stroją...
Ano!...

Macha ręką

LEŚNY DZIADEK

I biją?

GŁUPI MACIUŚ

A juźci!
Nie baliby? Młynarz stary
I Jasiek tez, i Maryna...
Oni wsyscy mają ręce...
Co mi ta?! Ja se fujary
Na pociechę z wierzby kręcę,
To ta cłowiek zapomina
I o biciu i o głodzie.
Kiedy fujarę udłubię
I gram onemu lasowi,
I gwiazdom gram i tej wodzie
I gram wselkiemu ptakowi.
Wiecie? ją grać straśnie lubię!

Długie milczenie

Dziadu? Prawda? Kwiat paproci,
Co na święty Jan ozkwita
I tak się pali a złoci,
Kieby gwiazda rodowita
Z nieba jasnego... doprawdy?
Cy jetst moc taka w tym kwiecie,
Ze kto go najdzie, to zawdy
Ma, co ino chce, na świecie?

LEŚNY DZIADEK

A czemuż ty pytasz o to?
Chciałbyś skarbów mieć baz miary?
Chciałbyś mieć koronę złotą?
Królem chcesz być?

GŁUPI MACIUŚ
z pogardą

Nie! — Na flecie
Chciałbym grać... Oj, miałem ci ja
Flet, a taki flet, co cudo!
I połamał mi go stary
Młynarz — połamał bestyja!
Kazali mi krowę chudą
Pogonić na jarmark w mieście.
Wizionem ci ją na postronek,
Idę, idę — jaz nareście
Słysę cudności muzyka:
Coś tak ciurka, jak skowronek!
A to ino nade drogą
Muzykant jeden wygrywa:
Dmucha, palcami przemyka,
Po takich łapkach z miosiędzy,
A to mu śpiewa i śpiewa!
Pytam go się, cy to drogo
Ta fujatflka przemykana?
— „Trza — mówi — tyla pieniędzy,
Jak za dobrego barana”.
...Idę, a rozważam sobie,
Ze co baran, to nie krowa,
I trapię się, jak ja zrobię,
Cobym dostał tę fujarę?
Trza barana — ani słowa!...
Jaz jak raz, parobek zenie
Ku miastu baranów parę.
To Ci dobre wydarzenie!
I rzeknę mu: „Mieniajwa się,
Mnie baran, a tobie krowa...”
Wróciłem się wnetki za się
Po ten flecik przemykany...
Oj, miałem ci ja we młynie!
Ani cłowiek nie wypowie,
Jakie bicie, jakie wrzaski!
Jaz strach spomnieć! Rany, rany!
A młynarz mi w drobne trzaski
Potłukł ten flecik na głowie...

Po chwili z westchnieniem

Oj! przez onego flecika
Wciąz cosi sumuje we mnie:
Zewsąd idzie ta muzyka,
To granie... a tu daremnie
Cłowiek se fujary struga.
I dłubię w brzozowej korze,
A myślę: nie ta, to druga,
Wygra wsyćko, jak się patrzy,
Wygra niebo, wygra zorze,
I ten miesiącek, co bladsy
Śrybła, i słonko, jak wstaje,
I nad rzeką te opary,
I wygra wsyćko, co kwitnie,
I te pola, i te gaje.
Bogać ta! Takiej fujary,
Jak trza, ni jak cłek nie wytnie!

Wstaje i zabiera się w drogę

LEŚNY DZIADEK

Maćku, mam ja na to radę,
Jeno uważ każde słowo:
Wróć tu, kiedy czoło blade
Wschodzący miesiąc ukaże.
Przyniesiesz fujarę nową,
A wyciętą z takiej brzozy,
Co nie słyszała koguta,
Ni wód szumu. Na wiszarze
Siadłszy, utaisz się w łozy,
A mgła, nad wodą rozsnuta,
Topielicom cię zasłoni.
A gdy miesiąc je nasyci
I zaśpiewają na toni,
Dmuchaj na fujarze swojej:
Ona głos ten w siebie chwyci,
Aże się na wskroś jej drewno
Zaklętym śpiewem przepoi.
O, już ona ci wydzwoni,
Co zechcesz, nawet i rzewną
Wypłacze tobie tęsknicę,
Jeno patrz, by cię do wody
Nie wciągnęły topielice.
Maćku, a nie dbaj nic na ta,
Gdyby ci złe zaszło drogę
Do jeziora i przeszkody
Chciało czynić lub zatartą
Groziło; wszelaką trwogę
Odrzuć — to pokusy zginą.
Wszystkoś zmiarkował?

GŁUPI MACIUŚ

A ino!

Chce go ująć za kolana

LEŚNY DZIADEK

Nie dziękuj — ruszaj do domu,
A przed północną godziną
Wróć!

GŁUPI MACIUŚ

Moście wy — nie chybię.

LEŚNY DZIADEK
woła za nim

A nie gadaj tam nikomu,
Co wiesz!...

Znad jeziora, w skokach i podrygach, biegnie Kusy. Niziutki, na cienkich nóżkach, z grubym brzuchem i dużym łbem pudrowanym; twarz bez zarostu, nos krogulczy. Ubrany w czerwony fraczek, obcisły i krótki, czarne spodenki do kolan, białe pończochy i trzewiki z klamerkami; na głowie trójkątny kapelusik, w ręce mosięzna laseczka z gałką.

KUSY
przydreptując i kręcąc się jak wiatr koło Leśnego Dziadka

Hup! hup! gic! gic!
Witaj! witaj, stary grzybie!

LEŚNY DZIADEK
ostro

Czego tu chcesz?

KUSY

Nic, nic!
Ale tu głupi pastuch był.
Czego chciał? Czego chciał?
Chy, chy! Wiem, wszystko wiem!
Bodaj zdechł, bodaj zgnił,
Nim fujarę będzie miał,
Zrobię ja się czarnym psem,
Drogą mu zalecę,
Będę szczekał, będę wył:
Hup, hup! A z fujary nic!
I zapalę błędną świecę,
Drogą mu zastąpię,
Powiodę go na moczary:
Chlup, chlup! gic! gic!
W błocie go wykąpię,
A z fujary nic!
Nic nie będzie z tej fujary,
Ty spróchniałku, włóczylasie,
Borołazie stary!

LEŚNY DZIADEK

Przepadnij zasię, a zasię!

KUSY
podrygując

Nocka czarna, nocka głucha,
Pójdę, gdzie wiatry powioną,
Jedną stroną, drugą stroną...
Pójdę nocką, pójdę ciemną,
Dopadnę twego pastucha.

LEŚNY DZIADEK

Widzisz tu wodę święconą?
Nie zadzieraj diable ze mną,
I w spokoju puść to chłopię!

KUSY

A cóż to? Na stare lata
Z ludźmi trzymasz — leśny czopie?

LEŚNY DZIADEK

Kiedyż? — od początku świata
Wy piekielni, wy nieczyści —
Kiedyż ja z wami trzymałem?!
Nasialiście nienawiści,
Nasialiście w ludziach pychy,
Latajcie po całym świecie,
Zbierajcie wszystko, co wasze,
Ale od tego, co moje,
Wara wam! — Ten pastuch lichy
Jest mój, przeto za nim stoję!
Mój, jak wszelkie leśne ptaszę,
Co rosę pije, a śpiewa:
Mój, jak tych kwiatów kielichy,
Co nawet tnie wiedzą o tem,
Że się z nich zapach wylewa;
Mój, bo serce ma i oczy
Jasne, jak te gwiazdy w górze,
Patrzące spojrzeniem złotem:
Żadna ich żądza nie mroczy
I stoją ciche w lazurze!...

KUSY

Czysty śmiech! Leśny Dziad
Rozmiłował się w Mazurze,
W tym głuptasie, w tym pastuchu:
Maciuś gwiazda, Maciuś kwiat.
Maciuś fiu! fiu!... Ty staruchu,
Darujże mu cały świat
A majątek na początek,
Skoro kochasz go tak czule,
Niechaj sobie włości kupi,
Niech intraty ma w szkatule,
A nikt nie powie — że... głupi!

LEŚNY DZIADEK

Darowałem ja mu więcej,
Niźli wszystkie skarby świata:
Darowałem jemu Pieśń!
Pójdzie za nim rzewna, śpiewna,
I tęczowa, i skrzydlata,
Czarodziejka — Pieśń!

KUSY
przekornie

A mnie za mim pójść nie wolno?

LEŚNY DZIADEK

Jeno mi zaczep to chłopię,
To cię pszczołom kąsać każę!

KUSY

Przecie ci go nie utopię,
Skoro tyle wart!
Zmyliłbym mu ścieżkę polną,
Ubłociłbym go w moczarze,
Nie bardzo! na żart!

LEŚNY DZIADEK

Chceszli? Mam zawołać pszczół?
Będziesz ich miał całe roje!

KUSY

Nie myśl, że się ciebie boję!
Mógłbym zaraz w stęchły muł
Wetknąć tę laseczkę,
Zionąć na nią żarem z ust
I zrobić z niej błędną świeczkę,
Co się błękitnawo pali,
I migotać tym płomykiem
Poprzez szuwar, poprzez chrust,
I tam, i sam — bliżej... dalej,
I wołaniem, świstem, krzykiem,
Zagnać Maćka na mokradła...
Już jakąś wiejską kumoszkę
Wwiodłem dziś na trzęsawisko:
Gic, gic... pluch! Gic, gic... pluch!
Po kolana się zapadła,
Mamiłem ją także troszkę,
Po tych lasach, aż tero, blisko,
Obaliła się zdyszana,
Ledwo się w niej plątał duch.
Ale pastucha zostawię,
Skoro minie tak prosisz o to,
I polecę kopki siana
Burzyć, i pozrzucam w błoto
Bieliznę, jeśli na płocie
Suszy się gdzie zapomniana:
Jutro ludzie po tej psocie
Będą pomstować i kląć!...

LEŚNY DZIADEK
w progu

Lataj sobie, gdzie chcesz, biesie,
Hulaj aż pod nieba strop,
Z wiatrem gwizdaj, wodę mąć,
Lecz od chłopca wara!...
Wchodzi, zatrzaskując drzwi za sobą

GŁOS ZA SCENĄ

Hop!

KUSY
podrygując

Hop! hop! hu, hu!... Kogoś niesie!
Przywabię go i odwabię.
I obłąkam go po lesie,
Aż mu sił i tchu nie stanie,
Jak tej babie! jak tej babie!

GŁOS
bliżej

Hop! hop!

KUSY

Hop! — I w bok dam nura!

W innym miejscu

Hop, hop!... To jakiś szlachciura!
Na kontuszu, na żupanie
Altembasy i jedwabie...
W bagno, w błoto go wtumanię!
Hop, hop! Sam tu! Mości Panie!

Wchodzi Boruta
Wysoki, bardzo chudy, przygarbiony; twarz długa, zapadnięta, śniada i wybladła — iskrzące oczy pod czarnymi, nawisłymi brwiami, nad czołem dwa sinawe guzy, uszy spiczaste i włochate; ogromne, sumiaste wąsiska czarne, równie jak podgolona czupryna. Strój polski, cały ognistoczerwony, wisi na nim sztywnie. Kołpak czarny, z czarną kitą, na czarnych rapciach szabla turecka.

BORUTA
wchodząc

Ty latawcze! Błaźnie! Smyku!
Tak powinność swoją znasz?
Nie rób huku! nie rób krzyku!
Spojrzyj no mi lepiej w twarz,
Spojrzyj no mi na kopyto!

Wystawia lewą nogę, na którą z lekka utyka

KUSY
zdziwiony

Co ja widzę? Toś ty nasz?
Fiut! i ryba jakaś grubsza!

Kłania się

BORUTA

A bodajże cię ubito!
Nie znasz mnie? Na Belzebuba!
— To ty nie wiesz, błotna mszyco,
Kto od czasów Lecha króla,
Rezyduje pod Łęczycą,
Kto po dworach z szlachtą hula?
Kto na fecie i na stypie,
przy sowitym traktamencie
Oracje z rękawa sypie?
Nie słyszałeś, wietrzykręcie,
Kto, zjechawszy na kiermasze
Lub na sejmiki, wychyla
Jednym tchem miodu antałek
I saganem jada kaszę
I zrazy, a lada chwila,
Od przymówisk i przechwałek
Wiedzie szlachtę na pałasze?
Kto więcej szlacheckich pałek
Nakarbował niźli Wasze
Wwiodłeś chamów do topieli?
Nie wiesz, ty mizerny głąbie,
Kto jest ów łęczycki śmiałek
Do szklanki, do karabeli,
Szlachcic — z końską nogą w bucie,
Diabeł, co pije i rąbie?
Nie słyszałeś, mylidrogo,
O Imci Panu Borucie?!!

KUSY
zbity z tropu

Ba! I cóż mi tam, do kogo?
Ja na własnych śmieciach broję:
Ja mam swoje — ty masz swoje...

BORUTA

„Ty!” — Skąd konfidencja taka
U szwaba, łyka, pludraka,
Żeby śmiał tykać szlachcica?!

KUSY
z udaną pokorą — wściekły

Zapytam się Waszmość Pana,
Czy daleko stąd Łęczyca?

BORUTA

Dość! — A co?

KUSY

To, że Waszmości
Łaskawość aż tu zaszczyca
Mnie łyka, szwaba i pludrę,
Na mych śmieciach...

BORUTA

Łeb ci udrę —
Skrzyw się jeszcze!... Ja nie w gości
I nie do ciebie zjechałem,
Jeno się klechy uwzięli.
Przeciw mnie w Łęczyckiem całem:
Procesjami co niedzieli
Chmarę ludu w lasy wiodą,
Zatykają swoje znaki,
Śpiewają, żegnają, kropią,
Tą święconą swoją wodą;
Ujść musiałem ma czas jaki
Przed tą persekucją popią.

KUSY

Mój Wielmożny Jasny Panie,
Ruszaj sobie, ruszaj stąd!
Tu mi Waszmość nie zostanie,
Bo przed Belzebuba sąd,
Pozwę o zgwałcenie granic!

BORUTA

Zróbmy układ...

KUSY

Za nic! za nic!

BORUTA

Słuchaj, taki modus mam:
Szlachta mnie — a tobie cham;
Przecie masz roboty dość,
Ja ci tylko dopomogę...

KUSY

Za wic! — Ruszaj Waszamość,
Ruszaj sobie w swoją drogę,
Bo jak nie, to wpadnę w złość,
Jeszcze ci co zrobić mogę!

Łypiąc oczyma groźnie, cofa się i biegnie z nastawionymi rogami

BORUTA

Ty mnie grozisz, biedo wściekła?!
— Czekaj!...

Chwyta go za kark i za pludry i jak piłką rzuca nim prosto w jezioro

KUSY
wystawia łeb z wody u brzegu i skomli żałośnie

Uj! Parzy... uj..., piecze!
Święcona... Uj! Ratuj!... Parzy!

BORUTA
odwraca się i wkłada ręce za pas

Jeszcze by i mnie popiekła —
Kto inny niech cię wywlecze!

KUSY
rozpaczliwie

Ratuj!... Zgoda! Uj... uj! Zgoda!
Uj! Boli... boli... Uj!... Parzy!

BORUTA

Podam koniec karabeli,
Ale...

KUSY
błagalnie

Klnę ci się na rogi,
Belzebuba!... Uj! Ta woda!...

Boruta podaje mu karabelę i wyciąga go na brzeg

KUSY
otrząsa się i parska jak pudel

Bur!... Boli... Boli na twarzy!

Ociera twarz

BORUTA

Święcona!? Tu? w tej topieli?!

KUSY
sobą zajęty

Wciąż pali! W ręce i nogi!
Zalazła mi za pazury,
Gryzie w ślepie — w język szczypie,
Pali, świerzbi! Aj ten świąd!
Oblezę cały ze skóry!...

Spluwa, wyciera się, otrząsa i drapie — w końcu zaczyna płakać piskliwie i ze złością

BORUTA

Nie wyj! Ciesz się, że z kąpieli
Wylazłeś... Lecz jak i skąd
Święcona — tutaj w jeziorze?!

KUSY
płacząc

Nie wiem... nie wiem!

BORUTA
tupie nogą

Ciszej! ciszej!
Niech cię grom czerwony strzeli
Z tym wyciem! — To być nie może,
Byś nie wiedział... Figiel mniszy!
Głowę dam, że sprawka księża!
— Niech no Waść do rzeczy gada!

KUSY
drapiąc się, mówi na pół z płaczem

Świerzbi!

BORUTA

Na rajskiego węża!
Niech cię różaniec udusi!
Raz by skomleć przestał Wasze!

KUSY

Nie wiem... Prócz Leśnego Dziada
Nikt nie bywa przy tym stawie...

nagle, uderzając się w czoło

Cap jestem! Wszak pełną flaszę
Pokazywał mi święconej!

BORUTA

Kto?

KUSY

Dziad Leśny!... Ja mu sprawię!
Zbiję, utopię pastucha,
Niech tylko przyjdzie w te strony —
A przyjdzie tu dziś na pewno!
— Ho, już on się nie przysłucha
Pieśniom topielic w jeziorze!...
Stłukę go na suche drewno
I tu go pod próg położę —
Niechaj się Dziad Leśny wścieka!

Wyskakuje na dach budy Leśnego Dziada

Czekam — i stąd się nie ruszę,
Aż przyjdzie...

BORUTA

A ja na połów
Idę na szlacheckie dusze...

KUSY
przydreptuje na dachu

Dzisiaj z bliska i z daleka
Zjazd na wojewódzki dwór:
Narzezała służba wołów,
Naskubały dziewki kur.
— Chy... chy — ja to wszystko wiem,
Od kuchennych czarnych kotów:
— „Miau! miau!”

BORUTA

Idę, lecę jednym tchem
Tam się połów udać gotów...

Wychodzi — potem zaraz wraca

KUSY
z dachu

A co?

BORUTA

Silentium, rogaty!
Jakaś baba tu się wlecze,
Baczność!

Wychodzi drugą stroną

Wchodzi Młynarka. Piękna, czarnobrewa, trzydziestoletnia kobieta, rysy kształtne, proste, wargi pełne, różane. Ubrana po wiejsku, kraciasto, na szyi korale, na głowie czerwona chustka, spod niej koło uszu wystają końce obciętych włosów. Na nogach ciężkie buty z cholewami. Cała odzież zmięta, o zwłaszcza dołem ubłocona i poobrywana. Idzie z wolna, zmęczona i zdyszana, trwozliwie rozglądając się dokoła.

MŁYNARKA

O raty, raty...
O Laboga... ludzie... ludzie!

KUSY
siedząc na dachu

Tuś mi jest? Ho, wstała z ziemi!

MŁYNARKA

Dyć to hawok... w onej budzie.

Podchodzi lękliwie, waha się, ogląda się dokoła, puka nieśmiało i nasłuchuje chwilę. Potem z nagłym postanowieniem

Niech ta juz raz!...

Dobija się gwałtownie i woła zdławionym głosem
Otwórzcie mi!

LEŚNY DZIADEK
uchylając drzwi

To ty, Maciuś?

MŁYNARKA
nieśmiało

Nie on — to ja!
Młynarka...

LEŚNY DZIADEK

Czego tu...? Po co?!
Stoi tu kobiałka twoja,
Twoje bułki i gomółki,
I czereśnie... Weź sobie to!
...Łazi mi po borach nocą.

MŁYNARKA
błagalnie

Mój dziadusiu... Moiście wy!
Niech się na mnie nie chamocą...

LEŚNY DZIADEK

A czego ty chcesz, kobieto?
Siedziałabyś lepiej doma,
Nie bagnem brnąć po cholewy,
Na przypiecku, pod pierzyną,
Spać, a nie tłuc się po lesie!
— Ale u was, ludzi — słoma
I sieczka we łbie, i plewy,
To was byle wiater niesie
I za byle czem — po świecie...
— Czego chcesz?

Młynarka milczy, zmieszana i zakłopotana obraca palcami korale na szyi

Przyszła — i stoi!
Czego chcesz? gadajże przecie!

Milczenie

Cóż, nie wiedzie się chudoba?
— Czy się bydło krwawo doi?
— Schnie sad? Czy gadzina zdycha?
— Czy w domu jaka choroba?
...A mówże już raz — do licha!

Młynarka, milcząc, odpowiada na wszystkie pytania przeczącym ruchem głowy — w końcu zasłania twarz rękawem, podnosząc łokieć nad głową

Ha...! Chwyciło cię kochanie?
Prawda? Powiedz no!...

MŁYNARKA
szeptem

A juźci!
Zakrywa twarz fartuchem i płacze

LEŚNY DZIADEK
po chwili — jakby do siebie

— Hej — kochanie gorzkie bywa.
W sercu pali, jak sól w ranie,
I mocne bywa okrutnie,
Że do śmierci nie ustanie
Żałość ona przeraźliwa...
— Hej! czasami żądłem utnie
Z nagła utnie, jako żmija —
Czasami wzbiera powoli...
Tak, czy owak, łzy wypija
I krew — a boli i boli —
Rano, wieczór, we dnie, w nocy,
Boli z bliska i z daleka...
— Hej pod słońcem nie masz mocy,
Nie masz na niebie i ziemi
Nad kochanie, gdy człowieka
Opęta i żre, i toczy...
— Patrzę na to od wiek wieka!

Po chwili

Młynarko!

Młynarka podnosi twarz zapłakaną i milczy

Cóżeście niemi?
Mówcie no, otrzyjcie oczy...

MŁYNARKA
ociera oczy ręką

Cóz mam gadać?

LEŚNY DZIADEK

Przyszłaś do mnie,
Żebym ci dał jakie ziele,
By ochłódła miłość w tobie?
— Ja mocen jestem ogromnie,
Mogę wiele, bardzo wiele,
I co w mocy mojej — zrobię!
Lecz kochaniu czy podołam?
Neraz ja miłość odczynię,
Wydrę z serca i odwołam
I zadam jakiej ptaszynie;
Bierze ją w siebie słowiczek
I w miesięczną noc — do świtu,
Wyśpiewuje ją ze siebie
Przed najmilszą ze samiczek,
Lub skowronek w toń błękitu
Leci, wypłakać na niebie
Miłość, która była zdjęta
Z ludzkiej piersi i w skowrończą
Tchniona przez klątwy i cuda...
— Ale czasem się nie uda:
Pofolgować nie chcą pęta
I zgryzoty się nie kończą,
I łzy, jak biegły, tak biegą...
— Ha — sprobuję mojej siły.
Może miłość twoja minie,
Zapomnisz, kto był twój miły!

MŁYNARKA

Nie! nie! — nie chcę, nie chcę tego!
— Niech cały świat marnie zginie,
A niech on się wróci ku mnie:
Jasinek — Moje kochanie!
Albo niechaj gnije w trumnie,
A ja z nim!... Niech się tam stanie
Co chce — ino miech nie muse
Patrzeć, jak on po wsi lata.
Za insemi — tej dziewuse
Przymila się i zaleci,
A we masie jaz serce mgleje
I w ocach nie widzę świata,
I pali mnie, jako świeca
Przytknięta na zywe ciało...
...Laboga! Niechaj się dzieje
Me wiem co, bo juz o mało,
Ze się w zmysłach nie pomące!
— Oj żałość ja ino piję,
Ino te ocy patrzące
Wypłakuję!...

Płacząc, po chwili gwałtownie

Ja nie z drzewa!
Ubiję! Ja ją ubiję,
Ocy jej wydrę!...

Przez zęby z wściekłością

Udusę
Ją i jego i sama się —
Jak zginiewa, to zginiewa,
Ale on i ja! Oboje!
Na zatratę pójdą duse:
Dobrze! niech się piekło pasie!

Urywa — potem nagle wybucha płaczem

Jaśku! Ulubienie moje!

Zanosi się od zdławionego płaczu

LEŚNY DZIADEK

A bardzo was kochał wprzódziej?

MŁYNARKA
ze łzami w głosie

Moiście! tego kochania
Sukać po świecie u ludzi!
Kaj się rusę i kaj stanę,
Bywało za mną ugania.
Dyć i bez dziesiątą ścianę
Wypatrzyło mnie chłopcysko,
Nikiej bez okno, bez śklane...
Widziałoby mu się blisko
Lecieć za mną choć za morze,
A dziś go cekam w komorze,
To mu jesce za daleko.

Po chwili

Kiej ocy do dnia otworzę,
To mi wilgnie pod powieką,
A jem — to nie widzę jadła,
Bo mi ocy nagła zasłania,
I nie ma tego wiecora,
Zebym się bez płacu kładła.
Legnę, to mnie do świtania
Załość dusi jako zmora...

LEŚNY DZIADEK

A cóż na to mówi młynarz?

MŁYNARKA

Dziwuje się tej chorobie,
Bo ja mu gadam, zem chora —
I w ten siwy łeb się skrobie
I zły: — „Dyć ta! Zaś pocynas!”
— Stary! Bez niego ja sobie
Zawiązała marnie świat
I zycia mojego skoda
I tych moich młodych lat!

LEŚNY DZIADEK

I on tak nic, od początku
Nie miarkował?

MŁYNARKA

Ani — ani!
I teraz nie ma posądku:
Cięgiem się z Jaśkiem kumpani,
— Widno nie wie, co ta w kątku
Bywało... Toć nie dziwota,
Ze go rad trzyma we młynie:
Jaśkowi w rękach robota
Pali się — w jednej godzinie!
Juz on ta, jak nikt na świecie:
Duzy w garzści, smyśny, krzepki!

Po chwili, składając ręce błagalnie

Oj Dziadku, jak wy zechcecie,
To się wróci! — U znachorek
Radziłam się, u owcarzy:
Na nic! — Dawali mi „trepki
Matki Boskiej” — to się warzy,
On kwiat bez siodmy paciorek...
I lubcyk-ziele...

LEŚNY DZIADEK

A główki Macierzanek?

Młynarka głową i ręką przytakuje, że wszystko już było — na próżno

Buta świeża,
W piątek na nowiu miesiąca
Zerwana? — A z nietoperza,
Objedzonego przez mrówki,
Ta kostka z piersi stercząca
I zaszyta do kołnierza —
I to?

MŁYNARKA

Juźci!

LEŚNY DZIADEK

I daremnie?!
Ja nic więcej nie poradzę:
To są jakieś dziwne sprawy!

MŁYNARKA
chyląc się do kolan

Dziadusiu, dyć macie władzę!

LEŚNY DZIADEK

Ha! Jest jedno...

Urywa

MŁYNARKA

Co?!

LEŚNY DZIADEK

Ślub krwawy!

KUSY
Słuchał całej rozmowy przechylony z dachu, teraz nagle wybucha przeraźliwym, szyderskim chichotem.

Dziadek i Maryna spoglądają w górę; Młynarka, spostrzegłszy głowę Kusego, przysuwa się trwożliwie do Leśnego Dziadka

LEŚNY DZIADEK

Idź kobieto, idź ode minie...
Idź... idź... Prędko idź... Bądź zdrowa!

Do Kusego, wyciągając pięść

W czas się roześmiałeś, bowiem
Nie rzeknę już ani słowa:
Nie przywabię wam młynarki!

Wchodzi spiesznie do nory i zamyka za sobą drzwi.

Młynarka ucieka... Kusy, zeskoczywszy z dachu, dogania ją i przytrzymuje za odzież

KUSY

Ślub krwawy?! Ja ci to powiem!

MŁYNARKA
wyrywając się

Puść! Puść! Przechodzą mnie ciarki!

KUSY
trzymając ją

A Jasiek!

MŁYNARKA
wyrywając się

Puść!!

KUSY

Krwawy ślub:
Wiesz ty, co znaczy to imię?
Słuchaj...

Wspina się ku niej na palcach

MŁYNARKA
nieprzytomnie, jakby odurzona

Do ucha mi suści...
Prec pokuso! — Mgli mię! Mgli mię!
— Puść mnie!...

Chce iść — słania się i opiera się o drzewo

KUSY

Stój kobieto, stój!
Wróci, wróci — będzie twój,
Wiemy będzie aż po grób,
Ale weź z nim krwawy ślub...
Czy chcesz? Powiedz...?

MŁYNARKA
nieprzytomna — słabym głosem

Chcę... a juźci.

KUSY
syczącym szeptem

— Po żelezie krew ocieka...
Krwią czerwoną z nim się zwiąż,
Będzie, jako ślubny mąż...
— Po żelezie krew ocieka...
W rękę mu siekierę włóż,
Albo topór, albo nóż...
Niech zabije własną teką!

MŁYNARKA
jakby w strasznym śnie

Kogo ma zabić?...!

KUSY

Człowieka!

MŁYNARKA

O Przenajświętsa Panienko!

Kusy na to słowo, jakby odrzucony wstecz, odskakuje i zgrzytając ze złości, wraca jednym susem na dach. Młynarka, oprzytomniawszy, porywa się i wybiega... Wchodzi Maciuś i z fujarą w ręku idzie ku jezioru.

KUSY
z dachu

Maćku! Maćku! Wróć no się ty!

GŁUPI MACIUŚ

Kto woła?

KUSY
podnosząc się na dachu

Ja.

GŁUPI MACIUŚ

Tfu! pokusa...

Idzie dalej

KUSY

Wróć się!

GŁUPI MACIUŚ

Nie chcę!

KUSY

Bo dam susa,
Siądę na kark i nie puszczę.

GŁUPI MACIUŚ

Siądź mi na kark, to za pięty
Chycę, wlazę po pas w wodę,
Wychlapię cię i wypluscę!

KUSY

Głupiś! Ja wiem, że święcona!

GŁUPI MACIUŚ

Wieś? — to chodź! Ja cię zawiodę
Kaj trza.

Idzie ku jezioru

KUSY
zeskakuje z dachu — zabiega mu drogę i cofając przypiera go aż do drzwi budy

Ani kroku dalej!

GŁUPI MACIUŚ
nadrabiając miną

Ty pokuso utrapiona!
Idź, bo ci oberwę rogi,
Rozbiją ci ten brzuch gruby!

KUSY

Będziemy się mocowali,
Zgoda! Kto kogo pokona,
Temu drugi zejdzie z drogi.

GŁUPI MACIUŚ
niechętnie

Zgoda!

KUSY

Zrobimy trzy próby.

GŁUPI MACIUŚ

Niech będzie, Mej tak być musi.

KUSY

Poszukaj sobie kamyka,
Kto swój mocniej w garści zdusi?

Schylony szuka kamienia...

Maciuś z kobiałki stojącej pod progiem wyjmuje kawałek sera

KUSY
znalazłszy

Masz?

GŁUPI MACIUŚ

Mam. — Kamycek bielusi!

KUSY

Patrz — mój się jak z wosku gniecie.

GŁUPI MACIUŚ

A z mojego woda strzyka!
Dyć-em ja mocniejsy przecie...

KUSY
wściekły

Wygrałeś próbę z kamieniem!

Księzyc wschodzi — w jeziorze ciche dzwonienie

GŁUPI MACIUŚ
niecierpliwie

Miesiąc wstaje, zwony zwonią!

KUSY

Ha! I gdzież twoja muzyka.

GŁUPI MACIUŚ

Święcona woda strumieniem
Odpłynęła i nad tonią,
Wnetki się imiesiącek wzniesie —
...Topielice wśród jeziora
Zaśpiewają... Spies się, biesie,
Druga próba, bo juz pora!

KUSY

Dobrze! Kto z nas głośniej świśnie?
Jak świsnę, to szyszki w lesie
Opadną i woda w stawie
Aż na drzewa się rozpryśnie!
— Gwizdaj pierwszy — jesteś w prawie,
Wygrałeś próbę z kamykiem.
...Co tam robisz?

GŁUPI MACIUŚ
obojętnie

Witkę wiję —
Z łyka...

KUSY

Co ty chcesz z tem łykiem?

GŁUPI MACIUŚ
kręcąc dalej witkę

Nic. Obwiąze się niem coło.

KUSY
zdumiony

Czoło się obwiąże? Czyje?

GŁUPI MACIUŚ

Twoje. A mocno — wokoło...
Jakbyś jej rade miał na cole,
Kiej gwizdnę, to ci zawierci
W usach tak, co jaz się boję,
Ze ci pęknie łeb na ćwierci...

KUSY
nachylając głowę

Masz, wiąż... Albo już ja wolę,
Niech i drugie będzie twoje!

GŁUPI MACIUŚ
udając

Ja chcę gwizdać! Gwizdać musę!
Daj łeb! Coło ci okręcę.

KUSY

Gadaj głupiemu pastusze!
Wygnałeś, biedo uparta!

GŁUPI MACIUŚ
niby ustępując

Niech ta! Juz się nie chamęcę.

W jeziorze dzwony biją głośniej — słychać z dna przytłumiony, coraz rosnący śpiew topielic

GŁUPI MACIUŚ

Raźniej! Do próby! Do trzeciej!

KUSY

Czekaj! Nie przybierzesz czarta!
— Kto kogo wyżej podrzuci?
Chodź tu: wezmę cię na ręce —
Jak Maciuś w górę wyleci,
To aż za godzinę wróci.
Chce go brać wpół ciała

GŁUPI MACIUŚ
odpychając go

Dwam wygrał — moja pierwsyzna.

KUSY

Zgoda.

GŁUPI MACIUŚ

Nadstaw diable rogi.

Kusy nachyla się — Maciuś trzyma go oburącz za rogi i patrzy w księżyc

KUSY
zniecierpliwiony

No!

GŁUPI MACIUŚ

Cart kąpany w gorącem!
Niech się ciek wprzód na tem wyzna,
Cy cię za łeb, cy za nogi
Śmignąć...

KUSY
po chwili

Cóż ty tak z miesiącem
Gadasz i gadasz oczyma?

GŁUPI MACIUŚ

A bo tam mam starowinę
Chrzestnego, co cię zatrzyma
Za łeb, kiej cię w górę kinę.

Wskazuje na księżyc

KUSY
przerażony odskakuje

Chy!... Z pastuchem żartów nie ma!

Ucieka w podrygach

GŁUPI MACIUŚ
patrząc z pogardliwym uśmiechem

Durny bies! A to ci dyma!

Wydobywa fujarę zza pasa i idzie ku jezioru, widać go, jak siada na brzegu, na wysokim oberwisku i zaczyna grać na fujarze, dzwony równocześnie dzwonią i słychać śpiew topielic i topielców.

CHÓR TOPIELCÓW I TOPIELIC

Miesiączek pełny już wstaje, wstaje,
Na niebo pogodne.
Budzą się, budzą zaklęte kraje,
Błękitne, podwodne,
Umarłe i chłodno.
Hej, hej! Ty biały miesiącu!
Senni, zgłodniali,
W mule i piasku,
Pod wodą na dnie,
Myśmy czekali,
Twojego blasku —
Aż się zapali,
Na zimnej fali
I w głębię padnie...
Głodni, spragnieni
Twoich promieni,
Twojego mleka,
Co na topieli
Blado się bieli,
Skrzy i ucieka...
Gdy się napoim
Promieniem twoim,
Będziem lezeli
Syci, weseli.
Hej, hej! Ty biały miesiącu!

Widać na wodzie, osrebrzonej księżycem, przesuwające się niewyraźnie ich ciała. Maciuś gra, dzwony wtórują pieśniom

Leje się, leje
Mleczna, mdlejąca,
Światłość miesiąca,
Iskrami sieje
Po śliskiej fali...
Woda się mieni
Dreszczem promieni
Drgająca...
Z dali, z dali
Wiatrek wstaje,
Przez bory, przez gaje,
Przez leśne polany
I na tonie
Z cicha wionie
I zamąca
Krąg świetlany
Od miesiąca
W wodzie szklanej
Odbity.
Płyną chmury,
Przez błękity,
Przez jasne rozwieje,
A miesiączek świeci z góry,
Świeci, świeci — a nie grzeje
Hej, hej — ty biały miesiącu!

Topielcy i topielice, strojni w wodne lilie, trawy i porosty, wynurzają się z wody po szyję, po pas — trzymają się za ręce, zataczają po wodzie koła, śpiewając przy dźwiękach dzwonów i Maćkowej fujarki

Stoi w niebie wysoko
Miesiąc krągły, samotny,
Patrzy, jak rybie oko
Martwy, zimny, wilgotny...
Dokoła
U czoła
Bladego miesiączka
Świetlista obrączka,
Różana, zielona,
Ze mgieł upleciona
Korona!
Hej, hej! Ty biały miesiącu!