[299]ŚMIERĆ LEVITOUX.
Był na cytadeli sąd na miatieżników,
Więc siedli jak czarci za stołem:
Jenerał, adjudant i czterech piszczyków,
Ze sercem miedzianem i czołem.
[300]
I rzecze adjutant: «Bat’ku jenerale,
Czart chyba się z Lachów co dowie.
Wziął pałki Levitoux, lecz milczy zuchwale.»
— «Sto pałek: pod pałką odpowie.»
Straż stawia Levitoux skutego w kajdany,
I biorą na rozpyt go kaci.
Wnet zdjęto zeń szaty, co kryły mu rany,
A sędzie wołają: «Zdradź braci!»
A był tam nad nimi w tej izbie szatańskiej
Krzyż z panem Jezusem na ścianie.
Levitoux wzrok jasny utopił w krzyż pański,
I modlił: «Daj sił mi, o Panie!»
I poszedł pod pałki w pół nagi, bez lęku;
Wnet krwią mu opłynął grzbiet cały.
Choć bito go w rany, nie wydał i jęku,
I milczał jak zakamieniały.
A gdy go złożono na nędznej pościeli,
Rozważał czy ciało wytrzyma
Te męki, bo znowu tak chłostać go mieli
Sędziowie. I poczuł! — sił nie ma!
[301]
Lecz święcie dochowa tajemnice bratnie,
Bo stu by zginęło ich może.
Toż westchnął do Boga o męki ostatnie
I ognia nasypał pod łoże.
I usiadł na łożu spokojny, bez lęku,
Gdy jasne płomienie wstawały.
Choć ogień gryzł kości, nie wydał i jęku,
I milczał jak zakamieniały.
Przez kraty wnet bracia płomienie ujrzeli,
Straż alarm krzyknęła w podsieniu;
Jenerali, draby wpadają do celi —
Levitoux już skonał w płomieniu!
Więc z zgrozą ten węgiel rzucili w rogoże,
I w ziemi kazali pochować. —
Tą śmiercią w płomieniach pochwalon bądź Boże,
Bo żywym ją będziesz rachować!
1860. M. Romanowski.