<<< Dane tekstu >>>
Autor Dante Alighieri
Tytuł Pieśniarz
Wydawca Italica
Data wyd. 1926
Druk Stabilimento Tipografico Riccardo Garroni
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Juliusz Feldhorn
Tytuł orygin. Canzoniere
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Dante Alighieri
PIEŚNIARZ
Przełożył i Uwagami Opatrzył
JULIUSZ FELDHORN




ITALICA
SZTUKA — KSIĄŻKA — WYDAWNICTWO
KRAKÓW

«Pieśniarzem» /Canzoniere/ Dantego nazywamy zbiór drobnych utworów, sonetów, kancon, ballat, sestyn, pisanych przez poetę w różnych okresach życia, a nie objętych zbiorem «Vita Nuova», ani nie wplecionych w osnowę «Convito».

***

Utwory te, zbierane i ogłaszane przez różnych ludzi i w różnym czasie, przeważnie późno po śmierci autora, przedstawiają chaos, w którym wiersze autentyczne mieszają się z nieautentycznemi. Krytyka toruje sobie przezeń z trudem drogę. Kwestja «Pieśniarza» nie jest tedy do dziś zamknięta, tembardziej, że przez czas długi «Boska Komedja» przysłaniała swą wielkością skromną wiązkę lirycznych utworów mistrza. Nic więc dziwnego, że nawet ostatnie, już w trakcie mej pracy opublikowane wydanie Società Dantesca Italiana /Barbi/, choć nazwane wydaniem krytycznem, roi się od luk, wątpliwości i niedopowiedzeń.

***

Miałem tedy, przystępując do pracy, względną wolność wyboru między niezliczonemi wydawnictwami dzieł Dantego. Wybrałem tekst Costéra /Milano/, zwięzły, o układzie prostym i przejrzystym, ale nie pozbawiony omyłek i zaopatrzony w mierne uwagi. To też przywołałem w pomoc w dwu wyżej wymienionych zakresach tekst Fraticellego /Firenze/, bardzo obszerny, wolny od usterek formalnych i wzorowo objaśniony.

***

Przekład oparty na układzie Costéra i uwagach Fraticellego był już na ukończeniu, gdy otrzymałem wreszcie oczekiwany tekst Barbiego. Poprawiłem tedy brzmienie przekładu w miejscach, w których tekst ten zbyt daleko odbiegał od poprzednich, gdzieindziej /n.p. sonet I./ zaznaczyłem w «Uwagach» warjanty, których uwzględnienie uważałem za niewskazane ze względów artystycznych, a wreszcie w «Dopisku» umieściłem trzy «posłania» /commiato, congedo/ kancony V, VI, i X, których w wydaniach wyżej wymienionych przy tych kanconach nie było.

***
Nie zmieniłem natomiast ilości utworów, zachowując te, które widnieją u Costéra, chociaż u Barbiego liczba ich zwiększyła się w dwójnasób. Z tego więc punktu widzenia uważać należy pracę niniejszą raczej za bogaty wybór «Pieśniarza», niż za jego przekład kompletny. Jedynie brak zupełny tłumaczenia tych utworów na język polski skłonił mię do tego, aby wydawnictwa na czas nieograniczony nie odkładać.
***

Rzucając w świat niniejszy przekład «Pieśniarza» Dantego, nie uważam tedy swej pracy za ukończoną. Tekst powiększony o szereg utworów tu nieumieszczonych i zbliżony we wszystkich szczegółach do wydania Soc. Dant. jest przedmiotem mej obecnej pracy i znajdzie się w nakładzie drugim «Pieśniarza».


Dr. JULJUSZ FELDHORN.



W Krakowie 1925.


Utwory pokrewne
Vita Nuova.




SONET I.[1]

CHCIAŁBYM, by Lapa i ciebie, Gwidonie,
W cudowny sposób wraz ze mną porwano[2]
I przeniesiono w jakąś łódź nieznaną,
Byśmy dowoli mknęli w morskie tonie.

Gdy nieprzychylny wiatr nas nie owionie
I burz odmęty nie obmyją pianą,
Te same myśli w pamięci powstaną
I zapragniemy ostać się w swem gronie.

A monnę Vannę, oraz monnę Bice[3]
I ową, która cyfrę ma trzydzieści,
Umieści z nami dobry ten czarodziej.

Gawędzić będziem długo w chwiejnej łodzi[4]
O snach miłości; słowa tej powieści
Im i nam dadzą równą część słodyczy.




SONET II.[5]

W dzień Wszystkich Świętych minionego roku
Widziałem w tłumie pań szlachetnych wiele,
A wśród nich jedną, zda się na ich czele,
Wiodącą Miłość u prawego boku.

A miała dziwny jakiś płomień w oku,
Jakgdyby dusza jaśniała w jej ciele;[6]
Gdym spojrzał bystro, dostrzegłem aniele
Skrzydła ukryte w źrenicach głęboko.

Godnym tej łaski słała pozdrowienie[7]
Anielskich oczu, cicha i łaskawa,
A dziwną siłę miało jej spojrzenie.

Wierzę, że z nieba zstępuje jak zjawa,
Aby na ziemi przynosić zbawienie
Temu, przed którym w krasie swojej stawa.[8]




SONET III.[9]

POWIEDZCIE, jeśli jest to waszą wolą,
Skąd powracacie takie zamyślone,
Bo niepokojem o mą panią płonę;
Onaż przyczyną jest waszego bolu?

O najpiękniejsze, wy nad moją dolą
Zlitujcie się i zwróćcie w moją stronę,
By rzec biednemu wieści upragnione,
Które mu chwilę szczęsnym być pozwolą!

Choćbyście miały smutną dla mnie wieść —
I tak już miłość mi złamała życie,
Że obojętną jest mi jego treść.

Jak nędzny jestem, dobrze to widzicie;
Przyjdzie mi tedy to najgorsze znieść,
Jeśli wy, panie, mnie nie pocieszycie.




SONET IV.[10]

O słodkie rymy, niosące orędzie,
By precz od pani iść sny wijąc wieszcze,
Ktoś przyjdzie do was, (jeśli nie był jeszcze),
A wy powiecie: «Bratem naszym będzie».

Klnę was przez ową moc, co rządzi wszędzie,
W dziewczęcych sercach pierwsze niecąc dreszcze,
Precz go wypędźcie, bo dzisiaj wam wieszczę,
Że nigdy nie stał z prawdą w jednym rzędzie!

Lecz jeśli mowa jego was nakłoni,
By do swej pani znów powrócić skrycie,
Niech stopy wasze rychło do niej kroczą.

Powiedzcie: «Pani, to nasze przybycie
Ma dziś na celu wyzwolenie z toni
Kogoś, kto płacze: Gdzie jest sen mych oczu?».




SONET V.[11]

POZNAŁEM wcześnie, co Kochanie znaczy,[12]
Zanim dziesiąte me nadeszło słońce;
Wiem jak owłada, jakie jest męczące,
Wiem jak się pod niem chyli, śmieje, płacze.

Kto przeciwstawi mu rozum prostaczy,
Lub cnotę, czyni jak ci, co tonące
Łodzie ratują bijąc w dzwony grzmiące,
By burzę zgłuszyć, która zgon im znaczy.

Kto wklęty w Miłość, tego nigdy jeszcze
Wola nie była całkowicie wolna,
Nic nie zdziałały sny doradców wieszcze.

Nową też strzałę w serce wbić jest zdolna
I ująć w pragnień nieznajomych kleszcze,
Gdy dawna Miłość utrudzi się zwolna.




BALLATA I.[13]

W pielgrzymim stroju mądrej posełkini
Idź już ballato i nie zwlekaj w drodze,
Do pięknej pani, której cię przywodzę,
A która życie me tak biednem czyni.

Powiedz jej naprzód o smutku mych oczu,
Co niegdyś patrząc w jej anielską postać
Przywykły zdobić się wieńcem pragnienia.
Dziś strachem śmierci tak wielkim się mroczą,

Od kiedy przy niej nie mogły pozostać,
Że znają tylko girlandę cierpienia.
Biada mi, nie wiem, jak wywieść je z cienia,
Ni dokąd zwrócić, by oddać im radość;
Wkrótce śmiertelna ogarnie je bladość,
Gdy nie dosłyszysz moich próśb, bogini!




BALLATA II.[14]

JESTEM dziewczynką ładniutką i młodą,[15]
Która przyszedłszy chętnie wszystkim wyzna,
W jak pięknym kraju leży jej ojczyzna.

Wybiegłam z niebios i wrócę w nie jeszcze,
By blask mój innym rozkosz wielką dawał;
Kto mnie dostrzeże, już mu miłość wieszczę,
Chyba, że nigdy uczuć nie doznawał:
Wszystkich rozkoszy spłynął na mnie nawał,[16]
Odkąd spoiła mnie Natura żyzna
Z tym, co wam, panie, moje służby przyzna.

Każda gwiazdeczka część swoich promieni[17]
I swojej mocy do mych ócz przelała.
Ludzie pięknością moją są zdziwieni,
Bo ona w niebie swój początek miała;
Tutaj ją poznać, to trudność niemała,
Bo ten, kto miłość taką pojął i zna,
Że z poświęcenia jeno płynie, wyzna.


Wszystkie te myśli budzi anielica,
Która niedawno nam się tu zjawiła:
Mnie, żem zbyt długo patrzył się w jej lica,
O mało życia moc nie opuściła;
Ranę zadała mi miłości siła.[18]
Jęczeć wciąż będę — tak mnie pali blizna,
Choć niepokoju dusza ma nie wyzna.




KANCONA I.[19]

MYŚL beznadziejna, która w przeszłość patrzy,[20]
W ten czasu okres, co minął na wieki,
Z sercem mem biednem walczy z jednej strony;
A chęć kochania drogę moją znaczy
Ze strony drugiej w słodki kraj daleki,
Kraj, co przeze mnie został opuszczony:[21]
Nie czuję w sobie tej siły szalonej,
Bym mógł się dłużej w walce owej bronić,
Chyba, że zechcesz, dobra pani, dać mi
Siłę (ta wszystko zaćmi
I mnie pozwoli w walce się osłonić).
Racz mi więc przysłać swoje pozdrowienie,
Które mnie wzmocni i da ocalenie.

Niechaj cię, pani, to błaganie skłoni,[22]
Byś przyszła w serce wziąwszy kształt anioła,
W serce, co czeka twej pomocnej zjawy;
Tak dobry władca nie wstrzymuje koni,
Kiedy ma pomóc słudze, co nań woła,
Nie jego broniąc, lecz swej własnej sławy.

A wtedy cięższym zda się los mój łzawy,
Gdy wspomnę miłość, która ręką boską
Wskrzesiła w sercu obraz twój wyryty:
Powinnaś tedy i ty
Większą niż zwykle otoczyć je troską;
Bo ta potęga, która szczęście stwarza,
Obrazem owym mocniej mnie rozżarza.

A jeśli pragniesz, słodka ma nadziejo,
Zadośćuczynić temu, o coć proszę,
Wiedz, że już dłużej czekać cię nie mogę,
Ostatki mocy mojej już widnieją.
I to rozumiesz już zapewne, — wnoszę, —
Jaką szukając ciebie czuję trwogę;
Bo każdy ciężar, idąc w życia drogę,
Człowiek na barkach swoich zniesie raczej,
Nim wypróbuje pośród ludzi wiela
Dobrego przyjaciela;[23]
Bo gdy u niego hardość złą obaczy,
A jemu oddał miłość swą rozrzutną,
Śmierć dlań nie będzie bardziej złą i smutną.

Ty jesteś ową, którą ja miłuję,
Która największy dar mi złożyć może,
Ku tobie każda ma nadzieja leci;
By tobie służyć, życia przędzę snuję,
Zaszczytów, które w twem imieniu mnożę,
Chcę i pożądam; wszystko inne nieci

Mą niechęć; jeno ty mi dasz na świecie,
Czego nikt nie mógł; Tak i Nie w twe dłonie
Złożyła Miłość; duma moja ninie
I wiara w ciebie płynie
Stąd, że poznałem duszy twojej tonie
Tak przeźroczyste, że kto na cię spojrzy,
Ten zaraz dobroć twą litosną dojrzy.

Więc pozdrowienie niech nadejdzie twoje,
Zagości w duszy, która nań czekała,
Jakom ci rzekł już, szlachetna ma pani:
Lecz wiedz, że innym święte te podwoje
Na klucz zamknęła ta Amora strzała,
Która oddawna moje serce rani,
Od dnia, gdym tobie położył je w dani —
Teraz zamknięte są mocą Miłości
I rozwierają się jeno jej wolą.
Dlatego też mnie bolą
Twe pozdrowienia, gdy ich dech zagości
Bez towarzystwa potężnego pana,[24]
W którego mocy dusza ma skowana.

Kancono, lot twój niechaj będzie szybki!
Wiesz przecie, jaki przeciąg czasu mały
Ostał tym ustom, które cię posłały.



KANCONA II.

CIERPIENIE moje urasta tak bardzo,
Że tyleż samo bolu
Sprawia mi litość, co straszna tortura,
Niestety! Czuję, że westchnienia gardzą
Moją niemocną wolą
I dech ich wzbiera w duszy biednej, która
Oczu twych blaskiem trafiona, jak chmura
W dłoniach Miłości rozwarła się cała,
A ta ją wiodła w kres śmiertnego losu.
Jakaż słodka, wspaniała,
Łagodna byłaś, gdy oczy wzniesione
Spojrzały w moją stronę
I od jednego zgubiły mnie ciosu
Mówiąc: «Spojrzenia nasze pokój niosą».

«Dałyśmy sercu spokój, wam rozkosze» —
Mówiły wiele razy
Oczy mej pięknej pani do mych oczu;
Bowiem wiedziały o tem dobrze, wnoszę,
Że piękność ich bez skazy[25]
Zdobywa duszę moją mgłą uroczą.

Dziś wraz z Miłością precz odemnie kroczą,
Aby zwycięskie źrenic tych spojrzenie
Ostało zawsze dla mnie niezbadane.
Nie dziw, że spadły cienie
Na serce, które nadzieję straciło.
Uczuć śmiertelną siłą
Jej poślubione przez moce nieznane,
W śmierć powędrować musi rozkochane.

Więc rozkochana idzie teraz płacząc,
Rzuciwszy precz to życie,
Niepocieszona dusza, którą goni
Miłość, boleścią ślad jej drogi znacząc,
Tak, że sam Stwórca skrycie
Patrząc się na nią, łzę litości roni.
W najgłębszej serca zamknęła się toni
Z tą resztką życia, którą jej zachować
Jeszcze udało się, gdy szła swą drogą.
Tam pragnie lamentować
Nad tą, co z świata ją wypędza marnie;
Potem ręką przygarnie
Duchy, co płaczu powstrzymać nie mogą,[26]
Na zawsze z nią się żegnając niebogą.

I przecie ciągle obraz owej pani
Sny we mnie budzi łzawsze,
Wciąż mi króluje, ma miłość ją widzi.[27]
Ból jej nie cięży, co mnie przypadł w dani;

Jest piękniejsza niż zawsze
I zda się śmiechem swym wesołym szydzi
I zabójczemi oczyma zohydzi
Duszę, co płacze nad tem, że odchodzi:
«Precz idź, nieszczęsna, możesz odejść śmiele!»
Żądza ten wrzask rozwodzi,
Ta sama żądza, która wciąż mnie męczy,
Choć serce już nie jęczy,
Bo czucie jego jest już słabsze wiele
I koniec męki wnet się przed niem ściele.

Odkąd wstąpiła w okrąg mego świata,
Według słów, które pisze
Blednąca z czasem pamięci mej księga,
Nikłe me ciało, tak ubogie w lata,
Pragnieniem nowem dysze.
Tak przeraziła mnie owa potęga,
Że, gdy po wszystkie me zalety sięga,
By je ujarzmić, ciało me się chyli
I padam słysząc jej głos drżący w głuszy.
I (wszak księga nie myli)
Najwyższy duch mój drżał jak mara blada,[28]
A teraz w śmierć zapada
I towarzyszyć będzie mojej duszy
A miłość dawna już go nie poruszy.

Szlachetne panie, mój głos niech was wzruszy!
Na jedną ja się żalę

Piękność niezmierną; gdy ta się zjawiła,
Najszlachetniejsza z wszystkich władz mej duszy[29]
W niemym patrzyła szale,
Nie wiedząc, jaka zgubna jest jej siła.
A przecie czuła, że w niej się budziła
Żądań potęga w tym wielkim podziwie;
Więc innym władzom skarżyła się na nią:
«Oto już piękność żywie,
Na której widok czarami zaklęty,
Strach nas ogarnia święty.
Odtąd nam wszystkim będzie władną panią
I kędy zechce, tam pójdziemy za nią».

Mówiłem do was, szlachetne dziewczęta,
Mające oczy zdobne powabami
I umysł skłonny miłość śnić uroczą!
Niechaj więc idą z wami
Te słowa moje, gdy utracę życie,
A może wybaczycie
Śmierć mą dla owych najpiękniejszych oczu,
Które me serce bezlitośnie toczą.



KANCONA III.[30]

SMIERCI, iż nie mam poskarżyć się komu,
Że mi nie wtórzą westchnienia prostacze,
Gdzie się popatrzę — i gdziekolwiek stanę,
Że jesteś ową, która z mego domu
Wzięła nadzieję, że dziś nic nie znaczę,
Gdy wokół płacze — morze klęsk nieznane,
Że moc lwa, Śmierci, życie me na zmianę
Szczęściem i nędzą wedle woli winie,
Do ciebie zwracam twarz mą bladą ninie,
Na której zgonu płomienie już gorą.
Idę do ciebie, ulecz moją ranę!
Błagam cię, Śmierci, niechaj mnie nie minie
To szczęście słodkie i niechaj nie zginie
Ta, co odwiodła mnie z błędnego toru;
Z niej wszystkie cnoty swój początek biorą.

Śmierci, nie powiemć, jaką niszczysz ciszę,
Kiedy przybędę płacząc przed oblicze
Twoje zwodnicze; — kto oczy me zbada
Od łez wilgotne, kto dojrzy jak dyszę
Smutkiem i twoje stygmaty już liczę,
Pojmie, co życzę. — O biada mi, biada!
Gdy tak mnie zwodzi mgła przestrachu blada,

Jak jęczeć będę, gdy męki mnie drasną?
Skoro jej oczu gwiazdy piękne zgasną,
Wiem, że ostatnia ma chwila wybije,
Bo przewodniczki nikt mi już nie nada
A ciebie męki uradują moje
Tak, że się teraz tego tylko boję,
Że, gdy chcąc wreszcie zgnieść boleści żmije
Zapragnę umrzeć, nikt mnie nie zabije.

Śmierci, jeżeli zabijesz tę piękną,
Co wszystkie cnoty, któremi świat włada,
W pełni posiada — jak to każdy widzi,
Zabijesz cnotę, więc więzy jej pękną;
W miejsce wyśmianej zapanuje zdrada;
Dłoń, co cios zada — litości się wstydzi.[32]
Dlaczego gniew twój piękna nienawidzi,
Co świeci jaśniej, niźli te światłości,
Których blask gwiezdny gościńce wymości
Promieniom z nieba na ziemskie stworzenia?
Czyn twój rozłamie, zniszczy i zohydzi
Szlachetną wiarę prawdziwej miłości.
Śmierci, gdy zgasisz jej światło w swej złości,
To miłość, która nigdy się nie zmienia,
Powie: «Znikł symbol mojego istnienia».

Śmierci, to straszne nieszczęście cię wzruszy,
Które nastąpi, jeśli ona zginie,
Bo niema ninie — zła większego dla mnie.

Niechaj zwrócona w stronę mojej duszy
Strzała się z łuku twojego wywinie
I mnie ominie — lub nie wyjdzie na mnie!
Na łaskęć Bożą klnę! Nie działaj kłamnie!
Okiełznaj nieco żądzę nieskiełznaną,
Co ci kazała straszną zabić raną
Tę, której Bóg słał łaskę swoją wszędzie.
Zlituj się, Śmierci, jeśli możesz! A mnie
Pozwól obaczyć to radosne rano,
Kiedy anieli niebiańscy tu staną,
Aby jej świętej duszy nieść orędzie,
Że tam, na niebie, nagrodzona będzie.

Kancono, widzisz jaka nić cieniutka,
Do której moją przytwierdzam nadzieję:
Niechże się dzieje — ze mną co z mą panią!
A więc ma pieśni cicha, skromna, krótka,
Nie zwlekaj w drodze i przejdź swe koleje,
Bom zwierzył dzieje — swe twemu śpiewaniu.
Do Śmierci wędruj, ma pieśni! Spójrz na nią
Z ową skromnością, którą wszyscy znamy,
Tą, co srogości przełamuje bramy,
Aby plon łaski wzięły pieśni twoje.
A gdy tak pięknie prosić będziesz za nią,
Że zrezygnuje nawet z chęci samej,
Leć z dobrą wieścią do swej pięknej damy!
Niechaj daruje światu blaski swoje
Ta dusza piękna, o której ja roję.

Utwory pokrewne

Convito.




KANCONA IV.[33]

ZE Miłość całkiem mnie już opuściła,[34]
Nie ma to siła
Zrobiła; — chętnie mnie nie odwiedzała,
Ale że litość znała,
Bolejąc nad mem sercem,
Słuchać nie mogła długo jego płaczu;
Więc śpiewać będę, zimny jak mogiła,
Nie jak mówiła
Ta siła, — co złe w dobre zmienić chciała:
Zdawać mi się przestała
Złość wszelkich cnót kobiercem,
Odblaskiem wdzięków, które tyle znaczą,
Że kogo zdobić raczą,
Czynią go godnym cesarskiej purpury.
Lecz wdzięk prawdziwy z góry
Oznacza miejsce, gdzie cnota przebywa:
Więc jeśli w pieśni, tak jak mam ochotę,
Tę chwalić będę cnotę,
Powróci do mnie Miłość ma szczęśliwa.

Zdarza się taki, co na wszystkie strony
Pracy swej plony,
Szalony — rzuca sądząc, iż w tych rzędzie
Po śmierci stawion będzie,
Co jawią się w wspomnieniu
Tym, którzy prawdy istotę zgłębili;
Lecz mądry jest mu źle usposobiony;
Za skromność czczony,
Z ich strony — widzi straty, które wszędzie
Ponosi, kto orędzie
Ich w swem doświadcza mieniu;
Boć pogląd błędny wielu głupich zmyli.
Któż nie zgani w tej chwili
Tych, którzy żyją dla żeru, rozpusty,
I zdobni jak w zapusty,
Swą cenę podnieść chcą odzieniem świetnem?
Mędrzec człowieka nie ceni z odzieży,
Lecz wartość jego mierzy
Mądrością wielką i sercem szlachetnem.

I bardzo często taki człowiek bywa,[35]
Co śmiechem skrywa,
Że żywa — prawda jeszcze mu nieznana,
A głupcy gną kolana,
Kiedy się śmieje z rzeczy,
Których myśl żadna dotąd nie poznała.
Człek taki górnej wymowy używa,[36]
Twarz jego bywa

Szczęśliwa — skoro tłum zeń czyni pana;[37]
Lecz nigdy ukochana
Nie odda jego pieczy
Serca, gdy pozna, że błazna spotkała;
Jego też myśl nieśmiała,
Niezdolna pojąć wdzięku ni piękności,
Jak złodziej drży w ciemności,
Polując w nocy za podłą rozkoszą;
Staje się bliskim bezmyślnym zwierzętom,
Choć wdzięku nie odjęto
Tym pięknym paniom, co go dawno noszą.

Choć niebios siła zguby jej nie chciała,[38]
Rycerskość cała
Skonała — dzisiaj u rozlicznych ludzi;
Mnie jednak to nie brudzi
Dzięki szlachetnej pani,[39]
Której czyn każdy posiadł łaskę cnoty.
Więc o niej śpiewać pragnie pieśń ma śmiała:
Gdyby milczała,
To zdała — by się tą, co zdradą łudzi.
Niech więc ma myśl się trudzi,
By cnocie przynieść w dani
Najmilsze rymy, choć niema nikogo,
Kto pieśń mą przyjmie drogą.
Na tego klnę się, co Miłością zwie się[40]
I szczęście z sobą niesie,[41]
Że cnotą jeno dobyć można chwały;

Ponieważ ową tylko mam na pieczy,[42]
Tedy nikt nie zaprzeczy,
Że z cnotą złączon będzie śpiew mój cały.

Rycerskość nie jest przecie czystą cnotą,
Bo źli jej złotą
Nić plotą, — ale gardzą nią wytrwale
Ci, co nie dbają wcale
O blask doczesny bytu,
Lub ci, co wiedzy życie ślubowali.
Więc choć jest chwałą rycerskiego lotu,
Nie umknie grotu,
Gdyż oto — kryje w swe powiewne szale
Szlachetność wprawdzie, ale
Także i złość ukrytą;
Lecz cnota wszystkim się zarówno chwali.
Gdy z nią się razem pali
Miłość płomienna, oraz jasna Radość,
Tedy uczynią zadość
Warunkom wdzięku, których nic nie zwarzy;
Podobnie słońcu łączyć rozkazano
Ciepło i jaśń świetlaną,
By lśniły z jego doskonałej twarzy.

Wdzięk jest podobny owemu planecie,
Co we wszechświecie
Blask nieci — niknąc co dnia na zachodzie
I promieni powodzie

Śle na życie i cnotę;
Całą materję przenika to lśnienie,
A gardzi człekiem, który niby dziecię
Fałsz z prawdą plecie,
A przecie — drzewo, co z słów jego wschodzi,
Owoców nie urodzi;
Więc choćby miał ochotę,
Szlachetni jeno zdobędą to mienie,
Bo wszędy nikną cienie,
Gdzie przyjdzie owa dobroczynna pani,
By radość przynieść w dani;
Kto jej ślubuje, zazdrościć mu trzeba,
Choć źli rycerze, marni i fałszywi
Będą jej zawsze krzywi,
Że jest podobna do gwiezdnego nieba.

Jej ulubieniec, czy daje, czy bierze,
Nie płacze szczerze;
Wszak w mierze — równej słońce blask śle wszędzie,
Lecz wołać gwiazd nie będzie,
By światło mu wróciły;
Zysk i utrata jest mu równie miła.
Gniewnym wyrazom zamknął w sercu dźwierze,
Silny w swej wierze
Obierze — zawsze prawdziwe orędzie
I pośród tych zasiędzie,
Którym skronie owiły —
Mądrość niezmierna i duchowa siła.

Gdy głupi mówi wiła,
Chwalić nie będzie, ale szczerze zgani,
Zaszczyt niesiony w dani
Przyjmie bez dumy, lecz skromnie, naiwnie,
A tam szlachetność okaże wrodzoną,
Gdzie godnie ją ceniono:
Ci, co dziś żyją, działają przeciwnie.




KANCONA V.[43]

SMUTEK w mem sercu obudził pragnienie,
Abym wam pełną prawdę opowiedział;
Choć więc głęboki przedział
Dzieli me słowa od słów innych ludzi,
Nie dziwcie się, me panie,
Ale przyznajcie, jak złem wasze chcenie!
Prawom Amora piękność żądzę budzi,[44]
Lecz nigdy cnót nie łudzi;
Że o tem prawie umysł wasz nie wiedział,
Stąd wasze obłąkanie.
Wam, którym dziś się śmieje z ócz kochanie,[45]
Wiele piękności dano,
Lecz cnotę nam przyznano;
A więc, gdy Amor z dwojga czyni jedno,
Zatraćcie miłość biedną[46]
I skryjcie piękna dar bezużyteczny,
Bo nam brak cnoty jasnego stygmatu.
Ach! Cóż ja wieszczę światu?
Że wam się godzi za to
Ku chwale cnoty i prawdy odwiecznej
Porzucić piękność i żal wziąć serdeczny.

Człowiek, co cnotę od siebie oddali,
Jest tylko zwierzem podobnym do człeka.
Jakaż droga daleka,
Zmienić się w sługę, gdy się było panem
I w śmierć pójść ciemną z życia!
Cnota swojego stwórcę zawsze chwali
I przed nim tylko chyli się kolanem,
Gdy łaski lśnieniem znanem
Amor ją podnieść raczył po wiek wieka
W niebiański dwór z ukrycia.
Lecz chętnie rzuca raju boskie śnicia
I do swej pani wraca;[47]
Radośnie lot swój skraca,
Wesoło wszczyna swą służbę wasala,
Ozdabia i ocala
Wszystko co spotka podczas krótkiej drogi
I nie dba o śmierć, bo ta nią nie włada.
Dzieweczko czysta, blada,
Niebiańską jest twa rada!
Przez ciebie człowiek panem jest; jak bogi
Wiecznie się cieszy, kto ma dar twój drogi.

Rabem nie pana, lecz podłego sługi,[48]
Kto jej poddanym zostać się nie zgodzi,
Bo wiele zła się rodzi,
Gdy kto na żadne szkody nie uważa
I pójdzie precz z jej służby.
Taką jest władza tego pana — sługi,[49]

Że oko, które jasność myślom stwarza,
Moc jego niszczy wraża
I każdy potem w mgle szaleństwa brodzi
Pod jego wodzą. Któżby
Nie pojął przestróg mojej dobrej wróżby?
Lecz, że jest rzeczą żmudną
Pojąć myśl nazbyt trudną,
Więc treść i formę w prostsze ujmę słowa;[50]
Boć każda myśl ma nowa
Pod tą osłoną ciemną wszystkim będzie.
Otwarcie powiem, co mi dobrem zda się,
A mówić nie chcę dla się,
Lecz tej złych ludzi masie,
Która uczynki złe popełnia wszędzie:
Przestrogą winnym chce być to orędzie.

Kto niewolnikiem jest, za swoim panem[51]
Nie wiedząc dokąd, śpiesznie stawia nogi
Pośród bolesnej drogi;
Tak skąpca pędzi żądza posiadania
I włada nad nim wszędzie.
Biegnie więc skąpiec za szczęściem nieznanem,
(Ślepy rozumie, któż ci dojrzeć wzbrania
Marność tego starania?)
Lecz liczby rosną, skarb najbardziej drogi[52]
Zbyt małym wkrótce będzie,
Aż śmierć go zrówna z wszystkiem i zdobędzie.
Mów, cóżeś zyskał w świecie,

Skąpcze, ślepy jak dziecię?
Cała twa zdobycz niczegoć nie zyska.
Przeklęta twa kołyska,
Nad którą sny ci takowe śpiewano;
Przeklęty chleb twój i stracone jadło,
Lepiejby psom przypadło,
Nim tyś niem pasł swe sadło,
Iżeś oburącz, i wieczór, i rano
Rwał, zbierał to, coć teraz odebrano.

To, co z chciwością zbytnią jest zebrane,
Rozsypie się też wkrótce niemniej chciwie.
A przecie tylu żywie
Chciwości rabów; wiele trudów zniesie
Ten, kto się jej opiera.
Fortuno, śmierci, ciosy wasze znane
Nie błysnąż w skarbów nieprzebranych lesie?
Lecz komuż to przyniesie
Korzyść? Wszak wszystkich nas nielitościwie[53]
Otacza jedna sfera,
Rozum z nią nawet przymierze zawiera
I mówi: «Jam jej sługa».
Ach! Marnaż to zasługa,
Kiedy niewolnik lepszym jest od pana;
Toć hańba jest nieznana,
Jeśli myśl moją dobrze rozumiecie.
Złe bestje, których oddech wszystko brudzi!
Widzicie jak się trudzi

Tylu bezgrzesznych ludzi
Wśród wzgórz i bagien z łachmanem na grzbiecie,
A wy zgniliznę w skarbach ukryć chcecie.

Cnota, co z wrogiem pokój zawrzeć pragnie,
Do skąpca nawet przychylnie się zwraca,
Lecz na nic jest jej praca;
Wejść w służby jej nie myśli ani chwili
I gardzi wciąż jej strawą;[54]
Gdy jej zaklęcie jeszcze go nie nagnie,
Rzuca mu strawę (długo tak się sili),
Choć on się po nią schyli
Dopiero, gdy się już odeń odwraca;
Tak przykrą to dlań sprawą.
A gdy coś daje, zda mu się, że prawo
Powszechnej zyskał chwały.
Na każdy datek mały,
Czyto zwlekaniem, czy też obietnicą,
Czy w żal odziawszy lico,
Taką sprzedaży cenę ustanawia,
Że ten, co wziął go, zawsze się już wzdraga.
Tak tego, który błaga
Zbezcześci i osmaga,
Że lepszem zda się, gdy datku odmawia.
Sobie i drugim skąpiec smutek sprawia.

Odkryłem wam więc, panie, podłość całą
Tych ludzi, których godne są spojrzenia

Waszego potępienia;
Lecz przemilczałem wiele z owej rzeczy,
Bo wstyd mi mówić o niej.
Grzechów się siła w każdym uzbierało,
Boć rzecz pokrewna krewną ma na pieczy;[55]
Miłości kwiat się leczy[56]
Ssąc wszystkie cnoty ze swych cnót korzenia,
By zawitały do niej.
Nim pieśń się skończy, jeszcze wam odsłonię[57]
Tę prawdę: Niechaj żadna
Nie mówi, że jest ładna,
A więc w kimś takim miłość wzbudzić zdoła,
Bo trzebaby już zgoła
Przestępstwa nazwę nadawać piękności,
Jeżeli miłość jest zwierzęcą żądzą.
Ach! Jak te panie błądzą,
Które swą piękność sądzą
Od cnót odrębną w niepoprawnej złości
I oddzielają rozum od miłości.



KANCONA VI.[58]

TRZY panie weszły w serca mego progi
I usiadły u dźwierzy,
Bo Amor się w niem szerzy
I w ręku swojem dzierży moje życie.
A cnót i piękna zasób w nich tak mnogi,
Że nawet on nie wierzy,
Ten, który w sercu leży
I mówić o nich śmie zaledwie skrycie.
Zbolałe, biedne teraz je widzicie,
Jakby samotne i skądś wypędzone
Wracały umęczone,
A ich szlachetność nic już nie znaczyła.
Był niegdyś czas, gdy miła
Zdała się światu ich anielska cnota;
Teraz je ludu moc znienawidziła,
Dlatego je ochota
Przywiodła własna przed dom przyjaciela,
Gdzie jest pan znany z pieśni moich wiela.[59]

Jedna się gorżko na swą dolę skarży
I niby róża ścięta
Pochyla głowę, święta,

A naga ręka, boleści podpora,
Czuje łez strumień spływający z twarzy,
Druga zaś kryje zgięta
Twarz, którą boleść pęta;
Nieopasana idzie, bosa, chora,
Przez zdartą szatę widzi wzrok Amora
To, o czem raczej zamilczeć wypada.
A on podstępnie bada
O to, skąd przyszła, o powód cierpienia:
«Ach! Trochę pożywienia!»
(Ona mu na to z westchnieniem odrzecze)
«Natura moja tak me losy zmienia
I w twą oddaje pieczę.
Biedna i bosa, w pstre odziana szmatki,
Ja jestem Prawość, siostra twojej matki».

Skoro skończyła smutną swoją powieść,[60]
Boleść i żałość chwyta
Pana mego, że pyta
Kim są dwie inne, które wraz z nią kroczą.
A ona skargą chcąc cierpienia dowieść,
Gdy tę w nim myśl wyczyta,
Mówi żalem przybita:
«Niczegoż moim nie oszczędzisz oczom?»
Potem zaczyna: «Wiesz przecie, uroczą
Rzeczką wypływa Nil ze swego źródła
Tam, kędy ziemi strzegą
Przed silnym blaskiem słońca wierzb korony,

W dziewiczej fali onej
Tę urodziłam, co w jasne warkocze
Zbiera łzy, idąc u mej prawej strony.
To dziecię me urocze,
Patrząc w swą postać ponad jasną strugą.
Zrodziło cudną tę dzieweczkę drugą».

Wzdychając Amor milczał chwilę małą
I oczy łzą wezbrane,
Tak przedtem roześmiane,
Do kobiet zwrócił i twarz swą zasępia.
A potem smutnie przyjrzał się swym strzałom
I rzekł: «Nieużywane
I rdzą poogryzane
Strzał moich ostrze daremnie się stępia.
Umiarkowanie zżarła zazdrość sępia
A Hojność wdziała żebraczy strój biedy;
Lecz kiedy tak jest, tedy
Niech płaczą oczy tych, których to boli,
Niech skarżą się dowoli
Usta skazanych żyć pod gwiazdą taką.
Lecz my, co wiecznej zażywamy doli,
Wzlecim podobni ptakom,
Ból zniósłszy, aby przezeń znaleść właśnie[61]
Tych, którym strzała moja byt rozjaśni».

A ja, com słyszał ową mowę boską
Wygnankom ku pociesze,

Radość objawić śpieszę,
Że i mnie dano zaszczytne wygnanie.
A jeśli los chciał, o odwieczna trosko,
By białych kwiatów rzesze
Rzuciły swe pielesze,
Toć śmierć wśród dobrych szczęściem mi się stanie.
Gdyby nie oczu moich rozkochanie[62]
W tym pięknym znaku, który mnie zapala
I wciąż czaruje zdala,
Lekkiem byłoby to, co jest nad siły;
Lecz żar ów moje żyły
I kości wszystkie spalił już na próchno;
Już klucze śmierci pierś mą otworzyły.
Więc żale moje głuchną,
Bowiem lat piętno mnie już rozgrzeszyło,
Jeśli się wina maże skruchy siłą.

Kancono! Niechaj nie tknie nikt twej szaty,
By odkryć to, co skromna pani kryje!
Niechaj ręce niczyje
Nie uszczkną jabłka, co im słodkiem zda się.
Gdy ktoś po długim czasie
W przymierzu z cnotą przyjdzie i wybłaga,
Byś mu zjawiła się w swej całej krasie,
Stań przed nim wtedy naga
I niech rozkwitną kwiatów twych kobierce,
Wnosząc pragnienie w rozkochane serce.



KANCONA VII.[63]

MIŁOŚCI, widzisz przecie, że ma pani
Przykazań twoich nie zna po wsze czasy,
A przecie wszystkiem pięknem rządzisz, pani.
Odkąd me serce woła na nią: Pani! —
Jako chciał blask twój, co mym oczom świeci,
W złą okrutnicę zmieniła się pani;
Serce jej pewnie, to nie serce pani,
Ale zwierzęcia, — dla miłości zimne.
Czy upał dysze, czy-li wichry zimne,
Zda mi się zawsze postać owej pani
W natchnieniu kutą z najpiękniejszej skały
Przez tego, który martwe rzeźbi skały.

A ja, co trwalszy byłem, niźli skały,
Wiernie ci służąc dla piękna tej pani,
Cierpię bezwolnie z winy owej skały;[64]
Jak rzecz szkodliwą rozbiłaś o skały
Serce, coć wiernem było długie czasy;
I pozostało martwe, jak ze skały.
A nikt nie znajdzie tej cudownej skały,
Co Słońca blaskiem, albo własnym świeci

I taką moc ma jaśń jej, że gdy świeci,
Zbawić mnie może z mocy owej skały,
Która zawiedzie mnie w krainy zimne,
Gdzie serce moje w śmierć odejdzie zimne.

Panie, ty wiesz, że wichry bardzo zimne[65]
Zmieniają wodę w kryształowe skały
Tam na północy, kędy kraje zimne
Powietrze tworzą, co z natury zimne
Tak zmienia się, że wilgoć jest jak pani
W dalekich krajach, gdzie tak wszystko zimne.
Dziś krwi mej strugi w żyłach równie zimne,
Popłyną wolno już po wszystkie czasy
I myśl, co wszystkie me zapełnia czasy,
Cała się zmieni w łzy wilgotne, zimne.
Tyle ich jeszcze w oczach mych zaświeci,
Bo pamięć o niej wciąż w nich jeszcze świeci.

W niej wszelkie piękno blaskiem jasnym świeci,
Lecz w głębi serca okrucieństwo zimne
Śpi w mroku, kędy promień twój nie świeci;
Oto dlaczego piękność jej mi świeci
Kędy się zwrócę — na odłamach skały
I wszędy, wszędy, gdzie słońce się świeci.
A wdzięk jej oczu tak słodko mi świeci,
Że żadnej innej nie pokocham pani:
Gdyby litosną była mi ta pani,
Którą przyzywam w noc i kiedy świeci

Słońce, służyłbym jej po wszystkie czasy[66]
I w tem pragnieniu długie przeżył czasy.

A więc Miłości, której życia czasy,
Jak Ruch odwieczne i jak Blask, co świeci,
Litość miej wielką i zmień smutne czasy!
Wnijdź dziś w jej duszę po najdalsze czasy,
Wypędź z jej głębin dech śmiertelnie zimny,
Który mi niszczy najpiękniejsze czasy!
Bo gdy nie miną beznadziejne czasy,
Tedy w obliczu onej pięknej skały
Polegnę martwy pod brzemieniem skały,
By wstać, gdy wszystkie ukończą się czasy[67]
I wtedy ujrzeć, czy jest jaka pani
Piękniejsza od mej bezlitosnej pani.

Kancono, myśl mą wciąż zajmuje pani,
Która, choć była dla mnie nakształt skały,
Pomogła przecie strach mi zabić zimny,[68]
Tak, że dziś pragnę zmienić kształt jej zimny
W pieśń, co nieznaną formą swoją świeci
I nikt jej dotąd nie znał w żadne czasy.



KANCONA VIII.[69]

W ten punkt przyszedłem niebieskiego koła,[70] [71]
Gdy o zmierzchaniu gdzieś na horyzoncie
Jawi się w niebie dwójka gwiazd bliźniacza,[72]
Gwiazda miłości jeno wzejść nie zdoła,
Bo jej promienie przemoc słońca mąci
I jak w zasłonę, w blaski swe otacza.
A ów planeta, który mróz roztacza,[73]
Zjawia się cały w południowym łuku,[74]
Gdzie wszystkich siedem mało daje cienia.[75]
A przecie się nie zmienia
Myśl ani jedna z tych, które się tłuką
W pamięci mojej silniejszej od skały
I wiecznie tkwi w niej jej posąg ze skały.

Z nad etiopskiej wznosi się pustyni
Wicher pielgrzymi, co zaciemnia słońce,
Kiedy krąg jego ponad światem chodzi.
Idzie nad morzem i taki zwał czyni
Chmurzysk poczwarnych, że najdalsze końce
Ziemi zakrywa i mróz blady rodzi:
Spada i spuszcza strumienie powodzi,

Spływa na ziemię białym śniegu puchem
I w świecie smutek beznadziejny nieci:
Lecz Amor, co swe sieci
Ściąga do nieba w burzy wyciu głuchem,
Mnie nie opuszcza; tak piękną jest pani,
Której los nadał tytuł — mojej pani.

Uciekł ptak każdy, co za ciepłem goni
Z Europy, której nie opuści długo
Lód tych gwiazd siedmiu, które zawsze świecą.[76]
A pozostałych głos już nie zadzwoni,
Chyba na wiosnę, nad zieloną smugą.
Dzisiaj jedynie z jękiem czasem lecą:
Wszystkie stworzenia, które radość niecą,
Teraz ostały się miłości próżne,
Zima okrutna mrozi zrozpaczone.
Jeno ja więcej płonę;
Marzeń mych słodkich nie wzięły podróżne
Ptaki, ni zmienne w biegu swoim czasy,
Lecz ta, co krótkie tak ma życia czasy.[77]

Do końca bytu swego doszły liście,[78]
Które rozkwitły w Koziorożca znaku,
By zdobić ziemię, — uwiędły już trawy:
Znikły zupełnie drzew zielone kiście,
Prócz laurów, pinij i sosen, wszelako
Im zieleń wieczną dał Stwórca łaskawy:
W tem nawet zima smutnej szuka sławy,

Że na pagórkach mrozi małe kwiaty,
Które nie mogą znieść białego szronu:
Lecz w piersi mej wciąż toną
Ciernie miłości, jak dawnemi laty
I tkwią w niej silnie, wbite tam na wieki,
Póki żyć będę, choćbym przeżył wieki.

Z źródeł podziemnych buchają gorące
Wody, rzucane z głębin na wyżynę
Przez opar, który ziemia ma w swem łonie;
Tam, gdzie są codzień przechadzki mej końce,
Wytrysło źródło i bić będzie sine,
Aż najazd zimy w przeszłości utonie.
Ziemia stwardniała w żelaznej koronie
A woda martwa w szkło kruche się zmienia,
Odkąd ją zewsząd mróz otoczył zbrojny.
Lecz ja od swojej wojny
Nie odnalazłem ni chwili spocznienia
I nie chcę spocząć; choć cierpienie słodkie,
Lecz śmierć jest lepsza nad wszystko, co słodkie.

Kancono, jakiż los mnie jeszcze spotka
O wiośnie słodkiej, gdy na ziemię spłynie
Amor zesłany przez niebiosa wszystkie;
Co będzie w te dni bliskie,
Gdy miłość we mnie jeno tli już ninie?
Przybrać mi przyjdzie zimny kształt kamienia,
Jeśli to dziewczę ma serce z kamienia.



KANCONA IX.[79]

MIŁOŚCI, ty, co z nieba masz swe siły,
Jak słońce blask promieni,
Przed którym bardziej stajemy zdumieni,
Gdy na szlachetne spłynąć raczy rzeczy;
Jako przed słońcem cień i mróz się skryły,
Tak ty z podłości cieni
Oczyszczasz, Panie, serce, aż się zmieni,
I nie ostanie ci się gniew człowieczy:
Ty jesteś Dobrem, temu nikt nie przeczy,
Z ciebie więc zdrojem wszystko w świecie płynie:
Bez ciebie wkrótce zginie
Cała chęć nasza, aby dobrze czynić;
Tak obraz w izbę położony ciemną
Będzie nas słusznie winić,
Że piękność jego ostała daremną.

Jak promień słońca w gwiazdy, tak trafiają
W me serce blaski twoje,
Bo twej potędze duszy mej podwoje
Wraz się rozwarły, byś weszła i życie
Zyskało myśli wiodące do kraju,
Kędy oglądam roje
Przepięknych rzeczy, które serce moje

Radują, chociaż trudne ich zdobycie.
Kiedym tak patrzał, w duszę moją skrycie
Weszła ta, której tak wielka jest siła,
Iż ogniem mnie roztliła
Jak wodę, kiedy w słońcu promienieje:
A z jej przybyciem słońca blask przeźroczy
Radośniej mi się śmieje,
Odkąd odbity przez jej błysnął oczy.

A jaka piękna jest i jak szlachetna[80]
I jaką miłość budzi,
Słowo daremnie wyrazić się trudzi,
Lecz wyobraźnia w duszy to umieszcza;
Choć sama przez się nie byłaby świetna
Nad wszystkich wzrosła ludzi,
Ty budzisz zapał, którego nie studzi
To, że nad siłę działać musi wieszcza.
W piękności owej twa siła się streszcza;
O ile mądrość na godnym przykładzie
Swe zaufanie kładzie, —
Podobnie słońce ognia nie pochłania,
Ni ogień słońcu światła nie zabiera,
Lecz skoro się wyłania,
Wtedy wśród wszystkich błyszczy radość szczera.

Więc ty, o Panie, coś tak dobrotliwy,[81]
Iż zda się, że wszelakiej
Mądrości ziemskiej początek jednaki

Od twej wielkości bezustannie płynie,
Patrz na me życie, jakem nieszczęśliwy!
Okaż swej łaski znaki!
Bowiem w mem sercu płomień budzi taki
Jej piękność wielka, że ze smutku ginie.
Spełń to, Miłości, o co prosi ninie!
Pozwól ją widzieć sercu, które kona!
Nie dasz przecie, by ona
Na śmierć mię wiodła czarem swej młodości
Nie wiedząc nawet, jak podoba mnie się,
Jaka jest moc miłości,
I że w swych oczach pokój dla mnie niesie.

Jeśli pomożesz mi, chwalić cię będę,
Bo użyczysz mi daru,
Którego żadną nie wziąłbym ofiarą,
Bo sił już nie mam bronić swego życia;
Jeżeli łaski twojej nie posiędę,
A wróg nieznośną karą
Obciążył duszę mocą swego czaru,
Nie uratuję się więc od rozbicia.
Niechaj raz jeszcze siła twa z ukrycia
Wyjdzie, by błysnąć w owej pięknej pani,
Której się godzi w dani
Wszelkiego dobra część wielką zachować,
Jako tej, która po to się zrodziła,
By tym wszystkim panować,
Których zniewoli spojrzenia jej siła.



KANCONA X.[82]

MIŁOŚCI siłę tak potężną czuję,[83]
Że znieść nie mogę dłużej
Niezmiernych cierpień; więc serce się smuci,
Gdy jej moc coraz większą odnajduje
A własna wciąż się nuży
I może nigdy mi już nie powróci.
By Miłość zadość czyniła mej chuci,
Nie chcę, bo gdyby ją nasycić chciała,
Nie zniosłaby jej zdolność moja mała,
Bowiem natura ma swoje granice:
Boleści mojej wcale nie ukróci,
Że w parze z chęcią nie idzie moc ciała.
Gdyby mi łaska tę nagrodę dała
Za dobrą wolę, tedy sobie życzę,
By mi jej oczy dały życia więcej,
Abym ją kochać zdołał tem goręcej.

Promienie oczu tych w źrenice moje
Wtargnęły rozkochane
I niosą słodycz, co poi goryczą:
A znają drogę przez wszystkie podwoje,
Bo przeszły je nieznane

I umieściły tam Miłość zwodniczą,
Która mną włada, jakby swą zdobyczą.
Więc patrząc na mnie, łaskę mi uczynią
A gdy odwrócą się, wtedy zawinią
Zginienie moje; bo tak ją miłuję,
Że jej me myśli tylko służyć życzą,
Poza nią wszystko zda mi się pustynią,
Oczy jej godnym życia mnie uczynią,
Jej służyć żądzę nieustanną czuję.
Gdybym ją zdradził, lżejsząby się stała
Boleść, lecz wtedy śmierćby mnie zabrała.

Ta miłość moja wielką jest zaiste
I znaczną jest jej siła,
Gdy to, co rzekłem, pragnę dla niej zrobić,
Boć żadne czucie nie jest takie czyste,
Jak to, gdy śmierć jest miła,
Byle się pani w służbę przysposobić.
Taż sama wola chce mą myśl ozdobić,
Odkąd pragnienie mojem sercem miota,
Które wzbudziła ta czarowna cnota
I dobroć wielka, co w jej licach gości:
Sługą jej jestem; dla niej pragnę robić;
Jednaka zawsze będzie ma ochota,
Bowiem wbrew woli służyć, to sromota:
Więc choć jej młodość skąpi mi wdzięczności,[84]
Kiedy dojrzeje, nagrodzi mnie zwodna,
Jeśli wprzód życia nie wychylę do dna.

Kiedy pomyślę, że pragnienie ono,[85]
Zbudzone uczuć chwilką,
Ku czynom dobrym całą moc mą skłania,
Zda się, że nadmiar nagród mi spłacono
I wątpić mogę tylko,
Czy niewolnika nazwa mnie osłania;
Boć przecie w oczach mego ukochania
Służba jest łaską przez jej dobroć daną;
Lecz, iż to mówię, co ma prawdy miano,
Niech służbą zwie się owa żądza wzniosła,
Bo odkąd przyszła nowa moc wytrwania,
Myśl ma nie krąży wkoło swego stanu,
Lecz dąży do tej, w której dłoń ją dano,
Tego chcąc jeno, by jej wartość wzrosła.
Jedną mą chęcią jest należeć do niej,
Gdy Miłość mi już łaski swej nie broni.

Amor jedynie potrafił mię skłonić,[86]
Bym służył bez szemrania
Pani, dla której miłość jest jak zbrodnia
I nie potrafi uczuciem się płonić,
Gdy dusza ma się słania
I jej widoku wyczekuje co dnia.
Ilekroć widział ją mój wzrok przechodnia,
Tylekroć błysła mi w niej piękność wzniosła
I miłość we mnie tak dalece wzrosła,
Że przez nią tylko radość czuć jest zdolna.
Więc trwa ten stan mój, płonie wciąż pochodnia

I miłość, co mi ból i radość niosła
Wciąż jeszcze dzierży łodzi mojej wiosła
I dręczyć myśli duszę moją zwolna,
Jak długo będzie kryć mi swoją postać, —
Chyba że wróci i zapragnie zostać.

Pieśni ma piękna, moim jesteś tworem,
Więc cokolwiek cię spotka,
Bądź skromna, jak się twej wartości godzi!
Proszęć, idź tylko za szlachetnym wzorem,
Kochanko moja słodka,
I obierz drogę, którać nie zaszkodzi!
Kiedy cię rycerz jaki w próg swój wwodzi,
Zanim cię ujrzy chęciom swoim radą,
Niechaj się stanie rad twych dobrych świadom;
Opuść go, jeśli ciebie nie posłucha,
Bo dobry tylko z dobrym w parze chodzi,
A kto się złączy z ludzi złych gromadą
Wiernym ostając mylnej drogi śladom,
O nim złą sławę wieść rozniesie głucha.
Twa treść i forma niechaj się ich boi,
Bo przyjaźń taka tylko złym przystoi.



KANCONA XI.[87]

CHCĘ, by tak ostre były moje słowa,
Jak czyny pani (zwę ją piękną skałą),
Której się serce stało
Z dniem każdym twardsze, oraz bardziej harde;
W pancerz z jaspisu postać swoją chowa,
Oraz ucieczką się broni wytrwałą,
Tak więc nie można strzałą
Przeszyć tej, która dla wszystkich ma wzgardę.
A jej pociski uskrzydlone, twarde,
Śmiertelne wszystkim rozdzielają rany
I każdy jest im znany,
Przeciw nim niema dość potężnej broni
I mnie samego nic już nie uchroni.

Żadna się tarcza przed nią nie ostanie,
Ni miejsce jakie przed jej wzrokiem skryje,
Bo w duszy mojej żyje
I jak kwiat liściom, tako jej króluje.
Takie o bolu moim ma staranie,
Jak łódź o wichrze, który już nie wyje.
Więc schylam przed nią szyję

I myśl ma nawet rymów nie znajduje.[88]
O ty straszliwa! Chociaż wiesz co czuję,
A przecie łamiesz tajemnie me życie
I śmiesz mi nawet skrycie
Przegryzać serce wolno, strzęp po strzępie,
Choć twego pana nawet nie potępię.[89]

A serce moje więcej drży, gdy o niej
Myślę a ludzi wzrok na mnie spoczywa
I zda się już odkrywa
Mych marzeń przedmiot, którym lśnią me oczy,
Niż drży przed śmiercią i niźli się broni,
Gdy ząb miłości czucia me rozrywa.
Płynie ma myśl leniwa
I siła woli wolniej wciąż się toczy.
Amor pokonał mnie i pierś mą tłoczy
Tym samym mieczem, którym zabił Dydo
I muszę, o ohydo,
O litość prosić uniżenie tego,
Co zmiłowania nie zaznał żadnego.

Amor podnosi czasem swoje ramię
I grozi memu życiu, ów szalony.
Bez ruchu, umęczony
U stóp mu leżę słaby i bez rady.
Więc jęki wstają w duszy mojej chramie;
Krew, której w żyłach bieg jest wyznaczony,
Ucieka w serca strony,

Które ją woła; ja się słaniam blady,
A on zostawia razów swoich ślady
W mym lewym boku; ból się w sercu szerzy,
Więc mówię: «Gdy uderzy
Raz jeszcze w pierś mą, śmierć mi zamknie oczy,
Nim miecz się znowu w ciele mem ubroczy».

O, gdybym widział, jak w serce uderza
Tę krwawą, która moją pierś przebodła.
Niechby mnie śmierć już wiodła,
Na którą wdzięk jej skazał mnie niezłomnie!
Lecz w dzień i w nocy zgubę mą zamierza
Ta rozbójniczka i złodziejka podła.
Gdybyż ją boleść zwiodła,
By jak ja o nią, tak wołała o mnie.
Rzekłbym jej: «Idęć w pomoc, przychodź do mnie!»
Chwyciłbym w ręce z radosnej ochoty
Jej jasnych włosów sploty,
Co na mą zgubę wzięły blask Amora,
By się ma dusza nasyciła chora.

A gdybym chwycił jej warkocz rozdarty,
Który był dla mnie jak ożóg i bicze.
Patrzyłbym w jej oblicze,
Rwąc go od rana aż do późnej nocy.
Nie byłbym dwornym, ale moje żarty
Jak u niedźwiedzia dzikie, napastnicze,
Dałyby mi słodycze

Zemsty za wszystko, com cierpiał z jej mocy.
I patrzyłbym się używszy przemocy
W jej oczu płomień, który mnie rozpalił;
Potem-bym się użalił,
Gdybym tak pomścił jej ucieczkę w złości
I przebaczyłbym jej w imię miłości.

Idź, pieśni, prosto do tej pani, która
Przeszyła serce mi a teraz bierze
To, czego pragnę szczerze;
Przeszyj jej serce też miłości strzałą,
By się zaszczytnej zemście zadość stało!




SESTYNA[90]

Do krótkich dni i długich kręgów cienia[91]
Doszedłem już, gdy biel okrywa wzgórza,
Na których znikł zielony połysk trawy.
Pragnienie me wciąż jednak się zieleni,
Tak silnie tkwi u stóp tej twardej skały,
Co mowę ma, bo jest nią moja pani.

Podobnie lśni młodziutka moja pani
W lodowych skrach, jak śniegi pośród cienia;
Nie zmiękczy jej, jak nie rozbudzi skały,
Przesłodki czas, gdy wiatr ociepla wzgórza.[92]
I smutną biel zamienia w czar zieleni,
Znów zdobiąc je w kwiatuszki oraz trawy.

Gdy czoło jej girlandą zdobią trawy,
Wnet znika myśl o każdej innej pani.
Jej złoty włos tak pięknym jest w zieleni,
Że Amor bóg nie wyjrzy przy niej z cienia.
Więc więżą mnie tak mocno małe wzgórza,
Gdzie ona jest, jak wapno murów skały.

Piękności jej mocniejsze są od skały[93]
A od jej ran nie leczą żadne trawy.
Błądziłem już przez niże i przez wzgórza,
By ustrzec się widoku owej pani;
Przy blasku jej nie mogłem znaleść cienia
Na stokach gór, wśród murów, ni zieleni.

Widziałem ją odzianą w płaszcz z zieleni,
Tak piękną, że rozkochać może skały,
Jak dzisiaj ja miłuję ślad jej cienia.
Mówiłem z nią na łące pełnej trawy,
Cudowną tak, jak rzadko która pani,
A wokół nas wysokie były wzgórza.

Lecz wody rzek powrócą się na wzgórza,
Nim z miękkich drew, wśród pierwszej ich zieleni
Zapłonie żar (o pięknej myślę pani)
Dla mnie, com spał najchętniej u stóp skały
Przez cały czas i żył zjadając trawy,
By jeno z ócz nie stracić szat jej cienia.

Chociaż od wzgórza czerni się płat cienia
Pośród zieleni, w blasku młodej pani
Zanika cień, jak skały pośród trawy.



BALLATA III.[94]

WY mię słuchajcie, których miłość mami!
Nie dozna u was ma ballata wzgardy,
Co mówi, biedna, o tej pani hardej,
Która mną włada swojemi wdziękami.

Kto na nią spojrzy, spotka wzrok jej hardy
Tak, że opuści oczy z przerażenia,
Bo zawsze połysk okrucieństwa twardy
Jasność jej źrenic tłumi i ocienia;
Lecz wewnątrz obraz słodki się nie zmienia,[95]
By wciąż szlachetna dusza: «Łaski!» — łkała;
Gdy się ją ujrzy, jej cnota nieśmiała
Czyni, że serce wzbiera westchnieniami.

Zda się, że mówi: «Nie poddam się temu,
Kto w oczy moje miłośnie się patrzy,
Bo pan ów wielki przebywać w nich raczy,[96]
Który mię przebił swoją strzałą niemą».
Wierzę zaiste, iż straż taką chce mu
Dać, by jedynie już należał do niej;
W ten sposób zwykle dziewczyna się broni,
Gdy wzbudzi podziw swojemi wdziękami.


Nie mam nadziei, aby z własnej woli
Raczyła spojrzeć kiedykolwiek na mnie;
Tak jest okrutna, że dzierżąc w niewoli
Amora, w oczach ukrywa go kłamnie
I strzeże pilnie, choć tak dobrze zna mnie,
Bym nie mógł szczęściem cieszyć się radośnie;
Lecz, że ma miłość mimo wzgardy rośnie,
Więc może Amor swą nagrodę da mi.




BALLATA IV.

O chmurko nagle oczom mym zjawiona,[97]
Miłości cieniem padłaś w serce moje;
Zlituj się nad niem! Przeszyłaś mu zbroję,
Lecz z wiarą w ciebie i tęsknotą kona.

Chmurko o więcej niż ludzkiej piękności!
Rzuciłaś żagiew w głąb umysłu mego
Zapalną swoją mową,
A potem czynem ducha palącego
Nadzieję dałaś, która we mnie gości.
Uśmiechnij mi się znowu!
Nie pytaj, czego tak wierzyłem w ową,
Lecz na pragnienie me patrz gorejące
I zważ, że kobiet cierpiało tysiące
Przez to, że miłość ich była spóźniona.




SONET VI.

W OCZACH mej pani, kiedy na mnie skinie,
Lśni blask tak jasny, że kędy zabłyśnie,
Tam widzę w żadnym nie zjawione mi śnie
Rzeczy potężne i nieznane ninie.

A z tych promieni taki na mnie płynie
Strach, który serce moje drżące ciśnie,
Że mówię: «Wróci, kto działa rozmyślnie!»
Lecz wkrótce cały mój rozsądek ginie.

I tam się zwracam, gdzie mię zwyciężono
I przyzwyczajam oczy patrzyć w święte
Moce, na których pierwsze się poznały.

Wracam zmęczony, oczy me zamknięte,
Pragnienie, które mnie wiodło, uśpiono,
W dłonie Miłości składam los mój cały.




SONET VII.[98]

PRZEZ ową drogę, którą piękność bieży,
Kiedy chce Miłość zbudzić w czyjejś duszy,
Idzie dziewczyna i dumnie się puszy,
Pewna, że serce me u stóp jej leży.

Lecz gdy przybyła do podnóża wieży,
Której bram jeno zgoda serca ruszy,
Rozległ się nagle czyjś głos pośród głuszy:
«Szlachetna pani, idź precz od tych dźwierzy,

Bo pani inna, wieży tej władnąca
Schwyciła berło w swoje ręce małe,
Amor jej władzy z dłoni nie wytrąca».

Więc gdy spostrzegła, że Miłość gorąca
Stąd ją odprawia, dzierżąc serce całe,
Odeszła z niczem, od wstydu płonąca.




SONET VIII.[99]

O słowa moje, nieście w świat swe loty,
Wy urodzone, kiedym tak czcił stale[100]
Tę panią, której słuszne do mnie żale:
«Myślą sfer boskich rządzicie obroty».[101]

Tę, którą znacie, weźcie w swe oploty,
Niech słyszy płacz wasz odchodzący w dale,
Rzeczcie jej: «Wszystkie twe jesteśmy, ale
Nigdy pieśń nowa nie nadejdzie do tej».

Precz idźcie od niej! Nie zna, co Kochanie![102]
Usiądźcie w dali w żałobnym ubiorze,
Los dawnych sióstr się losem waszym stanie.

Kiedy spotkacie inne godne panie,
Wtedy do stóp im upadniecie może
Mówiąc: «Wam święcim to nasze śpiewanie».




SONET IX.[103]

NIEMA tak mocnych drzew w dalekim borze,
Ani tak twardą nie jest żadna skała,
Której ta straszna, co mię zabić chciała,
Rozkochać w blasku oczu swych nie może.

Kto ją napotka, spojrzy, — temu gorze!
W serce go trafia niewstrzymana strzała
I musi zginąć; tak okrutna chciała,
Zasługa żadna sądu jej nie zmoże.

Dlaczegoż mocy okraszono danią
Oczy władczyni takiej bezlitosnej,
Co wiernym swoim sprawia los żałosny?

Taką ma hardość wzrok jej śmiercionośny,
Że ani spojrzy, kiedy giną za nią
I kryje piękność swoją ich błaganiu.




Varia.




KANCONA XII.[104]

AMORZE, głośno skarżyć się znów muszę,[105]
By słyszał mnie świat cały
I abym wskazał, jak mam mocy mało.
Wlej nową siłę w moją biedną duszę,
By słowa me wezbrały
Całem cierpieniem, które mnie złamało.
Chcesz, abym zginął; obyż to się stało!
Lecz gdy powodu nie wyznam cierpienia,
Nikt nie da przebaczenia.
Nikt nie uwierzy, gdy męki wyliczę.
Lecz jeśli, panie, dobrem ci się zdało
Dać moc mi, niechaj słów nie słyszy brzmienia
Ta, która winna, że mnie śmierć ocienia,
Bo gdy usłyszy, litości gorycze
Mniej pięknem zrobią jej piękne oblicze.

Nie mogę uciec, bo wciąż znów powraca
Do mojej wyobraźni
I myśl ją każda moja z sobą wodzi.
Szalona dusza hołd jej pięknu spłaca
Nie szczędząc sobie kaźni,
Aż z bolu swego obraz piękny zrodzi;

Potem ją widzi, tonie w żądz powodzi,
Z których jej oczu blask już nie uleczy,
Sobie wreszcie złorzeczy,
Że wszczęła płomień, który tak ją pali.
Jakiż rozumny powód jej przeszkodzi
Udręczać burzą mój rozum człowieczy?
Ból się przelewa, jak zbyt pełne cieczy[106]
Naczynie, potem przez usta się żali,
Nie skąpiąc oczom łez gorących fali.

Nieprzyjaciółka ma zwycięska, dzika,[107]
Mą wolą ciągle włada
I dumna z mocy słuchać siebie każe;
Do swego tronu wiedzie hołdownika,
Gdzie w majestacie siada,
Boć rzecz pokrewna z krewną idzie w parze.
Wiem, śnieg topnieje przy słonecznym żarze,
Lecz ja bezsilny czynię jak takowy,
Co ma uchylić głowy
Pod miecz i bardzo śmierci się obawia.
Kiedym już blisko, słyszę, czy też marzę,
Czyjś głos: «Litości! Czyż ma paść trup nowy?»
Wtedy me oczy szybko ślę na łowy
Za tym, co wsparcia swego nie odmawia
Konającemu przez jej ócz bezprawia.

Czy cios twój życia mojego nie skróci,
Ty lepiej wiesz, Amorze,

Bo patrzysz na mnie, gdy padam zemdlony;
A jeśli dusza nawet w serce wróci,
Noc zapomnienia zmoże
Je, skoro będę przez nią opuszczony.[108]
Kiedy się budzę i w piersi zranionej
Widzę ślad razu, co mi odjął pamięć,
Przerażenia zamieć
Do głębi wstrząsa mnie i niepokoi
I twarz pobladła w te spogląda strony,
Skąd grom ów wypadł, co mi groził: Złamięć!
Tyle jej słodki uśmiech może zła mieć,
Że długo jeszcze cień jest w duszy mojej,
Która się zdrad jej i podstępów boi.

Takeś mnie pobił w środku Alp, Amorze,[109]
W dolinie górskiej rzeki,
Wzdłuż której zawsze czułem moc twą srogą.
Daj śmierć, lub życie, jako chcesz! Niech zmoże
Blask dumny me powieki,
Ten, który gromem wzywa śmierć złowroga!
Niestety, panie nie nadchodzą drogą,
Ni mędrcy, co się zlitują nademną.
Nadzieja jest daremną,
Jeżeli ona dać mi jej nie raczy;
Lecz ta, wygnana, Panie, z Twego progu,[110]
Pogardza strzał Twych potęgą tajemną;
Z dumy ukuła na pierś zbroję ciemną
I ostry pocisk wstrzyma bieg swój raczej,
Nim zbrojne serce raną Twą zaznaczy.

Górska ma pieśni, idź już do Fiorency!
Jeżeli ujrzysz mą ziemię rodzoną,
Z której mnie wypędzono
Tak bez uczucia i tak bez litości,
Wbiegnij w jej mury i powiedz: «Już więcej
Wojen wam z panem moim nie znaczono;
W więzy go skuto tam, daleką stroną,
Skąd wracam; jeśli zaniechacie złości,
I wtedy nawet już tu nie zagości».




KANCONA XIII.[111]

OJCZYZNO godna triumfalnej chwały,
O, wielkodusznych matko!
Ból twój jest większy, niż ból siostry twojej.[112]
Syn, co w miłości do ciebie jest trwały,
Hańbę i wstyd nierzadko
Znosi, gdy w tobie od zła wciąż się roi.
Jakże tłum marny biedzi się i znoi,[113]
Czy jak najszybciej twoją śmierć sprowadzi
I wciąż ludowi radzi
Fałsz zamiast prawdy swym przewrotnym wzrokiem.
Zbudź serca zmarłych i krwi roznieć prądy
A zdrajców swych przed sądy
Prowadź, by prawi twych wdzięków widokiem
Się radowali, któreś utraciła,
Choć z nich wyrasta wszelkie dobro, siła.

Rządziłaś szczęsna w owym pięknym czasie,
Gdy twe potomstwo całe
Stać chciało cnocie, prawdzie za podpory.
O matko chwały, w cnót czystych okrasie!
Wiarą spojona w skałę,
Szczęśliwa byłaś i siedmiu pań chóry[114]

Cię otaczały! Zdjętoć od tej pory
Klejnoty, w boleść i grzechyć odziano
A dobrym iść kazano[115]
Precz od tej, której pokój stał się wrogim,
O, zniesławiona ty, stronnictw zwierciadło!
Nasienie Marsa padło
W ciebie, że w piekło każesz iść tym mnogim,[116]
Którzy chronili lilję owdowiałą, —[117]
Że kto cię kocha, nie ujdzie już cało.

Wytęp do szczętu splot zgubnych korzeni,
Złych synów, coć skrzywdzili
I kwiat twój w brudu utopili toni!
Daj, by przez cnotę byli zwyciężeni!
Niech wierność znów się sili
I sprawiedliwość wstanie z mieczem w dłoni!
Niech Justynjana światło cię osłoni[118]
I w zapalczywem twem, niesłusznem prawie
Tyle zmian słusznych sprawi,
Że świat i niebo zabrzmią twoją chwałą;
A tego łaska niech hojna obdarza,
Kto chwały ci przysparza,
By złym z twych bogactw nic się nie dostało!
Mądrość i wszystkie siostry jej na swoją[119]
Stronę przeciągnij! Nie wódź z niemi boju!

Radosna, sławna, w tem szczęśliwem gronie
Władać będziesz zaszczytnie,
Jeśli to zrobisz, a twe imię świetne,

Florencjo, dzisiaj o tak przykrym tonie,
Pięknem dawnem odkwitnie,
Gdy cię ozdobi uczucie szlachetne;
Komu dasz życie, w pokolenia setne
Chwalony będzie. Chwała mknie twym śladem,
Gdyż światu lśnisz przykładem.
Lecz gdy w swej nawie nie zmienisz sternika,
Większa cię burza, śmierć straszniejsza czeka,
Niż ta, która od wieka
Wrzaskiem boleści życie twe przenika.
Rozważ, że pokój bratni cię zaszczyca
Bardziej, niż gdyś jest krwawa, jak wilczyca!

Odejdziesz, pieśni płomienna i dzika,
Bo miłość ciebie wiedzie
W kraj, dla którego z rozpaczy się wiję.
Dobrym tam brak już nadziei promyka,
Toną w okrutnej biedzie,
Cnota ich w błocie wala się i gnije.
Krzyknij : «Powstańcie! Wam na alarm biję!
Za broń uchwyćcie w zbuntowanem mieście
I z nędzy je podnieście,
Nim przez Aglaura, lub Jugurtę skona![120]
Mahomet ślepy, Szymon — mag, Grek zwodny,
Kapaneus, Krassus głodny
Nastają na nie w ślady Faraona.
Więc sprawiedliwym mów obywatelom,
Niech drogę chwały Florencji uścielą!».



SONET X.[121]

WIDZISZ, me oczy nie przestają łzawić
Przez ból, co serce moje znowu ściska;
Klnę Cię na litość, która w Tobie błyska,
Panie, Ty racz je od łęz tych wybawić!

Prawicą swoją musisz sąd odprawić
Ponad zbrodniarzem, co prawo w proch ciska,[122]
A wielki tyran kryje te igrzyska[123]
I chce trucizną cały świat znieprawić.

Serca Twych wiernych takim strachem ścina,
Że każdy milczy, w cieniu się ukrywa;
Lecz Ty, Miłości świetlana, jedyna,

Podnieś tę cnotę, co leży nieżywa
I okryj nagą w płaszcz Bożego Syna,
By ziemia kwitła w pokoju szczęśliwa!




SONET XI.[124]

PONIEWAŻ z nikim nie mówię o Panu,
Któremu dawno służymy oboje,
Teraz chcę spełnić to życzenie swoje
I ubrać w słowa dobrą myśl wspomnianą.

Iżem tak długo milczał, niechaj staną
Te względy przeciw wyrzutom za zbroję:
Wstrętnem jest miejsce, w którem teraz stoję
I dobro tutaj jest rzeczą nieznaną.

Niemasz tu pani, co Miłość uznaje,
Ni męża, coby tęsknie wzdychał za nią,
A który tęskni, ten głupim się zdaje.

Ah, messer Cino, jakiż czas nastaje!
Temci nam gorzej, naszemu śpiewaniu,
Że dobro taki zły owoc wydaje.




SONET XII.[125]

ZDAWAŁO mi się, żem za siódmą górą
Od tych poezyj twoich, messer Cino,
Że łodzi naszych drogi się rozminą,
Bo z mojej brzegi już nikną ponuro.

Lecz usłyszawszy jedną wieść i wtórą,
Że cię odurza miłość jak jak wino,
Pozwól, że znowu na chwileczkę skiną
Zmęczone palce po me stare pióro.

Kto wciąż się kocha (jak o tobie wnoszę),
Z rozkoszy w rozkosz rzuca się i tonie,
Miłość widocznie ból mu sprawia mały.

Gdy serce twoje żądzą taką płonie,
Więc popraw serce, w imię Boga proszę,
By słowa słodkie z czynem się zgadzały!




DOPISEK[126]

Do kancony V.[127]

Kancono, oto w pobliżu jest pani
W naszym zrodzona kraju;
Wszyscy ją nazywają
Piękną, szlachetną, mądrą, ale brzmienia
Nikt nie zna jej imienia.
Zowią ją Bianca, Contessa, Giovanna.
Do niej idź skromnie, w drodze się nie zżymaj,
Przy niej się wprzód zatrzymaj,
Jej wprzód się szaty imaj!
Okaż kim jesteś, od jakiegoś pana
I przed rozkazem jej ugnij kolana!

Do kancony VI.[128]

VII.
Kancono, ptaszku z skrzydłami białemi,
Kancono, poluj z czarnemi chartami!
Choć uciekłem przed niemi,

Lecz, że nie niosły mi w dani pokoju,
Nie wiedzą pewnie ktom jest, lub się boją,
Bo przebaczenie mądrych nie poniża,
Gdy wojnę kończy i pokój przybliża.

Do kancony X.[129]

VII.
Do trzech mniej winnych ludzi naszej ziemi
Pójdziesz, nim innych zwiedzisz, o kancono!
Dwóch pozdrów, potem szybko spiesz z obroną
Trzeciemu, który w wstrętnej jest niewoli.
Mów mu, że nigdy dobra moc z dobremi
Nie walczy: zła-by tak nie zwyciężono.
Mów mu, że człowiek ten ma myśl szaloną,
Co miast osławy walkę głupią woli.
Niechaj się wstydzi ten, co zła się boi,
Bo uciec raczej przed niem mu przystoi.



UWAGI[130]

Sonet I. — Treść: Zaproszenie na przejażdżkę łodzią.
W. 1. Lapo Gianni i Guido Cavalcanti byli poetami florentyńskimi z końca XIII. w. i przyjaciółmi Dantego.
W. 9. Wydanie Soc. Dant. przynosi odmienną wersję:

«E monna Vanna e monna Lagia poi...»

Scherillo (Dante: Vita nuova e il Canzoniere, Milano, Introduzione, p. 20) pisze: «Monna Vanna jest zapewne tą samą, która występuje w Vita Nuova, monna Lagia prawdopodobnie jest ukochaną Lapa Gianni, a owa, która cyfrę ma trzydzieści, jest panią Dantego, lecz zaiste — jeszcze, lub już — nie Beatyczą!»
W. 11. Dante miał tu zapewne na myśli czarodzieja Merlina.

Sonet II. — Treść: Spotkanie z Beatryczą.
W. 5-6. jest wolnym przekładem wierszy:

De gli occhi suoi gittava una lumera,
la qual parea un spirito infiammato.

W. 9-10. brzmi w wydaniu Soc. Dant. nieco inaczej:

...........donava salute
co gli atti (nie occhi) suoi quella benigna e piana

W. 14. zawiera niemożliwą do oddania w innym języku aluzję do imienia Beatrice:

.....la nd’e beata chi l’e prossimana.


Sonet III. — Treść: Fraticelli (Il Canzoniere annotato e illustrato da P. Fraticelli, Firenze, 1861) przypuszcza, że treść rozumieć należy następująco: Beatrycze była tak przygnębiona śmiercią ojca swego, Folca Portinari (um. 1290), że poeta, zaniepokojony jej stanem psychicznym, prosi jej towarzyszki o wieści o niej.
Sonet IV. — Treść: Barbi (Opere di Dante, testo critio della Soc. Dant. Ital., Firenze, 1921) uważa, że sonet ten jest zaprzeczeniem i cofnięciem sonetu: «O słowa moje». (Son. VIII). Oba mają znaczenie alegoryczne. Poeta buntował się przeciw Pani — Filozofji, a teraz cofa swe oskarżenia.

Sonet V. — Treść: Jest to odpowiedź na sonet Cina da Pistoia: «Dante, quando per caso s’abandona.....». Pod pokrywą erotycznej teorji możliwości zmiany przedmiotu ukochania kryje się alegorja polityczna (Dante dołączył utwór ten do łacińskiego listu: Exulanti Pistoriensi).
W. 1-2. Dante poznał Beatryczę mając lat dziewięć (vide: «Vita nuova», rozdź. II. początek).

Ballata I. — Fraticelli przypuszcza, że jest to jedna z «cosette per rima» pisanych dla Beatryczy, o których wspomina Dante (Vita nuova, V). Barbi (Studi sul Canzoniere di Dante) uznaje ballatę za nieautentyczną.

Ballata II. — Barbi zalicza ją do utworów miłosnych, podczas gdy Fraticelli dopatruje się w niej alegorji Filozofji. Z tego punktu widzenia Przypis własny Wikiźródeł (patrz: następne przypisy):
I. 1. «Jestem dziewczynką... młodą» — gdyż Dante niedawno zajmował się Filozofją.
II. 5-7. Natura spoiła filozofję z Bogiem, który oddaje ją w służbę cnotom.
III. 1-2. Każda z siedmiu planet, wyobrażających według systemu alegorycznego nauk (Convivio, traktat II.) siedm dziedzin wiedzy ziemskiej, dała Filozofji część swej mocy.
IV. 5-7. Brzmi w oryginale:

Perocch’io ricevetti tal ferita
Da un, ch’io vidi dentro agli occhi sui,
Ch’io vo piangendo, e non m’acqueto pui.


Kancona I. — Jest to jeden z wczesnych utworów Dantego.
I.1-3. Wspomnienie pobytu z ukochaną.
I. 6. Może pisane podczas jakiejś podróży, zdala od Florencji? (Fraticelli).
II. 1-2. Piacciavi, donna mia, non venir meno
a questo punto al cor che tanto v’ama...
IV. 10-11. La fede ch’eo v’assegno
muove dal portamento vostro umano;
V. 12. «potężny pan» — Amor.

Kancona II.
II. 5-6. ...che per forza di lei
m’era la mente già ben tutta tolta...
III. 11. zn. pragnie skarżyć się na Miłość.
III. 13. Duchy (spiriti), oraz (V, 11) najwyższy duch (spirito vitale, Vita Nuova, II) stoją w związku z średniowiecznem pojęciem genezy życia.
IV. 3. ....l’a ’ve la pose quei che fu sua guida.
VI. 4. «Najszlachetniejsza z... władz duszy», to intelekt.

Kancona III. — Treść: Inwokacja do śmierci.
Barbi (Op. di D. — Soc. Dant. p. 143) uznaje tę kanconę za nieautentyczną i przypisuje ją Jakóbowi Cecchi.
III. 6. Tu l’alto effetto — spegni di mercede.
(wedł. Fraticellego)[131]

Kancona IV. — alegoryczno-doktrynalna.
I. Określa pojęcia «leggiadria» (przełożyłem: «wdzięk» lub «rycerskość») i odróżnia wdzięk prawdziwy (połączony z cnotą) od fałszywego.
II. Przeciw rozrzutnikom.
II. 7-9. Ma lor messione a’ bon non pò piacere,
perchè tenere
savere fora, e fuggiriano il danno.
III. Przeciw zarozumialcom.
IV. 1-3. Ancor che ciel con cielo in punto sia,
che leggiadria
disvia — cotanto, e più che quant’io conto...
IV. 5. Beatrycze (donna gentile).
IV. 14. Na Amora.
V. «Leggiadria» nie jest sama przez się cnotą, a nawet może się stać wadą, jeśli się oddali od cnoty (ludzi nie dbajacych o blask doczesny bytu) i mądrości tych, co wiedzy życie ślubowali.
VI-VII. traktują o bezinteresowności. Podobnie w Convito (tratt. I, cap. 9) mówi Dante: «E a vituperio di loro dico che non si deono chiamare litterati, pero che non acquistano la lettera per lo suo uso, ma in quanto per quella guadagnano denari o dignitate...».

Kancona V. — Przeciw skąpstwu, pochodzi z czasów wygnania (Barbi).
I. 7-10. Obdarzanie uczuciem miłości ludzi nieobdarzonych łaską cnoty jest grzechem.
I. 11-14. Miłość łączyć powinna piękno (kobiece) i cnotę (męską).
Uwaga: «Virtù» (jak łacińskie virtus) oznaczać może tak cnotę, jak i odwagę.
I. 15-17. Skoro cnota zamiera, tedy i piękno musi zmarnieć, jeśli miłość nie ma się stać występkiem.
II. 12. Cnota dąży do Mądrości.
III. 1-2. Kto nie wejdzie w służbę Cnoty, ten uwikła się w występki i grzechy (stanie się «sługą podłego sługi»).
III. 6. «Panem-sługą» jest Występek, co, sam zależny od Cnoty, włada ludźmi, którzy mu podlegają.
III. 14-21. Dante zapowiada, że wyłuska właściwą swą myśl z pod ogólnikowej alegorji Cnoty i Występku.
IV. Występkiem, omawianym v I. - III. zwrotce, jest więc skąpstwo.
IV. 9-11. Vide: Convito, tratt. III, cap. 15.
V. 9-10. Wszystkich nas otacza jeden krąg Przeznaczenia, przed którem ugina się nawet Rozum.
VI. 5-12. Skąpiec gardzi «strawą cnoty», t. j. argumentami rozumowemi, jakie wywodzi hojność, przeciwniczka skąpstwa, a jeżeli już podniesie tę strawę (t. zn. dokona jakiegoś czynu szlachetnego), dzieje się to z chęci chwały, czyli właśnie wtedy, gdy cnota «się już odeń odwraca».
VII. 7. Znaczy: Jeden występek pociąga za sobą drugi.
VII. 8. Miłość przeciwdziała występkom, skupiając wszystkie cnoty i wzmacniając się w ten sposób.
VII. 11-21. Nawrót do I. Miłość nie łącząca piękności z cnotą jest zwierzęcą żądzą, więc przestępstwem.
(VIII). Kancona ta zaopatrzona jest w wydaniu Soc. Dant. w commiato, które podaję w dopisku.

Kancona VI. Poeta boleje nad upadkiem prawości, hojności i umiarkowania.
I. 18. Panem znanym z poezji Dantego jest Amor.
III. Prawość jest siostrą nauki Amora, Sprawiedliwości, ponieważ od niej pochodzi umiłowanie cnoty. Potomstwem Prawości jest Hojność i Umiarkowanie.
IV. 17-18. ...e pur tornerà gente
che questo dardo farà star lucente.
Dante wierzy, że w przyszłości ludzkość nawróci się do tych cnót, które teraz są w zaniedbaniu.
V. 9-11. Tęsknota za Florencją (?).
(VII.) Drugie commiato, figurujące w wydaniu Soc. Dant., umieściłem w dopisku.

Kancona VII. — Jedna z czterech «kancon skalistych», biorących nazwę od wyrazu «pietra» (= skała), powtarzającego się w ich rymach. Jest to zapewne kryptogram imienia kobiecego, Pietra.
Wykład alegoryczny (Fraticelli) tłumaczy, że Dante myśli tu o trudach, na jakie napotyka umysł, zajmujący się Filozofją.
II. 3-5. porto nascoso il colpo de la petra,
con la qual tu mi desti come a petra
che t’avesse innoiato lungo tempo...
Wiara w uzdrawiającą moc pewnych talizmanów mineralnych.
III. 1. Panie!... — odnosi się do Miłości.
IV. 11. solo per lui servire, e luogo e tempo!
V. 10. Po końcu świata i sądzie ostatecznym.
VI. 3. ...mi da baldanza, ond’ogni nom mi par freddo;

Kancona VIII. również «skalista». Porównuje w niej poeta swój stan psychiczny z czterema porami roku.
I. 1. Niebieskie koło, to orbita pozornego ruchu słońca.
I. 3. Kastor i Polluks.
I. 1-5. Wenus jest niewidoczna, ponieważ promienie słońca padają do niej równolegle, tak jakby ją otaczały zasłoną. Stąd w oryginale:

e la stella d’amor ci sta rimota
per lo raggio lucente che la ’nforca
si di travesto, che le si fa velo;

I. 7. Mars (v. Purgatorio II. 14., Convito tratt. II. capitolo 14).
I. 8. Południk.
I. 9. «Wszystkich siedem» scil. siedem planet, które stojąc u szczytu horyzontu, rzucają swe promienie prostopadle i stąd «mało dają cienia».
III. 3. Siedem lodowych gwiazd — konstelacja Wielkiej Niedźwiedzicy.
III. 13. Ta, co krótkie tak ma życia czasy — «donna c’ha picciol tempo», w VI. «pargoletta» t. j. młodziutka, oznacza w wykładzie allegorycznym, że Dante niedługo dopiero zajmował się Filozofją.
IV. 1-3. Uwiędły liście, które wrosły na wiosnę, gdy słońce jest w znaku Koziorożca.

Kancona IX. Jedni (Fraticelli) podają wykład alegoryczny (filozofja), drudzy (Barbi) skłaniają się do literalnego.
III. Dante porównuje stosunek swej wyobraźni do ukochanej (filozofji), do tego stosunku, w jakim pozostaje płomień i słońce. Pierwszy żywioł jest ograniczony w swem działaniu i zależny od drugiego, potężniejszego i szerszego w zakresie swych atrybutów.
IV. Prośba, by Amor (żądza wiedzy) pozwolił mu widzieć ukochaną (dostąpić poznania prawdy).

Kancona X. Co do wykładu treści różnica zdań podobna, jak w kanconie poprzedniej.
I. Dante pragnie, aby miłość jego (żądza wiedzy) wciąż wzrastała, choć wie, że wszelka energja ma swe granice przepisane przez Naturę, których przekroczyć nie może.
III. 14. kancona VIII. uw. ad III. 13.
IV. Stając się niewolnikiem Miłości (wiedzy), jest się równocześnie panem egoizmu, wychodzi się poza siebie, dążąc do istoty ukochanej (poznania).
V. Przedmiot miłości (poznanie) objawia się chwilami tylko i pozostaje obojętnym na uczucia (zdobycie wiedzy połączone jest z szeregiem trudów).
(VII.) W wyd. Soc. Dant. znajduje się u końca kancony commiato umieszczone w dopisku.

Kancona XI. «skalista». Nie nosi cech alegorji.
II. 8. Myśl jego nie znajduje wyrazów na oddanie uczucia.
II. 13. Amora.

Sestyna. «Skalista».
I. 1-3. Zima.
II. 4-6. Wiosna.
IV. 1. znaczy: Piękność jej ma większą moc od kamieni, którym starożytność i średniowiecze przypisywały własności pożyteczne, czy też zgubne.

Ballata III. według Barbiego doktrynalno-alegoryczna. O utworze tym mówi zapewne Dante w Convivio (Traktat III. cap. 9), omawiając kanconę: «Amor che nella mente...».
II. 5. obraz. słodki — Amor.
III. 3. dto.

Ballata IV.
W. 1. i 5. u Scherilla, Barbiego i i. zamiast dawniejszego nuvoletta, t. zn. chmurka, jest wersja violetta, czyli fiolek.

Sonet VII. W wyd. Soc. Dant. (wiersz 3. i 12.) występuje imię «Lisetta», zamiast ogólnikowego «una donna».
Barbi (Due noterelle: Lisetta) pisze: «Jest możliwym tylko kontrast między Beatryczą a kobietą prawdziwą i realną, lub między Filozofią a miłością do prawdziwej kobiety...».

Sonet VIII. alegoryczny. Odpowiedzią nań jest sonet IV. «O słodkie rymy...» Poeta buntuje się przeciw Filozofji i nie chce poświęcać się jej dłużej.
W. 2-3. ...voi che nasceste poi ch’io cominciai
a dir per quella donna in cui errai...
W. 4. Jest to pierwszy wiersz kancony: «Voi che ’ntendento il terzo ciel movete» z Convito (Tratt. II.).
W. 9-14. Praca wyłącznie intelektualna zabija uczucie, które tedy gdzieindziej musi znaleźć swój wyraz.

Sonet IX. Barbi uznaje go za nieautentyczny i przypisuje Cino da Pistoia.
Wykład alegoryczny brzmi: Filozofja podbija nawet proste dusze, ale każąc im kroczyć przy swym zwycięskim rydwanie, nigdy nikomu nie odkrywa swej twarzy, — oblicza upragnionej Prawdy (vide Convito, Tratt. II, cap. I.).

Kancona XII. Utwór erotyczny, pisany zapewne nad Arnem, w jednej z dolin podalpejskich, w czasie wygnania (Fraticelli).
I. 1. jest podobny do pierwszego wiersza kancony III.
«Morte, poich’io non trovo a cui mi doglia».
II. 13. L’angoscia, che non cape dentro, spira
fuor de la bocca si ch’ella s’intende...
III. Miłość pozbawiła poetę woli i kazała mu ugiąć się przed swą przemocą. Jednak lituje się nad nim i daruje mu życie.
IV. 6. zn. przez ukochaną.
V. 1-3. Chodzi tu o rzekę Arno, bo nad nią leży Florencja; stąd usprawiedliwione twierdzenie, że wzdłuż niej zawsze czuł moc miłości (v. VI. 1.).
V. 11. Amorze!

Kancona XIII. Barbi uważa ten utwór polityczny a nieautentyczny (W Wyd. Soc. Dant. kancony tej niema).
I. 3. Siostra Florencji — Rzym.
I. 7. Wrogie Dantemu stronnictwo «Czarnych».
II. 6. «Siedmiu pań chóry» oznaczają siedem cnót, trzy teologiczne, wiarę, nadzieję i miłosierdzie, oraz cztery kardynalne, mądrość, sprawiedliwość, wstrzemięźliwość (v. Purgatorio XXIX. wiersz 121. i nast.).
II. 9. «Fuori i leai Farbrizii» (Fraticelli) Fabrycjusze oznaczają tu dobrych, zdolnych do poświęcenia. Stąd przekład: «A dobrym iść kazano precz...».
II. 13. «Punisci in antenora qual verace...».
Antenora jest to część piekła, przeznaczona dla zdrajców ojczyzny (v. Inferno XXXII.).
II. 14. i III. 3. mowa o herbie Florencji, lilji.
III. 7. Światło Justynjana, zam. prawa Justynjana, tu oznacza wogóle sprawiedliwość.
III. 14. «Mądrość i wszystkie siostry jej» v. uwaga do II. 6.
V. 10-13. Nazwy alegoryczne, oznaczające szereg występków. Aglaur oznacza zazdrość, Jugurta obłudę, ślepy Mahomet schizmę, Grek zwodny (Sinon) chytrość, Kapaneus pychę, Krassus skąpstwo, Faraon upór.

Sonet X. polityczny, z czasów wygnania.
W. 6. Zbrodniarzem tym jest papież Klemens V. (1304-1314), który przeniósł stolicę papieską do Avignonu i podlegał wpływom dworu francuskiego (v. Inferno XIX.).
W. 7. Wielkim tyranem jest król francuski, Filip Piękny, wspomniany parokrotnie w Boskiej Komedji (Purg. VII. 109, Parad. XIX. 119.), który tak smutną rolę odegrał w życiu Florencji.

Sonet XI. zwrócony jest do Cina da Pistoia i zawiera skargę na zanikający idealizm erotyczny.
Odpowiedzią na ten utwór jest sonet Cina:
«Dante, i’ non so in qual albergo soni...»

Sonet XII. zwrócony do Cina, jest późnym utworem Dantego. Cino odpowiedział nań sonetem:
«Poi ch’i’ fu’, Dante, dal mio natal sito...».




  1. Treść: Zaproszenie na przejażdżkę łodzią.
  2. W. 1. Lapo Gianni i Guido Cavalcanti byli poetami florentyńskimi z końca XIII. w. i przyjaciółmi Dantego.
  3. W. 9. Wydanie Soc. Dant. przynosi odmienną wersję:

    «E monna Vanna e monna Lagia poi...»

    Scherillo (Dante: Vita nuova e il Canzoniere, Milano, Introduzione, p. 20) pisze: «Monna Vanna jest zapewne tą samą, która występuje w Vita Nuova, monna Lagia prawdopodobnie jest ukochaną Lapa Gianni, a owa, która cyfrę ma trzydzieści, jest panią Dantego, lecz zaiste — jeszcze, lub już — nie Beatyczą!»

  4. W. 11. Dante miał tu zapewne na myśli czarodzieja Merlina.
  5. Treść: Spotkanie z Beatryczą.
  6. W. 5-6. jest wolnym przekładem wierszy:

    De gli occhi suoi gittava una lumera,
    la qual parea un spirito infiammato.

  7. W. 9-10. brzmi w wydaniu Soc. Dant. nieco inaczej:

    ...........donava salute
    co gli atti (nie occhi) suoi quella benigna e piana

  8. W. 14. zawiera niemożliwą do oddania w innym języku aluzję do imienia Beatrice:

    .....la nd’e beata chi l’e prossimana.

  9. Treść: Fraticelli (Il Canzoniere annotato e illustrato da P. Fraticelli, Firenze, 1861) przypuszcza, że treść rozumieć należy następująco: Beatrycze była tak przygnębiona śmiercią ojca swego, Folca Portinari (um. 1290), że poeta, zaniepokojony jej stanem psychicznym, prosi jej towarzyszki o wieści o niej.
  10. Treść: Barbi (Opere di Dante, testo critio della Soc. Dant. Ital., Firenze, 1921) uważa, że sonet ten jest zaprzeczeniem i cofnięciem sonetu: «O słowa moje». (Son. VIII). Oba mają znaczenie alegoryczne. Poeta buntował się przeciw Pani — Filozofji, a teraz cofa swe oskarżenia.
  11. Treść: Jest to odpowiedź na sonet Cina da Pistoia: «Dante, quando per caso s’abandona.....». Pod pokrywą erotycznej teorji możliwości zmiany przedmiotu ukochania kryje się alegorja polityczna (Dante dołączył utwór ten do łacińskiego listu: Exulanti Pistoriensi)
  12. W. 1-2. Dante poznał Beatryczę mając lat dziewięć (vide: «Vita nuova», rozdź. II. początek).
  13. Fraticelli przypuszcza, że jest to jedna z «cosette per rima» pisanych dla Beatryczy, o których wspomina Dante (Vita nuova, V). Barbi (Studi sul Canzoniere di Dante) uznaje ballatę za nieautentyczną.
  14. Barbi zalicza ją do utworów miłosnych, podczas gdy Fraticelli dopatruje się w niej alegorji Filozofji. Z tego punktu widzenia Przypis własny Wikiźródeł (patrz: następne przypisy):
  15. I. 1. «Jestem dziewczynką... młodą» — gdyż Dante niedawno zajmował się Filozofją.
  16. II. 5-7. Natura spoiła filozofję z Bogiem, który oddaje ją w służbę cnotom.
  17. III. 1-2. Każda z siedmiu planet, wyobrażających według systemu alegorycznego nauk (Convivio, traktat II.) siedm dziedzin wiedzy ziemskiej, dała Filozofji część swej mocy.
  18. IV. 5-7. Brzmi w oryginale:

    Perocch’io ricevetti tal ferita
    Da un, ch’io vidi dentro agli occhi sui,
    Ch’io vo piangendo, e non m’acqueto pui.

  19. Jest to jeden z wczesnych utworów Dantego.
  20. I.1-3. Wspomnienie pobytu z ukochaną.
  21. I. 6. Może pisane podczas jakiejś podróży, zdala od Florencji? (Fraticelli).
  22. II. 1-2. Piacciavi, donna mia, non venir meno
    a questo punto al cor che tanto v’ama...
  23. IV. 10-11. La fede ch’eo v’assegno
    muove dal portamento vostro umano;
  24. V. 12. «potężny pan» — Amor.
  25. II. 5-6. ...che per forza di lei
    m’era la mente già ben tutta tolta...
  26. III. 13. Duchy (spiriti), oraz (V, 11) najwyższy duch (spirito vitale, Vita Nuova, II) stoją w związku z średniowiecznem pojęciem genezy życia.
  27. IV. 3. ....l’a ’ve la pose quei che fu sua guida.
  28. III. 13. Duchy (spiriti), oraz (V, 11) najwyższy duch (spirito vitale, Vita Nuova, II) stoją w związku z średniowiecznem pojęciem genezy życia.
  29. VI. 4. «Najszlachetniejsza z... władz duszy», to intelekt.
  30. Treść: Inwokacja do śmierci.
    Barbi (Op. di D. — Soc. Dant. p. 143) uznaje tę kanconę za nieautentyczną i przypisuje ją Jakóbowi Cecchi.
  31. Cytaty włoskie z reguły na podstawie wyd. Soc. Dant.; w razie, gdy tam utworu niema, źródło podane obok.
  32. III. 6. Tu l’alto effetto — spegni di mercede.
    (wedł. Fraticellego)[31]
  33. alegoryczno-doktrynalna.
  34. I. Określa pojęcia «leggiadria» (przełożyłem: «wdzięk» lub «rycerskość») i odróżnia wdzięk prawdziwy (połączony z cnotą) od fałszywego.
  35. II. Przeciw rozrzutnikom.
  36. II. 7-9. Ma lor messione a’ bon non pò piacere,
    perchè tenere
    savere fora, e fuggiriano il danno.
  37. III. Przeciw zarozumialcom.
  38. IV. 1-3. Ancor che ciel con cielo in punto sia,
    che leggiadria
    disvia — cotanto, e più che quant’io conto...
  39. IV. 5. Beatrycze (donna gentile).
  40. IV. 14. Na Amora.
  41. V. «Leggiadria» nie jest sama przez się cnotą, a nawetmoże się stać wadą, jeśli się oddali od cnoty (ludzi nie dbajacych o blask doczesny bytu) i mądrości tych, co wiedzy życie ślubowali.
  42. VI-VII. traktują o bezinteresowności. Podobnie w Convito (tratt. I, cap. 9) mówi Dante: «E a vituperio di loro dico che non si deono chiamare litterati, pero che non acquistano la lettera per lo suo uso, ma in quanto per quella guadagnano denari o dignitate...».
  43. Przeciw skąpstwu, pochodzi z czasów wygnania (Barbi).
  44. I. 7-10. Obdarzanie uczuciem miłości ludzi nieobdarzonych łaską cnoty jest grzechem.
  45. I. 11-14. Miłość łączyć powinna piękno (kobiece) i cnotę (męską).
    Uwaga: «Virtù» (jak łacińskie virtus) oznaczać może tak cnotę, jak i odwagę.
  46. I. 15-17. Skoro cnota zamiera, tedy i piękno musi zmarnieć, jeśli miłość nie ma się stać występkiem.
  47. II. 12. Cnota dąży do Mądrości.
  48. III. 1-2. Kto nie wejdzie w służbę Cnoty, ten uwikła się w występki i grzechy (stanie się «sługą podłego sługi»).
  49. III. 6. «Panem-sługą» jest Występek, co, sam zależny od Cnoty, włada ludźmi, którzy mu podlegają.
  50. III. 14-21. Dante zapowiada, że wyłuska właściwą swą myśl z pod ogólnikowej alegorji Cnoty i Występku.
  51. IV. Występkiem, omawianym v I. - III. zwrotce, jest więc skąpstwo.
  52. IV. 9-11. Vide: Convito, tratt. III, cap. 15.
  53. V. 9-10. Wszystkich nas otacza jeden krąg Przeznaczenia, przed którem ugina się nawet Rozum.
  54. VI. 5-12. Skąpiec gardzi «strawą cnoty», t. j. argumentami rozumowemi, jakie wywodzi hojność, przeciwniczka skąpstwa, a jeżeli już podniesie tę strawę (t. zn. dokona jakiegoś czynu szlachetnego), dzieje się to z chęci chwały, czyli właśnie wtedy, gdy cnota «się już odeń odwraca».
  55. VII. 7. Znaczy: Jeden występek pociąga za sobą drugi.
  56. VII. 8. Miłość przeciwdziała występkom, skupiając wszystkie cnoty i wzmacniając się w ten sposób.
  57. VII. 11-21. Nawrót do I. Miłość nie łącząca piękności z cnotą jest zwierzęcą żądzą, więc przestępstwem.
  58. Poeta boleje nad upadkiem prawości, hojności i umiarkowania.
  59. I. 18. Panem znanym z poezji Dantego jest Amor.
  60. III. Prawość jest siostrą nauki Amora, Sprawiedliwości, ponieważ od niej pochodzi umiłowanie cnoty. Potomstwem Prawości jest Hojność i Umiarkowanie.
  61. IV. 17-18. ...e pur tornerà gente
    che questo dardo farà star lucente.
    Dante wierzy, że w przyszłości ludzkość nawróci się do tych cnót, które teraz są w zaniedbaniu.
  62. V. 9-11. Tęsknota za Florencją (?).
  63. Jedna z czterech «kancon skalistych», biorących nazwę od wyrazu «pietra» (= skała), powtarzającego się w ich rymach. Jest to zapewne kryptogram imienia kobiecego, Pietra.
    Wykład alegoryczny (Fraticelli) tłumaczy, że Dante myśli tu o trudach, na jakie napotyka umysł, zajmujący się Filozofją.
  64. II. 3-5. porto nascoso il colpo de la petra,
    con la qual tu mi desti come a petra
    che t’avesse innoiato lungo tempo...
    Wiara w uzdrawiającą moc pewnych talizmanów mineralnych.
  65. III. 1. Panie!... — odnosi się do Miłości.
  66. IV. 11. solo per lui servire, e luogo e tempo!
  67. V. 10. Po końcu świata i sądzie ostatecznym.
  68. VI. 3. ...mi da baldanza, ond’ogni nom mi par freddo;
  69. również «skalista». Porównuje w niej poeta swój stan psychiczny z czterema porami roku.
  70. VII. 11-21. Nawrót do I. Miłość nie łącząca piękności z cnotą jest zwierzęcą żądzą, więc przestępstwem.
  71. I. 1-5. Wenus jest niewidoczna, ponieważ promienie słońca padają do niej równolegle, tak jakby ją otaczały zasłoną. Stąd w oryginale:

    e la stella d’amor ci sta rimota
    per lo raggio lucente che la ’nforca
    si di travesto, che le si fa velo;

  72. I. 3. Kastor i Polluks.
  73. I. 7. Mars (v. Purgatorio II. 14., Convito tratt. II. capitolo 14).
  74. I. 8. Południk.
  75. I. 9. «Wszystkich siedem» scil. siedem planet, które stojąc u szczytu horyzontu, rzucają swe promienie prostopadle i stąd «mało dają cienia».
  76. III. 3. Siedem lodowych gwiazd — konstelacja Wielkiej Niedźwiedzicy.
  77. III. 13. Ta, co krótkie tak ma życia czasy — «donna c’ha picciol tempo», w VI. «pargoletta» t. j. młodziutka, oznacza w wykładzie allegorycznym, że Dante niedługo dopiero zajmował się Filozofją.
  78. IV. 1-3. Uwiędły liście, które wrosły na wiosnę, gdy słońce jest w znaku Koziorożca.
  79. Jedni (Fraticelli) podają wykład alegoryczny (filozofja), drudzy (Barbi) skłaniają się do literalnego.
  80. III. Dante porównuje stosunek swej wyobraźni do ukochanej (filozofji), do tego stosunku, w jakim pozostaje płomień i słońce. Pierwszy żywioł jest ograniczony w swem działaniu i zależny od drugiego, potężniejszego i szerszego w zakresie swych atrybutów.
  81. IV. Prośba, by Amor (żądza wiedzy) pozwolił mu widzieć ukochaną (dostąpić poznania prawdy).
  82. Co do wykładu treści różnica zdań podobna, jak w kanconie poprzedniej.
  83. I. Dante pragnie, aby miłość jego (żądza wiedzy) wciąż wzrastała, choć wie, że wszelka energja ma swe granice przepisane przez Naturę, których przekroczyć nie może.
  84. III. 14. kancona VIII. uw. ad III. 13.
  85. IV. Stając się niewolnikiem Miłości (wiedzy), jest się równocześnie panem egoizmu, wychodzi się poza siebie, dążąc do istoty ukochanej (poznania).
  86. V. Przedmiot miłości (poznanie) objawia się chwilami tylko i pozostaje obojętnym na uczucia (zdobycie wiedzy połączone jest z szeregiem trudów).
  87. «skalista». Nie nosi cech alegorji.
  88. II. 8. Myśl jego nie znajduje wyrazów na oddanie uczucia.
  89. II. 13. Amora.
  90. «Skalista».
  91. I. 1-3. Zima.
  92. II. 4-6. Wiosna.
  93. IV. 1. znaczy: Piękność jej ma większą moc od kamieni, którym starożytność i średniowiecze przypisywały własności pożyteczne, czy też zgubne.
  94. według Barbiego doktrynalno-alegoryczna. O utworze tym mówi zapewne Dante w Convivio (Traktat III. cap. 9), omawiając kanconę: «Amor che nella mente...».
  95. II. 5. obraz. słodki — Amor.
  96. III. 3. dto.
  97. W. 1. i 5. u Scherilla, Barbiego i i. zamiast dawniejszego nuvoletta, t. zn. chmurka, jest wersja violetta, czyli fiolek.
  98. W wyd. Soc. Dant. (wiersz 3. i 12.) występuje imię «Lisetta», zamiast ogólnikowego «una donna».
    Barbi (Due noterelle: Lisetta) pisze: «Jest możliwym tylko kontrast między Beatryczą a kobietą prawdziwą i realną, lub między Filozofią a miłością do prawdziwej kobiety...».
  99. alegoryczny. Odpowiedzią nań jest sonet IV. «O słodkie rymy...» Poeta buntuje się przeciw Filozofji i nie chce poświęcać się jej dłużej.
  100. W. 2-3. ...voi che nasceste poi ch’io cominciai
    a dir per quella donna in cui errai...
  101. W. 4. Jest to pierwszy wiersz kancony: «Voi che ’ntendento il terzo ciel movete» z Convito (Tratt. II.).
  102. W. 9-14. Praca wyłącznie intelektualna zabija uczucie, które tedy gdzieindziej musi znaleźć swój wyraz.
  103. Barbi uznaje go za nieautentyczny i przypisuje Cino da Pistoia.
    Wykład alegoryczny brzmi: Filozofja podbija nawet proste dusze, ale każąc im kroczyć przy swym zwycięskim rydwanie, nigdy nikomu nie odkrywa swej twarzy, — oblicza upragnionej Prawdy (vide Convito, Tratt. II, cap. I.).
  104. Utwór erotyczny, pisany zapewne nad Arnem, w jednej z dolin podalpejskich, w czasie wygnania (Fraticelli).
  105. I. 1. jest podobny do pierwszego wiersza kancony III.
  106. II. 13. L’angoscia, che non cape dentro, spira
    fuor de la bocca si ch’ella s’intende...
  107. III. Miłość pozbawiła poetę woli i kazała mu ugiąć się przed swą przemocą. Jednak lituje się nad nim i daruje mu życie.
  108. IV. 6. zn. przez ukochaną.
  109. V. 1-3. Chodzi tu o rzekę Arno, bo nad nią leży Florencja; stąd usprawiedliwione twierdzenie, że wzdłuż niej zawsze czuł moc miłości (v. VI. 1.).
  110. V. 11. Amorze!
  111. Barbi uważa ten utwór polityczny a nieautentyczny (W Wyd. Soc. Dant. kancony tej niema).
  112. I. 3. Siostra Florencji — Rzym.
  113. I. 7. Wrogie Dantemu stronnictwo «Czarnych».
  114. II. 6. «Siedmiu pań chóry» oznaczają siedem cnót, trzy teologiczne, wiarę, nadzieję i miłosierdzie, oraz cztery kardynalne, mądrość, sprawiedliwość, wstrzemięźliwość (v. Purgatorio XXIX. wiersz 121. i nast.).
  115. II. 9. «Fuori i leai Farbrizii» (Fraticelli) Fabrycjusze oznaczają tu dobrych, zdolnych do poświęcenia. Stąd przekład: «A dobrym iść kazano precz...».
  116. II. 13. «Punisci in antenora qual verace...».
    Antenora jest to część piekła, przeznaczona dla zdrajców ojczyzny (v. Inferno XXXII.).
  117. II. 14. i III. 3. mowa o herbie Florencji, lilji.
  118. III. 7. Światło Justynjana, zam. prawa Justynjana, tu oznacza wogóle sprawiedliwość.
  119. III. 14. «Mądrość i wszystkie siostry jej» v. uwaga do II. 6.
  120. V. 10-13. Nazwy alegoryczne, oznaczające szereg występków. Aglaur oznacza zazdrość, Jugurta obłudę, ślepy Mahomet schizmę, Grek zwodny (Sinon) chytrość, Kapaneus pychę, Krassus skąpstwo, Faraon upór.
  121. polityczny, z czasów wygnania.
  122. W. 6. Zbrodniarzem tym jest papież Klemens V. (1304-1314), który przeniósł stolicę papieską do Avignonu i podlegał wpływom dworu francuskiego (v. Inferno XIX.).
  123. W. 7. Wielkim tyranem jest król francuski, Filip Piękny, wspomniany parokrotnie w Boskiej Komedji (Purg. VII. 109, Parad. XIX. 119.), który tak smutną rolę odegrał w życiu Florencji.
  124. zwrócony jest do Cina da Pistoia i zawiera skargę na zanikający idealizm erotyczny.
    Odpowiedzią na ten utwór jest sonet Cina:
    «Dante, i’ non so in qual albergo soni...»
  125. zwrócony do Cina, jest późnym utworem Dantego. Cino odpowiedział nań sonetem:
    «Poi ch’i’ fu’, Dante, dal mio natal sito...».
  126. W wyd. Soc. Dant. kancona V. VI. X. kończą się zwrotkami, w wydaniu Costéra nie widniejącemi. Podaję je w dopisku.
  127. (VIII). Kancona ta zaopatrzona jest w wydaniu Soc. Dant. w commiato, które podaję w dopisku.
  128. (VII.) Drugie commiato, figurujące w wydaniu Soc. Dant., umieściłem w dopisku.
  129. (VII.) W wyd. Soc. Dant. znajduje się u końca kancony commiato umieszczone w dopisku.
  130. Przypis własny Wikiźródeł Przypis typu „I. 5-6” oznacza pierwszą strofę, wers piąty i szósty.
  131. Cytaty włoskie z reguły na podstawie wyd. Soc. Dant.; w razie, gdy tam utworu niema, źródło podane obok.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Dante Alighieri i tłumacza: Juliusz Feldhorn.