<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Gałuszka
Tytuł We Wielki Piątek
Pochodzenie Dusza miasta
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1922
Druk Krakowska Drukarnia Nakładowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skan na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

WE WIELKI PIĄTEK


Olbrzymi Chrystus leżał na podłodze,
lśniącym lakierem czarno malowany —
twarz wykrzywiona (snać, że cierpiał srodze)
w łunie świec wielkie krwawiły się rany — —

Patrzał na kościół oczyma martwemi — —
(Pobok leżała jałmużna na tacy)
ku jego ranom na klęczkach po ziemi
sunęli w zmierzchu kościelni żebracy — —

Jakiś o kulach przybłęda cherlawy
ciągnął się, ciałem kołysząc na boki —
cień jego pełznął po kolumnach nawy,
jak straszny koszmar przez mętne półmroki — —

Przypadł ustami ku stopom na długo —
trząsł nad Chrystusem brodą rozwichrzoną —
łzy mu po licu ciekły cichą strugą
na głowę Chrysta z cierniową koroną — —

Padł krzyżem potem w bezruchu zakrzepie,
kajał się nędzą, nicością żebraków —

a na odchodnem wilczem łypnął ślepiem
i schwycił w szpony z tacy garść miedziaków — —

W świątyni mroczno, dostojnie i pusto — —
Teraz do krzyża pełznie cień niewieści:
głowę zatula ostrzępioną chustą,
po płytach chrzęstnym różańcem szeleści — —

Przypadła z jękiem do nóg Chrystusowi —
ku tacy palce wyciągnęła suche:
w chrzęście różańca skradziony grosz wdowi
chowała chyłkiem z trwogą za pazuchę — —

Znów syfilityk z licem owrzodziałem
przypadł do krzyża i ssał długo rany —
żebrał, cuchnący strupami i kałem
o zmiłowanie u Pana nad Pany — —

Kikutem, brudną powiązanym szmatą
ze szwów wyłuspał dar suty, bogaty,
który z półgroszy ciułał całe lato —
i Chrystusowi złożył dwa dukaty — —

Skrzypły drzwi kruchty: pomknęły w mrok dziady — —
Idzie przez kościół wielmożna gaździna
(nowa spodnica, chustka od parady)
niesie ofiarę: świec coś z pół tuzina — —

Klękła przy krzyżu — zapala świec knoty
i w nachyleniu skapuje woszczynę
(zwolna się ima przędzy płomień złoty,
padając światłem nowem w mroki sine)

I każdą świecę chyląc nazbyt długo
modli się głośno, przygięta wpół ciała
pod spływającą wosku kroplę grubą:
Bodajś cholero, jak świeca skapała!

A Chrystus leżał na zimnej podłodze,
lśniącym lakierem czarno malowany —
twarz wykrzywiona (snać, że cierpiał srodze)
w łunie świec wielkie krwawiły się rany — —




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Gałuszka.