[488]3. Żaby chcą króla.
Żabom rzeczpospolita
Sie ich była uprzykrzyła:
Wolności z nich każda syta,
Na równych sobie rządy sie skarżyła,
I koniecznie króla chciały.
Tak długo do Jowisza o niego skrzeczały,
Że im go spuścił, i barzo dobrego;
Ale, że leciał z wysoka,
Z takim spadł trzaskiem, że żaby na niego
Nie śmiały patrzać z półroka,
Nie rozumiejąc inaczej,
Jeno, że to był olbrzym, którego, jak żywo,
Nie widziały. A w samej rzeczy
Ten krój był nic inszego, jeno wielkie drzewo.
Za czasem przecie któraś sie z nich zblizka
Przypatrzyć mu ośmieliła;
Wnet jej druga towarzyszka
Jeszcze bliżej przystąpiła;
Naostatek zgraja wszytka
Z owej zbytniej ostrożności
Tak sie z nim pospolitowała,
Że po królu jegomości
Jedna na drugą skakała.
Pan cichy wszytko to znosi
I nic sie tym nie porusza.
Ale gmin żabi znowu głośno prosi
I importunuje Jowisza,
Żeby im zesłał króla, któryby sie ruchał
I nie był bez głowy ani bez ogona.
Jowisz ich znowu wysłuchał
I dał im królem bociona
[489]
Z długim nosem, z długą szyją,
Który ich brał na kopiją
I połykal, jako kluski,
Do gardła, jak do puszki.
Nuż żaby dopiero skrzeczyć
I supliki nowe czynić!
Ale Jowisz sie tym zmiękczyć
Nie chciał ani nic odmienić,
Mówiąc: „Dokądże tych będzie
„Wymysłów i narzekania!
„Abo to ja powinien wygadzać tej wzdrzędzie (!)
„I stosować się do waszego zdaniu?
„Zostawać było przy swym dawnym stanie
„I nie szukać nic nowego!
„Abo, jeśliście chciały w jakiej żyć odmianie,
„To było króla zatrzymać cichego!
„Teraz sie tym kontentujcie,
„Abo sie gorszego bójcie!“
K. Niemirycz.