<<< Dane tekstu >>>
Autor Metta Victoria Fuller Victor
Tytuł Z Dzienniczka Małego Wisusa
Pochodzenie Mała Biblioteczka № 20
Wydawca Księgarnia Popularna
Data wyd. 1913
Druk Sz. Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


2.  NIEZWYKŁE POWODZENIE.


Po raz pierwszy doświadczam tęsknoty za domem i uważam, że jest to uczucie okropne. Całą noc nie spałem, myśląc, czy Karolek Hawkins zrobił już tego wielkiego latawca, którego miał zrobić i czy kucharka nie zużyje czasem wszystkich powideł, zanim wrócę do domu.
O, mamo, zabierz stąd swojego Jerzyka! Nie mogę dłużej słuchać, jak profesor Pitkins z pogardą mówi o moim czytaniu, nie mogę jeść kotletów wołowych z owsianą kaszą, jakie nam dają na drugie śniadanie i nie chcę znosić drwinek starszych uczniów. Szkaradne chłopaki! Im się zdaje, że każdy malec ma tylko tyle czucia, co żaba. Żabie to wszystko jedno, czy jej utną głowę, czy nie (muszę nawet kiedy spróbować, tylko wprzód złapię jaką na haczyk), ale ja jestem przecież mały człowiek.
Pani Pitkins obiecała tatusiowi, że „będzie dla mnie matką“. Aha, figa marynowana! Moja mamusia nie gniewałaby się na mnie, że tęsknię do domu i nie kładłaby mi przy stole na krzesło wielkiego słownika abym dostał do talerza. Tak mi tu dokuczają, że chyba oszaleję!
Zginęła mi chustka jedwabna, a i rękawiczki głupi kot na dach zaniósł, bośmy mu je zamiast kapturka na głowę włożyli. Jack Bens najstarszy z chłopców, powiada, że jestem dzielny chłopczyk i że mnie bierze w opiekę. To dobrze, będę miał przynajmniej jednego przyjaciela!
Ach, jak mi tęskno do domu! Jak pomyślę o tych trzech beczkach z jabłkami, co stoją u nas w piwnicy, to lotem ptaka poleciałbym do swoich!
Pani Pitkins jest damą przerażająco tłustą. Nie wiem, skąd się to u niej bierze, chyba ciągle coś pocichu przed nami zjada.
Dzisiaj przy obiedzie postanowiłem być bardzo grzecznym. To też, kiedy pani Pitkins podniosła się na chwilę, zeskoczyłem z mojego słownika i odsunąłem jej krzesło, ale ona nie poznała się na tem i siadając z powrotem, klapnęła na ziemię. Naprawdę aż jęknęło! Przypuszczam, że gdyby była z porcelany, toby się na tysiąc kawałków rozleciała. Stanowczo nie powinna się była na mnie gniewać bo to przecież była jej wina, że tak nieostrożnie siadała.
Uczę się teraz gieografii. Profesor mówi, ze ziemia jest okrągła, ale ja tego nie widzę, a na słowo dziś nikomu wierzyć nie można. Uczę się również arytmetyki — zabawna nauka! Powiada np., że jeżeli Karol ma 7 latawców, a John 2 razy tyle, to John ma ich 14, a to przecież dla jednego chłopca zadużo, chyba, że wiatr jest bardzo silny i wszystkie sznurki pękają. Zrobiłbym i ja latawca, ale ten ryż gotowany z syropem, jakim nas tutaj karmią, odbiera ochotę do wszystkiego. Muszę napisać do Betty, żeby mi przysłała odpowiednio wypakowany koszyk, przecież się jej list odemnie należy.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Metta Victoria Fuller Victor i tłumacza: anonimowy.