Krótka przedmowa Żywot Józefa • Rozmowce pirwszej sprawy • Mikołaj Rej Sprawa wtóra
Krótka przedmowa Żywot Józefa
Rozmowce pirwszej sprawy
Mikołaj Rej
Sprawa wtóra


ROZMOWCE PIRWSZEJ SPRAWY:
JAKÓB — RACHEL — JÓZEF — JDDAS —

115 
RUBEN — COROBON.


JAKÓB dziękuje Panu Bogu za rozliczne
błogosławieństwa, które nad nim okalać raczy.
A to jest pirwsza sprawa żywota
Józefowego.

120 
Ach! wszechmocny panie,

dziwnie wszytko sprawujesz,
A rozlicznie swojemi
dobrodziejstwy szafujesz.
Jako i mnie dziś raczysz

125 
chować w mej starości...

I gdzież ja to zasłużę
twej świętej miłości?
Opatrzywszy już mój stan
w niemałej zacności,

130 
Dałeś dosyć wszytkiego

w wielkiej obfitości:
Dałeś dziatki poczciwe
ku mojej radości,
Wywodząc mię wielekroć

135 
z rozlicznych trudności.

Niechże tobie ze wszego
cześć i chwała będzie,
Ho ją muszę wysławiać
na wszytek świat wszędzie;

140 
Bo snadź dusza, coś mi dał,

i to moje ciało
Za twoje dobrodziejstwo
nigdyby nie stało,
Które hojnie każdemu

145 
z łaski swej szafujesz,

A dziwne miłosierdzie wszytkim okazujesz.
Boś rozliczne hojności
rozlicznie wszem sprawił,

150 
A sobieś jedno chwałę

od wszytkich zostawił.

RACHEL takież, żona jego, dziękuje, przypominając
też i dziatki swoje:
I jąć bych też tak mogła rzec:

155 
Dziwnie mię ten pan raczy strzedz.

A z kłopotów rozmajitych
Dosyć radości obfitych.
Kiedy patrzę na twe[1]dziatki,
Ony stoją jako kwiatki.

160 
Już więc wszytkiego przepomnię,

Co się pirwej działo o mnie:
Zwłaszcza Józef, dziecię twoje,
Dziwnie cieszy serce moje:
Bo ta szlachetna uroda

165 
Prawie stworzona od Boga,

Prawe książę między tymi
Naszemi dziećmi drugiemi.
Raczy-ż nas w nim cieszyć Panie,
Gdyż to jest nasze kochanie.

JÓZEF dziękuje matce za błogosławieństwo:
Jeśliże co po mnie baczysz,
ma łaskawa pani,
Wszytkoć się to snadź stało
za twemi cnotami,

175 
Któreś ty Panu Bogu

z mJodości chowała,
Teżeś od niego hojne
upominki brała.
Bo iście ten Pan wszytkiem

180 
dziwnie służbę płaci.

A kto mu stały w wierze,
nikt na tym nie traci.
Alem dziś dziwny sen miał,
com tej nocy widział:

185 
A jam z bracia na polu,

jakieś snopki stawiał.
Wstawszy z ziemie mój snopek,
gdychmy je stawiali,
Stanął prosto a drudzy

190 
przed nim się kłaniali.


RACHEL Józefowi sen wykłada:
Ach! mój synu namilejszy,
Iście to jest znak nie mniejszy
Ku wielkiemu powyższemu

195 
Temu wszemu pokoleniu;

Bo to iście wielkie znamię,
Iż tak twój stan snadź powstanie,
Iż ociec, bracia i ja mać
Będziemyć się wszytcy kłaniać...

200 
Dajżeć Pan Bóg szczęście mnożył,

By twój stan tak zacny był,
A my tego doczekali,
W radości się w tym kochali.

JAKÓB śle Józefa do braciej na pole:

205 
Już to kilka dni temu

jako nic nie wiemy,
Co się dzieje na polu
też z drugiemi syny.
Dobież, miły Józefie,

210 
a dowiedz się tego,

Jeśliby im potrzeba
z domu posłać czego.
A co się z nimi dzieje
niechaj mi znać dają,

215 
Owce, woły i osły,

jako się tam mają.

JÓZEF już idzie do braciej:
Natychmiast, panie ojcze:
teszno mię też było,

220 
Że już dawno nic o nich

tu nie słychać było.
Prosto do nich pobieżę,
wszytko ine minę,
A powim ci, dali Bóg,

225 
wesołą nowinę


JUDAS brat młodszy, ujrzawszy Józefa, grozi:
Ono-ż ci on królewic,
co go matka pieści;
Nalepiaj by, aby tu

230 
zginął wnet bez wieści.

Boć oni tak mnimają,
bychmy im nie dzieci,
Jedno ten łotrzyk u nich
sam na wszytkiej pieczy.

235 
Jeszcze sobie nad zwyczaj

dziwne sny wymyśla,
A matka mu żegnając
wszytko po łbie kryśla,
Winszując mu nad nami

240 
wirzchność panowania...

Nie doczeka, dali Bóg, naszego kłaniania!

RUBEN brat starszy, rozradza, aby go nie tracili:
O, nie daj tego Boże,

245 
by krew brata mego

Miała mnie gdy pokropić,
i tak wiele złego.
Lecz, gdy tak już chcecie mieć,
iż go stracić mamy,

250 
Tak na się niewinnej krwi

wżdy wołać nie damy;
Wpuśemyż go w one studnią,
co tu w lesie stoi,
A niechaj się nie mnożą

255 
ty plotki, co stroi.


JÓZEF bracia wita, na pole przyszedszy:
Zdarz wam Pan Bóg szczęsny czas.
braciszkowie mili,
Wszytkiście nas tam doma

260 
barzo zasmucili,

Iż o was już kilka dni
nic słyszeć nie było,
Barzo smętnemu ojcu
to było niemiło...

265 
Aż mię tu do was skokiem

co rychlej wyprawił,
Bych go o waszym zdrowiu
co napewniej sprawił.

JÓZEFA w studnia bracia wpuścili:

270 
Witajże zacne książę

i sławny proroku!
A snadź już nie doczekasz
tu onego roku,
Kiedychmy się przed tobą

275 
wszytcy kłaniać mieli —

Bochmy to z onych snopków
tak wyrozumieli —
Już tam w studni racz siedzieć,
gdyć się tak trefiło,

280 
A tam lepiej zrozumiesz,

coć się będzie śniło...


RUBEN lituje Józefa już w studnia wsadzonego:
Ach, nie mogęć wycirpieć,
gryzie mię sumnienie,

285 
Żem podniósł srogą rękę

na swe pokolenie!
A pan Bóg to nam srodze
i z obcem zakazał,
Aby żądny cudzą krwią
swoich rąk nie mazał...

290 
Acz będą ręce próżne

niewinnej krwie jego,
Alem śmierci przyczyńca
i zdrajca ojca swego.

295 
Ano to jest wielki wstyd

kto zdradzi obcego;
A tak proszę i prze Bóg
poniechajmy tego!...

JUDAS radzi, aby ji przedali:

300 
Już się próżno rozmyślać,

boć to o nas idzie,
Boć nam jednak już przedsię
to na złe wynidzie:
Kiedy powie przed ojcem,

305 
iż był w studnia wsadzon.

Odrzeczeć się nas wiecznie,
bo już jednak zdradzon.
Ale nie chcemyli dać
tej śmierci przyczyny,

310 
Przedajmyż go daleko,

gdzie w cudze krainy,
A suknia baranią krwią
jego pokropiemy,
A iż go zwierzę zjadło,

315 
przed ojcem powiemy.

Owożci prawie k rzeczy,
coś idą za kupcy...
Snadź Izmaelici,
a to silni głupcy...

320 
Ci go nam barzo radzi

zapłacą sowito,
Niechajż tam prorokuje,
bodaj ji zabito!

JUDAS kupców woła:

325 
Hej, hej, ty dobry mężu

postój mato z nami!
Widzę, iżeś zdaleka
z swojemi kupiami...
Niechciałbyś u nas kupić

330 
chłopiątka pięknego?

A już ci go przedamy
za więźnia wiecznego...
Naciężej ci snadź będzie
tu z nim z granic wynić,

335 
A potym już z nim co chcesz

tam możesz uczynić.

COROBON Izmaelita targuje Józefa:
Barzo to rad uczynię,
jedno go ukażcie,

340 
Jestli co osobnego,

pieniądzmi odważcie;
Bo chociaż go ja teraz
wam drogo zapłacę,
Przedsięć ja jednak na tym

355 
w swej ziemi nie stracę.


BRACIA oddają Józefa kupcowi:
Owoż ji masz, aleć się
teraz skaził w nędzy;
Lecz chceszli nam dwadzieścia

350 
dać srebrnych pieniędzy?

Weźmi-ż go już tam wiecznie,
a chowaj ji sobie
Tak jako się nalepiaj
będzie zdało tobie.

355 
COROBON płaci Józefa:

Owoż macie pieniądze,
a co się targować —
Zaż go też przy sobie
będę długo chować;

360 
Bo to wnet u mnie kupi

tam kto zacny sobie...
Ale mu snadź żal od was,
bo się w głowę skrobie.

JÓZEF narzekając bracia żegna:

365 
I cóżem wam wżdy winien,

moi braciszkowie?
Cóżeście upatrzyli
na tej nędznej głowie?
Dziwnej pomsty nademną

370 
rozlicznie szukacie...

Zkądże wżdy tak okrutne
przyrodzenie macie?
Widzę, żeście się na me
gardło nasadzili,

375 
Gdyście mię pirwej w studnią

okrutną wsadzili
Teraz mię już nędznika
przedajecie marnie!...
Snadź się zewsząd nieszczęście

380 
około mnie garnie...

Cóż wam ta nędzna mucha
na świecie wadziła?
Na czym-że was którego
wżdy kiedy zdradziła?..

385 
Rozmyślcie się wżdy na to,

że Bóg sprawiedliwy
Nie rad patrzy na krzywdę —
wie to każdy żywy.
Bo dziwnie ten swe sprawy

390 
na tym świecie rządzi:

Każde ludzkie mnimanie
zawżdy opak sądzi;
Co sobie dobrze tuszą,
śmieje się on z tego,

395 
A wielekroć z łaski swej

wspomaga nędznego.
Owa iście i mnie też
nędznika wspomoże;
A z was, nie wiem, co sobie

400 
też który pomoże,

Żeście wzięli nędzny płat
za mnie niewinnego...
Przyjdzie ten czas że i wam
będzie lito tego...

405 
Ale widzę, że się już

inak nie może stać —
Płaczą oczy, serce drży,
ciężko mi się rozstać
Z przyjacioły, z ojczyzną

410 
i z miłą swobodą...

Bo sroga rzecz kogo z niej
poniewoli wiodą...
A tak już Panu Bogu
nędzę swą poruczam,

415 
A iż tak już być musi,

żałośnie was żegnam.

RUBEN żałuje, co się stało:
Ach, jakoż to nam przydzie
psiną oczy zakryć,

420 
Gdy będziem na srogi płacz

ojca swego patrzyć!
Ale wżdy pódźmy k niemu,
chociaśmy zbroili,
Bo ten iście z żałości
umrze w krótkiej chwili.

JUDAS radzi, aby szli ku ojcu:
A cóż czynić? już ci się,
acz nie dobrze, stało...
I samemuć mi się już

430 
w głowie pomieszało!...

Podaj wżdy tę sukienkę,
iż ją krwią pokropię...
Alboć nam czart nagodził
to nieszczęsne chłopię!...

435 
Idziż ty Ruben naprzód!

tobieć wżdy uwierzy...
Ach, gorzkiż mu będzie kęs
w dzisiejszej wieczerzy!
A cóż nieboga matka!...

440 
tej już umrzeć pewno;

Skoro ujrzy sukienkę,
padnie jako drewno!...

RUBEN mówi ku Jakóbowi:
Zdarz, panie ojcze, pan Bóg —

445 
dobry wieczór tobie!

Jakoż się wżdy raczysz mieć
po swojej chorobie?
Bowiem my się najwięcej
tym jedno cieszemy,

450 
Kiedy na cię zdrowego

a często patrzemy.

JAKÓB się pyta po Józefie:
Już dobrze, chwała Bogu,
gdy was zdrowe widzę...

455 
A Józef, moje dziecię,

z kim to na zad idzie?
A czemu to nie przyszedł
tu pospołu z wami?
Porwono wszemu złemu,

 
460 
bydło i z owcami!...

Jestliżeście dlatego
dziecię zostawili —
Nadobnieście ty rzeczy
iście rozprawili!...

465 
RUBEN cieszy ojca:

Nie troszcz się, miły panie,
będzieć i dziecię wczas;
Wszakciechmy wszytko dzieci.
cokolwiek jest tu nas...

470 
Jeszczeć nas sześć, choćby też

drugich nie dostało;
Stanieć Pan Bóg za szkodę
gdy nas tak nie mało...

JAKÓB się lękł:

475 
Ach, niestotyż, toć jakoś

snadź rzeczą mylicie!...
Prze miły Bóg, czemuż mi
prawdy nie powiecie?
Albo się rozraziło,

480 
albo rozniemogło?

Albo mu się co złego
tam potrefić mogło?...
Oczy mi czemuś płaczą
a drży wszytko ciało...

485 
Serce w jakieś żałości

już prawie struchlało...

RUBEN cieszy ojca:
O mój namilejszy ojcze!
pomni, iżeś człowiek,

490 
Bozważ, iż tu na świecie

krótki każdemu wiek:
Wszytko Pan Bóg chce chować
w jednostajnej mierze,
Tak stare, jako młode,

495 
wszytko równo bierze.

A snadź błogosławiony,
kogo w niewinności
Tu na świecie zastawszy
weźmie k swej radości...

500 
A kogo też żywego

na świecie frasuje,
Wielką mu potym tego
łaską nadstawuje.
Pamietajże też na to,

505 
iż ten Pan Bóg żywy

Nie rad żadnego widzi,
kto mu się sprzeciwi.
Nie frasuj że swych czasów,
a bądź dobrej myśli,

510 
Jeden ci nic, wżdyć nas sześć

zdrowo k tobie przyszli.

RACHEL żałobliwa narzeka usłyszawszy to:
Ach niestotyż rnnię nędznicy!
Poglądająć na się wszytcy...

515 
Już mnie moje serce tuszy

Nie długo być ze mną duszy!..
Już moje oczy biegają,
Snadź krwawe łzy wylewają,
Podobno się i spadają

520 
Józefa nic oglądają!...

Ach, me namilejsze dziecię!
I czemuż mi nie powiecie,
Żywoli wżdy, czy umarto?
Jużbych snadź i moje garło

525 
Bieżąc go szukać ważyła,

By wiadomość jako była.

JUDAS cieszy Rachel:
Prze Bóg, pomni ty słowa,
które Ruben mówił,

530 
Prawieć by nas na lepie

tak Pan Bóg połowił.
Kiedy bychmy z żałości
jeszcze mieli zdychać, Zwłaszcza gdy je on na nas

535 
sam raczy przepuszczać...

Nie odstępuj, proszę cię,
od swego baczenia;
Wiesz, że każda niewiasta
mdłego przyrodzenia.

540 
JAKÓB się dowieduje, co wżdy się stało:

A cóż się to wżdy ma dziać,
czemuż nic powiecie?
I gdzież się wżdy podziało
moje miłe dziecię?

545 
Jeszcze mi snadź żałości

więcej przysparzacie,
A prawię mię chcąc żywo
sami umarzacie.

RUBEN powiada, iż ji zwierze zjadło:

550 
Jedno się pomni, ojcze,

a nic się nie lękaj,
Panu Bogu w opiekę
już wszytko poruczaj...
Kiedyś go do nas posłał,

555 
nichmy go widali,

Lecz gdy nam powiedziano,
wszędychmy szukali.
Naleźlichmy to miestce,
gdzie go zwierzę zjadło;

560 
Nie szlachetne stworzeni

bodaj się zapadło!
Owo jest i sukienka
rozdrapana jego,
A wszytka krwią skropiona...

565 
żal się Boże tego.

A o nim ani znaku,
kędy się sam podział...
Panie Boże, tej naszej
przygody się pożal!

570 
JAKÓB żałościwie narzeka:

Ach, niestotyż, dawno to
moje serce zgadło!
Niewiem, jestli z żałości
tam się nie rozpadło...

575 
Ach, mój Boże, tocieś mię

pokarał nędznego,
Że snadź w płaczu dokonam
żywota swojego!..
Snadź już łzami wypłyną

580 
moje smutne oczy...

Serce się strachem trzęsie,
dobrze nie wyskoczy...
O nie szlachetne zwierzę,
cóżeś to sprawiło,

585 
Żeś mię miłego syna

tak marnie zbawiło?
Ach, moja miła Rachel,
pomni się ty ale,
Boć we mnie mego zdrowia

590 
już barzo o małe...


RACHEL matki smętne narzekanie:
O jakoż się ja mam pomnić?
I któż więtszą żałość ma mieć?
Już nie czuję, mam-li duszę...

595 
Wszak ledwie się sama ruszę...

Ach, moje smutne odzienie,
Gdzie jest moje ucieszenie?
Jedno widzę kęs krwie jego...
Marnieś straciło samego...

600 
Ach, mój Boże, Panie miły!

Jestliżeś jest sprawiedliwy
Weźmi-ż matkę, gdyś wziął syna...
Wszak tego słuszna przyczyna.
Sam to, miły Panie, obacz,

605 
Lepiej niźli przydę w rozpacz;

Boć mię to iście nie minie,
Iż sobie co złe uczynię...

RUBEN upamiętawa Rachel:
Ale cóż się wżdy ma dziać,

610 
wżdy na to pomnicie,

Iście i Pana Boga
na się obrazicie.
Wszak wiecie, jako to jest
Pan Bóg na wszem prawy...

615 
I któż kiedy obaczył

tego dziwne sprawy?
Owa to on k waszemu
snadź lepszemu czyni;
A wielki to występek

620 
kto go wiec w czym wini...

Wielkim to miłośnikom
jego się przygadza,
Aleć, on to sowito
rad zasie nagradza.

625 
A tak już radszej jemu

wszytko poruczajcie,
A zdrowie z jego łaską
społu zachowajcie.

JAKÓB cieszy Rachel i sam siebie:

630 
Już, moja miła Rachel,

acz to jest trudna rzecz,
By się serce żałości
już tej miało ostrzedz,
Wiem, że już nama przydzie

635 
tak zejć z świata tego,

Ukracaj, kędy możesz,
wżdy smętku swojego...
Bowiem to jest nawiętsze
lekarstwo w żałości,

640 
Postanowić swój umysł

w bezpiecznej stałości.
A kiedy się która rzecz
nie może już odstać,
Cóż działać? jedno Panu

645 
za wszytko dziękować.

Cieszwa się przedniejszemi
strasznemi szkodami,
I inych wiele zacnych
ludzi przygodami:

650 
Pan Bóg, który dać może,

też mu wolno pobrać,
Dziwnie on swemi skarby
tu raczy szafować.
A tak już jemu wszytko

655 
stale poruczajwa,

Siebie i swe żałości
na opiekę dajwa:
Boć jemu zawżdy łacno
smętnego rozśmieszyć,

660 
Bo ten umie zasmucić,

umie i pocieszyć...

RACHEL Panu Bogu porucza swą żałość:
Łacnoć tobie, żeś mężczyzna!..
Aleć nie ta smętna blizna

665 
Do śmierci się nie zagoi,

Bo się barzo w sercu broi...
Już się i oczy zaćmiły:
A snadź przydzie w krótkiej chwili,
Poruczywszy Bogu ciebie,

670 
Szukać syna i po niebie...

A Boże daj, aby teraz, —
Wszak nie dwakroć mrzeć, jedno raz,
A niźli tak w tym żywocie
Mam mieszkać w wiecznym kłopocie;

675 
Bo, bych tu i sto lat była,

Zadrży we mnie każda żyła,
Gdy wspomionę dziecię twoje...
Tak jest smętne serce moje!
Acz jest panu wszytko wolno,

680 
Aleć nas tak skarał smolno...

A trudnoć mię ma rozśmieszyć,
Chociać umie smętne cieszyć...
Ale któż go skarać może...
Już tak Jakóbie nieboże,

685 
Cieszwa się jako możewa.

Aż się śmierci dopłaczewa;
Ta już wszytkiego dokona,
Bo to jej rzecz przyrodzona.
A Pan Bóg, gdyż tak mieć raczy,

690 
Owa się kiedy obaczy,

Ty, co nas tu żywo gniecie,
Nagrodzi na onym świecie...
Bo nie wiem, by kto ugodził.
Aby to na tym nagrodził...

695 
Chyba by go znowu skrzesił,

Tożby mię smętną rozśmieszył...
Gdyż tak chciał mieć, a cóż mu rzec?
Jedno w tej żałości umrzeć!




  1. raczej: swe