[59]Zapał.
Kupido kiedyś ukochanéj żony
Odbiegł, kropelką oleju sparzony,
Gdy mu się w nocy z lampą przypatrzała;
Tak ta dziecina ognia nie strzymała.
Jeżeli uciekł ten bożek miłości
Przed sparzeliną; czemuż w gorącości,
Pałającego ja mieszkam płomienia?
Przecz się nie chronię swojego zginienia?
Etna śnieżysta choć ustawnie gore,
Hekla choć ognie wciąż wyrzuca spore,
Tyle zapału w wnętrznościach nie mają,
Jak go me piersi w sobie ukrywają;
I Kanikuła zda się, że świat chłodzi
Względem płomienia, co mi w sercu wschodzi.
Niemały ogień snadź Troja wydała,
Kiedy zdradzieckim pożogiem gorzała,
Lecz i ten pożar zdałby się dość mały,
Gdyby me ognie z nim się równać miały;
[60]
Bo ustał wreszcie i on ogień w Trójéj
Skoro dotrawił materyi swojéj,
Tak i ten, co mię tak bezmiernie piecze,
Wtenczas mi zniknie i wtenczas uciecze,
Kiedy strawiwszy me wszystkie miłości
Wraz z niemi spali wszystkie moje kości;
Lecz póki stanie człowieka żywota,
Twoja to, Zosiu, palić mię robota.