Wilk głodny, chciwy, srogi, słowem: gębą całą
Wilk od szponów do pyska, lecz drażliwej skóry
(Bo mu nieraz psie plemię boków nadszarpało),
Powziął zamiar, zbójeckiej wyrzec się natury,
I jak lis, chwytać zdobycz podstępem i zdradą.
Gdy więc owce na błoniu pasły się gromadą, Łotr Wilk ostrożnie do pagórka zmierza, Kędy leżało odzienie pasterza:
Wdziewa sukmanę, bierze laskę w szpony, Wreszcie, na oczy Kapelusz tłoczy.
Westchnął tylko, że w piśmie nie był zbyt uczony; Bo mu genialna myśl przyszła do głowy, Przylepić na grzbiet kartkę z temi słowy:
«Jam jest Wiluś, tej trzody pasterz i obrońca.» Tymczasem, Wiluś prawdziwy Spał jak zabity; pies legł gdzieś w pokrzywy, Owce drzemały. «Nieźle się obłowię,
Wilk pomyślał; lecz bądźmyż pasterzem do końca: Człowieka poznać po mowie, A więc, przemówmy.» Wnet rozdziawia paszczę,
I jak wrzaśnie!... aż echo zagrało w dąbrowie; Ocknął się pasterz, pies skoczył jak z procy: Hajże na wilka! Ten pałką go głaszcze, Ten zębem szarpie; zdrajca, zaplątany W poły sukmany, Nie mógł się bronić i uległ przemocy.
Wilk niechaj wilkiem, lis lisem zostanie: Ktokolwiek obcej pożycza postaci, Najczęściej takie przebranie Gorzko przypłaci.