[222]ZBACZONA NUTA...
Wieczór lipcowy był — pogodny, ciepły.
Księżyc nad Pustkę wyszedł pełnią
I spoza smreków, które w milczeniu zakrzepły,
Spoza stręczystych chmur,
Które się jak baranki wełnią, 5
Zajrzał na moje osiedle...
Owiał mi duszę czar kochanych gór —
Tchnienie, o jakim śnią prastare jedle.
W te razy zaszedł urok nowy.
Ktoś w Pustce, skryty mrokiem, 10
Na fujarce smrekowej,
Na dziwnym, zapomnianym instrumencie
Zagrał mi dawną nutę...
Zadrgało serce, życiem strute —
I pod przemocnym jej urokiem 15
Zbaczyły mi się w tym momencie
Pasterskie moje czasy...
Kiedy to jeszcze stały hrube lasy —
Kiedy we wierzchołkach drzew
[223]
Kołysały się orle gniazda — 20
Kiedy w uboczach rozlegał się śpiew,
Niewolący i ucho, i serce
W zlęknionej czarem pasterce...
Kiedy to długowłosy gazda,
Jak pniak zbutwiały, siwy, 25
W pasterskiej, dymnej kolebie,
Przy czasie słoty,
Gdy, jak mgły ciężkie, snują się tęsknoty,
Objawiał słowem różne cuda-dziwy,
Z wieści i sam ze siebie... 30
Kiedy to na słonecznych polanach
Życie kwitnęło młode —
Rój młodzi krzepkiej ognił się przy sianach,
Dopieroż przy zabawie!
A Śmiech, Pustota w skwarnej tarzały się trawie 35
Porwane przez Swobodę...
I wreszcie, kiedy przy zorzy wieczornej
Pasterze woły spędzali,
Zstępując z polan w gromadce honornej,
I na fujarkach grali... 40
A nuta szła w dół — na roztoki,
Na pola, mrokiem osnute...
I kiedym teraz usłyszał tę nutę,
Taki mię objął żal głęboki,
Bez dna, nieukojony, 45
Że łzom nie mogłem dać ustanku.
Coś we mnie wołało łkaniem: „Franku! Franku!”
Jakby to wołał czas miniony...
Przeszedłem poprzez ten świat,
O którym tam na polanach śniłem — 50
[224]
Tyle minionych lat —
Walczyłem o coś — żyłem — —
Oto powracam duszą, bólem strutą...
.............
O nuto! dawna, niepowrotna nuto!...