Naprzykrzyły się Żabom odwieczne przesądy,
Równość demokratyczna i Żab bratnie rządy,
Więc w prośby do Jowisza: «Króla, króla chcemy!» Spadł z nieba Król pożądany, Wielce dogodny, bo głuchy i niemy, Słowem, prosty kloc drewniany.
Lecz gdy spadł z pluskiem strasznym i gromu łoskotem,
Wiernych poddanych rzadkiem obryzgując błotem,
Motłoch żabi, zdjęty trwogą, Dalejże nurka pod wodę! Żaby stare, Żaby młode Uciekają, kędy mogą; Całe żabie pokolenie Włazi w dziury, między trzciny, Między trawy i korzenie Olchy, wierzby i łoziny.
Ucichło. Kloc bez ruchu na wodzie spoczywa.
«Powstań, ludu! — starszyzna odzywa się żabia: Zbierz ducha, tłuszczo lękliwa!
Trzeba przecie zobaczyć, co nasz Król porabia.»
Więc jedna, nieco śmielsza, zbliża się powoli;
Za nią druga i trzecia; wreszcie, całą zgrają Królowi na kark wsiadają.
Skaczą, depczą, harcują i w płochej swawoli Rozliczne czynią bezprawia,
A Król cierpi i milczy i ani się ruszy.
«Jowiszu! wrzasną Żaby, toć to kloc bez duszy!
Chcemy Króla żywego, nie jakąś tam kłodę!»
Jowisz, powolny prośbie, zsyła im Żurawia.
Ten, srogo władzy swojej oznajmił początek: Bowiem dziób ostry zanurzywszy w wodę, Szpera i łowi, połyka, zajada I czyni z Żab i Żabiątek Straszliwą rzeź niewiniątek. Żaby w skargi: «Gwałtu! zdrada! Precz z ciemięzcą! precz z tyranem!»
A Jowisz na to: «Milcz, niesforny tłumie! Skoro wzgardziłeś w nierozsądnej dumie Prostaczym pradziadów stanem,
Skoro władcy dobrego nie umiałeś cenić, Znośże swą dolę w pokorze I pomnij, że łatwo może Los zły na gorszy się zmienić!»