Że raz jeszcze...
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Że raz jeszcze... |
Pochodzenie | cykl Z myśli wieczornych, Ostatnie nowele |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1921 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa — Kraków — Lublin – Łódź – Poznań |
Źródło | Skany na commons |
Indeks stron |
Że przed nadejściem nocy raz jeszcze ujrzałem lazury niebios wolnych, przestworza pól szerokich, płynne kryształy wodne, chyże loty jaskółcze, słoneczny glob promienisty, który spływał za obrzeżynę ziemi, gdy po
niebie orszakiem królewskim żeglowały świecące klejnoty — obłoki
i że słyszałem skrzydła wichrów szumne, skowrończe śpiewy lotne, szeptania liści o tajemnicach zapadającego zmroku, głębokie cisze, których kopuły wznoszą się nad świtania błękitnych poranków;
żeś oczom moim spocząć dał w oczach niezapominajek, pić biel śnieżystą z wilgotnych koron nenufarów —
i że widziałem, jak na gałęziach wiotkich goreją rosy, gdy w nie przenika purpura zorzy rubinowa;
że gdy wszystko naokół ciche było i czyste, myślą czystą i cierpieniem cichem do Ciebie o litość nad sercem swem wołałem
i litością wielką litowałem się nad tymi, którzy we wrzawach pustych, w blaskach zwodnych, w rozpyle dusz marnym serca swe nurzają;
żeś o godzinie zachodu zapalił mi na niebie rubinową smugę zorzy, której purpura serce moje przeniknęła
i że to serce przed okiem Twojem na oścież rozewrzeć mogę, bo na jego purpurze nic niema, krom gorejącej jak rosa o zachodzie — łzy;
bądź podziękowan i ubłogosławion Stwórco lazurów, kryształów, lotów chyżych, kwiatów białych, globów promienistych i — serc przeniknionych purpurą wieczornej zorzy, z gorejącą na niej w milczeniu wieczornem — łzą!