Święty/Część II/Rozdział trzeci

<<< Dane tekstu >>>
Autor John Galsworthy
Tytuł Święty
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Rój”
Data wyd. 1933
Druk Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Stella Landy-Feldhorn
Tytuł orygin. Saint’s Progress
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ TRZECI.
1.

Po koncercie Leila i Jimmy Fort wsiedli do taksówki. Pojazd taki w nocy i podczas wojny ma pewne zalety dla ludzi, którzy pragną się bliżej poznać. Mają zapewniony dostateczny ruch, hałas i ciemność; do dalszego pobudzania uczuć brakuje tylko zapachu tarniny i róż, lub chociażby białego pnącza, które na werandzie w High Constanca pachniało o tyle milej od benzyny.
Leila cieszyła się zgóry na to sam na sam z Fortem, ale teraz, kiedy owa chwila nadeszła, ogarnęło ją nerwowe milczenie, którego nie mogła przełamać. Przez ostatnie tygodnie przeżywała dziwne nastroje. Co noc badała swe uczucia nie mogąc ich jeszcze zrozumieć. Kiedy kobieta dochodzi do pewnego wieku, odzywa się w niej czasem niespożyta siła życia i woła przemożnym głosem:
— Byłaś młoda, byłaś piękna, masz jeszcze urodę, nie jesteś stara; niemożliwe, abyś już była stara! Lgnij do młodości, lgnij do piękna! Bierz z życia wszystko, co się da, zanim zmarszczki porysują twarz, a włosy przyprószy siwizna; to niemożliwe, żeby cię już nigdy nikt więcej nie miał kochać.
Uczucie to doszło do punktu najwyższego nasilenia, kiedy na koncercie przyglądała się, jak Jimmy Fort rozmawiał z Noel. Nie była zawistna z natury i umiała szczerze podziwiać Noel, ale myśl, że Jimmy Fort podziela jej podziw, niepokoiła Leilę bardzo. Nie powinien; to nie było fair; był za stary — a poza tem Noel miała swego chłopca; postarała się, żeby Jimmy o tem wiedział. Podczas śpiewu jakiejś młodej pani z odkrytemi ramionami pochyliła się ku niemu i zapytała szeptem:
— O czem pan myśli?
— Powiem pani później — szepnął w odpowiedzi.
To ją pocieszyło. Poprosi go, by ją odprowadził do domu. Już czas, by mu dała zajrzeć w swe serce.
Ale teraz, kiedy siedziała w aucie zdecydowana wyjawić swe uczucia, opadła ją nagła nieśmiałość i zrozumiała, że bardzo jej to trudno przyjdzie. Miłość, która jej nie nawiedziła przez ostatnie trzy lata, ożyła teraz w jej sercu. Świadomość ta była tak słodka i tak niepokojąca zarazem, że Leila siedziała nieruchomo, odwrócona od towarzysza, niezdolna wykorzystać cenne chwile. Zajechali przed mieszkanie, stwierdziwszy jedynie, że ulice są ciemne, a księżyc jasny. Wysiadła z auta w rozterce i rzekła zupełnie zrozpaczona:
— Musi pan wejść na górę na papierosa. Jeszcze bardzo wcześnie.
Wszedł na górę.
— Niech pan chwilkę zaczeka — rzekła Leila.
Czekał równo dziesięć minut przy papierosie i whisky, zapatrzony w kilka słoneczników w pięknym wazonie. Uśmiechnął się lekko na wspomnienie noska królewny z bajki i subtelnego wdzięku z jakim wargi jej kształtowały każde słowo. Gdyby nie miała tego młodego drapichrusta na froncie, człowiek pragnąłby zapinać klamerki u jej buciczków, rozścielić dla niej płaszcz na błocie, czy co tam ludzie robili w bajkach. Człowiekby pragnął — ach, czegoby człowiek nie pragnął! Niech djabli porwą tego chłopaka! Leila powiedziała, że ma dwadzieścia dwa lata. Na Boga! Jakże stary musiał się czuć w porównaniu z nim ktoś, kto dobiegał czterdziestki i w dodatku kulał. Nie dla takiego królewny z bajki! Poczuł wiew perfum i spojrzał wgórę; przed nim stała Leila w długiej sukni z ciemnego jedwabiu, z którego wyłaniały się jej białe ramiona.
— Znowu zatopiony w myślach? Czy przypomina pan sobie ten strój, Jimmy? Nosiły go malajskie kobiety w Cape Town. Nie ma pan pojęcia, z jaką rozkoszą zrzucam z siebie mój niewolniczy dress. O, mam już dość pielęgniarstwa! Jimmy, pragnęłabym znowu trochę żyć!
Jedwabny strój odmłodził ją o piętnaście lat. Gardenja wpięta w miejscu, gdzie jedwab krzyżował się na piersi, nie była bielsza od jej skóry. Wpadł mu na myśl cudacki pomysł, że kwiat spłynął do niej z ciemności nocy!
— Żyć? Jakto! Czy pani nie żyje zawsze?
Podniosła ręce wgórę. Ciemny jedwab odsłonił całą długość jej białych ramion.
— Już od dwóch lat nie żyję. O, Jimmy! Niech mi pan pomoże żyć trochę! Życie jest teraz takie krótkie.
Spojrzenie jej oczu, skupione i pełne wzruszenia, zmieszało go; zmieszał go widok jej ramion, zapach kwiatu; czuł, że krew napływa mu do policzków; spuścił wzrok.
Nagle osunęła się na kolana koło jego nóg, chwyciła go za rękę i, trzymając ją w uścisku obu swych dłoni, szepnęła:
— Kochaj mnie trochę! Cóż innego istnieje? Och! Jimmy, cóż innego istnieje?
Fort wdychał podniecający zapach kwiatu, zgniecionego ich rękoma i pomyślał: — Ach, cóż innego istnieje w tych dniach bez jutra?


2.

Jimmy Fort miał poczucie humoru i był w pewnej mierze filozofem; to też każda nowa sytuacja życiowa, jaką stwarzał przemożny przypadek, wydawała mu się zwykle przyjemna. Mimo to jednak wracał od Leili zamyślony. Była świetnym towarzyszem, piękną kobietą, uznawała tylko uczciwą grę i umiała czarować; a jednak była — zdecydowanie dojrzała. I oto on pomagał jej „żyć“! Wplątał się w sprawę bardzo niepokojącą, nie było bowiem wątpliwości co do faktu, że Leila zakochała się w nim na dobre.
Była to słodka i schlebiająca świadomość. Czasy były smutne — przyjemności rzadkie, ale... Pęd do włóczęgostwa, który kierował nim od najwcześniejszej młodości i kazał mu wałęsać się po całym świecie, wzbudzał w nim instynktowną nieufność do więzów, choćby najmilszych, których siły i grubości nie mógł zgóry przejrzeć. Czy może też przyczyna leżała w tem, że pierwszy raz w życiu wejrzał w krainę baśni, a sprawa z Leila nie miała nic z krajem baśni wspólnego. Jeszcze jedna przyczyna, z której nie zdawał sobie jasno sprawy, potęgowała przykre uczucie niepokoju. Pomimo wszystkich przygód serce jego pozostało miękkie, było mu zawsze bardzo trudno sprawić komuś przykrość, a w szczególności kobiecie, która go zaszczycała miłością. Coś jakby przeczucie ciążyło mu na duszy, kiedy tak wędrował ulicami, zalanemi księżycowym blaskiem, o tej najbardziej cichej godzinie, w której już nawet ostatnie taksówki spoczywają. Czy będzie żądała, by się z nią ożenił? I czy w tym wypadku obowiązkiem jego będzie to uczynić? Zaczął nagle myśleć o koncercie i twarzy Noel, kiedy słuchała jego opowiadań. — Dziwny świat — pomyślał — jak to się sprawy składają! Ciekaw jestem, coby ona o nas pomyślała, ędyby wiedziała — i ten czcigodny padre! Uf!
Szedł bardzo powoli, bał się bowiem, że nadwyręży nogę i że będzie potem musiał spędzić noc na progu obcego domu; miał więc poddostatkiem czasu do rozmyślań; ale ponieważ te rozmyślania nie wzbudzały w nim żadnej otuchy, powiedział sobie w końcu:
— No, mogło być przecież o wiele gorzej. Trzeba przyjąć dary bogów z wdzięcznością i nie szukać dziury w calem. — Przypomniał sobie nagle z niesłychaną wyrazistością ów wieczór na werandzie w High Constanca i pomyślał zdziwiony: — Wtedy byłbym się zakochał po uszy; a teraz — nie mogę! Takie jest życie! Biedna Leila! A może też me miserum? Kto wie!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: John Galsworthy i tłumacza: Stella Landy-Feldhorn.