Zadig czyli Los/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zadig czyli Los |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom pierwszy |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Za czasu króla Moabdara, żył w Babilonie młody człowiek, imieniem Zadig, o naturze zacnej z urodzenia, a uszlachetnionej jeszcze wychowaniem. Mimo iż bogaty i młody, umiał miarkować swoje namiętności; nie nosił się zbyt górnie, nie chciał mieć zawsze racyi i umiał szanować ludzkie słabostki. Zdumiewającem było, jak, mimo bystrego dowcipu, nie obrażał nikogo szyderstwem, jak unikał owych tak mętnych, dorywczych, hałaśliwych sądów, tej płochej obmowy, tych stanowczych a tępych wyroków, tego grubego błazeństwa, tego pustego zgiełku słów, które w Babilonie nazywano rozmową. Z pierwszej księgi Zoroastra nauczył się, że miłość własna jestto balon wzdęty wiatrem, z którego, skoro go nakłuć, wylatują burze. Nie chełpił się zwłaszcza nigdy, iż gardzi kobietami i że ma je u swoich stóp. Był wspaniałomyślny; nie lękał się dobrze czynić niewdzięcznikom, idąc w tem za wielką nauką Zoroastra: kiedy jesz, daj pojeść psom, choćby cię miały ukąsić. Był tak mądry, jak tylko jest człeku możebne starał się bowiem żyć z mędrcami. Biegły w wiedzy dawnych Chaldejczyków, nie był nieświadom fizycznych zasad natury, o tyle o ile je znano wówczas; z metafizyki zaś wiedział to co ludzie wiedzieli we wszystkich wiekach, to znaczy bardzo mało. Był silnie przekonany, mimo nowej filozofii owego czasu, że rok ma trzysta sześćdziesiąt pięć dni i ćwierć i że słońce jest środkiem świata; kiedy zaś najwyżsi magowie powiadali mu, z obrażającą wyniosłością, że grzeszy przeciw cnocie i nieprzyjacielem państwa jest, kto wierzy iż słońce obraca się dokoła własnej osi a rok ma dwanaście miesięcy, zachowywał milczenie bez gniewu i wzgardy.
Posiadając wielkie bogactwa, a co zatem idzie, przyjaciół, posiadając zdrowie, ujmującą powierzchowność, umysł bystry i pełen miary, serce szlachetne i szczere, mniemał iż zdoła być szczęśliwym. Miał zaślubić Semirę, którą piękność jej, ród i majątek czyniły pierwszą partyą w Babilonie. Żywił dla niej trwałe i bogobojne przywiązanie, Semira zaś kochała go namiętnie. Zbliżali się do szczęsnej chwili która miała ich połączyć, kiedy, wybrawszy się razem na przechadzkę w stronę jednej z bram Babilonu, w cieniu palm które zdobiły brzeg Eufratu, ujrzeli zbliżających się ludzi uzbrojonych w szable i groty. Byli to zausznicy młodego Orkana, siostrzeńca ministra, w którego dworacy wmówili, iż wszystko mu wolno. Nie posiadał uroków ani cnót Zadiga; ale, przekonany o swej wyższości, wściekły był, że nie jego wybrała Semira. Zazdrość ta, której źródłem była próżność, wzbudziła w nim przekonanie iż bez pamięci kocha narzeczoną Zadiga. Umyślił ją porwać. Zbiry pochwyciły Semirę i, wśród gwałtownej walki, zranili ją, rozlewając krew istoty której widok byłby rozczulił tygrysy z góry Imaus. Ona podniosła lament aż do nieba. Wołała: „O, drogi małżonku; wydzierają mnie przedmiotowi mego ukochania!“ Nie pamiętała o swojem niebezpieczeństwie; myślała jedynie o Zadigu. Równocześnie, on bronił jej z siłą jaką rodzi odwaga i miłość. Mając, za całą pomoc, jedynie dwóch niewolników, zmusił zbirów do ucieczki; odniósł do domu zakrwawioną i zemdloną Semirę, która, otwarłszy oczy, ujrzała swego oswobodziciela. Rzekła: „O, Zadigu! kochałam cię jak małżonka: dziś kocham jak człowieka, któremu zawdzięczam cześć i życie“. Nigdy niczyje serce nie było równie przepełnione czułością, jak serce Semiry. Nigdy bardziej czarujące usta nie wyraziły bardziej wzruszających uczuć wdzięczności i przywiązania. Rana Semiry była lekka, niebawem dama ta przyszła do zdrowia. Stan Zadiga był bardziej niebezpieczny; grot zadał mu głęboką ranę tuż koło oka. Semira błagała bogów o wyzdrowienie kochanka. Dzień i noc, oczy jej tonęły we łzach: czekała chwili, w której źrenice Zadiga będą mogły ucieszyć się jej spojrzeniem. Ale, w pobliżu zranionego oka, zebrał się wrzód, budzący poważne obawy. Posłano aż do Memfisu, po wielkiego lekarza Hermesa: przybył otoczony liczną świtą. Obejrzał chorego i oświadczył iż postrada oko; przepowiedział nawet dzień i godzinę, w której nastąpi ten żałosny wypadek. „Gdyby chodziło o prawe oko, rzekł, byłbym go uzdrowił; ale rany lewego oka są nieuleczalne“. Cały Babilon, litując się losu Zadiga, podziwiał głębokość nauki Hermesa. W dwa dni później, wrzód przebił sam z siebie; Zadig odzyskał zdrowie. Hermes napisał książkę, w której dowiódł iż nie powinien był wyzdrowieć. Zadig nie czytał tej książki; ale, skoro tylko mógł opuścić mieszkanie, pomknął odwiedzić tę, która była nadzieją i szczęściem jego życia, i dla której jednej pragnął zachować oczy. Semira bawiła na wsi od trzech dni. Zadig dowiedział się w drodze, iż piękna dama, oświadczywszy głośno iż ma niezwyciężony wstręt do jednookich, wyszła tejże samej nocy za Orkana. Na tę wiadomość, upadł bez zmysłów; boleść omal nie wtrąciła go do grobu; długo chorował; ale, w końcu, rozsądek wziął górę nad zgryzotą. Sam nadmiar bólu dopomógł mu do wyleczenia.
„Skoro, rzekł, doświadczyłem tak okrutnej niestałości ze strony panny chowanej na dworze, trzeba mi wziąć mieszczankę“. Wybrał Azorę, najcnotliwszą i najbogobojniej wychowaną w całem mieście; zaślubił ją i żyli z sobą miesiąc w słodyczach najtkliwszego związku. Zauważył jedynie, że jest nieco pusta i osobliwie skłonna aby w każdym ładnym chłopcu dopatrywać się głębokich zalet umysłu i charakteru.