Życie za życie/List XXX
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Życie za życie |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Redakcja „Mód Paryzkich“ |
Data wyd. | 1822 |
Druk | Władysław Szulc i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Około piątej rano wszedłem do pokoju Edwarda w chwili właśnie gdy kończył list do ciebie. Myślałem że w tej ostatniej chwili serce jego otworzy się, zmięknie.
Omyliłem się: spokojny, chłodny, Edward czekał chwili naznaczonej, jak gdyby nie chodziło o niego. Spotkanie miało mieć miejsce około jednego z tych starożytnych pomników, co znaczą brzegi Vii Apii. Powóz nasz przybył na miejsce jednocześnie prawie z powozem hrabiego. Wraz z sekundantem jego zajęliśmy się nabiciem broni, odmierzeniem miejsca. Hrabia jako wyzwany, miał wybór broni; zbliżył się i bez namysłu i wahania położył rękę na jednym z pistoletów, Edward wziął drugi. Wzdrygnąłem się mimowoli. Który z nich był nabity?
Spojrzałem na brata w tej stanowczej chwili; twarz jego miała spokój marmuru, wzrok zimny przeszywał jak ostrze stali. Herakliusz był blady i chwiał się. Widocznie odważną była wola jego, czyniła ją taką nieubłagana konieczność świata; ale mdłe serce konało mu w piersi, wzrok stawał się mętny, nerwowe drżenie wstrząsało ciałem. Zapas odwagi wyczerpywał się z każdą chwilą.
Ustawiliśmy ich naprzeciw siebie, na odległość pięciu kroków; obadwaj wyciągnęli ręce, lufą pistoletu dotykając prawie piersi przeciwnika.
Los był rzucony. Który z tych dwóch ludzi legnąć miał trupem?
Na komendę pociągnęli za cyngiel. Jeden wystrzał, upadek ciała, plusk krwi buchającej z rany, wszystko to było rzeczą chwili. Hrabia bez ducha leżał na ziemi. Kula przeszyła mu serce, skonał bez jęku.
Edward z dymiącym jeszcze pistoletem w ręku, spoglądał obojętnie na ten widok. Oko jego nie rozradowało się śmiercią przeciwnika, krew jego wylana nie zrumieniła mu bladego lica; z rodzajem wstrętu odwrócił się od tego widoku i oparł na marmurze pomnika czekając aż z pomocą sekundanta hrabiego włożyliśmy ciało jego do powozu.
Wówczas wróciłem do brata: stał nieporuszony, wzrok obojętny zatopił w przestrzeni.
Nie mogłem oprzeć się wzruszeniu.
— Edwardzie, zawołałem, ściskając go w ramionach jak dawniej, opłakanego już, ocalonego.
Ale on odsunął mnie, jakby go niecierpliwił ten objaw uczucia.
— Edwardzie, mówiłem niezrażony, zabiłeś go, zemsta twoja spełniona. Cóż teraz czynić zamierzasz?
— Co? powtórzył obojętnie. Janie, wracaj do domu, nie troszcz się o mnie; dla mnie już nic uczynisz nie możesz.
Daremne były usiłowania moje; nie mogłem wydobyć z niego nic więcej.
Dopiero w chwili wyjazdu ścisnął mi rękę z niejakiem wzruszeniem.
— Przebacz, szepnął, niewdzięczność moję. Byłeś dla mnie dobrym bratem. Teraz odwróć serce, zapomnij; ja cię ukochać nawet nie potrafię. Zostaw mnie samemu sobie.
Takie było rozstanie się nasze. Zostawiłem go w Rzymie; uważałem nawet że go niecierpliwiła obecność moja. Co z nim dalej będzie? Bogu tylko wiadomo.