[28]
ŚWINIARZE
Stali gromadką — — Schlastane buciska
wyschniętem błotem aż po wierzch cholewy —
kurta na każdym wyświechtana, śliska —
kapeluch na bok zesunięty lewy — —
W czerwonych łapach dzierżyli palice
grubaśne, krzywe, wycięte przy drodze —
Gęby opasłe, krwią nabiegłe lice —
Kałduny w śmiechu roztrzęsione srodze — —
I bycze karki, jak ćwikła czerwone —
(prędzej czy później pewnie ich szlag trafi)
Śmieją się — gęsto spluwają na stronę — —
Wszyscy świniarze z tej samej parafji — —
Jarmark był dobry: rechoczą ochoczo,
aż im się świecą zatłuszczone mordy,
mało im szczęki z zawias nie wyskoczą:
kwiczą i wyją przez wszystkie akordy — —
Jeden se portki podciągnął w rozkroku
pod kubrak w świńskiej poplamiony jusze —
[29]
ów z przymrużeniem chytrem w lewem oku
drugiego dłonią potrącił w podbrzusze — —
Ten wyjął sakwę: czarnemi pazury
rozsupłał guzy kolorowych szmatek —
na dłoń, jak bochen ogromną, kładł zgóry
sztukę po sztuce — odliczał zadatek — —