Zatopiony skarb/1
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zatopiony skarb |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 10.8.1939 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Raffles wyciągnął się wygodnie w fotelu. Ogień na kominku trzaskał wesoło. Tuż obok niego siedział nieodłączny jego przyjaciel Charley Brand, zatopiony w lekturze gazety. Od czasu do czasu Charley spoglądał uważnie na swego przyjaciela, który siedział bezczynnie, z książką, oprawną w cenną skórę, na kolanach.
Zbliżała się godzina dziewiąta. Obaj przyjaciele odpoczywali we wspaniale urządzonej willi na Cromwell Road, po spożyciu kolacji przyrządzonej przez wiernego olbrzyma, Jamesa Hendersona.
Henderson — szofer z zawodu, spełniał z zamiłowaniem funkcje kucharza. W tej właśnie chwili zajęty był przygotowywaniem do drogi wielkiej czarnej limuzyny... Przez otwarte okno, wychodzące no ogród, do uszu obu przyjaciół dobiegało jego wesołe pogwizdywanie.
Brand skończył czytanie gazety... Raffles zdjął z wielkiej półki szczelnie wypełnionej książkami, jakiś nowy tom i znów opadł leniwie na fotel.
— Chciałbym wiedzieć, dlaczego przyglądasz mi się tak bacznie? — zapytał, podchwyciwszy spojrzenie Branda.
— Hm... Ciekawe, że to zauważyłeś!
— Nie unikaj odpowiedzi... Obserwowałem cię w lustrze...
— Jak ci to powiedzieć? — odparł młody człowiek z zakłopotaniem. — Chciałem się poprostu przekonać, czy jeszcze siedzisz na tym samym miejscu?
— Uważasz widocznie żem się zbyt długo zasiedział?
— Możliwe... Jaką książkę czytałeś przed chwilą?
— Bardzo ciekawą — odparł Raffles — o nieudałych morskich wyprawach... Autor, Hiszpan z pochodzenia, opisuje dokładnie dzieje sławnej Armady Hiszpańskiej... Flota owa najsilniejsza chyba podówczas w świecie, wypłynęła w 1593 roku na morze i zatonęła podczas burzy... Pomyśl tylko, Charley. 160 okrętów doskonale wyekwipowanych posiadających na swych pokładach załogę z dwudziestu sześciu tysięcy osób... I jak tu nie wierzyć w rolę przypadku. Gdyby nie burza, karta Europy wyglądałaby dzisiaj zupełnie inaczej. To, co oparło się żywiołowi, uległo następnie w walce pod Dunkierką...
Raffles zamilkł i pogrążył się z rozmyślaniach.
Brand nie przerywał milczenia. Znał dobrze swego przyjaciela i wiedział, co podobne zamyślenie oznacza...
Raffles nudził się... Od kilku miesięcy życie w willi na Cromwell-Road płynęło monotonnie. Brand z niepokojem oczekiwał końca tego okresu. Bezczynność odbijała się fatalnie na wesołym naogół usposobieniu Rafflesa. Tajemniczy Nieznajomy wpadał w melancholię, z której wyrwać go potrafiły tylko plany nowej, projektowanej imprezy.
— Czy nie wiesz, Brand, gdzie znajduje się teraz nasz „Delfin“?
Delfin — była to wspaniała łódź Rafflesa wyposażona w najnowsze urządzenia techniczne.
W oczach Branda ukazał się błysk radości.
— Nareszcie... Marzę o wycieczce morskiej... Chciałbym naprzykład popłynąć naszą łodzią na Azory lub na Kubę...
— Gdzie znajduje się teraz „Delfin“? — powtórzył Raffles.
— Jeśli nie przytrafiło mu się nic przykrego i nie został wykryty przez straż przybrzeżną — to powinien znajdować się w pobliżu Lowestoft.
— Doskonale... Może nam być potrzebny. Cieszę się, że lubisz podróże morskie.
— Marzę poprostu o wycieczce... Mamy za sobą ciężki okres zimowy i powinniśmy trochę odpocząć.
— Oczywiście....
Młody człowiek poruszył się niespokojnie w fotelu i spojrzał na Rafflesa.
— Nie skarżę się bynajmniej — odparł. — Nie rozumiem tytko, dla czego nie mielibyśmy odpocząć? Czy jedziemy na Kubę?
— Za gorąco o tej porze.
— Wielkie nieba!... Z równym powodzeniem moglibyśmy pozostać na wybrzeżu Anglii. O tej porze roku na Azorach jest taki sam ścisk, jak na Piccadilly przed Giełdą. Na każdym kroku spotkać tam można bogatego kupca korzennego z Londynu, lub fabrykanta pasty do obuwia...
— Więc może wyspy Hawajskie?
— Czy mówisz serio. Przecież to za daleko...
— Dlaczego każesz mi zgadywać? Powiedz wreszcie, dokąd zamierzasz jechać. W gruncie rzeczy cel podróży jest mi obojętny: Bylebym tylko miał spokój i piękny krajobraz.
— A więc zgoda: co myślisz o Benicarlo?
— Benicarlo? Nigdy nie słyszałem o podobnej miejscowości? Czy to jest we Włoszech?
— Nie, w Hiszpanii... Mała miejscowość, położona na linii kolejowej prowadzącej z Pirenejów i okrążającej całe wschodnie wybrzeże Hiszpanii aż po Kartagenę. Leży ona nad morzem, w odległości dwudziestu kilku kilometrów na południu od Barcelony... Mogę się jednak założyć, że w Baedekerze nie znajdziesz o niej wzmianki.
— W jaki sposób wpadłeś na ten pomysł?
— Hm... Dowiedziałem się o Benicarlo z tej oto właśnie książki...
Brand spojrzał ze zdziwieniem na oprawne w skórę dzieło, które Raffles trzymał w swych wypielęgnowanych dłoniach.
— Czy historyk, autor tej książki, opisywał to miejsce, jako specjalnie nadające się dla wypoczynku? — zapytał z ironią, rzuciwszy okiem na tytuł.
— Bynajmniej... Przypuszczam raczej, że nie znał go zupełnie.
— Nie rozumiem więc, dlaczego obrałeś sobie Benicarlo, jako cel swej podróży?
— Poczekaj cierpliwie a wszystko ci wytłumaczę — odparł Raffles.
Otworzył książkę i począł czytać na głos...
— ... ale niestety, przy ujściu Ebro okręty napotkały na tak silną burzę, że jeden z nich, wyładowany po brzegi szczerym złotem, począł tonąć i zanim zdołano mu przyjść z pomocą poszedł na dno. Ludzie mówią, że okręt ten, a raczej jego szczątki, zostały wskutek silnego prądu odepchnięte od ujścia rzeki Ebro i spoczywają w głębi morza w pobliżu miejscowości Benicarlo.
Książka opadła na kolana Rafflesa. Tajemniczy Nieznajomy spojrzał z uśmiechem na swego przyjaciela.
— I cóż ty na to, Charley?
— Niesłychanie ciekawe — odparł Brand chłodno. — Mimo najszczerszych chęci, nie mogę jednak zrozumieć, co skłania cię do tej dziwacznej podróży?
— Chodzi mi poprostu o zbadanie, czy istnieją jeszcze jakieś ślady katastrofy tego cennego okrętu. „Nevada“ — tak bowiem nazywał się ten okręt, — stanowić może dla każdego smaczny kąsek!
— A więc tak? Cofam wszystko co dotychczas mówiłem....
— Ależ przyjacielu, nie miejże tak śmiertelnie obrażonej miny! Przecież przed chwilą cieszyłeś się na samą myśl o przejażdżce naszym „Definem“?
— Tak... Ale wołałbym odbyć ten spacer, jak człowiek, a nie jak ryba. Przyjemnie jest płynąć po powierzchni morza, ale niezbyt miło kryć się w jego głębi. Jestem przekonany, że z tego mitycznego złota nie ma teraz ani śladu, a gotów jestem nawet zaryzykować twierdzenie że go nigdy tam nie było.
— Muszę jak najuroczyściej zaprzeczyć temu. Nie przypuszczam, aby wiarygodny historyk chciał umyślnie fałszować rzeczywistość. Nie zapominaj, że książka ta pisana była w pięćdziesiąt lat po nieszczęsnej wyprawie.
— W ciągu pięćdziesięciu lat wiele rzeczy może ulec zmianie — odparł Brand lekceważąco...
— Właśnie dlatego zamierzam sprawę tę zbadać dokładnie — rzekł Raffles. — Czeka nas wspaniała podróż wzdłuż wybrzeży hiszpańskich, poprzez cieśninę gibraltarską aż na Morze Śródziemne. Trasa ta nie należy jednak do bezpiecznych... Nasz „Delfin“ posiada wszelkie udoskonalenia techniczne.. Dzięki nim, a zwłaszcza dzięki silnym reflektorom, zbadamy dokładnie całe dno morskie. Nie spoczniemy, dopóki nie odnajdziemy „Newady“. Powiedz Hendersonowi o mojej decyzji. Jutro rano ruszamy w drogę. Ogarnęła mnie już gorączka podróży. Sprawdzimy, czy stary hiszpański historyk miał rację, pisząc o zatopionych skarbach.