Noc! tak — noc jeszcze, nieprędko rozświta, Nie prędko w mury więzienia,
Promyk słońca ulotny, ukradkiem zawita Spójrzeć na boleść naszą, łzy i cierpienia!
O! nocy w twojém łonie milczenia; swobody, Wędrują duchów narody.
I odrodzoném życiem oddychając chwilę,
Budzą się świat obejrzeć i znów spać w mogile.
Nie jedną z świata męką odegnana dusza,
Zlatuje z niebios, grobu popioły porusza,
I w dawnéj sukni, raz jeszcze się wlecze Na miejsca dawnych roskoszy.
Lecz gdy wspomnień przeszłości płomień jéj dopiecze I znowu z ciała mękami wypłoszy,
Leci, ziemską powłokę otrząsnąwszy z siebie,
Ziemskich cierpień, roskoszy zapominać w niebie!
O! noeynocy — twoim osłoniętych cieniem Ileż smutków zasypia, roskoszy się budzi,
Ile modłów za tobą ulata ze drżeniem Do Boga od ludzi!
Gdy dniem długim znękany, na twardéj pościeli.
Człowiek życia kajdany zrzucić się ośmieli,
Ty udręczonéj myśli zsyłasz mar tysiące;
W nich wspomnienia młodości ozwą się gorące
W nich sklejone obrazki z wypadków miliona
Trzeźwią duszę, do swego przytulając łona!
O! noc jeszcze — ach! czemuż noc skończyć się musi, Tak jak się wszystko skończyło!
Czemuż dumną swą władzą, dumna swoją siłą, Na wieki słonecznego światła nie przydusi?
I nad światem objąwszy czarne panowanie,
Z nim razem nas w bezdenne nie strąci otchłanie!
Skończylibyśmy wszystko, a dziś cierpień tyle Truje życia naszego nieprzeżyte chwile.
Dziś! o myśli okropna! dziś życia kajdany
Ciężą nam tak nieznośnie, dręczą nas tak srogo,
Że za zgon jeden, za zgon pożądany,
Wieczność, ach! całą wieczność dalibyśmy drogą.
O! pamiętam, w dzieciństwie, w owym wieku złotym
Nie takie miałem chęci, nie myślałem o tém,
Dawniéj, gdy się spać kładłem, gdy matka troskliwa,
Żegnając mnie w łóżeczku ciepluchném okrywa, Prosiłam Boga, jawnie i skrycie Tylko o życie!
A dziś, czasie przeklęty! dziś gdy na pościeli,
Leżę bezsenny, z każdą konający chwilką, Dusza o nic się więcéj modlić nie ośmieli Chyba o jedną śmierć tylko! —