Tysiąc dziwów prawdziwych/Próżnostki

<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Tuwim
Tytuł Tysiąc dziwów prawdziwych
Wydawca Towarzystwo wydawnicze "Rój"
Data wyd. 1925
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PRÓŻNOSTKI.

Dziwnem jest, że ludzie, którzy pysznią się z niezliczonych powodów, najbardziej dumni są z tego, co jest ich najmniejszą zasługą: swem pochodzeniem, możnością wylegitymowania się, dwudziestoma np. pokoleniami przodków. Jakgdyby pochodzenie nas wszystkich nie gubiło się w mrokach czasów, jakgdybyśmy wszyscy nie wywodzili się od pierwszego na ziemi człowieka, lub, jeśli kto woli, Adama. Pewien arystokratyczny ród francuski szczyci się tem, że istniał już za czasów potopu, co dałoby się twierdzić o całym rodzie ludzkim, a nawet mieszkańcy Nowego Lądu, Amerykanie, dają bardzo wiele za to, aby móc się wywieść od pierwszych zaoceanicznych przybyszów. Sułtan Jahory uważa się za potomka Aleksandra Wielkiego, cesarz japoński potrafi wyliczyć swych przodków przez 123 generacje wstecz, a genealogja jego sięga 2000 lat; nie wolno jednak zapominać, że w tym wypadku naturalne następstwo niejednokrotnie uzupełniane było przy pomocy adoptacji. Wielki zdobywca mongolski, Tamerlan, jeszcze był ściślejszy: na grobowcu jego wyszczególnione jest jego drzewo rodowe, sięgające Adama. Książęta rosyjscy, Bagrationowie, mogliby rywalizować z samym mikadem: ród ich wywodzi się od królów partyjskich, którzy z kolei pochodzą ze starożytnej Judei.
Monarchowie, dla zaznaczenia swego pochodzenia, zwykli się otaczać złożonym ceremonjałem. Księżniczka krwi za ancien regime‘u (panowania dynastji Burbonów przed wielką rewolucją) miała przydzielone do swego „boku“ w dzień swych narodzin — osiem dam dworu. Na dworze ostatniego cesarza Brazylji, Dom Pedro II, bardzo skądinąd skromnym, para cesarska jadać mogła tylko sam na sam, a, kiedy monarcha wyjeżdżał na spacer, nie wolno było nikomu siąść koło niego. Po śmierci króla Francji wdowa po nim obowiązana była sześć tygodni spędzić w łóżku, nie widząc światła dziennego. Małżonka zmarłego cesarza niemieckiego musiała aż do śmierci chodzić w bieli — i nie wolno jej było powtórnie wstępować w związki małżeńskie. Najgorzej działo się córkom cesarza chińskiego: pomimo zamążpójścia nie wolno im było mieć dzieci.
Tak jest, ceremonjał, dający tyle przywilejów, nie bywa zawsze łatwy. Suknia ślubna ks. pruskiej Doroty, córki pierwszego króla Prus (z zezwolenia Polski), Fryderyka I, ważyła centnar, a ornat, jaki miał na sobie cesarz „rzymsko-niemiecki“, Józef II podczas opisanej przez Goethe’go koronacji, ważył 130 funtów. Podczas koronacji król angielski nie musi się zbytnio duchowo wysilać, mając do powiedzenia wszystkiego 33 słowa — natomiast czoło jego przytłacza korona, ważąca kilka kilo i wysadzana 3093 drogiemi kamieniami.
Im bardziej na wschód — tem większa cześć dla ceremonjału. W Rosji przedwojennej podobizna cara wisiała w każdym niemal lokalu, a do pokoju, gdzie się znajdował ów portret, wolno było wchodzić tylko z obnażoną głową. W Japonji odwrotnie do niedawna jeszcze podobizna Mikada uchodziła za zbyt świętą, aby mogła być zawieszona na widok publiczny w państwowych urzędach. Ilość „galówek“ w Rosji była niezliczona. Zwyczaj ten sięga Katarzyny II. która kazała obchodzić, jako święta, wszystkie dni, odnoszące się do niej — i to nietylko rocznicę swych urodzin, imienin, wstąpienia na tron i t. p., ale i dzień, w którym jej... szczepiono ospę. W tem istnieje wyraźne pokrewieństwo z przesadą Bizancjum. Najdalej jednak w tym kierunku poszedł wspomniany już kilkakrotnie Tamerlan, który, zasiadając na tronie, używał, jako podnóżka, jednego ze swych niewolników — i to zawsze świetnego rodu.
„Niebieska krew“ długo bardzo nie chce rezygnować z przysługujących jej, a przedawnionych, prerogatyw. Tak np. w dawnem królestwie Hannoweru (zaanektowanem przez Prusy po wojnie r. 1866) — w połowie ubiegłego stulecia, a zatem na długo po wprowadzeniu do miasta oświetlenia gazowego, damy, szlacheckiego pochodzenia, na znak swej godności kazały przed sobą nosić wieczorem latarnie, jak w dawnych dobrych czasach lektyk i pudrowanych peruk. Czyż zadziwi nas wobec tego, że jeszcze w 17-ym wieku zastanawiano się w Niemczech z całą powagą, czy dziecko pochodzenia rycerskiego może być chrzczone w tej samej wodzie, co dziecko z ludu.
Istniały jednak kraje, w których nie tak trudno znów było o nobilitację. W królestwie Sardynji każdy, kto zasadził 20.000 oliwek, otrzymywał tytuł hrabiego. Samowolny tyran, cesarz Tyberjusz, wsławiony swemi okrucieństwami, potrafił być jednak przy okazji łaskawy dla swoich poddanych: pewnemu człowiekowi z plebsu nadał tytuł kwestora za to, że tenże w ciągu niewielu godzin wypróżnił całą amforę wina, obejmującą jakie 24 zwykłych naszych flaszek. Po dziś dzień napotkać można podobne wybryki. Pewien szewc niemiecki, który prezydentowi Mexyku dostarczył sztuczną nogę, za przysługę tę otrzymał szarżę pułkownika. Nieświetnie przedstawiać się musi widocznie armja meksykańska.
Tytuły na dworach królewskich jakżeż często schlebiają dworakom! Stary parlament francuski miał specjalnego dostarczyciela róż, który zwał się pompatycznie „rosier de la cour“. Jeszcze za panowania Ludwika XVIII, a zatem w pierwszych dziesiątkach lat w. XIX, bibljotekarz Akademji, Petit—Radel, pełnił urząd... kosztującego oficjalnie wiśnie. Rzadki tytuł! Ale kat w Königsbergu mógł się aż do lat sześćdziesiątych minionego wieku pochwalić rzadszym jeszcze w czasach humanitarnej naszej cywilizacji — mianowicie był on królewsko-pruskim katem! Tytuł ten należałby się raczej takiemu majorowi Preusskierowi, pogromcy Kalisza, lub temu, kto spalił Louvain.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Tuwim.