[92]ZSTĄPIENIE DO PIEKIEŁ
Po głazach stąpa, pod liściem akantu,
W czeluść, gdzie lęgnie się jęk, dotykając
Piszczeli przechylonych, zlekka. Tam są ludzie żywe!
Melodji warkot, organów echowy
Huk, jak skłębionych oceanów, legnie
U stóp, jak jagnię. Wyciąga prawicę
Skręconą, jakby ciosał dom i ściany,
Pod belkowaniem plejad i w otoku
Cierpień. Róża pełgających blasków
Blachami złoconemi ku rozpękłej
Podługowatej pnie się bliźnie żeber.
Szponami palców, jakby w niewidoczne
Struny dudniąca, płaska dłoń nad gwarem
Łagodnie szarpiąc. Patrzące źrenice!
Wzrok dokąd z wydrążonych oczodołów?
Ach, czyż łowiący kwiat, jak się rozścieła
Płatkami kosmatemi z rąbkiem woni
I kroplą tęczującej rosy, która zwisa
Naukos w niebyt? gdy łodyga śliska,
Jak zbity z berwion sosnowych płot, jeszcze
Lepki żywicą, jak droga naprzełaj,
[93]
Kamienną grudą spychająca stopy,
Jak polot ptaka poprzez lęk gałęzi
Wierzbowych, popielaty ślad nicości, —
Zanim w źrenicy rozwartej powstanie,
By przetrwać: w nikły zarys się rozpływa
Obłoku, w kontur czysty. Ziemio stara,
Nazawsze niedostępna! Gdzie patrzenie,
Które ci sprosta bezsennie, z powieką
Nareszcie oderzniętą? A języki
Kłębią się w jamach ust i lgną do siebie,
Splecione śliną, jak się pożerają
Węże. Zamiast muzyki, co zwęzi,
Jak się rozciska śnieg w garści, te jodły
Aluzją niebotyczną, jako pastuch
Słucha terkania owiec i zwołuje:
Oto chrapliwy chargot, zwykła miłość.
Tedy jak ucha nachylić, by owoc
Krągły umieścić w pustym środku muszli
I tam go stworzyć brzmieniem? Jak dźwięk toczyć
Palcami, które w proch sypią się? Kośćmi,
Wystającemi z palców, narysować
Widne jedwabie niebios? Ująć trawę,
By melodyjną nie drgała ironją,
Bezcielesności echo?
Ponad uśpionymi
Po szczeblach stąpa drabiny milczenia
Z prawicą wyciągniętą, jakby trącał
Struny, nie budząc. Przemija.