Zamiast podróży poślubnej — pośmiertna

<<< Dane tekstu >>>
Autor Leon Sobociński
Tytuł Zamiast podróży poślubnej — pośmiertna
Pochodzenie I koń by zapłakał...
Wydawca Gazeta Grudziądzka
Data wyd. 1922
Druk Zakłady Graficzne Wiktora Kulerskiego
Miejsce wyd. Grudziądz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Zamiast podróży poślubnej — pośmiertna.

Pan Florjan był urzędnikiem wojewódzkim.
Do której kategorji w hierarchji urzędniczej należał nie wiem, wiem tylko, że był z kategorji tych urzędników, dla których całe kamasze z wystawy sklepowej był snem o rajskim przepychu.
Pan Florjan, wprawdzie chodził w butach, ale to był zabytek dziedzicznego władania przekazany testamentem bogatego wuja, który jedną parę lakierów zabrał w podróż pośmiertną, na tamten świat, a drugą zostawił w spuściźnie swemu pupilowi na wiecznej rzeczy używanie...
Pan Florjan marzył tylko o tym, aby w tej spuściźnie mógł się przejechać w podróż poślubną, choćby tramwajem. Ale jak to bywa, łatwiej jest właścicielowi jednej pary butów puścić się w podróż pośmiertną, niż z wybranką losu w podróż poślubną.
O, kobiety, puchy marne, a taką nieodrodną córą Ewy była panna Julcia, która za nic w świecie nie chciała pana Florjana poślubić, uważając sobie za dyfamację mieć męża tak ubogiego, bo właściciela tylko jednej, jedynej pary butów.
A pan Florjan obdarzał pannę Julcię bezgraniczną miłością, zdolną do kochania na śmierć i małżeństwo. Panna Julcia była bardziej pozytywną, no i nieco próżną.
Jej koleżanka ma starającego się, takiego pospolitego kontrolera świeżego masła, ale za to posiadającego nie jedną, a kilka par butów.
Czyżbym gorszą była od tej flondry rozumowała panna Julcia. — Nie, wolę zostać starą panną.
I ot tragedja.
Przeszkód kanonicznych do zawarcia małżeństwa nie było, ale za to była przeszkoda materjalna.
Pan Florjan, pomimo całego przywiązania do rodzinnej pamiątki, od tej chwili znienawidził swoje buty, nawet miał za złe wujowi, że nie wybrał się w podróż pośmiertną boso, coby spadkobiercy ułatwiło sytuację życiową.
Kto nie zna miłości, ten żyje szczęśliwy, a pan Florjan zaznał co to miłość.
Przedtym jakżeż był wesół, jak mu było dobrze; oprócz ptasiego mleka, brakło mu może tylko chleba.
A teraz? — Tfu.. psia... kość — zgrzytnął urzędnik wojewódzki. — Ale w tym zaklęciu ulgi nie zaznał, bo w uszach mu brzmiało archimedesowe: Dajcie mi drugą parę butów, a będę miał oporę w samotnej tułaczce życiowej i przełamię próżność mej Beatrycze.


∗                              ∗

Pan Florjan urodził się w czepku. — Zwodnicza fortuna zajrzała do okna.
Jak sen o szczęściu, jak cudną baśń z tysiąca jednej nocy, w biurze województwa powtarzano z zapartym oddechem nowinę dnia: — „Mnożnik się podniósł o 100 punktów“.
Ta krótka wiadomość tak zelektryzowała wszystkich, że wprost radość rozpierała nietylko serca ale i żołądki urzędników i urzędniczek.
Najbardziej się cieszył pan Florjan. — Łatwo odgadniesz czytelniku dlaczego, jeśli zważysz, że gdy żona trafia mężowi do serca przez żołądek, to najczęściej narzeczony do serca bogdanki przez kwiaty lub buciki.
Otrzymawszy pensję lotem błyskawicy pędzi do sklepu z obuwiem. —
— Z triumfem cezara pan Florjan pyta o cenę butów, a ze słów jego bije taka radość, pewność siebie, że zda się zakupić mogłby nietylko parę butów, ale nawet sklep cały, nie wyłączając właściciela.
— 6000 marek, śliczne czarne buty, jak ulane, okazyjnie, — rzecze mistrz szewski.
Pana Florjana grom z nieba nie oszołomiłby w tym stopniu, co owa zawrotna cyfra „sześć tysięcy“.
Jak niepyszny wrócił do domu, a rachując pieniądze przekonał się, że mógłby kupić zaledwie jedno sznurowadło. — Bohater nasz, bo tak pozwolę go sobie nazwać, tego męczennika pióra, pocieszał się myślą, że chociaż o długość sznurowadła zbliżył się do serca ukochanej. —
Postanowił nie tracić nadziei i pieniędzy, a zaprzysiągł sobie oszczędność. Ograniczył do możliwego minimum swe potrzeby. — Obiady jadał co trzeci dzień, a pozycję kolacje i śniadania przeniósł pod rubrykę: zbytki niepotrzebne.
Pan Florjan chudł i oszczędzał, oszczędzał i chudł na przemian, karmiąc się jedynie nadzieją. — A że ten artykuł zawierał w sobie bardzo mało pierwiastków pożywnych, przeto pan Florjan upodobnił się do Piotrowina z grobu powstającego. —
Wreszcie osiągnął sumę niezbędną, sumę 6000 marek. —
Ale... co tu pisać, kiedy panu Florjanowi płakać się zachciało, gdy ujrzał w wystawie sklepowej na butach cenę 12 000 marek.
O kobiety! Jak szatańsko jesteście cudne. Czego nie zrobi mężczyzna dla zaspokojenia waszej próżności i przypodobania się. — I dlatego pan Florjan z filozoficzną rezygnacją ścisnął pas od żywota grzesznego i pozycję obiad przeniósł na miejsce nieco dalsze. —
Męczennik kobiecego uroku, chudł z kinematograficzną szybkością, natomiast żółwim krokiem zbliżał się do sumy 12 000. —
Mijały dnie, tygodnie, miesiące zdawało się, że pan Florjan wreszcie osiągnie sumę niezbędną. —
Jakoż osiągnął.
— No, nareszcie, po długich i ciężkich cierpieniach, rzecze nasz urzędnik wojewódzki, teraz tyś moja, o kwiatuszku liljowy, o zmoro mego życia, o Julciu umiłowana!
Pan Florjan otwiera drzwi sklepu szewskiego, gdy w tym... przebóg... przeciera oczy, wytrzeszcza źrenice, wzrokowi nie wierzy, przeciera powtórnie, blednie jak płótno, zachwiał się i pada zemdlony.
To co ujrzał było ponad jego siły.
Ktoś niewprawną, niepewną ręką, jakby na urągowisko szatańskie umieścił w drzwiach napis:

S powodó drorżyzny ceny poszli w gure.

∗                              ∗

Jakto jedna i ta sama przyczyna odwrotny wywołuje skutek. — Z powodu drożyzny ceny poszły w góre, a pan Florjan poszedł do dołu, powiększając niebieski proletarjat.
„Towarzystwo od nagłej i niespodziewanej śmierci“ zaopatrzyło pana Florjana na podróż pośmiertną w parę nowych „śmiertelnych“ kamaszy, gwóli tradycji chrześcijańskiej.
Nie tylko więc artysta zwykle po śmierci osiąga szczyt marzeń — sławę, ale są ludzie (tylko nie wiem do jakiej kategorji urzędników należą), którzy po śmierci stają się posiedzicielami dwuch par butów.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leon Sobociński.