<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kiejstut 1382
Pochodzenie Poezye J. I. Kraszewskiego
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1843
Druk M. Chmielewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XV.
KIEJSTUT.
1382.



I.

Między Wilnem, Trokami,
Stoją hufce rycerzy,
I mierzą się oczami,
I biją się słowami,
Nim miecz o miecz uderzy.

Z jednéj strony Kiejstuta,
Zmudź i Litwa po błoniu;
Z drugiéj, w zbroję okuta
Tłuszcz krzyżacka na koniu.


Stoi i pasie oczy
Po litewskiéj równinie;
Nim się miecz jéj potoczy
I krew po niéj popłynie!

Lecz wojska długo stoją
Milczą rogi do boju,
Czy się wodze ich boją?
Czy żądają pokoju?

Czy Jagiełło z krzyżaki
Co na stryja miecz wznosi,
Uczuł w sercu żal jaki!
Czy się godzi i przeprosi!

Z szeregu do szeregu posłańcy wybiegają —
Znać z ich miny, znać z biegu, że coś wodze knowają.
I w Witold do Jagiełły ze Skirgajłą spieszy
I Skirgajło wraca — idzie, wraca znowu.
A wojsko czeka, a Litwa się cieszy —
A krzyżak tęskni za częścią obłowu.

Lecz patrzajcie, — o cudo! oto Kiejstut jedzie:
To jego konik — żmudzin jak Biruta,
To szabla jego, to sługi Kiejstuta —
A to Skirgajło na przedzie.


Jedzie, stanął na błoniu,
Koń się zarył nogami,
— Czego stajesz mój koniu?
— Panie, zdrada przed nami —

I pies drogę zaskoczy,
I wyjąc przed nim pada;
— Kniaziu, wyje tam zdrada,
— Kniaziu wrog tam otoczy! —

I sokół mu na ręku
Siadł, zabrzęczał dzwonkami —
I w smutnym mówił jęku:
— Kniaziu! zdrada przed nami!

Kiejstut nie słuchał ni psa ni sokoła,
Ni konia swego, ni swojéj drużyny.
— Kiejstut się zdrady nie boi! zawoła:
Kiejstut na pokój spieszy do rodziny.
A kiedy życia wrogi mu nie wzięły:
Nie wezmą swoi!
Rzekł, konia zacina.
A za nim wierne psy jego jęknęły
I wierna jego westchnęła drużyna.
Poszedł — A ledwie do obozu nogą —
Obóz się ruszył, gruchła wrzawa silna —
Wojska Jagiełły poleciały drogą —
Pędzą z Kiejstatu do Wilna

Wojsko litewskie zostało w milczeniu,
Wojsko bez wodzów, jak ciało bez głowy,
I stali smutni, w rospaczy, zdumieniu,
Jak nad jeziorem stoi obłok płowy,
Jak wierzba stoi nad grobem Litwina,
Jak matka stoi nad mogiłą syna.

II.

Biada Kiejstucie! o biada —
Nie darmo jęczał pies twój ulubiony
I sokół, ręką Biruty pieszczony,
Nie darmo krzyczał na wyjeździe: zdrada!
W Wilnie ci łańcuch włożyli na nogi,
W Wilnie cię z synem twoim rozdzielili,
W Wilnie z pokrewnych — zrobiły się wrogi
Z traktatów zgody więzienie zrobili!
O! bieda tobie wojowniku stary!
Czyż ten włos siwy i czoło zmarszczone,
Ręka; co siekła Niemcy i Tatary,
W boju nietknięte z wojen ocalone,
Długie więzienie jako rdza rozkruszy?
A twoje serce co biło pod stalą,
Ciężarem smutki i rozpacz przywalą?
Czyż w głębi twojéj nieugiętéj duszy,
Jak w zamek, wrogów niedobyty dłonią,
Pierwszy raz wejdą, po czasu ruinach,

Łzy, których wysokie powieki nie ronią?
Łzy po Birucie, Witołdzie krainach,
Łzy których bole język nie wypowie,
Pierwsze łzy twoje i śmierci posłowie!

W głębi więzienia, z słomianéj pościeli,
Brzękły Kiejstuta kajdany;
A przy drzwi lochu służalcy wlecieli,
Jeden niósł puhar na poły nalany,
Drugi szmer, trzeci topor z Niemców stali,
Weszli — i u drzwi jeszcze się wstrzymali
I patrzali i milczeli.

— Starcze! — rzekł wreście jeden do Kiejstotu;
Jagajło przez nas przysyła ci dary:
Oto jest czasza z napojem zatruta,
Oto sznur, topór — wybierz rodzaj kury!

Jużeś się nażył i nabił na świecie,
Nam teraz ustąp, a sam idź na góry —
Gdzie jeszcze z braćmi Niemców bić będziecie,
I gnać za psami jelenie i tury,

Kniaź Jagajło śmierć na zgodę swata,
A pomnąc na krew, co w twych żyłach płynie

Trzy bramy daje do wyjścia ze świata,
Lecz z tych trzech jedna nie minie.

A Kiejstut stanął wstrząsnąwszy łańcuchy,
I po więzieniu rozszedł się dźwięk głuchy,
Jak kiedy piorun uderzy w oddali,
I huk w powietrznéj rozbije się fali.

Ręką ciężkiemi okutą kajdany,
Porwał pachołka, przycisnął do ściany,
A z gniewnego, rzucając we dwoje,
— Oto rzekł, płaca za poselstwo twoje!

Potém go depcąc okutemi nogi,
Krzyknął: powiedźcie psy panu swojemu,
Że mego karku nie tknęły się wrogi,
I wam się nietknąć i nietknąć się jemu!
Jeśli po życie przysłał was zbrodniarze!
Kiejstut za błąd swój, sam siebie ukarze!

To rzekł i znowu wstrząsając kajdany,
Ciężkie żelaza na szyję zarzucił —
I targnął niemi — i krwią swą oblany,
Bez jęku nawet martwy się wywrócił —
A słudzy stali wzrok mając wlepiony,
Patrzą nań, pragną i zbliżyć się boją. —


III.

Na Świntorohy zgliszczach stos Kiejstuta płonie —
Na stosie, sługi jego, psy, sokoły, konie,
U stosu, mała w nieszczęściu drużyna
Cichemi łzami zmarłego wspomina.
Już płomień pożarł wnętrzne stosu drzewa
I garść popiołów z Kiejstuta została —
Popiołu, któren wiatr w stronę rozumu,
W którą dusza uleciała.

Nagle krzyk w dali słudzy usłyszeli —
Krzyk znany, w sercach boleśnie odbity.
I znana postać zbliżyła się w bieli,
Znana im postać kobiéty —
To ona! Żona Kiejstuta,
To Biruta.

Biada Jagajle, wołała zdaleka:
Biada tym, co się krwią własną zbroczyli!
Niech w każdym kroku, uczynku i chwili,
Równa ich zdrada i stos śmierci czeka,
Niechaj ich bogi opuszczą rodzime,
Niechaj ich zdradza każdy krok po ziemi —
Żony uściski, uśmiechy dziecinne —
Zdrada niech idzie z niemi i za niemi.
Kogo kochają, na kim ufność kładą,
Niech im zapłaci niewiarą i zdradą!...


Ostatnie słowa w jéj piersi umarły,
Rozpacz z jéj oczu wypłynęła łzami —
Wtém nagle niebios szaty się rozdarły,
Piorun błysnął nad zgliszczami —
Ziemia się wstrzęsła, rozdarła na dwoje —
I stos zamknęła w zimne łono swoje.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.