[52]
VII
Dzwoń, Zielona Godzino! Płomień się goręcej
Dniu, szelestem gałęzi zwabiony z mgieł dali!
Poznaj się, duszo moja, po zapachu traw!
Tyś jest kwiatem i drzewem, mniej nieco a więcej...
Przez las biegnie sen wioseł o słońcu na fali, —
Teraz mi całą ziemię przebyć w bród i wpław!
Skwar widmem złotych siekier uderzył w drzew tłumy!
Trzebaż im ponadawać raz jeszcze imiona,
By je poznać w zamęcie upalnego snu?
Zamieniły się wzajem na cienie i szumy,
Wysnuwając wbrew sobie z rozkwitłego łona
Dziwy, wichrem wmawiane jeziornemu dnu!
Paproć rzuca cień lilji, co w nikłym kielichu
Dźwiga wspomnienie łodzią rozszemranej wody
Wespół z cieniem motyla, co tę wodę pił.
[53]
Wierzba ściele na trawie — mgłom znany ze słychu
Cień dziewczyny, idącej kędyś przez ogrody,
Wyśpiewane z fujarki przez kogoś, co śnił.
Wpobok dębu — w ukośnem majaczy skróceniu
Cień rozwartej na słońce, niewiadomej chaty,
Która kiedyś powstanie, burząc jego pień...
A od mojej postaci, widnej mi w marzeniu,
Znienacka u stóp legły — upada na kwiaty
Cień Boga — ponadmierny, niespokojny cień!
|