Świat nie przedstawiony/Budowniczy Peiper

<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Zagajewski
Tytuł Budowniczy Peiper
Pochodzenie Świat nie przedstawiony
Wydawca Wydawnictwo Literackie
Data wyd. 1974
Druk Krakowskie Zakłady Graficzne
Miejsce wyd. Kraków
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


BUDOWNICZY PEIPER

„Zmieniła się skóra świata” — to zdanie, wyjęte ze wstępnie programowego artykułu Punkt wyjścia[1] wyznacza jeden z kierunków myśli Tadeusza Peipera. W świecie zmienionym przez wojnę, zdobytym przez cywilizację, sztuka powinna na nowo zdać sobie sprawę ze swoich możliwości i obowiązków. Przekonanie o radykalnej nowości świata sąsiaduje w programie Peipera z ideą porządku (dzieło sztuki jako budowa), ideą konstrukcji (doprowadzenia do powstania tej budowy) i z ideą jedności (całościowych związków między poematem, dziełem sztuki, a zewnętrznym światem cywilizacji). W nowym świecie artysta, rozpoznawszy strukturę tego świata, powinien wznieść budowlę sztuki; przez to przyczyni się — za pośrednictwem ludzi, odbiorców sztuki, których jego dzieło niepostrzeżenie przekształci — do pchnięcia naprzód sprawy rozwoju cywilizacji. Cywilizacja rozwija się bowiem zarówno w świecie zewnętrznym, jak i w duszy człowieka, którą w swoisty sposób modyfikuje. Sojusznikiem i pionierem tych przemian jest poeta, artysta.
Pisząc o Peiperze teoretyku nie dołączam się do tych, którzy skłonni są cenić program Peipera kosztem jego poezji. Można patrzeć na dzieło Peipera jak na dzieło jednolite, wybierając z niego, z jego części dyskursywnej, te miejsca, które umożliwiają porozumienie (lub dyskusję) między rozstrzygnięciami Peipera a naszymi, dzisiejszymi pytaniami. Z tego punktu widzenia teoretyczne pisma Peipera, Kopernika awangardy, rozpatrywać można jako zespół odpowiedzi na nieustającą ankietę pod tytułem Literatura polska.

Konstruować i sygnalizować

W jednym ze swych felietonów literackich Andrzej Kijowski uznał Stanisława Ignacego Witkiewicza za pisarza, którego dzieło w sposób najpełniejszy reprezentuje epokę dwudziestolecia międzywojennego. Katastrofizm Witkacego stał się proroctwem spełnionym i dodatkowo podkreślonym przez tragiczny osobisty los jego twórcy. Tymczasem optymizm, a raczej, jak chciałoby się powiedzieć, konstruktywność Peipera, skazuje go na los fałszywego proroka. Tak też, generalnie rzecz biorąc, potraktowało myśl Peipera pokolenie wojenne, pokolenie Baczyńskiego i Gajcego. Gdy czytamy dzisiaj pisma Peipera, nie odnosimy wrażenia, że wszystko to się stało, że triumfująca cywilizacja bez przeszkód ogarnęła nasze życie. Witkacy ze swymi przeczuciami bliższy jest naszej wrażliwości zranionej przez apokalipsę. Budowniczy Peiper wydaje się nieco anachroniczny, ta sama cywilizacja, której miała służyć sztuka, wydała z siebie zagładę, obróciła się przeciwko człowiekowi, jak w oklepanej formule alienacji.
Ale mówimy to dzisiaj z pobłażliwym uśmiechem tych, którzy lepiej wiedzą, co się stało dalej, jak się ten film skończył, a dzisiejsi dwudziestokilkuletni wiedzą o tym już nawet nie ze swojego osobistego doświadczenia. Czym innym była gorycz młodych poetów żyjących w czasach okupacji.
Po drugie, na historię nie można patrzeć tak, jak to robią skrajni determiniści, dla których „nie mogło być inaczej”. Można także spojrzeć na historię jak na wiązkę możliwości, z których tylko pewne realizują się, ale te, które „odpadły”, też mają wartość, w swoim czasie i one były rzeczywistością, przynajmniej rzeczywistością duchową, intencjonalną, definiowaną przez kulturę i w jej sferze działającą sprawczo. Konstrukcyjność Peipera zdaje się odnosić do takiej właśnie, nie zaistniałej w pełni możliwości cywilizacyjnej. Peiper sam przecież nazwał się „burmistrzem marzeń niezamieszkałych”. W sferze modeli kultury programu Peipera nie przekreśla wewnętrzny kryzys polityczny Polski międzywojennej ani kataklizm cywilizacyjny drugiej wojny światowej.
Peiper jest dla dwudziestolecia postacią równie symboliczną, jak Witkacy. Obaj ci pisarze zajmują postawy zasadnicze dla literatury. Literatura może stać się medium swojego czasu, wsłuchać się w swoją historię, przechodzić razem z epoką wszystkie jej choroby, wyczuwać jej drgania z kobiecą niemal intuicją — sygnalizować. Może też wspomagać jeden z kierunków rozwoju, opowiedzieć się po stronie wzrostu, czy też tego, co się za wzrost uważa, i czynnie, na swój sposób, popierać wybraną tendencję — konstruować. Jest to więc wybór między pierwiastkiem żeńskim i męskim, wybór, który jest rezultatem odpowiedzi, co lepiej — dać się „ponieść fali”, uczynić się subtelnym przyrządem pomiarowym, czy też zająć postawę w pewnym sensie nawet ahistoryczną, bo nie spekulującą, co się stanie z popieranym przez literaturę nurtem, raczej budować, niż odzwierciedlać.
Katastrofizm Witkiewicza jest sygnałem rozpadu, jest przepowiednią spełnioną. Konstrukcja Peipera jest nie zakończona, ahistoryczna. Przez to jednak jego postawa wcale nie straciła wartości. Paradoksalnie, jako „nie doprowadzona do końca”, jest tym bardziej do podjęcia — postawa, nie program w całości.
Równocześnie dzieła Witkacego i Peipera wyznaczają dwie, do dziś ważne perspektywy. Dzisiejsza młoda literatura może wybierać pomiędzy tymi perspektywami, między sygnalizowaniem a konstruowaniem. (Tradycję podjąć można „formalnie” lub „materialnie”, można z niej wziąć tylko czysty wzór postawy wobec świata i wtedy nie pojawi się paradoks „awangardy jako tradycji”. Bowiem z awangardy można wziąć właśnie postawę tylko, poszukiwanie w świecie nowości, „nowej”, dzisiejszej nowości, bez przyjmowania dawnego opisu rzeczywistości. Natomiast być dzisiaj świadomie „katastrofistą”, to znaczy podjąć tradycję „materialnie”, przyjąć postawę razem z towarzyszącą jej niegdyś diagnozą. Znaczy to również — być neoklasycystą, zrzec się ryzyka własnej oceny świata).
Obie te perspektywy — sygnalizować i konstruować — nie są prawdopodobnie nie do pogodzenia. Jeśli sygnalizowanie pojąć jako — ostatecznie — odsłonięcie pewnej rzeczywistości, to konstruowanie bliższe jest wyborowi skłaniającemu do takiej, a nie innej, mniej lub bardziej projektującej definicji rzeczywistości. Tylko słabość kultury dwudziestolecia mogła rozłączyć tak drastycznie te funkcje. A dla nas ta słaba kultura z kilkoma „oczkami” wybitnych dzieł jest dziś niedościgłym ideałem, w stylistycznym turgorze pism Peipera znajdujemy odblask świetności tamtych polemik.

Reakcja na świat

Podstawowym zadaniem programu literackiego Peipera jest wyciągnięcie artystycznych wniosków z diagnozy cywilizacyjnej. Nowością peiperowskiego świata jest cywilizacja wytwarzająca takie zjawiska, jak urbanizacja, wysoka technologia maszynowa czy masowość życia społecznego. Teoria Peipera jest akceptacją tych zjawisk, jest powitaniem ich przez literaturę, przez kulturę. Nowa cywilizacja staje się również szansą dla literatury, może jej dostarczyć nie tylko materiału tematycznego, nie tylko treści. Podstawową formą czerpania przez poezję korzyści z życia jest odtwarzanie jego struktury, naśladowanie związków w nim zachodzących. Teraźniejszość, mówi Peiper, przejawia się nie w treści metafor, lecz w „samej robocie artystycznej, w samym kroju poetyckim”[2]. Nowość świata przechodzi do poezji, poezja może uczynić wielki krok naprzód dzięki teoretycznemu odkryciu, że potencjalnie jest analogią świata. Poemat może przyjąć organizację odpowiadającą organizacji masy ludzkiej. Prawa ekonomii w poezji wytwarzają swój odpowiednik w postaci ekonomii, oszczędności estetycznej, w postaci rachowania efektów, wyliczania zysków poetyckich. Tworzenie artystyczne jest „robotą”, poezja jest nieomal „przemysłem” poetyckim. Także sytuacja polityczno-egzystencjalna znajduje odzwierciedlenie w samej strukturze wiersza. Wiersz wolny nieprzypadkowo odpowiada wiekowi dziewiętnastemu, koresponduje z dążeniami do wolności społecznej, wolności narodowej, gospodarczej, prawno-politycznej i obyczajowej[3]. „Wiersz wolny to było realizowanie wolności w poezji”[4]. Wiek dziewiętnasty tak dalece zabezpieczył wolność, że współczesność (peiperowska) na pierwszy plan wysuwa raczej ideę współzależności spokrewnioną z ideą ładu, „jedności zbudowanej na dalekich związkach międzyludzkich”[5]. Estetycznym korelatem tego stanu rzeczy jest rym regularny odległy. Analogia jest tak ścisła, że Peiper posługuje się wyrażeniem „społeczeństwo rymów”. Metoda Peipera odsłania tu i siłę, i słabość. Jej siłą jest całościowość, panoramiczność widzenia sztuki i świata w bliskich związkach, przy czym nie są to związki powierzchowne. Na planie wyjaśniania historycznych zmian w poezji metoda ta jest głębsza od innych. Jej słabość, niebezpieczeństwo z nią związane, wychodzi na jaw przy układaniu programu poetyckiego. Charakterystyczne dla Peipera-teoretyka jest stwarzanie pozorów, jakoby przejście od jednej sfery do drugiej, od właściwości cywilizacji do właściwości wiersza, było czymś całkiem „naturalnym”. Peiper zdaje się sugerować, że jego teoria jest systemem tłumaczącym związki między światem a poezją. Systemowość myśli Peipera jest przy tym nie czymś, co odkrywamy w niej ex post (choć jest w niej i ten właściwy rodzaj systematyczności), lecz czymś, co przez autora jest szczególnie „reklamowane”. Znaczy to, że myśl Peipera, która składa się na pewien system przekonań, chce uchodzić za system w innym sensie, mianowicie żywi ambicję wyznaczania jednoznacznych związków między rzeczywistością a poezją. „W tym, co nazywam odległym rymem regularnym, zawarty jest mój socjalizm”[6], pisze Peiper. Jest w tym arbitralność zbyt mechanicznej analogii. Arbitralność tę łatwiej wytłumaczyć w przypadku, kiedy Peiper interpretuje dawną poezję, wyjaśnia na przykład losy poezji dziewiętnastego wieku. Staje się ona jednak pewnym nadużyciem, kiedy ma uzasadniać nowe zdobycze poezji.
Między diagnozą świata a planem poezji istnieje luka, której nie może zapełnić żadna analogia, żadna implikacja, żadna jednoznaczność. Między światem a poezją znajduje się szczelina, którą zapełnić może tylko najgłębiej osobista, egzystencjalna decyzja artysty. Artysta może rozpoznać w swej epoce nową cywilizację, może widzieć ją tak dokładnie, jak to było w przypadku Peipera, a jednak przeciwstawić się jej. W imię czego? W imię choćby samej tej decyzji.
Zarzut przeoczenia tej właśnie szczeliny między oceną rzeczywistości a programem artystycznym może być krzywdzący. Przecież Peiper tyle razy mówi o poecie świadomym, o konieczności posiadania idei poetyckiej, która jest zarazem ideą życiową (polemika ze Skamandrytami[7]. Zdawałoby się więc, że ta świadomość musi zawierać w sobie także i moment egzystencjalnej decyzji. A jednak programowi Peipera brakuje pewnego rodzaju dramatyczności, świadomości ryzyka, świadomości, że wybór takiej postawy artystycznej nie ma w sobie nic z konieczności, że nie jest naturalnym dopełnieniem tendencji epoki, że nie jest czymś samo przez się zrozumiałym, ale jest wyzwaniem, jak każdy wybór. W programie Peipera nie brak zresztą dramatyczności w ogóle, ale mieści się ona na innym planie — o czym później. Być może spokój Peipera bierze się stąd, że jest on również pewnego rodzaju nauczycielem, jego program jest także i lekcją, apodyktyczną nauką awangardy. Peiper tak góruje nad bezmyślnością Skamandrytów, że w jego programie zalęgła się pewność. Spokojowi jego myśli sprzyja też „konstrukcyjny” charakter wizji — tak jakby budowanie było mniej ryzykowne niż wyznawanie wiary czy niszczenie. Zresztą już drugie dziesięciolecie okresu międzywojennego wydobyło na wierzch tragiczność programu Peipera.
Każdy wybór jest wyzwaniem, każda decyzja jest podziałem, pozbawieniem się pełni. Kiedy Peiper polemizuje z klasycyzmem (klasycy-snem), już tutaj w gruncie rzeczy tkwi dramat. Talent artysty jest skłonnością do wszystkiego, jest czymś całkowitym, wszechstronnym; talent nie jest ani klasycystyczny, ani awangardowy, ani skamandrycki, ani katastroficzny. Jest tym wszystkim równocześnie, jest próbą całości. Być może talent, gdyby w ogóle możliwe było dotarcie do jego wyglądu „nieskażonego”, jest na pół dziecięcą gadaniną o wszystkim żywiołowym językiem totalności świata. Dzieło sztuki zuboża niesłychanie talent, „uszczegóławia” go, ujednoznacznia.
Dalszym krokiem na tej kamienistej drodze rezygnacji ze wszystkiego jest program artystyczny, który jest bezpowrotnym odejściem od pełni, od tego, co tak głośno odrzuca. Dopiero dojrzały artysta rozumie, że nie sposób naszymi ludzkimi środkami odtworzyć pełnię przy pomocy pełni właśnie, że wszystko przegląda się w szczególe, fragment lepiej obrazuje całość niż całość samą siebie. Ale to nie zmniejsza wcale dramatyczności wyboru i polemik między różnymi orientacjami artystycznymi. U nas te polemiki są twarde i niesprawiedliwe, połowiczne i pospieszne.
Myśl Peipera natomiast zdaje się z upodobaniem sugerować pewien automatyzm w tej dziedzinie, Peiper zaciera ślady dramatyzmu. Kto wie, czy nie jest to mimowolny wpływ przyjmowanej za wzór cywilizacji. Jeśli jej ekonomia znajduje odbicie w estetyce, dlaczego by nie miała kształtować także i etyki — oszczędnej, wstrzemięźliwej, „męskiej”, maskującej drastyczny wybór.

Logika dalszego nastawienia

Słowa „automatyzm” używa Peiper wtedy, gdy mówi o polskości literatury, o odrębności kultury. „Odrębność kultury powinna być nie dogmatem, lecz automatem”[8].
Peiper polemizuje w ten sposób z hałaśliwym przed wojną, a do dzisiaj utrzymującym się przekonaniem, że polskość, swoistość kulturalną sztuki uzyskuje się wtedy, gdy się w tę polskość celuje, gdy jest ona przedmiotem intencji; jeśli usilnie będzie się polskości pragnęło — zawędruje ona do dzieła. Zakłada się tym samym, że nie ma sprzeczności między zamiarami a wykonaniem, że ideologia „patriotyzmu kulturalnego” znajduje naturalne przedłużenie w realizacjach artystycznych, a w każdym razie powinna je znaleźć, i tylko niezrozumiały opór artystów nie pozwala na pełny rozkwit sztuki — przede wszystkim literatury — narodowej.
Wiadomo skądinąd, że dzieło nie jest w pełni posłuszne intencjom twórczym, że między zamiar a spełnienie wkrada się przypadek. Poemat zawiera również takie krystalizacje, takie związki, których intencja nie ogarniała. Ale wiedza o tym ma charakter paradoksalny, wywodzi się z aforyzmów, z błyskotliwych myśli, z rac. Usystematyzowanie tej wiedzy jest nie tylko bardzo trudne — godziłoby w samą istotę teorii, w dobry humor teoretyków, którzy przecież żyją na ruchomym gruncie właśnie intencji, norm, postulatów, pouczeń. Peiper ukonkretnia przeczucie niezgodności między domaganiem się polskości a jej uzyskaniem. Nie trzeba myśleć o tym, że poezja powinna być polska, że ma się w niej przeglądać polska dusza. Wystarczy przedmiotem działania artystycznego uczynić teraźniejszą rzeczywistość. „Automatyzm” polega na tym, że poeta będzie mimochodem, mimowolnie poetą polskości, gdy zajmie się realnym środowiskiem własnym i społecznym. Odrębność jest, zdaje się mówić Peiper, produktem ubocznym dzieła poważnie zajmującego się teraźniejszością. Inny jest porządek intencji, a inny faktów — dzieł sztuki. Nie przez sarmackość, nie przez rozdmuchiwanie w sobie polskości najbardziej polskiej, nie przez imitowanie „polskocentrycznych” dzieł z tradycji, nie drogą Brylla dochodzi się do nowoczesnej, a zarazem polskiej literatury. Wiedząc o tym należy wziąć poprawkę na nieposłuszeństwo dzieła wobec intencji. W sferze intencji obowiązuje „dalsze nastawienie” — jeśli chcesz napisać dzieło „polskie”, nie myśl o tym, nie planuj polskości, pisz o świecie, w którym żyjesz.
Tym razem automatyzm proponowany przez Peipera wcale nie jest automatyzmem ani mechanicznym zastosowaniem innych pomysłów teoretycznych. Ten rzekomy automatyzm uzasadniony jest peiperowską ontologią.

Ontologia teraźniejszości

„Zmieniła się skóra świata” — to cytowane już wcześniej zdanie zawiera w sobie esencję peiperowskiej ontologii. O co chodzi Peiperowi, gdy mówi o nowości w świecie, czym spowodowane jest jego uwielbienie teraźniejszości?
Dlaczego pojawienie się czegoś nowego w świecie jest tak drastycznie ważne, dlaczego modyfikuje obowiązki sztuki, co zmienia się razem ze „skórą świata”? Tych kilka pytań zakreśla krąg problemowy ontologii Peipera, która kieruje się na świat ujęty aktualnie, ale nie jest to bynajmniej świat nieruchomy. Osobliwością tej ontologii jest fakt, że wybiera ona jako przedmiot swych „badań” świat po zmianie, po zrzuceniu starej „skóry” i przybraniu nowej. Można więc nazwać ontologię Peipera spojrzeniem na rzeczywistość w pięć minut po rewolucji, po zmianie stroju. Niech nas jednak nie zwodzi słowo „skóra”, tu nie chodzi o czysto zewnętrzną zmianę, o modyfikację powierzchowną. To nie tylko zmiana bielizny. Spojrzenie Peipera-teoretyka sonduje głębokość przemiany. Zupełnie nowa strategia literatury, jaką zaproponuje Peiper, będzie konsekwencją przekonania o radykalności zmian w świecie. Rzeczywistość jest całością i nie może się zmieniać tylko naskórkowo. Zmiany na powierzchni świata zmieniają także jego wnętrze. Zbyt ścisłe związki unerwiają rzeczywistość, aby zmiana skóry nie spowodowała doniosłych przemian i w sercu świata.
Nieprzypadkowo też Peiper nie mówi nic o metafizyce, o absolucie, o „mierzeniu” świata absolutem. Kieruje się nie tylko niechęcią do młodopolskiej frazeologii, jest po prostu posłuszny własnej ontologii. Jeśli przyjmuje się, że zmiana wierzchniej warstwy rzeczywistości (przy czym dla Peipera rzeczywistość to nie tylko świat, ale i zmieniająca się wraz z nim osobowość człowieka) modyfikuje wnętrze świata, droga do metafizyki wiedzie poprzez fizykę. W literaturze metafizyka zwykle rozumiana jest jako sięganie do warstw najbardziej ukrytych, właśnie do sedna rzeczywistości. Wobec zmian w świecie metafizyka jako pewne pytania i tematy literackie okazuje się starą metafizyką, metafizyką poprzedniego „wyglądu” świata. Także obrona tak zwanych „tradycyjnych wartości” jest obroną tego, co zostało ujrzane poprzednio i poprzednio jako wartości ustalone. To ostatecznie przesądza o odrzuceniu klasycy-snu przez Peipera, to decyduje o jego niechęci do wszelkich odmian konserwatyzmu. Trzeba od nowa zbadać, czym są wartości, jakiej konkretyzacji uległy w nowych warunkach, trzeba przebić zewnętrzną warstwę, aby dostać się do jądra, aby odważyć się na nowo sformułować program metafizyki. Wszystko, co nie spełni tej kolejności badań, każdy program literacki, który nie uwzględni nowości świata i po staremu będzie się dobierał do jego duszy, wszystko, co zbyt pochopne i zbyt niecierpliwe „metafizycznie”, jest anachroniczne, nie dostosowane do rzeczywistości, konserwatywne.
Awangardowość Peipera jest konsekwencją jego ontologii, nowość literatury jest następstwem nowości świata. Ontologia Peipera, mówiąc dokładniej, składa się z dwóch głównych tez. Jedna to przekonanie o „zmienionej skórze”, drugą jest występująca na wszystkich planach myśli Peipera idea całości. I właśnie skojarzenie tych dwu tez składa się na pełny program „ontologiczno-metafizyczny”, na przekonanie, że ponieważ zmieniła się skóra świata, zmieniło się wszystko i trzeba zacząć od początku, jak po każdym przełomie.
Peiperowska ontologia jest w jakiś sposób podobna do obrazu świata, który wytwarza znana dychotomia Irzykowskiego, rozróżnienie między hierarchią a aktualnością, między tym, co „raz na zawsze” ustalone, godne, zastygłe, esencjonalne, a tym, co przelotne, ale teraźniejsze i nasze. „To, co się dzieje teraz, a jeszcze nie podciąga się pod rubryki”, jeszcze jest nieforemne, nie skrystalizowane, lecz otacza nas szczelnie, wypełnia aktualną chwilę. Pomysł Irzykowskiego ujmuje czasowość świata, tak jak ją przeżywamy, w postaci jakby „stożka wzrostu”. To, co aktualne, jest z zupełnie innej substancji niż to, do czego mamy już dystans czasowy i psychiczny. To, co najnowsze, ten formujący się dopiero „stożek wzrostu”, jest obszarem liryki, jest źródłem „nieustannej najwyższej krytyki” świata hierarchii. Stąd czerpie sztuka materiał do swej pracy, stąd bierze się jej zuchwałość, tu jest jej królestwo odgrodzone od regionu nauki.
Peiper z radością wita rozróżnienie Irzykowskiego (także i Gombrowiczowska dychotomia ważnego i nieważnego, dojrzałego i niedojrzałego spokrewniona jest z ideą Irzykowskiego). I u Peipera, i u Irzykowskiego świat powleka się ciągle warstwą czegoś nowego, nie rozpoznanego. Aktualność Irzykowskiego dotyczy życia jednostkowego, nowości otaczającej psychiczny świat człowieka i odgradzającej go od ustaleń hierarchii. Teraźniejszość Peipera jest nowością w skali całej cywilizacji, w skali człowieka zbiorowego, jest intersubiektywna, nie tylko przesłania, ale i modyfikuje hierarchię.
Zdaje się, że ujęciu tak rozumianej teraźniejszości służy peiperowska metafora, poprzedzona kontrowersyjną teorią o „tworzeniu związków pojęciowych, którym w świecie realnym nic nie odpowiada”. Otóż, jeśli uwzględnić peiperowską ideę świata, koncepcję metafory można nieznacznie zmienić, uznając ją za „tworzenie związków pojęciowych, którym w świecie realnym dotychczas nic nie odpowiadało”, ale odkąd pojawiła się w nim nowa warstwa, odtąd nastąpił przyrost świata, metafora uzyskała swój desygnat. Metafora byłaby więc próbą ustalenia związków nowych, próbą poetyckiej kodyfikacji najmłodszej, najświeższej części rzeczywistości, klasyfikacją nie znanego jeszcze terenu.
Tu także kryje się dramatyczność teorii Peipera. Działanie taką metaforą, szukanie związków dopiero ustalonych, jeszcze niejasnych, nieoczywistych sprawia, że praca poetycka pełna jest dramatycznego ryzyka, jest nie ubezpieczona, pozbawiona gwarancji trafności. Artysta nie tylko nie czeka na ucukrowanie się tematu, ale swym dziełem sam o nim przesądza, dopomaga jakby rzeczywistości w krystalizacji zarysowanych dopiero zawiązków i związków.

Dzisiaj Peipera

Ontologii teraźniejszości towarzyszy w teorii Peipera ogromnie nowoczesna epistemologia, która wyraża się nie tylko w poemacie rozkwitającym i odpowiada nie tylko osiągnięciom psychologii postaci (co zauważył Przyboś). Całościowość myśli Peipera wyraża się bowiem także na planie teoriopoznawczym. „Zawsze poznajemy przedmiot całościami; primo. Całościami coraz szczegółowszymi; secundo.”[9] Opis ten ma charakter metapoetyki, dotyczy genezy wiersza Chorał robotników. Idea całości w poznaniu jest własnością nie tylko psychologii postaci, wiąże się też z filozofią fenomenologiczną, a Émile Bréhier uznaje ją nawet za wyróżnik myślenia dwudziestowiecznego.[10] Oczywiście, Peiper nie dlatego jest nowoczesny, że odkrywa ideę całości, ale odkrywa ją dlatego, że jest nowoczesny.
Program Peipera zawiera jednak i takie miejsca, które wiążą się ściśle z jego „dzisiaj”, a które, jak sądzę, nie przylegają do naszego „dzisiaj”. Odnosi się to w szczególności do dwóch twierdzeń. Pierwsze z nich to postulat poezji-pseudonimu, poezji nie nazywającej rzeczy po imieniu, nie mówiącej wprost. Drugie to sprzeciw wobec poezji wyrazu osobowości, bezpośredniej ekspresji uczucia, obecności w poezji „jaźni”, osoby. Obydwie spokrewnione tezy są reakcją na inwazję poezji modernistycznej i postmodernistycznej, powstały w walce z neoromantyzmem polskim. Były wyrazem sprzeciwu wobec sytuacji odkręconego kurka z lirycznością, wobec zalewu nieporadnej szczerości lirycznej. Peiper solidaryzuje się z Irzykowskim, który mówił: „cóż nam po szczerości głupców”. Nie rozumie tego jako walki z indywidualizmem, daje wyraz swej aprobacie dla indywidualizmu, gdy polemizuje z Zarazą w Grenadzie Millera. Ale Peiper jest indywidualistą w tym, że głosi poezję dla dwunastu, nie przez postulat obecności osoby autora w poemacie.
Poezja jako budowa oznacza przezwyciężenie bezpośredniości lirycznej. W wywiadzie przeprowadzonym przez Stefana Flukowskiego Peiper podkreśla, że „teraźniejszość przedostaje się do poezji nie drogą tzw. treści”, lecz „poprzez środki poetyckie”[11].
Wszystkie trzy postulowane przez Peipera cechy poezji, „pseudonimowość”, budowanie problematyki samymi środkami poetyckimi i wreszcie odejście od poezji jako wyrazu osobowości, stały się w naszych warunkach trzema chorobami poezji. Cechy te zmieniły się w aluzyjność, enigmatyczność i anonimowość. Stało się tak z różnych przyczyn. Przede wszystkim poezja otrzymała nowy kontekst: pełen pseudonimów, potężny głos polityki i środków masowego przekazu, czyli głos spełniający podstawowe założenia poetyki Peipera. Ten donośny głos zmienił całkowicie sytuację na „rynku semantycznym”; to, co mogło być wartością w sytuacji Peipera, straciło swą wartość w nieubłaganej rywalizacji z nowym głosem. Pseudonim dodany do pseudonimu nie daje się odcyfrować, jest nieczytelny, staje się enigmatyczny jak wiersze poprzedniego pokolenia lingwistów (paleolingwistów?), jest prawdziwym głosem anonima. Pseudonim plus pseudonim równa się anonim.
W obliczu powszechnej depersonalizacji, miałkich i standardowych osobowości, wycofania indywidualności z gry społecznej, młodopolskie rozpasanie jaźni jest dla nas przypadkiem poezji sprzed wielu epok, niebezpieczeństwem nie naszym. Nadzieją staje się powrót do literatury konkretnego człowieka, konkretnego uczucia, gniewu, miłości, przerażenia. Nazywanie rzeczy po imieniu jest jedyną szansą literatury, równie dobrze prozy, jak poezji. Nowy kontekst zmusza literaturę do szczerości, do mówienia prawdy. Szczerość bowiem nie tylko odsłania osobowość — takiego ekshibicjonizmu obawiał się Peiper — jest także mówieniem prawdy o społeczeństwie, o wartościach, o sobie samym wreszcie.<br W poezji, oczywiście, stosuje się pewną „konstrukcję szczerości”. Nieustające forte szczerości jest niemożliwe, tylko od czasu do czasu taki okrzyk oczyszcza poezję. Poza tym poezja przyswoiła sobie technikę obcości, przedmiotowości, bywa w tym równie sprawna jak proza. Ale konieczny jest biegun szczerości, nie zamknięcie drogi do powiedzenia prawdy. Literatura musi też ujawniać osobowość autora, musi być walką między osobistościami, barwnymi, pełnokrwistymi ludźmi, musi na swój sposób odrodzić indywidualizm.
Poezja powinna nazywać rzeczy po imieniu, ponieważ inny jest dzisiaj charakter nowości w świecie, inny jest przyrost świata. Za czasów Peipera nastąpił gwałtowny awans cywilizacji, która wprowadzała nową ekonomię, nową sprawność, skracała odległości między rzeczami, ale rzeczy, które ze sobą przynosiła, były dobrze nazwane, opatrzone podpisami jak w encyklopedii Larousse’a. To jest maszyna, to jest samolot, to jest kinematograf, to jest radio, to jest nowe miasto. Cywilizacja przychodziła razem ze słownikiem, na rzeczach były etykiety. Sztuka musiała nauczyć się od tej cywilizacji nowych sprawności, chciała być szybsza i odważniejsza, chciała wciągnąć to, co nowe, razem z oddechem, nasycić się nowym powietrzem i zmienić się od wewnątrz, aby dotrzymać kroku rytmowi świata.
Nowość naszego świata utkana jest z nowych zjawisk etycznych, politycznych, metafizycznych, zmieniły się kontakty między ludźmi, zmienili się sami ludzie — my jesteśmy inni. Są to zmiany mgławicowe, amorficzne, nie podpisane, nie nazwane, nie towarzyszy im żaden słownik. Larousse’em naszych zmian może być dopiero literatura, bowiem ten potężny głos nie tylko nazywa rzeczy, ale sam jest jedną z nich. Inny jest kontekst dzisiejszej poezji, inny jest charakter naszej teraźniejszości, innego heroizmu potrzebuje dzisiaj literatura, jej czytelnicy oczekują od niej pomocy w rozpoznawaniu świata. Zwykłym ludzkim językiem powinna dzisiaj przemówić poezja, nie wysilonym, sztucznym językiem pseudonimów Peipera. Są czasy, kiedy rzemiosłem poezji staje się szczerość.

Peiper odkrywca

Bliski jak sąsiad i odległy jak renesansowy teoretyk poezji jest Peiper. Jego dzieło pełne jest sprzeczności, mieści się między potrzebą wolności a szacunkiem dla ładu, między opisem nowego świata a stwarzaniem nowych przedmiotów, między uległością wobec materii a podziwem dla człowieka. W jednym wszakże znaczenie Peipera nie ulega żadnej wątpliwości. Oto otwiera on w najnowszej literaturze polskiej krótką listę pisarzy, którzy przystępowali do świata z przekonaniem, że to jest zupełnie nowy świat, że runęły stare ściany i wszystko trzeba rozpocząć od nowa, od początku zadać sobie najważniejsze pytania i postawić pierwszą literę na białej karcie literatury. Jest na tej liście Tadeusz Borowski, Tadeusz Różewicz, jako autor Niepokoju, i Marek Hłasko. Każdy z nich opisywał inną epokę, mimo że był czas, kiedy wszyscy mogli się spotkać na Krakowskim Przedmieściu. Każdy robił to przy użyciu innej techniki, ale łączyła ich bezwzględność właściwa tym, którzy szukają sprawiedliwości. Ich estetyką było zdziwienie, zdziwienie wobec świata, który zmienił skórę, niegasnące zdziwienie, spokrewniające literaturę z metafizyką.

1972 r.





  1. T. Peiper Tędy. Nowe usta, Kraków 1972, s. 27.
  2. tamże, s. 72.
  3. tamże, s. 73.
  4. tamże.
  5. tamże, s. 74.
  6. tamże, s. 138.
  7. tamże, s. 281.
  8. tamże, s. 367.
  9. tamże, s. 304.
  10. É. Bréhier, Problemy filozoficzne XX wieku, Warszawa 1958.
  11. T. Peiper, op. cit., s. 121.





Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.