Sprawa wtóra Żywot Józefa • III.a.
Trzecia rozprawa • Mikołaj Rej
Rozprawa czwarta
Sprawa wtóra Żywot Józefa
III.a.
Trzecia rozprawa
Mikołaj Rej
Rozprawa czwarta

III.a.
Tu się już pocznie
TRZECIA ROZPRAWA,
jako się Zefira, Potyfarowa pani, rozmiłowa[1]

875 
Józefa, czego się zwierzyła Achizie, pannie swej;

a był Magon, hausknecht, którego się strzegła;
jako na Józefa gwałtu zawołała, gdy jej nie
chciał ni nacz pozwolić, a potym, co się z nim
stało, cztąc zrozumiesz.

880 
ROZMÓWCE:

MAGON — ZEFIRA — ACHIZA — JÓZEF — POTYFAR
CEKLARZE — GULOFER.

MAGON, hausknecht, sługa niewolny Potyfarów,
narzeka na niewolą umietając, a pani za drzwiami

885 
słucha:

Ach, nasz panie wszechmogący,
toć są dziwne twe sprawy;
A szafujesz swe mądrości
iście, jako pan prawy:

890 
Rozmaicieś wszytki stany

dziwną sprawą rozdzielił,
By się każdy w swem urzędzie
nacz wystawion weselił.
Raczyłeś też mnie nędznika

895 
niewolnikiem udziałać,

Wszakże nielza jedno tobie
ze wszytkiego dziękować;
Albowiem ty, kiedy baczysz
prawe serce w prostości,

900 
Nie zawarłeś hojnej ręki

każdemu swej miłości.
I mnie jeszcze, gdy obaczysz
w tym mym stanie wiernego,
Nie opuścisz, bo ty baczysz,

905 
i w piasku grzebiącego.

Bo u ciebie wierna cnota
i błotem przypluskana,
Snadź zacniejsza, niż niecnota
złotem przebudowana.

910 
Świadczy prorok o twej łasce,

iż ty nigdy wiernemu
Nie dopuścisz chleba szukać,
ni jego pokoleniu.
A tak, panie, gdyż tak raczysz,

915 
ja pokornie przymuję

Ten nędzny stan od twej łaski,
a wiernieć zań dziękuję.
Acz jest ciężko o kłopotu,
każdy w tym musi użyć,

920 
Gdy kto wiele panów miewa,

a każdemu usłużyć.
Jużbym niedbał, by pan fukał,
albo czeladź przedniejsza:
Folgował bych godząc sobie, —

925 
to by snadź rzecz namniejsza.

Alem doznał, com też słyszał:
sroga rzecz gniew niewieści;
Bo już tam więc zawżdy bitwa,
i bez harcu, bez wieści...

930 
Bo to już gniew, ni rozumem,

ani słowy odjęty,
Ten przerazi na wsze strony,
idzie z głowy aż w pięty.
A snąć nie jest żadne zwirzę

935 
tak uporne, waśniwe,

Jako słyszę białe głowy,
a gdy k temu pletliwe:
Wszytko chce mieć, wszytko wiedzieć,
co się na świecie toczy,

940 
Pilniej słucha, dziwniej myśli,

wszędy zbiegają oczy...
A inaczej, niż jest prawda,
każdą rzecz chce rozeznać...
A snadźby się tego stanu,

945 
by mogło być, odżegnać!...

Jako i ta nasza pani,
i to stworzenie dziwne:
Wszytko się jej we łbie kręci,
wszytko jej coś sprzeciwne...

950 
Alboć miłość, alboć frasunk,

coś się jej w głowie kręci...
Tak ci chodzi, by szalona,
a prawie bez pamięci.
Z onej paniej, tak poważnej,

955 
że z niej mogli przykład brać,

Stała się dziś taka plotka;
wszak źle o tem powiadać...
Gdzie dwa mówią, podsłuchawa,
wszytko by chciała wiedzieć;

960 
Wszak mię straszno, chociam tu sam,

mówiąc o tym tu siedzieć.
A cóż działać? tym się w nędzy
narzekając ucieszyć,
A gdy nie masz towarzysza,

965 
wiec sobie sam nasmieszyć.

Acz mi lito mojej nędze,
lecz mnie idzie o mało
Więcej mi żal pana mego,
iż się tak nad nim stało.

970 
Już jest ludziom z tej przyczyny,

prawie z niego fabuła...
Bo tak bywa pospolicie —
stara to wokabuła...
Wszytki ine przypadłości

975 
ludzkie wszytcy mijają,

A gdzie pani wylatuje,
wszytcy o tym śpiewają.
Wszyscy widzą, wszytkiem śmieszno,
jedno on sam nie baczy;

980 
A cóż, gdy tak rozmaicie,

Pan Bóg swe karać raczy...

ZEFIRA zasłychnąwszy fuka na hausknechta:
A co to, łotrze, markoczesz?
A o co się tak kłopoczesz?

985 
A co tobie trzeba myślić,

Ty swe państwo w garść możesz skryć?
Podobniejby, byś był pilen,
coś jako sługa powinien,
Niżliś tu siadł na rozprawy,

990 
chociaż nie masz żadnej sprawy.

Ale ki go djabeł męczy?
tu sam jako mucha brzęczy;
A muszą być mądre rzeczy,
co on teraz ma na pieczy.

MAGON się sprawuje paniej, lęknąwszy się:
Cóż to za dziw, moja pani,
iż kto w nędzy narzeka;
I nędzna mysz kędy może,
i ta przed nią ucieka.

1000 
Acz ja będąc wżdy człowiekiem

wżdy rozumnem stworzenim,
Tym się cieszę, iż narzekam
za mem szczęścia zborzenim;
Które mię snadż za me złości

1005 
tak ze wsząd opuściło...

Ale gdy tak Pan Bóg raczy
cirpieć mi wszytko miło;
A snadź więcej, moja pani,
twej zwirzchności przystoi,

1010 
Nie przydawać temu strachu,

kto się lak i sam boi.

ZEFIRA
A o co ty narzekać masz?
Gdyć co każą, to udziałasz,

1015 
A to twoje wszytki długi,

Abyś był pilen posługi.
Alem czegoś zasłychnęła,
Chociam z daleka stanęła;
Iżeś tu coś o mnie bajał,

1020 
A snadzieś mi z kąta łajał.

Bo tak pospolita bywa,
Gdy kto w oczy nie dośmiewa,
Tedy się mści jako może...
Ale się nie myl nieboże,

1025 
Bo wiesz, swowolnego pysku

Bywają więc guzy w zysku...

MAGON się przedsię sprawuje:
Nie mojej to rozum głowy,
moja łaskawa pani,

1030 
Ale jestli co baczycie,

lepiej karzcie się sami.
Bo któż lepiej ma co baczyć,
jedno każdy do siebie;
Dosyć ja mam swej nędze,

1035 
a tak mnie nic do ciebie.

Acz ci nie ja, ludzieć mówią,
i żeś twa miłość dziwaczka;
Pytajcie się tam zkąd inąd —
mnię nie frasuj prostaczka.

1040 
PANI wygnała z domu Magana:

Matko Boża! cóż wżdy ma być?
Już i myszy mają rządzić!
Ten ledwie gębę otwarza,
A tu mu się słów przysparza!...

1045 
Nu, idź, łotrze, do roboty!

Jeszcześ snadź był tej niecnoty
Nie skosztował, aby w kącie
Plótł leda co, — bo cię tracę!...

MAGON już idzie precz z domu:

1050 
Owo idę, moja pani —

Panie Boże, bądź z nami!
Wszyscy swój stan pokrywamy,
Nic się nie baczmy sami.
Nic do siebie, jako w niebie

1055 
tak się nam wszytko widzi;

Ano drugi prawie w oczy
jawnie się wiec naszydzi.
Tak nas wszytkich ten świat zblaźnił,
iż w sobie nic nie znamy,

1060 
A co ludziom jest sprzeciwno,

w tem się więcej kochamy.
Aczby mnię snadź jako słudze
więcej milczeć przystało,
Ale prawda, kto ją mówi,

1065 
ma swych płatów nie mało.

Jednym złotem, drugim państwy,
drugim też guzy płaci,
I mnie na tych przydzie przestać —
wiem, że mnie nie wzbogaci.

1070 
ZEFIRA pani już z Achizą mówi, wygnawszy

hausknechta:
Z dawna mi to serce czuje,
Że mi ten łotr nie folguje;
Ile go kroć przez dzień widzę,

1075 
Prawie się zawżdy zawstydzę.

I radam to udziałała,
Iżem go z tąd precz wygnała...
Chodziż ty, Achizo miła,
Będziewa wżdy co mówiła:

1080 
Coć się też wżdy z nami toczy,

Bo ty mnie możesz rzec w oczy —
Coć się ku mnie nie podoba,
A ścirpwa więc sobie oba.

ACHIZA wystawia Zefirę, panią swą:

1085 
Cóż się, gospodze, frasujesz?

Ni ocz sobie głowę psujesz,
Iż pies szczeka, a wiatr niesie,
Rozlecić się to po lesie...
Nie masz się ty o co starać;

1090 
Wiele tobie Bóg raczył dać:

Jest stan, zacność i uroda,
A prawieś ludzka ochłoda.
A zaż nie piękna wymowa?
Prawie k sobie wabią słowa.

1095 
Ażby był ślep a nie widział,

Tożby ciebie nie miłował...
Bo cożkolwiek na się włożysz.
Prawie wszytkim roskosz płodzisz,
Tak ci nadobnie przystoi,

1100 
By chciała rzec, wszylkoć moi!...

Na drugim więc by na pień wdział
A tu wszytko jako się śmiał.
A zaż cię więc nie widamy
Kiedyś gdzie społu z paniami?

1105 
Wszytcy więc o tym mówimy.

Żeś łąteczka między nimi:
Ano chłopi zaglądają,
Z kata szyje zakrzywiają...
Długo się druga nie zroście,

1110 
Niźli ją postawi proście.

A ocz że się masz frasować?
Twój ci świat, umiej używać!
Póki masz czas, boć ten płynie,
A niechaj Zefira słynie.

1115 
ZEFIRA narzeka na nieswobodę:

Ach, ach, Achizo niebogo.
Jeszcze tobie więcej błogo;
Chociaj ty mnie wiele liczysz,
Swojej cnoty, iż mi życzysz;

1120 
Bowiem ty swego żywota

Możesz użyć bez kłopota,
A u mnie wszytko w niewoli...
Wszak co wspomnię, głowa boli.
Bo ja muszę wżdy strzedz tego,

1125 
Bych nie lżyła stanu swego;

Bo co drugim roskosz płodzi.
To mnie ze wstydem przychodzi.
Mówić, nie z każdym przystoi —
Dziwnieć nas wżdy ten świat stroi:

1130 
Acz da urodę, bogactwo,

A cóż? jako w klatkach ptastwo
Togo jedno używamy,
Co zjemy, to wszytko mamy...
Bój się przyjaciół, bój męża.

1135 
Tego się strzeż, jako węża,

Oglądaj się już w każdy kąt —
Żaż jeden około nas błąd?
Wolałabych na swobodzie
Czasem siedzieć i o głodzie,

1140 
Niż w roskoszy jako mniszka...

A żaż u mnię towarzyszka,
Z kim bych się wżdy rozmówiła,
Byś ty jeszcze kęs nie była?
Ano skaczą, pląszą drugie,

1145 
Nie wadzą im nocy długie,

Jako chcą, tak ich ukrócą,
A czasem je w dzień obrócą...
A u mnie i ośród lata
Już noc, choć jeszcze poświata:

1150 
A żaż ja mam z kim rozmowę?

Leżę, włożywszy pięść w głowę,
Drzemię, ano mi się plecie,
Co drugie czynią na świecie...
Albo na ulicy słyszę

1155 
To wszytko, co leżąc, wzdyszę!...


ACHIZA panią karze, iż świata nie używa:
Nie pleć oto miła pani,
Sobieście też krzywi sami;
Samiście się też w to wdali,

1160 
Żeście sobie myśl związali...

Niechać na mię kto chce to wie —
Ba, wieręć ja wolę zdrowie,
Niźli sobie świat zamotać,
A głowę prawie skłopotać;

1165 
Bo by to za to niestało —

Wszak widzę inszych nie mało,
Które też nie zawżdy poszczą,
A wżdy się nie bardzo troszczą.
Toć prawda, iż dzisia ludzi

1170 
Prawie ktemu dworatwo budzi,

Iż wszytko do siebie baczą:
Ale, wierę, jako raczą!..
Bedziemyli się szacować,
Więc też gotowemł oddać?

11175 
Ujrzysz, żeć da jutro pokój,

Jedno takież o nim rokuj,
A iście to jeden fortel,
A z tym na plac jakoby w cel.
Gdy kogo wezmą na zęby,

1180 
Więc też nie żałować gęby.

I ty, moja pani miła,
Bedzieszli się przeciwiła.
A na takie plotki dbała.
Bez czasu byś się starzała.

1185 
Bo chociać kęs kto zabroi,

Wnet się to piwo ustoi.
Z przodku więc o tem pobają,
A potym więc ni słychają!
Poszaleć byśmy musieli,
Bychmy wszytko baczyć mieli,
Co ludzie na świecie sądzą:
Wszak nie dziw, dawnoć tak rządzą.
Nic się ty pani nie przeciw,
Pókiś młoda świata zażyw;

1195 
A za djabła młodość stoi,

Kto się swego cienia boi.
A co tobie to zawadzi —
Wielećby ich temu radzi —
Zbłaźnić kogo? niech szaleje!

1200 
Ty się śmiej, on niechaj mdleje,

Wrzeszczy, piska na ulicy!
Używiemy tego wszytci,
Bo więc, kiedyć mu przypiecze,
Co ma, jako pczołka wlecze.

1205 
Wszak sobą świata nie weźmiesz:

To twe wszytko, co zażywiesz.
Smaczniej kęs zjesz, smaczniej uśniesz,
Gdy kłopotów z głowy zbędziesz.
Boć wierę młodości szkoda,

1210 
Która płynie jako woda;

Gdy jej używać nie umiesz,
A wiem, że sama rozumiesz,
Toć mówię, com rozumiała.
I co bych rada widziała.

1215 
ZEFIRA przyzwala po części:

Wierz mi, Achizo ma miła,
Dawnom ja to obaczyła,
Iż to ludziom roskosz płodzi;
Jedno mię cnota odwodzi.

1220 
A jaciem się też uniosła,

Już też pływam tak bez wiosła,
A bardzom się obładziła
Kiedybych ci się zwierzyła:
I samam nie obaczyła,

1225 
Gdy mię miłość zwyciężyła.

A w prawdzie powiadam tobie,
Dalej nie wiem, co rzec sobie;
I wejrzeć się już tam wstydzę,
Ano teszno, gdy nie widzę...

1230 
Ale gdychwa się w rzecz wdała,

Nie wiem, bych nie powiedziała.

ACHIZA się dowieduje paniej tajemnic:
Chwała djabła, miła pani,
Strzeżmy się tak siebie sami,

235 
Bo kiedy kruk kruka kluje,

Pewnie głodne lato czuje.
A ja bych i zdrowie dała,
Czym ci bych pomóc wiedziała.
A ty się mnie przedsię strzeżesz:

1240 
Wierz mi, iż się sama zrzeżesz.

Dawnom ja to obaczyła,
Iżci się myśl odmieniła,
I więcej się dziś trasujesz,
Darmo sobie głowę psujesz;

1245 
Jedno iżci się rzec wstydzę —

Wszylkoć nie wczas dawno widzę;
A spatrz jedno do zwierciadła,
Z tych frasunków jakoś zbladła.
Bacz że jedno sama na to,

1250 
Stoi-li twe zdrowie za to,

Które sobie sama psujesz,
Iż tak wolna myśl trasujesz?
Daj wisiał! kto cię tak stroi,
Bo i sam za to nie stoi!...

1255 
PANI się ociąga zwierzyć:

Nie łaj mu, wieręć nic nie krzyw;
Nie myślał o tym jako żyw,
Jedno mię tak czart prawie zwiódł,
A z onej dobrej myśli zbódł,

1260 
Któram iście zawżdy miała,

Abych się unieść nie dała.
Lecz widzę, co miłość czyni,
Iż nie jednego omyli,
Które-m się ja nic nie bała,

1265 
A barzom się więc z niej śmiała.

Aleciem to już poznała,
Gotowemić mi oddała;
Bo ta nie wiele kunsztuje,
Prędko głową zafrasuje:

1270 
I w mej ci się teraz wierci...

Nie nadziałam się do śmierci.

ACHIZA się przedsię dowieduje:
Toć k szalonemu podobno,
Ani k wierze niepodobne!

1275 
Iż o tym nie wie, powiedasz:

Przecz-że się tak za podłą masz?
Nie lepiej-że, że się śmiejesz,
Niżli tak darmo szalejesz?
Bo nie wiem, by tak zacny był,

1280 
Ktoby się prze cię nie zbłaźnił;

A dokupiłby się drogo
Każdy twej łaski, niebogo.
Długo tak będziesz pływała,
Jestliżeś w tym nie bywała;

1285 
Radszej się zawżdy bardzie staw,

A rzkomo się nic tym nie baw,
Z daleka łaskę ukazuj,
Nie dokońca też myśli psuj;
Uzrzysz, alić się nasz ciągnie,

1290 
Gdy się kot we łbie zalągnie.

A puść ty to w ma opiekę,
Uzrzysz, żeć mu ja przypiekę,
Żeć musi medrować po krys,
A będzieć skakał jako lis.

1295 
Każdy by to z wielka szkoda

Kupił za twoją urodą;
A i mnie tam co przypadnie,
Bo to przydzie barzo snadnie:
Iście czym głowę zawinę.

1300 
Gdy mu powiem tę nowinę.

Chybabyś tak prosta była,
Iżbyś mi się nie zwierzyła.

ZEFIRA się jeszcze ociąga:
Nie barzo byś tam utyła,

1305 
Próżne byś ręce omyła,

A tobyś snadź w zysku miała,
Co byś sobie usłyszała;
Bo tam cnotą narabiają,
A tym się nic nie pętają

1310 
Chociaj by też namniej było,

Co by z cnoty wykroczyło.
Ach, niestotyż! ta mnie cnota
Dowodzi tego kłopota,
Iż się on pokusić nie śmiem,

1315 
A co z sobą mam rzec, niewiem.


ACHIZA już gwałtem chce wiedzieć:
Ale ki dyjabeł tak hardy?
Wszak ja znam ty wszytki smardy,
Co się tym światem pętają,

1320 
Białych się głów nie lękają.

A tyż nadobne straszydło.
Musiałby być sprośne bydło,
Aby się w tym kochać nie miał,
Kiedy będzie twą łaskę znał.

1325 
Coś ty to inszego grodzisz.

A mnie snadź w pole wywodzisz...
Coś w tym inszego rozumiesz,
Bo ty siła szpaczków umiesz!..
Anoć, snadź nie płaci z swoich,

1330 
Bom świadoma foszków twoich:

Takeś ty mnie snadź kusiła,
Co bych też k temu mówiła.
Lecz jeszcze, com powiedała,
Ja się k temu będę znała:

1335 
Łacnoć ze mną, jako z sługą.

Trudniejć potem będzie z drugą.

ZEFIRA się już zwierza Achizie:
Ach, Achizo, szpetny to żart,
Prawie mi ji nagodził czart;

1340 
Wierz mi, iż mi nic nie śmieszno,

A barzo mię przed nim teszno,
Ale gdy się rzecz stoczyła:
Już więc Achizo ma miła,
Ten przeklęty cudzoziemiec,

1345 
U mego pana młodzieniec,

Co ji to Józefem zową,
Barzo mi zakrącił głową...
A dziwnie mi się w niej kręci;
Prawie czasem od pamięci...

1350 
Owdzie mię miłość frasuje,

Zewsząd mi myśl dobrą psuje;
Owdzie mię wstyd kole w oczy,
Serce dobrze nie wyskoczy:
Strach na mię zewsząd przychodzi,

1355 
A namędrszy nie ugodzi.

Gdzie walczy z miłością cnota,
Iście tam siła kłopota:
A gdy jeszcze k temu dwoja —
I miłość tam niepokoja

1360 
Iście trudnego używie,

Stanąli z sobą prawdziwie;
Bo choć bych swej nie dufała,
Alem tam tej już doznała.
Snadź by wolał gardło stracić,

1365 
Niż się z niecnotą pobracić;

Bo mu to wszytko sprawiła,
I na ten stan wystawiła,
Iż pan z niewolnika swego
Udziałał go przedniejszego,

1370 
A tak mu się już przyuczył,

Że mu wszytek dom poruczył.
A tak już wiedz, moja miła.
Tać mię to rzecz tak strapiła,
Żeś to sama obaczyła,

1375 
Iżem się barzo zmieniła...

Ale dajwa temu pokój;
Co inszego zemną rokuj,
Bo miłość z czasem przypłynie,
A z czasem też sama zginie.

1380 
Owa się i ta wystoi,

Chociaj teraz dziwnie broi;
A wżdy cnota spełna będzie,
Nikt tego wiedzieć nie będzie.

ACHIZA dobrze tuszy paniej:

1385 
Cóż masz potem, miła pani?

Obaczcie się jedno sami:
Darmo sobie głowę psować,
Ba, źleć tym zdrowiem szafować
Jam, wiarę, iście mnimała,
Byś gdzie co zacnego miała;

1390 
Lecz nie dziw, iż się tak toczy,

Bo dziwne ma miłość oczy,
A gdzie chce, tam się zakradnie,
Ugodzi w to barzo snadnie.
Aleć to troska namniejsza:

1395 
Z tym ci będzie nałacniejsza,

Temuć iście szaleć pewno —
I tak chodzi jako drewno.
Twój ci grzech będzie, gospodze,

1400 
Bo iście, prawdę rzec muszę.

Oszalisz niewinną duszę...
Ale czemuż mu nie powiesz?
Natychmiast się tego dowiesz:
Z tych frasunków będzie się śmiać,

1405 
Boć mu wnet za piórkiem biegać.


ZEFIRA wątpi o Józefie:
Achizo, z postawy sądzisz.
Lecz ujrzysz, że się obłądzisz.
Trudna to iście robota:

1410 
Gdzie społu prostota, cnota,

Już się na jedno zgadzają,
Wiele ludzi omylają.
Rychlej mędrek przez kij skoczy
A barzo się rad zatoczy...

1415 
I ty, wierz mi, ciągniesz kota,

Bo z rozumem ta prostota.
A w rychłe to sama zeznasz,
Kiedy tego prawie doznasz.

'ACHIZA karze panią, iż się lekceważy:

1420 
Miła pani, toć mi dziwno.

A barzo mi już sprzeciwno,
Iże się tak ważysz lekce,
I mówić się z tobą niechce;
Jam ni urodą ni stanem,

1425 
Nie równam z tobą, z swym panem,

A jakom głownia przy tobie —
Przedsię lepiej tuszę sobie.
Ach, gdzież bych ja tobą była!
Nie jednym-że bych toczyła;

1430 
Ano i tak tego bydła,

Siła przejdzie na me skrzydła,
A iście niż ten zacniejszych,
I na wszytkim podobniejszych.
A wżdy ja to lekce ważę;

1435 
Przedsię na to hardzie karzę,

Aż ty będąc prawie kwiatkiem,
Mogła by trząść dziwnie światkiem...

ZEFIRA nie chce mówić sama z Józefem:
Jać się tego nie chcę ważyć,

1440 
Bych z nim miała o tem mówić:

Bom ci dawno powiedała,
Iż mię cnota odciągała;
Z którą, kiedy się wstyd zgadza,
Wiele więc ludziom rozradza.

1445 
Lecz i tać się dorządziła,

Bardzo jakoś pobłądziła.
Też wiem, iżby mię odprawił,
W wieczne zapalanie wprawił:
Bo wiem, iż w tym dobrym panie,

1450 
Nigdy cnota nie ustanie;

A doświadczysz sama tego;
Nie wierzyszli, skosztuj tego.

ACHIZA idzie, aby ji przywiodła:
Nie wiem bych w to ugodziła,

1455 
Iżbych sama z nim mówiła;

Bo wiec trudno słowa stawić,
Gdy serce o tym nie wie nic.
Ale bych snadź w to trefiła,
Abych go tu przyłudziła,

1460 
Abyście pospołu byli,

A z sobą wżdy co mówili.
U mnieć to będą dwa dziwy,
Gdyście tak oba wstydliwi;
Rada bych dziurką patrzała,

1465 
Abych się jedno naśmiała.

Co też za postawa będzie,
Gdy ta para społu będzie,[2]
A zkąd tę rzecz począć macie,
Gdy się siebie tak sromacie?

1470 
A już na tę świętą zgodę,

Pójdę, owa ji przywiodę.

ACHIZA namawia Józefa:
Hej, hej, Józef, trzeba mi was!
Będąć i ty regestra wczas,

1475 
Bo wszytko siedzisz nad nimi.

Jakoż cię nie teszno z nimi?
Pódźcie sam do sklepu mało...
Barzo jakoś odwilżało,
Dobrze by tych szat poruszyć,

1480 
A nie wadzi ich przesuszyć -

Co od roku w skrzyniach leżą;
Wierz mi, żeć ich mole wzjeżą;
I pani by tam iść chciała,
Aby je też oglądała.

1485 
JÓZEF się dziwuje, co to nowego:

Co się wam to zwidziało
teraz i z szatami?
Mam ja inszych spraw dosyć,
suszcie je tam sami.

1490 
Oto tam macie klucze,

szragi i wieszadła;
Łacnoć tobie mędrować
znać, żeś się najadła.

ACHIZA ji przedsie wabi:
Nie pójdęć ja do skrzyń bez was...

1495 
A cóż sobie tym zamieszkasz,

Iż ukażesz, gdzie co leży?
Nie wielki czas temu zbieży;
Boć jednak szkoda tej straty,
Jż tak darmo gniją szaty.

1500 
JÓZEF już idzie do sklepu:

Toć mi cię czart nagodził
teraz i z szatami!...
Wiesz, że mnię trudna sprawa
Z białemi głowami...

1505 
Mam ja co z sobą czynić,

niż wasze gzła suszyć,
Ale gdyś się naparła,
już się muszę ruszyć.
Ale tu jest i pani —

1510 
dobry dzień, gospodze!

Iściem tu nic nie myślił
teraz o tej drodze:
O was-em też nie wiedział,
abyście tu byli;

1515 
A siłaście mi pracej

teraz przekazili...

ACHIZA wyszla precz:
Gospodze, pójdę ja precz mało,
By się nas więcej zebrało:

1520 
Boć tu wszytko trzeba ruszyć,

I białe chusty przesuszyć.

JÓZEF też chciał precz:
Już się, wierę, tu suszcie
jako więc raczycie,

1525 
Mnieć iście barzo tradno,

sami to baczycie:
Mam wiele, odprawować
jeszcze pańskich listów;
Też mnie mało, abo nic,

1530 
do tych waszych chiwistów.


PANI już powiada o swej miłości powściągnąwszy go:
Postój, miły Józef, mało!
Albo nie wiesz co się stało?

1535 
Acz mię wielki strach zejmuje,

A wstyd mi myśl odejmuje,
Ale gdyż już tak przypadło,
Acz ci mi tego przesiadło,
Iż mię miłość zwyciężyła,

1540 
Która u mnie za nic była...

A barzom więc żartowała,
Kiedym kogo w niej widziała;
I hardziem na to kazała,
Żem się jej nigdy nie bała.

11545 
Ano zawżdy na swobodzie

Dobrze myślić o przygodzie,
Która bez wieści przypada,
A chytrze się w ludzi wkrada;
Jako się mnie teraz stało:

1550 
Snadź mi i słów nie dostało...

Aleć już powiedzieć muszę:
Takeś mi z Traso wał duszę,
Że nie mogę w to ugodzić,
Jakoby z tego wychodzić,

1555 
Z tej przygody, co się stała,

Bych cię tak nie miłowała...
A snadź mi z tego kłopota
Już ni rozum, ani cnota
Nie pomoże, w com się wdała;

1560 
Obojgam już kosztowała...

Już się i rozum obłądził,
Który długo cnotą rządził...
Już snadź oboje ustało,
Ze wsząd o mnie rady mało.

1565 
A nie lza jej z inąd szukać,

Jedno tobie wszytko w moc dać...
A już mię rządź, jako raczysz —
Jam zbłądziła, to sam baczysz.

JÓZEF się śmieje z paniej umysłu:

1570 
A nie macież, gospodze,

co inszego mówić?
I mnimasz, by to dudka
za wiechą ułowić?
Nie wątpię ja w Panu swym,

1575 
co mię raczy rzędzić,

Iż mi nie da od cnoty
nigdziej nie zabłądzić!...
Abych ja miał na wasze
ty płone powieści

1580 
Tak prędko w ptaki skoczyć,

a prawie bez wieści,
Nie radząc się rozumu
ani poczciwości!...
Nie daj Boże! doczekać

1585 
takowej miłości,

Którą bych ja obraził
naprzód pana swego,
Przytym i swą poczciwość
acz stanu chudego,

1590 
Którego tym nadstawić

każdemu przystoi;
Bo każdy stan zacniejszy
gdy się cnota stroi.
A tak właśnie powiedasz,

1595 
żeś się obłądziła...

Jestlić więcej swa wola
niźli cnota miła,
Która nad wszytki skarby
ma być przełożona?

1600 
Bo ta jedno z człowiekiem

jest społu stworzona...

PANI go z tego karze:
Miły Józef oto nie pleć,
Gdy od szczęścia co możesz mieć!...

1605 
A iż to darmo przychodzi,

Każdemu to rado szkodzi.
Kto szczęście puszcza mimo się,
Prawie ten już niedba o się;
A i ptaka tego ganią,

1610 
A zową go prostą kanią,

Co sobie tak pocznie grubie,
Ułapiwszy, iż nie skubie...
Wszytkom ja też to myśliła,
Com tu w tobie obaczyła:

1615 
Wszytko to miłość zborzyła,

A z myśli mi wyraziła.
Bo gdybyś ty chciał, nieboże,
Wszytko się stać dobrze może:
Bo bych ja w to ugodziła:

1620 
Przed wszemi bych cię ganiła,

Czasem ci bych nałajała —
Trafić bym ja w to umiała.
Chybaćby mu djabeł kryślił,
Toż ci by się snadź domyślił!...

1625 
Ty sam, kiedybyś ty chciał,

Snadniebyś ugodzić umiał;
Iżby nic nie przeszkodziło.
Snadnie by się w to trefiło.
A ja bych jedno patrzała,

1630 
Co byś dał znać, to działała...

Byłbyś iście silne bydło,
Byś to miał puścić na skrzydło,
W czym się dziś ludzie kochają,
A z trudnością nabywają;

1635 
A tobie to darmo przyszło...

Możesz na to kazać pyszno!

JÓZEF zowie płochą radę niewieścią:
Och, och, toć płocha rada:
znać z nie mądrej głowy!

1640 
A szkoda darmo kazić

czasu temi słowy...
I któż kiedy na świecie
wżdy był tak ćwiczony,
Aby się w tym utaił?

1645 
Bo to głośne dzwony...

Też dał pan Bóg jasny wzrok,
bych my jem patrzali
Na każdego bezpiecznie,
a oczu nie kryli,

1650 
Które, gdy będą jaką

niecnotą zmazane,
Wiercą się więc przed ludźmi,
miecą się na ściany...
A pewni to szpiegowie

1655 
na winnego oczy:

Bo je każdy po kąciech
albo w ziemię tłoczy.
Przypominasz mi też to,
abych to szczęściem zwał...

1660 
A żaż nam na niecnotę

pan Bóg szczęście rozdał?
Hojnieć on nam dziwne swe
dary rozszafował,
Ale chce, aby każdy

1665 
miernie się w tym chował;

Boby nam to miał dawać,
na ludzkie lekkości,
Snadź by jakoś ukrócił
swej sprawiedliwości.

1670 
Bo on kazał obracać

wszytko ku czci swojej —
A nie dał ci urody
ku niecnocie twojej!
A tak, ma miła pani,

1675 
nie życz że mi tego,

Bych jako pies przed słońcem
nie krył wzroku swego.
Bo kiedy kto wszeteczność
jaką na się czuje,

1680 
Gdzie dwa mówią, wierci się,

wszędy opatruje:
Bo się więc każdemu zda
by o nim mówili...
I tobieć się to trafi

1685 
iście w krótkiej chwili.

Ano więc to zacnemu
nadobnie przystoi,
Patrzyć jasno wszem w oczy,
choć ich wiele stoi:

1690 
Abowiem to są cnoty

upominki wieczne:
Mieć oczy przeźroczyste,
a serce przezpieczne.

PANI przedsię powiada o swych trudnościach:

1695 
Łacnoć tobie, dobry panie,

Iżci zewsząd słów dostaje,
Iż cię ta rzecz nie dociska,
Która mnie dziś we łbie piska...
I jam ni słówka nie rzekła,

1700 
Gdy mi miłość nie przypiekła.

Wszytkom to na pieczy miała,
Com tu od ciebie słyszała;
Ale by cię też ruszyła,
Wierz mi, żeć by się zmieniła

1705 
I ta twa myśl i ta mowa,

A krócej byś stawił słowa;
Bo więc i rozum zaślepi,
Gdy się komu to w łeb wrzepi.
Wierz mi, staną tam wymysły,

1710 
A odmienią się rozmysły;

Mnieć gdy już tak zniewoliła,
Przy tym stoję, com mówiła:
Bo acz bych odmienić chciała,
Nie będę sto mowy miała...

1715 
Bych miała stracić i duszę,

Już tak snadź miłować muszę!...
Azać może serce rozpiąć,[3]
A gwałtem to z niego wyjąć?
Musi wszytko po niewoli,

1720 
Każdy cirpić, kiedy boli.

Chociaj w tobie inszą myśl znam,
Ale radzę, rozmyśl się sam!
A już daj tej cnocie pokój,
Co inszego ze mną rokuj;

1725 
Bo kto jedno o tym będzie,

Snadź nigdy wesół nie będzie.
Ale się ty na to rozmyśl,
Wiesz, co za roskosz dobra myśl,
A bacz wżdy na swą urodę,

1730 
Iż w niej cirpisz wielką szkodę.

A snadź to jest wielka strata,
Za młodu nie użyć świata.
Jakoś się ty tak zniewolił,
Prawyś mnich, byś się ogolił.

1735 
Pomni-ż, żeś też cudzoziemiec,

A przez tego szczęścia nie mieć,
Jeszcze ktemu zniewolony,
Z dalekiej strony zakupiony:
Wielka cię to rzecz potyka,

1740 
Pani się twa o tym pyta,

Coć by k woli czynić miała,
A jakoćby pomagała!...
A ty się sam prawie dłażysz,
Iż ty rzeczy lekko ważysz,

1745 
Bo zacni, co rozum mają,

Pilnie się o to starają,
Aby mieli łaskę moję...
A ja o to nic nie stoję,
Co ciebie potyka darmo —

1750 
A obacz się djablo sarno,

Bo cię ta rzecz nie ruszyła,
Bych też z zwierzęciem mówiła!..

JÓZEF dziwnie panią odwodzi:
Jesliże mię nie ruszyła —

1755 
dali Bóg nie ruszy!

A ta stałość przystoi
snadź szlachetnej duszy.
I ty, byś chciała pomnieć
na stan swej zacności,

1760 
Nic by cię nie uniosły,

ty płoche miłości.
Pomni, że ta twa młodość,
co cię to unosi,
Jako siano zielone

1765 
uschnie, gdy je skosi.

Wszytko z czasem ustanie
każdemu człowieku;
Jedno sława cnotliwa
ta mu trwa do wieku!

1770 
A gdy z czasem ustaną

jego młode zbytki,
Wstyd wiec, gdy je wspomina
a mier-zą go wszytki!
Bo młodość bez rozumu

1775 
kto ją na szrot puści,

Każdej rzeczy swowolnej
człowieka dopuści...
Czego wiec z wielkiem stydem
żałuje po czasie,

1780 
Iż tak błądził w tym głuchem

(bez rozumu) lesie.
Wzdryga się wspominając
to, co z młodu broił,
A jako go był sprośnie

1785 
płochy rozum stroił.

Bo każda rzecz na świecie,
cożkolwiek kto płodzi,
Na to pomnieć przystoi,
ku czemu przychodzi.

1790 
I tak ty wszytki rzeczy,

co mi przypominasz,
Ku cnocie się ściągają
sama to rozeznasz...
Przyczytasz mi urodę,

1795 
iż jej nie używam,

Takież i czas młodości,
w której teraz pływam;
Bacz-źe na drugą stronę,
przecz to jest nam dano?

1800 
Nie iżećby wszeteczność

jaką po nas znano;
Bowiem to nam nasz Pan dał,
aby z tego cześć miał,
By każdy jemu ku czci

1805 
sprawy swe obracał.

Pomni, że to ociec nasz,
a my jego dzieci;
Ano to jest wielki wstyd
i u prostych kmieci,

1810 
Gdy którzy w rozpustności

dziatki wychowają,
A iż z tego na potym
jaką lekkość mają.
Obacz też, jestli że cię

1815 
raczył piękną stworzyć,

Nie dajże swej urody
tej niecnocie borzyć.
Wiesz, że każde stworzenie
z piękności obierają,

1820 
A ku pięknej urodzie

cnotę przyczytaja;
Ptaki, konie, zwierzęta,
tak więc za to mają,
Iż to złe być nie może,

1825 
w którym piękność znają.

A ty, rozumne zwierzę,
nie chcesz tego baczyć,
Piękność swą i urodę
z niecnotą chcesz zbracić?

1830 
Tak, proszę, nie czyń krzywdy

Panu Bogu swemu,
Któryć dał tę urodę
ku czci bóstwu swemu.
Bo nad wszytki zwierzęta

1835 
jedno nam rozum dał,

By każdy stanem swoim
roztropnie szafował.
A gdzie ktokolwiek namniej
od cnoty odkroczy,

1840 
Tam wiec już nie masz wiary,

barzo się zatoczy.
A jako wiec kto sieje,
tak też żniwo bywa,
Każdemu się tak płaci,

1845 
jak się zachowywa.

Żeś mi też przypomniała,
iżem zniewolony,
Ale od pańskiej chwały
nic nie oddzielony...

1850 
A piękne to więzienie

jest poczciwej duszy,
Kiedy krewkiego ciała
niecnota nie ruszy,
Które, iż było zdawna

1855 
krewkie obaczono,

Na wszem rozumnej duszy
jest w moc poruczono,
By ona jako pani
tą sługą rządziła,

1860 
Aby potym społu z nim

wiecznie nie błądziła.
A tak, ma miła pani,
i cóż mnie przystoi,
W tym moim zniewoleniu

1865 
gdy tak szczęście stroi?

Jedno cnotę zachować,
a wzdy czekać czasu,
Aza szczęście pomoże
z tego złego kwasu:

1870 
Bo zawżdy pospolicie

bezpieczniejszy bywa,
Co w szczęściu a w swobodzie
ustawicznie pływa;
Ale ten co u szczęścia

1875 
wszego z ręku patrzy,

Snadniej mu zawżdy upaść,
gdy się namniej złotrzy.
A w więtszemeś ty więzieniu,
byś się obaczyła:

1880 
Wiesz, żeś naprzód Panu Bogu

wiarę poślubiła,
A obacz-że to i sama
w tej szalonej głowie,
Iż on każdą cnotliwą

1885 
swoją miłą zowie.

Ale widzę, iż u ciebie
i to barzo tanie.
Nie chcesz pomnieć, ani baczyć,
w któremeś jest stanie.

1890 
Ja, acz cirpię swe więzienie,

tedy od człowieka.
Lecz ty od samego Boga
danej już do wieka,
Na którąś ty dobrowolnie

1895 
sama poślubiła;

A jakaż tu wiec wiara
teraz w tobie była?
A wszak wiesz, iż z niewiernym
też się wiara łamie,

1900 
A kiedy ją tam kto straci,

barzo na to chramie.
A tak, proszę, z wiela przyczyn
ukróć te myśl w sobie,
A wiedz, że ja w tym się nigdy

1905 
nie dam uwieść tobie.


ZEFIRA przedsię umawia Józefa:
Wierę się i sama wstydzę,
Iż cię takim dudkiem widzę!..
Szyroko przekładasz rzeczy,

1910 
A wszytko chcesz mieć na pieczy.

Ano lepiej nie mędrować, ^
Nacz inszego rozum chować:
Bo ci, co się im sprawują,
Też nam tego zakażają.

1915 
Mać Bóg co inszego myślić:

Tyć plotki u niego za nic.
Iście on o tym nie pisze,
Gdy dwa dobrzy towarzysze
Jeden się z drugim zabawi,

1920 
Zwłaszcza, gdy na się łaskawi.

Któż ma na cię skarżyć przed nim?
Jać iście na się nie powiem...
Pan też takiego widzi rad,
A z nim miewa niewieści skład,

1925 
Kto więc z panią spółki miewa;

Tak to pospolicie bywa:
A tobieć by trzeba tego.
Dotkni jedno stanu swego!...
Też to dziś za żart u ludzi,

1930 
Gdy kto co na kim wyłudzi,

A zwłaszcza w takowej rzeczy...
Nikt tego nie ma na pieczy,
Bo chociaż więc drudzy widzą,
Tym dziś sobie wszytcy szydzą.

1935 
Jedno się ty oświecić chcesz —

Ano to nie stoi za wesz,
Co ty przekładasz na cnotę,
A stroisz sprostną robotę.
I toć wielki członek cnoty,

1940 
Gdy kto myśl z prawej ochoty

Ku drugiemu wiernie kładzie,
A on przedsię z nim na zdradzie,
Jakom ja to uczyniła,
Żem się prze cię zniewoliła:

1945 
I tę zacność, com w niej była,

Z swegom stanu opuściła.
Ono snąć żadne stworzenie,
Kiedy zna upokorzenie,
Nie może się nigdy srożyć,

1950 
A z równa się rzeczą drożyć.

Wiesz też, iż podniosłe myśli
Żadnemu dobrze nie wyszły:
I w nazacniejszym człowieku,
Zawżdy to ganią od wieku,

1955 
Kiedy szczęście waży lekce,

Potym go leda co depce.
Wiesz, przyrodzone fortuny
Dziwno tam brząkają struny.
Kto sobie nalepiej tuszy,

1960 
Tego więc narychlej ruszy,

A barzo ty kole w oczy,
Kto przeciw niej bardzie kroczy.
A tak radzęć tej nie drożni,
Widzisz, że wszytcy poważni

1965 
O jej się łaskę starają,

Wielką na to pieczę mają:
A tobieć dziwno folguje,
Na wszem łaskę okazuje,
A podawać tak rzecz słodką,

1970 
Być była rodzoną ciotką.

Jedno jej umiej ugadzać,
A niechciej jej zrazu schadzać,
Pójdzieć wszytko, by wianki wił,
Acześ się swej wolej napił.

1975 
Lecz by to wszytko ustało,

Jedno mię posłuchaj mało.
A puść to na moję pieczą,
A nie trzęś więcej tą rzeczą.
Wierz mi, choć tak cicho chodzę.

1980 
Iżeć we wszytko ugodzę;

A proszę cię, nic nie mieszkaj,
A lepszą mi otuchę daj:
Bo ta wrogość twej osobie,
Barzo nic przystoi tobie.

1985 
Siedzisz zwiesiwszy nos na dół:

Ki dyjabeł, co za prosty wół?
A już wierę nie przystoi,
Ty postawy, co je stroi.

JÓZEF karze panią z rozlicznych przyczyn:

1990 
Więcej tobie nie przystoi.

moja miła pani,
Iż się w takie plotki wdawasz,
co każdy cny gani.
Lecz już nie dziw, iż tak pleciesz,

1995 
jestliś wstyd straciła,

Bo widzę, iż ci się rozum
i mowa zmieniła.
Ano co jest sprostniejszego
jedno biała głowa,

2000 
Gdy straci wstyd — już ni rozum,

ani żadne słowa,
Co się ku cnocie ściągają,
już jej nie smakują,
Jedno ty, które niecnotę

2005 
z bezpieczeństwem kują.

Już ani Bóg, ani prawa,
ani żadny zakon
Nie pomoże, ni żadny stan,
kiedy już straci srom.

2010 
Azaż nie wiesz, miła pani,

jaka jest ustawa,
A jakie są (na ten występ)
ustawione prawa?
Już nie tylko tu na ziemi,

2015 
ale i na niebie:

A wżdy jedno z tego dwojga
niechaj ruszy ciebie:
Tu na ziemi traci gardło,
sławę, dobre mienie,

2020 
A na niebie pańską łaskę,

i wieczne zbawienie!...
Acz powiedasz, iż pan z nieba
tych plotek nie baczy:
Azaż nie wiesz (przez proroka),

2025 
co powiedać raczy?

Iż on, siedząc w swoim stanie
a w swojej wirzchności,
Przejrzy, przewie i zrozumie
każdego wnętrzności.

2030 
A jakoż się więc tu nie bać.

gdyż i we wnątrz widzi?
A owszem, co jawnie grzeszy,
nic się go nie wstydzi.
Ano on nietylko jawne

2035 
człowieka zgrzeszenie,

Ale każde zawżdy widzi
jego pomyślenie!...
Powiedasz też, iż dziś ludzie
tym żartują sobie;

2040 
Byś baczyła, barzo by ten

żart, zaszkodził tobie.
Bo więc ludzie, którą w takim
bezpieczeństwie czują,
Rzkomo chwaląc, pochlebując

2045 
wszytcy z niej błaznują!

Ano wiec to takie dworstwo
wiele ludziom szkodzi,
Bo potym i na potomki
prawem już przechodzi:

2050 
Bo kiedy się już tak ludzie

imą z której szydzić.
Iście wszytcy przyrodzeni
maja się zacz wstydzić.
A tak umiej, miła pani,

2055 
(co to jest) rozeznać,

A chociaj cię myśl unosi
rozumem powciągać.
A włóż na się co rychlej
krygowe wędzidło,

2060 
Nie daj się swej wolej rządzić

jako proste bydło.
Acz mało tych ludzi znajdzie,
by się unieść nie miał,
Lecz kogo rozum sprawuje,

2065 
ten w tym hercu wygrał.

Wieleć tych białych głów było,
co się unaszały;
Ale pomniąc przyszłe rzeczy
przy cnocie zostały,

2070 
Pomniąc na to tu i w niebie,

iż to klenot wielki...
A iście w nim (po zbawieniu)
ma się kochać wszelki.
Bo chociaj już człowiekowi

2075 
wszytko ine zginie,

Gdy on spełna cześć zachowa
przodsię wszędy słynie.
Ale kiedy już tej który
w czym namniej naruszy,

2080 
Snadź i w nawiętszym dostatku

biada już tej duszy.
Bo chociaj więc za nim drudzy
chodząc pochlebują,
Przed się sobie z tyłu palcy

2085 
(hic est) ukazują.

Bo wiesz, moja miła pani,
wstyd raz obrażony.
Naprawion już być nie może,
a brzmi na wsze strony.

2090 
A iście to wielki rycerz

kto swą myśl porazi,
Która mu dziś kęs smakuje
potym wszytko skazi.
To obraza Boga, ludzi

2095 
i wszytki stany zgoła,[4]

Przywiera i na potomki
wiecznie jako smoła.
Choć więc czasem na krótki krys
to w ludziech ugaśnie,

2100 
Ale leda za przyczyną

za się świeci jaśnie.
Acześ tu nie trafiła,
na sobie równego,
Jam jest sługa a tyś pani,

2105 
strzeży-ż stanu swego...

A iżechmy jednak przed się
oba niewolnicy,
A co nam właśnie przystoi,
ostrzegajmy wszytcy.

2110 
Ty coś jest powinowata

strzeży-ż stanu swego:
Mnie też, proszę, nie przekażaj
urzędu mojego.
Bo co słudze jedno wiara

2115 
najwięcej przystoi:

A kto się w niej zachowywa,
ten się pięknie stroi.
Niechajż mnię nic nie unosi
co cnocie przygłuszy.

2120 
A ciebie też, moja pani,

niechaj nic nie ruszy.
Coby cię od prawej wiary
też unosić miało:
A już z tobą mówić o tym

2125 
i słów mi nie stało.

Owa krótko powiadając
nie miej w tym nadzieje,
Wszak mi, gdy na to wspominam,
serce moje mdleje.

2130 
ZEFIRA przedsię dawa przyczyny Józefowi:

Och, och, toć piękna nowinka!
A godna by upominka,
Ale snadź kija, nie złota,
Bo mi przydaje kłopota.

2135 
Wierę mi się wierzyć nie chce,

Abyś miał człowiecze serce;
Żleć i dobrze próżno tuszyć,
Żadna cię rzecz nie chce ruszy.
By już przyczyny nie były,

2140 
Które się tu rozwodziły,

Tedy, córa pierwej mówiła,
Wżdy by cię ta rzecz ruszyła:
Widząc moje przychylności,
Nie życzże mi takich złości;

2145 
Samemuć to dam rozeznać,

Jestli przystoi oddawać,
Komu złością czyję dobroć.
A słychałam to wielekroć...
Zawżdy to na złe wynidzie,

2150 
O cięć, o samego idzie.

By też przyczyna nie była.
Sama by cię zwyciężyła
Ma powolność i łzy moje!...
O srogież to serce twoje!

2155 
Iż do mnie tego nie baczysz,

Tak mię żywo zagrześć raczysz!
A iścieć tak powiem tobie:
Będzieć kto rychło w żałobie,
Bom w sobie barzo zwątpiła,

2160 
Mnimam, bym wzgardzona była

Już tak od wszystkiego świata,
Gdy cię tak znam jako kata,
Który trapisz moje serce,
Wszak mi się i zdrowia nie chce...

2160 
A tak pilnie proszę za to,

Jeszcze się wżdy rozmyśl na to,
A niechaj cię to wżdy ruszy,
Iż to nigdy nie przysłuszy
Wiarę komu złością oddać.

2165 
A chciej się już i sam uznać,

A nie chciej mię więcej kazić.
Widzisz nie masz co przekazić.
Wszakeś świadom domu tego;
Nic będzie czasem żadnego,

2175 
Jedno tu sama jako pień,

Czasem siedzę przez cały dzień:
A co się Achiza wierci;
Lecz się tej nie strzeż do śmierci:
Bom ja jej tak doświatszyła,

2180 
I zdrowia bych jej wierzyła.

Tobie też są poruczony,
W domu wszytki sprawy ony.
Przy których zawżdy musisz być:
Wolnoć każde drzwi otworzyć...

2185 
Bo widzisz k czemu już przyszło.

Żeć mnię barzo z kunstn wyszło...
Na wszom błądzę, to nie chyba...
Chodzę, by w odmęcie ryba.
Nie będzieszli mi się srożyć,

2190 
Możesz z sobą i sam trwożyć.

Bo cię co złego nie minie,
A pewnie z nas jeden zginie,
Bom ja odważyła sobie...
Już myśl o mnie i o sobie.

2195 
JÓZEF już zgoła dawa znać, iż ni nacz

przyzwoliś nie chce:
Snadźby już k temu przyść miało
by i z cnotą zginać,
Niż z niecnotą za żywota

2200 
i po śmierci słynąć.

I zaż nie wiem co za sposób
naszego żywota?
Gdzie w nim rozkosz, znajdujemy
tam pełno kłopota.

2205 
I ty, gdybyś to pomniała

nacz ci to ma wynić,
Iście by się rozmyśliła
co to masz uczynić.
Bo ty małe krotofile

2210 
a krótkie rozkoszy,

Żaden się z nas nic obaczy,
gdy to czas rozproszy.
Ano to szalony kupiec,
co swój handel wszytek

2215 
Marnie straci na wieczny czas

prze krótki pożytek:
A to w niwecz, iż ostawi
złą sławę po sobie,
Która nigdy nie umiera,

2220 
Chocia ciało w grobie...

Co powiedasz, iż nikt w domu
nie może przekazić,
Tym byś sobie więcej z myśli
snadź miała wyrazić;

2225 
Gdyż jest dana w twą opiekę

twoja cnota tobie,
Tu się już więc sama zdradzasz -
a uważ to sobie...
I któż ma być pilniejszy stróż

2230 
jedno każdy siebie,

A takież też twoja wiara
więcej strzeże ciebie.
Bo się zawżdy wiernie wiernym
zachować przystoi,

2235 
A toć już straż przymuszona

kto się kija boi.
A źli zawżdy co źle czynią
z strachu przestawają,
Ale dobrzy z dobrej wolej

2240 
ci, którzy wstyd znają.

Powiedasz tesz, żem kamienny
a płacz mię nie ruszy;
Wolę ja, iż płaczą oczy,
gdyby śmieszno duszy,

2245 
Która nigdy jedno cnotą

umie się ucieszyć,
A kto od niej odstępuje,
trudno ją rozśmieszyć.
I nie trzebać tych wywodów,

2250 
pani moja miła,

Sama byś mi dziękowała
byś się obaczyła.
A tak już cię tu Bóg żegnaj;
dosyć tej rozprawy,

2255 
Ja chcę użyć wolnej myśli

jako człowiek prawy.
Bo by to za me nie stało
bym ją czym zniewolił.
Tak by mi się wszytko zdało

2260 
bych na świecie nie był.

I nie śmiałbych w oczy pojrzeć
żadnemu człowieku,
A ten bych wstyd musiał nosić
aż do swego wieku...

2265 
ZEFIRA już za płaszcz chwyta Józefa:

Jeszcze się wżdy trochę niekwap...
A chodźże mię ale obłap...
Abych się wżdy ucieszyła,
Z tych kłopotów, com w nich była.

2270 
Hardeś mi, iż łacno tobie:

Ale mnie barzo w łeb skrobie,
Iż ci zewsząd szydła golą.
I wziąłeś przedsię swą wolą.
A dobrzem się domyśliła,

2275 
Żem cię za płaszcz uchwyciła:

Bom znała po twej postawie.
Żeć już było biegać prawie.
Potrwaj jeszcze ze inną mało,
Boć by się barzo źle stało,

2280 
Abyś mię tak miał odbieżeć!

Snadź bych musiała przyleżeć...
A w złej nadziei zostawić!
Nie mógłbyś mi gorzej sprawić.

JÓZEF płaszcza odbieżał:

2285 
Gdy kto u ognia piecze,

albo też co warzy,
Snadź im nadalej stoi,
tym się namniej sparzy.
A tak i mnie już też przydzie

2290 
odgrzebać od siebie,

A gdy inak być nie może,
precz uciec od ciebie.
Jakoć się tam z płaszczem widzi,
coć się ze mnie stoczył,

2295 
Kiedym ja już na swobodzie

a przez próg przeskoczył,
Wierę tam czyń już, co raczysz,
to jest wolno tobie,
Gdym ja na owej stronie,

2300 
wolniejszym już sobie...


JÓZEF rozmyśla się już uciekszy, co czynić ma
z sobą:
Ach, toć wielka łaska pańska
kogo rozum rządzi!

2305 
A kto z niego namniej spadnie,

jako marnie zbłądzi.
Jako teraz na mię przyszła
nielada kwestyja,
Jedno ostrzeż, miły panie,

2310 
bych nie zbłądził i ja.

Gdybych się jej namówić dał
wiem, co w tym należy,]
Bych też miał być srogim więźniem,
a gorzej niż w wieży:

2315 
Bo kogo więc zdradna miłość

po myśli zniewoli,
Już ni maści nie przykładaj —
barzo ten wrzód boli...
Wiem też co jest, jako dziwnie

2320 
srogi gniew niewieści:

Tam nie masz żadnej litości,
tam pomsta bez wieści.
Żadna straż nie jest tak czujna
by się ustrzec miała,

2325 
Zawżdy trwoga, zawżdyś więźniem,

kiedy będzie chciała...
Bo się zdawna na to zgadza
wszelkie pokolenie,
Iże nad to żadne nie jest

2330 
chytrzejsze stworzenie.

A tak, cóż ja mam udziałać
ubogi nędzniczek?
Prawiem się już ufrasował
a w rozpaczy-m wszystek.

2335 
Lecz, iż mądrzy, gdy dwie rzeczy

a obie złe baczą,
Tej się zawżdy, co mniej szkodzi,
wżdy się dzierżeć raczą.
Ano co jest nagorszego.

2340 
jedno cnotę stracić

A w niecnocie już ze wszem złym
wiecznie się pobracić?
A tak, proszę, miłe serce
już mi tak stale trwaj,

2345 
A to, coć by nie przystało,

w to się nigdy nie wdaj;
Nie kochaj się, iż więc miłość
krótką rozkosz płodzi,
A potym na długie czasy,

2350 
a snadź wiecznie, szkodzi.

A niechaj ciało swowolne
wżdy słucha cnej dusze,
Bo ta szkapa na swowolnej
uździe dziwnie kłusze.

2355 
Niechaj wżdy rozum używa

na wszem swej zwirzchności,
A ostrzega wolnej myśli
od płochej miłości.
Bo snadź, ile jest wszech niecnot

2360 
tam się zbieżą wszytki,

Tam nieprawda, tam i zdrada,
tam już ine zbytki.
Myśl szalona i wzgardzenie
z każdym swar a zwada,

2365 
I głowa z takich kłopotów

oszaleje rada.
A zaż by mnię tak młodo
stracić wstyd przystało?
Bojaźń Boską, i wiarę —

2370 
ażaż to jest mało?

Bo snadź to są na świecie
przedniejsze klenoty,
Które w radość przywodzą
a niszczą kłopoty.

2375 
Zaż też o tym przykładów

zdawna mam i mało,
Co się dobrym a co złym
w tych przygodach stało?
Pan Bóg prze tę swą wolą

2380 
potopem świat zborzył,

A barzo był żałował,
iż człowieka stworzył;
I widząc ich rozpustność
zagubił je marnie,

2385 
Bo już ten grzech za sobą

snadź wszytko złe garnie.
Farao, Abimelech,
jaką pomstę wzięli!...
A zdawna za wżdy marnie

2390 
tacy więc ginęli...

Gdy był wziął Abramowi
Sarę piękną żonę,
Srogą pomstę za to miał,
ginął w każdą stronę...

2395 
Nuż gdybych chciał wspominać,

ci co w cnotach stali,
I w najwiętszych przygodach
nic się nie lękali.
Zatonął świat prze ten grzech,

2400 
który jawnie słynął,

Jedno Noe cnotliwy
z dobremi wypłynął.
Lot z Sodomy wywiedzion
prze cnotliwy żywot;

2405 
Jaki też tam wszeteczni

ucirpieli kłopot!...
A tak i ja bez czasu
wżdyć marnie nie zginę,
Choć bych się też zanorzył,

2410 
wżdyć kiedy wypłynę.

Niech że się co chce dzieje,
ja przy cnocie stoję,
A tych płochych przestrachów
iście się nie boję;

2415 
Bo dobremu na dobre

wszytko więc wychodzi,
A złemu jegoż własna złość
rada więc zaszkodzi.
Niechajże się już ze mną,

2420 
co czas przyniósł, stanie,

A ja tobie poruczam
stałość swoje, Panie!...

ZEFIRA już gwałtu woła:
Ach, niestotyź, prze Bóg, rata!...

2425 
Na tak okrutnego kata!...

I kogóż to gdy potkało,
Co się mnie dziś nędznej stało!
Taka lekkość od łotrzyka,
Od nędznego niewolnika,

2430 
Co ji pan nie dawno kupił —

Małoć mię mej czci nie złupił!
Szłam do sklepu przesuszać szat;
Ten przybieżał jakoby kat —
Bych się była nie wydarła,

2435 
Mógłby mię był zbawić garła,

Albo iście poczciwości!...
Bo tam nie było litości!...
Niestutyż! k czemum ja przyszła?
Bom poczciwie z domu wyszła,

2440 
Poważniem się też chowała:

Czegom teraz doczekała...
Iż się ten łotr śmiał pokusić,
Co mej czci miało obruszyć,
Którą jako oko w głowie,

2445 
A snadź więcej ważą sobie...


ACHIZA na ratunk przybiegta:
Ach, niestutyż! miła pani,
Panie Boże racz być z nami!
Proszę nie raczy-ż się trapić,

2450 
Temuć to garłem zapłacić!...

Niech się serce upokoi,
Boć ten łotr za to nie stoi...
Boś iście harzo pobladła;
Strzeż, abyś w niemoc nie wpadła!

2455 
Wierz mi, iż to barzo szkodzi,

Gdy co z lęknienia przychodzi!...
Wnet ja do pana pobieżę,
Wierz mi, żeć osiodła wieżę.
Po tym, jako będziesz raczyć,

2460 
Dziwnie mu to możesz płacić,

Acz ci i z gardłem nie stoi
Ten łotr za to, co tak broi.

ZEFIRA do Achizy po cichu mówi:
Ba, milcz Achizo! nic ci mi,

2465 
Ale się wżdy tak pomścimy...

A niechaj się tacy karzą,
Co nas sobie lekceważą.
Owo ten płaszcz rychlej schowaj,
A przed panem tak więc zeznaj:

2470 
Iż gdyś mój płacz usłyszała,

Tedyś tu wnet przybieżała,
A iżeś go tu zastała,
Chociaś go ani widziała.
Umiej-że też ty więc mówić,

2475 
Na mnięć, wierz mi, nie zejdzie nic;

Wszak gdy chcesz, nie wrzód ci w gębę,
Wierz mi i jać mu zagędę!...
A niechaj na naszym stanie,
Gdyś tak chciał mieć, dobry panie.

2480 
Teraz ci będę narzekała

Głosem, by czeladź słyszała.

ZEFIRA ku wszytkim głosem narzeka:
Ach, moja Achizo miła,
Toć się ma myśl odmieniła!

2485 
Wierz, jakem ja strzegła tego,

Abych ni w czym stanu swego
Nic na mniej nie obraziła;
Tum snadź wszytko pokaziła!
Bo rozlicznych ludzie myśli,
Kiedychmy już ktemu przyszli,

2490 
Będą, bo to w krótkim czesie[5]

Już się szyroko rozniesie;
Bo snadź drugi bez mej winy
Wynajdzie sobie przyczyny,
A znajdzie żart z mej przygody!...

2495 
A to mnie nie smaczne gody,

Bo zachce dworstwa używać,
A to za nic[6] nie będzie stać...
A usłyszysz, wiele złego
Iż uroście z błędu tego.

2500 
A to mnię nawięcej suszy,

A ciężko mi to na duszy,
Bo to moje serce czuje:
Pan się barzo zafrasuje,
I będzie siła kłopota,

2505 
O tego niecnego chłopa...

A tak, proszę, nic się nie wstydź,
A co rychlej po pana idź!...
Umiejże mu mądrze rozwieść
Nie daj mu się w smętek unieść.

2510 
JÓZEF się troszcze usłyszawszy paniej żałobę:

Ach, wszechmogący panie,
który tam wszytko widzisz,
Patrząc tu na swe błazny
zaż się za nie nie wstydzisz?

2515 
Którzy chcą wszytko pokryć

od twej wiadomości,
A prawie jawnie szydzą
z twej świętej możności!...
Widzę k czemu już przyść mam,

2520 
acz za mą niewinność...

Co też insi cierpieli
prze niewieścią chytrość,
Która, gdy się bez wstydu
z niecnotą pomiesza,

2525 
A snadź nie jest na świecie

szkodliwiejsza insza.
I czegóż już tu ona
na mię nie wywarła!
Zwodząc mię z mojej cnoty

2530 
i płaszcz ze mnie zdarła!...

Ale ta moja nagość
snadź mnie nic nie wadzi,
Bo to prawie odarty,
kogo wstyd szkaradzi...

2535 
Bo jeszcze ten każdy jest

wżdy dobrej nadzieje,
Kto nad insze ubiory
cnotą się odzieje.
Też cirpliwość niewinna

2540 
zawżdy ma swe miestce,

Rad wiec Pan Bóg nagradza,
kogo szczęście treskce.
Acz mi strach bezpieczeństwo
jakoś wżdy przekażą,

2545 
Lecz, iż zawżdy nad prawym

pilna pańska straża,
Cóż mam rzec, nieboraczek,
i skąd rady dostać?
Trudno mnię będąc sługą

2550 
tej złej paniej sprostać,

Która na mię rozumem
tak się nasadziła,
Aby mię swą powieścią
i z świata zgładziła!...

2555 
Bo się mnie iście zmylą

moje wszytki zmysły,
Gdy na mię dziwnie przyda
rozliczne wymysły.
A cóż czynić? Wszak to wie

2560 
człowiek każdy żywy.

Iż zawżdy jest przy prawdzie
Pan Bóg sprawiedliwy.
Ja się tą bronić będę,
póki mi jej stanie,

2565 
A ostatek poruczam

tobie tam, mój panie.
Ach, niestotyż! już słyszę
głos pana swojego;
I któż mnię tu pomoże

2570 
z upadku mojego?

Pójdę k niemu, acz mi strach
odejmie postawę,
A powiem mu prawdziwie
tę nieszczęsną sprawę.

2575 
Wiem, że mu będzie iście

to smętna nowina,
Bo każda zła już jemu
z tych obu przyczyna.
Jestli-że mnię uwierzy

2580 
niema się w czym kochać,

Gdy mu przydzie swej paniej
tej niecnoty doznać!...
Jestli jej też uwierzy,
przed się to złe znamię,

2585 
A stąd już snadź wszytko złe

obali się na mię.
A czegóż się już nędznik
mam więcej nauczyć?
Jedno się i swą sprawę

2590 
już Bogu poruczyć...

Rozumiem nie wszytkiego
będę miał na pieczy,
Bowiem mi snadź z przestrachu
nie dostanie rzeczy...

2595 
POTYFAR przyszedszy do domu, siadszy sobie

sam rozprawuje, kochając się, iż ma żonę i sługę
wiernego, nic nie wiedząc, co się stało:
Osobna to iście rzecz
mieć sługę dobrego;

2600 
Jako ja po ty czasy

już doświadszył tego.
A kto ji jeszcze sobie
po myśli wyprawi,
Wielką roskosz a pokój

2605 
iście sobie sprawi;

A kiedy jeszcze k temu
trafi, na wiernego,
Jako ja dziś iście mam
Józefa swojego.

2610 
I nie marniem iście tych

pieniędzy obrócił,
Com zań dał, abom sobie
wiele pracej skrócił.
Nie wiem w domu ni o czym

2615 
spełna znajdę wszytek,

A zawżdy mi uroście
w nim jaki pożytek.
Abowiem dziwny rozum
w tym człeku znajduję,

2620 
A jego trudnym sprawam

czasem się dziwuję.
A zaż on komu w domu
kiedy w czym zawadzi?
A zaż on nie rozprawi

2625 
nadobnie czeladzi?

Tak się go wszytcy boją,
a tak mu folgują,
A przed się jako ojca
wszytcy go miłują.

2630 
Bo co zasię może być

już też teskliwszego,
Jedno gdy kto w domu ma
sługę niewiernego.
Patrz i w ten kąt i w drugi,

2635 
jestli wszytko spełna,

Bo jaki bywa baran,
taka na nim wełna.
Takież we złym człowiecze
też złe obyczaje,

2640 
A zawżdy mu co na złe

rozumu dostaje.
Ano ludzie wiele kroć
doświatszyli tego,
Że się barzo trudno ustrzec

2645 
łotra domowego.

Ale mnie jeszcze Pan Bóg
w tym opatrzyć raczył,
Jeszczem żadnej chytrości
po swym nieobaczył.

2650 
A tak iście tę myśl mam

abych go wystawił,
A jako poczciwego
na nogach postawił.
Drugą roskosz Pan Róg dał

2655 
mojemu żywotu,

Iż mię raczył zachować
z onego kłopotu,
Co ze złemi żonami
ludzie więc miewają,

2660 
A jako nieprzyjaciół

ich się wystrzegają.
Mam też żonkę poczciwą,
wstydliwą, powolną,
Ni w czym mi nie przekaża,

2665 
zawżdy mam myśl wolną;

By jeszcze ktemu Pan Bóg
to przedłużyć raczył,
Już bych sobie roskoszy
snadź więtszej nie baczył.

2670 
Lecz nie wiem, co się stało,

Józefa hań widzę...
Z jakąś smętną postawą,
czemuś ku mnie idzie...
A nie lada z przyczyny

2675 
ten zmieni postawę...

Aż mi się serce lękło,
czuję jakąś sprawę...
Podobno mnie sprzeciwna
myśl mi coś źle sądzi;

2680 
Aż mi w oczach i w głowie

jakoś wszytko błądzi...

ACHIZA przystąpiwszy chwali panią swoję:
Ach, mój panie! toż się mylisz
A rychło się tego dowiesz:

2685 
Przekładasz swe dwie roskoszy,

Aleć się snadź jedna spłoszy!...
Coć się tknie szlachetnej paniej,
Nie mylisz się na cnocie jej,
A rzadka by się obrała,

2690 
Któraby z nią porównała

W statku, wierze i w stałości,
A k tobie w wiernej miłości...
Na wszem masz szlachetną żonę;
Lecz się mylisz w drugą stronę:

2695 
Barzo cię drudzy zdradzali.

Co z tobą ślubu nie brali...
Ale mnie mało do tego,
Zrozumiesz z kogo inego.
Bom też sługa jako drudzy,

2700 
A źle gdzie się każą słudzy.

Bo więc sobie to oddają,
Wzajem w niełaskę wprawiają.
Lecz, iż mi żal z serca tego,
Co się stało niedobrego,

2705 
Bo miłuję pana swego,

A wstyd mię powiedać tego;
Snadź się dowiecie skąd inąd
Jaki się tu stał u nas błąd...

POTYFAR się lękł ujrzawszy smętnego Józefa:

2710 
Och toć mi się nie darmo

me serce lękało!...
Pewnie mi się nędznemu
snadź coś złego stało...
Bo baczę z Józefowej

2715 
tak smętnej postawy,

Iż mię w rychłe potkają
nie po myśli sprawy.
Niestotyż! miły Józef,
płaci-ś ty co zbroił?

2720 
Przecz nie powiesz, czemuś tak

smętną myśl nastroił?
Nie trwóż się, miej dobrą myśl,
jestli co równego,
Zatrzemy to, w tym poznasz

2725 
łaskę pana swego.


JÓZEF obmawia z daleka swa przygodę:
Acz serce niewinne, panie,
lecz gdy się tak stało,
Nie mogą oczy zataić,

2730 
aby nie płakały,

Patrząc na cię swego pana,
co mu życzę tego,
By nie było żadnej troski
na umyśle jego.

2735 
Ano ta rzecz, co się teraz

przygodnie trefiła,
Nie może być, abyć myśli
barzo nie skaziła.
A wstyd z strachem i ta miłość

2740 
którą ja mam k tobie,

Przekażą mi, iż me śmiem rzec
żadnej prawdy tobie.

POTYFAR się pyta, co by się wżdy stało:
A przeBóg! mój miły bracie,

2745 
jestli co złego wiesz

Przecz mię tak długo frasujesz,
a iż mi nie powiesz?
Widzę, iżeć jakoś wargi
z żałości biegają,

2750 
A po oczoch się łzy wiercą,

mnię złą myśl działają!...

JÓZEF nie chce nic powiedzieć:
Ach, mój panie! cóż sobie rzec?
jaciem marnie zginął!

2755 
Którym zawżdy tu przy tobie

w wielkiej cnocie słynął...
Lecz przygoda, gdy chce skarać
Szuka miestca swego,
Ta żadnemu nie przepuści

2760 
trapi i prawego.

Jako się to na mnie nędznym
snadź w rychłe okaże,
Bo wiem, acz mam sprawiedliwość,
źle mię szczęście skaże...

2765 
POTYFAR się przedsię pyta:

A wszak ty już dawno wiesz,
jaką mam myśl k tobie;
Nie przypuszczaj jedno nic
tych frasunków k sobie.

2770 
Wżdyć nie jest ta przyczyna,

byś miał zginąć wiecznie,
A co się to wżdy stało
powiedz mi przespiecznie.
Boć mi już i samemu

2775 
iście nic nie śmieszno,

A iż tak długo nie wiem
już mię barzo teszno.

JÓZEF przedsię nie śmie powiedzieć:
Więcej by mnie nędznemu

2780 
serce truchleć miało,

Za niewinną przygodą,
gdy tak szczęście chciało.
Zasłania mi wstyd oczy,
a snadź w tym kłopocie

2785 
I rzeczy mi nie stawa,

i wątpię w żywocie!...

POTYFAR pyta hausknechta:
Chodź sam! ty ale Mago
co tu strzeżesz domu;

2790 
Powiedz ty mnie bez strachu,

a przez wszego sromu,
Co się to tu nowego
a snadź złego stało?
Bo iż nie wiem, z frasunku

2795 
dusze we mnię mało!...


HAUSKNECHT powiada, iż nic nie wie:
Powiedziałbych rad, panie,
ale nie wiem i sam,
Jedno też tak po domu

2800 
dziwując się biegam.

Pani płacze z Achizą,
Józef zdechł na poły,
A mnie też patrząc na nie
prawie serce boli.

2805 
Bo nic sobie nie mówią,

jedno narzekają,
Szczęście wszytcy winują,
a nieszczęściu łają.

POTYFAR narzeka, iż tak długo nie wie:

2810 
Cóż się ma dziać? długoż wżdy

tak w tym błędzie mam być?
Snadź musi być coś złego
nie chce nikt powiedzieć!...
Pójdę tam w dom a snadź się

2815 
wżdy dowiem od kogo;

Acz wiem cożkolwiek to jest
pewnie mnie nie błogo!...
A wszak, acz jeszcze nie wiem,
już mię strach zejmuje,

2820 
Złą nadzieję o przyszłej

szkodzie serce czuje...

PANI już powiada k swej rzeczy, co się stało:
Ach, mój namilejszy panie!
Nie próźneć twe narzekanie,

2825 
Bo w czym się serce kochało,

Toć się już snadź nie nadało...
Bo cześć moja, sława twoja,
Użyła tu niepokoja!...
Aby od kogo dobrego! —

2830 
Lecz od sługi niewolnego,

Któremuś wszytkiego wierzył!...
Teraz ci się przeniewierzył...
Acz wielki wstyd o tym mówić,
Zwłaszcza kto w tym nie przywykł być,

2835 
Jakom ja swą sławę miała,

A w takiej straży chowała...
A sna-m tego strzegła, panie,
By i zły proch nie padł na nię!
A teraz bez mej przyczyny,

2840 
Ma w niej być winien kto iny:

Szłam do sklepu z dziewką sama,
Abych szaty oglądała;
Achiza na chwilę wyszła,
Potym ta niecnota przyszła,

2845 
Co ji to za wiernego masz...

Otóż teraz tego doznasz:
Jął się ze mną bezpieczen być,
Żem wżdy pani miał to za nic!...
Zapomniawszy powagi mej,

2850 
I ważył się niecnoty tej...

Chciał mię tu mieć po swej woli!...
Wszak, co wspomnie, głowa boli...
Bych się była nie oparła,
A gwałtem się nie wydarła,

2855 
Wie Bóg, coby się snadź stało!...

Zać tam tego było mało...
Aż gdy Achizę usłyszał,
Skoczył i płaszcza odbieżał.
Dopiero w mię dusza wległa,

2860 
Kiedy już ona przybiegła...

To, panie, przypuszczam k tobie,
Jako też masz ważyć sobie;
Mnięć wiecznie nie oschną oczy,
Serce dobrze nie wyskoczy...

2865 
Co o tym pomyślę sobie,

Nie śmiem wejrzeć w oczy tobie,
A snadź żadnemu człowieku —
Ten ze mną wstyd już do wieku!...
Bo kosztowny cześć jest klenot

2870 
A bez niej mi nie mił żywot...

Ty wiesz, co z tym uczynić masz,
Jestli się w swej sławie kochasz!...

PAN żałościw że złej nowiny:
Och, tocies mi nowinkę

2875 
piękną powiedziała!

Nie darmo mnię moja myśl
tak była struchlała...
Bo wszytki ine szkody
by nawiętsze były,

2880 
Mogą być naprawione

gdy czci nie ruszyły;
Lecz gdy się ta zdziurawi,
już ją trudno łatać,
By w niej wada namniejsza,

2885 
trudno to zapłatać...

Słyszysz to zły człowiecze... „
co się to tu toczy?
Straciwszy wstyd i wiarę
kryjesz psiną oczy!

2890 
Azam ja był tak ciebie

wychował z młodości,
Abyś ty był swe sprawy
obracał na złości?
Chociaś był już zapomniał

2895 
dobrodziejstwa mego,

Jednak było litować
przedsie szczęścia swego,
Któreć było z mej łaski
tak barzo urosło!...

2900 
A widzę bezpieczeństwo

nacz cię to uniosło!...
Acz więc nigdy dobremu
swa wola nie wadzi,
Ale ci niebaczliwi

2905 
błądzą więc w tym radzi:

Jako by kurka strzelił
chodząc się nadyma —
Gdy zna kęs łaski pańskiej,
wszytko już za nic ma!...

2910 
Ano snadź ten wygrawa,

kto w tym mądrze goli;
Bo to na pstrym koniku
jeździ po swej woli.
Jakoś i ty uczynił

2915 
za mą przychylnością;

Pomni, jakoś mi oddał
 moję dobroć złością!
A zaż tedy cnotliwi
szczęścia pokuszają?

2920 
Zawżdy swej sławy patrzą,

cudzej nie ruszają.
Też swej czci przepomniawszy
coś jej snadź miał mało,
Jedno coć się jej ze mnie

2925 
kęs było dostało.

Targnąłeś się na mój stan,
człowieka prawego,
Co mi się nie stawało
od sobie równego;

2930 
Bowiem się tu na świecie

żądny nie urodził,
Ktoby cześć urażoną
już kiedy nagrodził.
Już moja myśl w żałości,

2935 
snadź długo trwać musi,

Gdy się o nie nieszczęście
tak z tej strony kusi.

JÓZEF sobie źle tuszy, a mówi ku panu:
Już ja widzę, mój panie,

2940 
trudna mnię wymowa,

A dobrze, iż z tej troski
nie spada się głowa,
Która mnie tu nędznika
niewinnie potkała —

2945 
Bom słyszał, co tu pani

dziwnie powiedała...
A cóż ja mam nieborak
wodę łyżką mierzyć?
Bo, bych co chciał powiedzieć,

2950 
nie będziesz mi wierzyć...

A snadź prawda używie
wżdy urzędu swego,

2955 
A mnię z czasem okaże

ni w czym niewinnego.

PANI dociera na Józefa:
O jakież to bezpieczeństwo!
Dziwne w tym łotrze szaleństwo!

2960 
Wierzę że by temu rad był,

Aby na mię co wymyślił:
Ale tu trudno mędrować,
Boć ten płaszcz nie da figlować,
Coś go we sklepie odbieżał,

2965 
Kiedyś Achizę usłyszał.

I ta się tak lękła była,
Ledwie słowo przemówiła,
Tej upornej myśli twojej,
Bo świadoma cnoty mojej.

2970 
Będzieć powiedzieć umiała.

Jaką żałość z tego miała.

ACHIZA świadczy paniej:
Nie wiem, panie, coć się działo;
I teraz mam dusze mało,

2975 
Com się tak przelękła była,

Aż mię febra przeraziła.
Przybiegłam, on już ucieka,
Pani nieboga narzeka,
Łamie ręce a włosy rwie,

2980 
(Bo nas nie było jedno dwie)

Żem wielkiej pracej użyła,
Niż się prawie otrzeźwiła.
Bo kilka razów omdlała;
Silny ja tam kłopot miała...

2985 
Nie ujrzę za czasu swego

Człowieka źałościwszego;
Mnie macie ocz trudno pytać,
Bom się nie mogła dopytać
Z żałości żadnego słowa;

2990 
Odeszła była i mowa...


'POTYFAR uwierzywszy świadectwu gromi Józefa:
A słyszysz to, zły człowiecze,
coś ty to wżdy sprawił?
Mnięś i paniej z nas obudwu

2995 
prawieś zdrowia zbawił!...

Ty i z ciałem a i z duszą
snąć za to nie stoisz,
Za ty twoje wszeteczności,
które zdawna stroisz...

3000 
A wszakoż według zasługi

też każdemu płacą:
Dobre osobnie miłują,
a złe marnie tracą.
I tobie będzie przystało,

3005 
zwłaszcza gdyć wierzono,

Jakąś miarką komu mierzył,
abyć odmierzono...

ZEFIRA na pomstę wiedzie Potyfara:
Panie! krótko powiedając

3010 
Byłbyś nie człek, ale zając,

Byś to miał tak na szrot puścić,
A tego się srodze nie mścić!..
By to szło o co inszego,
A nie tknęło stanu mego,

3015 
Nie tak by mi ciężko było —

Gdyby mi czci nie ruszyło.
JÓZEF z daleka paniej prawdę przypomina:
Lepiej by snadź, gospodze,
abyście milczeli,

3020 
A dobrze też więc czasem

włożyć w miech piszczeli...
Krócej byście mówili,
byście prawdę znali,
Aleście dawno w sobie

3025 
wszytko pomieszali.

Ale iż jej i sami
snadź nie wiele macie.
Więc i świadki, co słyszę,
po swej myśli macie.

3030 
Bo jaki kupiec bywa,

takie miewa kramy:
Wszak się dawno po sierści
wszytcy dobrze znamy...

ZEFIRA srodze dociera na Józefa:

3035 
Ba, wejże! mój miły panie,

Jeszcze ten łotr fuka na mię,
I na tę, co jej cnotę znam!...
Iście lepsza niż wszystek sam...
I jeszczeż mu cirpieć raczysz,

3040 
Panie, gdy go winnym baczysz?

I śmie się przed tobą swarzyć?
Oto daj gębę wyparzyć
Tak i z oczyma za razem
Kamieniem abo żelazem,

3045 
Aby nie miał tej śmiałości

Dotykać mej niewinności,
A targać się na takiego,
Co nie godzien nigdy tego!..

JÓZEF po drugie panią upomina:

3050 
Po drugie, Pani, mówię,

lepiej, byś milczała,
Byś wilka na się z lasa
tu nie wyszczekała!...
Wiesz dobrze, coć się działo,

3055 
jedno wspomni sobie...

Bo co nademną stroisz,
samę cię w łeb skrobie!..

ZEFIRA płaszczem dowodzi na Józefa:
Sam ty niecnotliwie szczekasz!

3060 
A dziw mię, czego tu czekasz?

Iż dufasz w pańską dobrotę,
Płaszcz wyznawa twą niecnotę,
Coś go odbiegł uciekając,
Prawie jako z lasa zając...

3065 
A wżdy jeszcze śmiesz klekotać

Jako pies z kąta markotać!
A pan też mój jako drewno...
A snadź by mu ścirpiał pewno,
By się rzucił na samego,

3070 
A snadź by mu ścirpiał tego.

Nie baczy nic iż to wadzi
Wszemu domu i czeladzi.

POTYFAR grozi Józefowi:
Albo ty mnie człowiecze

3075 
już za pana nie masz,

Iż tak tę swowolną gębę
wolno na szrot puszczasz?
Ale nie dziw, gdzie swa wola
już gniazdo uplecie,

3080 
Wszytko się już w nim zalągnie,

co jest złe na świecie.
A wszytko to z tej urosły
ty twoje śmiałości,
Że już nie znasz ani wstydu,

3085 
ani poczciwości...

Jakoś ty mnie pod pokrywką
a niewiernie służył,
Zapomniawszy mojej łaski,
którejś hojnie użył.

3090 
Co jest sprostny grzech u Boga,

snadź i u wszech ludzi,
Kiedy kto piękną postawą
zdradnie kogo łudzi.
Ale się to więc kożdemu

3095 
oddawa sowito,

A jako więc kto zasłuży,
takie bywa myto...

JÓZEF się obmawia:
Inszej winy ja nie baczę,

3100 
mój panie, do siebie,

Jedno żem cię umiłował
więcej, niżli siebie.
A iścieciem tę wiarę
zupełnie swą chował,

3105 
I niczem w tym nikomu

ni sobie nie folgował.
I ta snadź pani łaskawa
by prawdę znać chciała,
Iście by o mej wierności

3110 
toż świadectwo dała...


ZEFIRA fuka na Józefa:
Bodaj zabit z tą wiernością!
Stanęłać mi w garle kością...
Jeszcze k sobie przyść nie mogę,

3115 
Co wspomionę na tę trwogę...

A długo przeklęty żydzie,
To mnię z głowy nie wynidzie;
Bo ciężko temu w tym pływać,
Gdy kto w czym nie przywykł bywać.

3120 
JÓZEF acz z strachem też przekłada swą krzywdę:

Prawdę mówisz, moja pani,
pomnieć to tak było,
Iścieć się coś we łbie było,
barzo zakrąciło...

3125 
Jedno żeć prawie nie rosły

jawnie na łbie rogi,
Abyś mię była mogła zwieść
z mej cnotliwej drogi.
A pamiętasz jakoś ty mnie

3130 
dziwnie namawiała?

Snadź już tych przyczyn nie było,
coś ich nie wznawiała,
Dobrodziejstwa i niewolą
kładąc mi przed oczy;

3135 
I to wszytko, co się dzisiaj

około mnie toczy...
A pomnisz, gdym ci strach boski
i stan twój rozwodził?
Przedsiem jednak nigdy w ten krys

3140 
właśnie nie ugodził,

Aby cię to gdy ruszyła,
takeś bujna była...
Nie był tam wstyd, ani cnota,
wszytkoś potraciła...

3145 
A teraz jeszcze wszytkiego

znowuś poprawiła,
Żeś mię bez mej wszej winy
w kłopot przyprawiła,
Przekładając swoje sidło

3150 
na mą głowę z siebie...

I jakoż to wżdy nie kole
ten wstyd w oczy ciebie?!
A pomnisz to, gdym uciec chciał,
płaszcześ ze mnie zdarła,

3155 
Bo ja snadź więcej szanuję

cnoty, niźli gardła...
Bo wiem, że nam na tym świecie
tu krótko wszytkim być,
Jedno wżdy sława poczciwa,

3160 
to wiecznie może żyć.

Żal się tego, miły Boże,
iż ten cnotliwy pan,
Dał się uwieść w takie plotki,
będąc od wszytkich znan

3165 
Tak mądry i na wszem baczny,

iż uwierzył temu:
Acz to barzo łeb kłopocze
mnię wszytko nędznemu...
Acz to każdemu mądremu

3170 
właśnie tak przystoi,

Szukać ktoby prawdę mówił,
a kto plotki stroi...

ZEFIRA narzeka na Potyfara, iż go ty przymówki
nie ruszają:

3175 
Ach niestotyż, miły panie,

Toś nadobnie łaskaw na mię!..
Widząc mnię tak skłopotaną,
Jeszczeż jako nową raną
Dasz mnie tak przed sobą dręczyć!...

3180 
Radszej mię już daj domęczyć,

Abych żywa nie została,
Kiedym tego doczekała,
Ku mojej wielkiej ciężkości...
Przyczytamy swoje złości

3185 
Jako by to tajemnice —

Ano przy nim jawne lice,
Co tu odbieżał we sklepie;
A mnie jeszcze przed się klepie!..
Za niewiastę bych cię miała,

3190 
Panie, gdybych to poznała,

Abyś jego pomścić nie miał;
Już nie wierzę, byś serce miał...
Widząc jawne krzywdy moje,
Bych ja tak widziała twoje,

3195 
I garło by snadź ważyła

Abych się ich wżdy pomściła;
A ty o moje nie dbasz nic
Albo mię chcesz, co rychlej zbyć;
A nie długoć tego czekać,

3200 
Będzielić tak ten pies szczekać...

I tak ci mię zjadł szkodliwie,
Wiecznie mi to nie zażywie...

POTYFAR śle po ceklarze:
Milcz oto a nie płacz pani,

3205 
wnet ci się nakarze;

Biegaj ty chłopcze co rychlej
skokiem po ceklarze,
Aby tego wnet łotrzyka
wsadzili do wieże,

3210 
A potem niechaj się drugi

takich niecnot strzeże.

CEKLARZE przyszli:
Panie nasz, racz nam rozkazać,
co wasza miłość raczysz,

3215 
Mychmy na wszytko gotowi,

wszak to i sam baczysz.

POTYFAR każe z Józefem do wieże:
Nu, weźcie tego zuffalca
wsadźcież go do wieże,

3220 
A niechaj go tam Gulober

wieżny dobrze strzeże.
Już niechaj jego przygodą
i inszy się karzą,
Coć się też nad swoje stany

3225 
wiele złego ważą.


JÓZEF upomina Potyfara:
Jeszcze, mój łaskawy panie,
rozmyśl się wżdy mało,
A zrozumiej mało pewniej

3230 
jako się co stało;

Boś daleko w tym odkroczył
od sprawiedliwości,
Co mądremu nie przysłuszy
bez wszej wiadomości.

3235 
Niewinnego wnet skazować

przyczyny nie znając,
Bo niema w tym być teskliwy
nikt prawdy słuchając.

ZEFIRA przeklina Józefa:

3240 
Jeszczeż, nieszczęsny człowiecze,

Ta twa psia gęba szczebiecze?!
Już idź, boś jest godzien tego,
Boś nabroił wiele złego.
Dosyć łaski pana cnego,

3245 
Żeć wnet nie wziął garła twego;

Bo to dawno zasłużyło
By też snadź jako bądź było.

JÓZEF się obmawia jako może, iż go nieszczęsnym zowie:
Jeszczeć nieprawie nieszczęsny,

3250 
kogo krzywda trapi,

Ale to snadź nieszcześniejszy,
kto się na nie kwapi.
Jakoś się ty tu upornie
na mię ukwapiła...

3255 
Aboś ty tego więzienia

snadź godniej sza była.
Ale gdyż tak me nieszczęście
po mnie raczyło mieć,
Wżdy jednak mię w swojej jusze,

3260 
a tobie w swej umrzeć.

A wolę ja z moją cnotą
w więzieniu się troskać,
A niźli ty z swą niecnotą,
na swobodzie ostać.

3265 
ZEFIRA fresuje Potyfara:

Toć mię dziwno, miły panie,
Jakoż ci i głowy stanie,
Iże to możesz wycirpieć!
I jakoż cię za chłopa mieć?

3270 
A snadźby miał i trzy garła

Już bych ji żywo rozdarła,
Za przymówkami takiemi,
Co wszem pluska w kaszę imi!...
I dasz się gnieść marnie gnidzie?

3275 
O cięć, o samego idzie...

Gdy tę przywarę zostawisz
Przy mnie, wierz mi czyście sprawisz!...

POTYFAR się nie chce skwapiać:
Azaż tak to, miła pani,

3280 
mam siedzieć na sparze?

Niechać jedno tam posiedzi,
sam ci się nakarze.
A mniemasz, by to lada co
wnet człowieka stracić?

3285 
Bo wierz mi, że to wielki strach,

z świętymi się zbracić...
Bo siłać bywa z młodości
złych ludzi na świecie,
A jakoć skoro świat nastał,

3290 
tak ci się to plecie.

A potym, gdy się nakarzą,
a iż się obaczą,
Przychodzą więc w insze stany,
a nie tak bujno skaczą.

3295 
Też nam tego prawo broni,

chcianej rzeczy sądzić;
Tak trzebać baczyć na wszytko
kto nie chce zabłądzić!..

ZEFIRA lamentuje na Potyfara, iż się za razem

3300 
nie pomścił:

Ba widzę, iż się dorządzisz...
Nie trzeba czekać, już błądzisz!..
Chcesz zostawić na swym domu
Tę przesuchę tak bez sromu,

3305 
A mnie o zdrowie przyprawić,

Gdyż to tak u ciebie za nic?
Bo ja co wspomionę na to,
Przypłacić mi zdrowiem za to!...
A odwłóczysz mu karania,

3310 
Aż do lepszego uznania...

Już więc trudno wilkiem orać,
Kto się nauczy źle działać;
A kto już więc śmie raz złym być
Śmie się o to zawżdy kusić,

3315 
Bo się złość ze złości rodzi,

A ztąd więc wszytko pochodzi.
Bo tego doświadszysz wszędzie:
Ten nigdy dobry nie będzie.
Ale kiedy ty tak chcesz mieć,

3320 
Cóż ja niebożątko mam rzec?

Jedno na cię wiecznie płakać,
A Bogu to w opiekę dać...
Gdy to ważysz lekce sobie,
Acz mnie szkodzi, więcej tobie...

3325 
POTYFAR odszedszy na stronę narzeka na swe

nieszczęście a rozmyśla się, co ma czynić:
I cóż się wżdy już dalej
na tym świecie ma dziać?
Nie usłyszysz, by się wżdy

3330 
było czemu rozśmiać;

Tak się już wszędy na nim
wszytko pomieszało,
A cokolwiek usłyszysz
wszędy prawdy mało.

3335 
Zaż dziś gdzie wierna przyjaźń?

wszytko w omylności...
A żaż już nie nastały
rozliczne chytrości?
Żadny się nie zachowa

3340 
stale w swym urzędzie,

Jedno wszytcy pływamy
ustawicznie w błędzie...
Jeden z drugim niewiernie,
każdy sobie gali,

3345 
Więc każdy swoje sprawy

by nagorsze chwali.
A już ludziom statecznym
i świat omierzili,
Za ty sprawy obłudne,

3350 
co ji weń sprawili.

Wej, co się mnię nędznemu
też teraz przydało!
W czym się serce kochało,
to mi się znać dało:

3355 
Kochałem się w tym słudze,

a takież w cnej żenie,
Acz wiara jest niewieście
barzo ciężkie brzemię...
Teraz mię to oboje

3360 
dziwnie przystroiło,

A mój stateczny umysł prawie rozdwoiło!...
Dziwno mię temu słudze,
któregom w cnocie znał,

3365 
By jej tak bardzo rychło

marnie zapomnieć miał...
Acz mu rzeczy nie stawa,
którą się odmawia,
Ale snadź więc onemu

3370 
więcej słów dostawa.

Gdy się kto winnym czuje,
wiec się chce wyprawić,
A ten, co praw, milczeniem
chce swą cnotę sprawić.

3375 
Żonem też swą iście miał

za wierną u siebie;
I nie mogę z tych błędów
prawie wywieść siebie.
Sobiem snadź więcej winien,

3380 
że mam te przygody,

Żem obiema dopuścił
za młodu swobody...
A niewierny to jest stróż
młodość poczciwości!..

3385 
Dziwnie człeka przywodzi

w dziwne omylności...
Abowiem młody człowiek
jako dzikie zwierzę,
Dziwno mu zawżdy we łbie

3390 
szalona myśl gmerze...

A nie jest nic lepszego,
(iście to me zdanie),
Jedno młodemu człeku
groźne wychowanie.

3395 
Bowiem każdemu człeku

jakożkolwiek broi,
Rozmysł do każdej rzeczy
nadobnie przystoi.
I mnie snadź tego trzeba,

3400 
teraz w mej przygodzie.

Bo każdy mądr nie bywa,
aliż więc po szkodzie.
A każda rzecz ukwapna
rado tak więc bywa,

3405 
Nie przychodzi ni kczemu

i zły koniec miewa.
Myślę, co mam uczynić
w tej mej omylności?
A jakoby doświadczyć

3410 
w tym sprawiedliwości?

Bo wiele tych ludzi jest
gdy z czego wychodzą,
Tedy więc swoje winy
na drugiego wwodzą.

3415 
A w tych wątpliwych rzeczach.

poczekać nie wadzi,
Bo rozum nie rad błądzi,
gdy się go kto radzi.
A tak każcie sam przywieść

3420 
tego to winnego,

Abych jeszcze zrozumiał
wżdy, co słusznie, z niego.

CEKLARZE Józefa przywiedli:
Owoż jest Józef, panie,

3425 
coś ji przywieść kazał;

Któregoś był do wieże
nam już wsadzić kazał.

POTYFAR mówi ku Józefowi:
A zaż tak, zły człowiecze.

3430 
to przystało tobie,

Za me wielkie skłonności ?
rospomni to sobie!
Tobiem wierzył i garła
i swej majętności,

3435 
A tyś się śmiał pokusić

o me poczciwości?
Targnąłeś się na sławę,
wżdy mnię, pana swego;
Pomni, jakoś tu użył

3440 
urzędu swojego.

By nie me dobrodziejstwa
garło byś wnet stracił,
Acz by tego mnię nigdy
i tym nie zapłacił!...

3445 
'JÓZEF:

Nic, panie, nie wybadasz,
gdy mię masz za tego,
Iżem ja miał zapomnieć
urzędu swojego,

3450 
Któregom ja, dalibóg.

poczciwie używał,
Iście po ten wszystek czas,
com przy tobie bywał.
A tak snać wolę milczeć,

3455 
niźli próżno mówić,

Bo jako ptak na lepie,
dałeś się ułowić.

POTYFAR mu powiada o więzieniu:
Iścieciem ja nie stracił

3460 
onej swej baczności,

Bych miał którą rzecz sądzić
w takiej omylności.
A takiem już na tym jest,
byś więzienie cirpiał,

3465 
A tam swej zuffałości

na potym nakarał.

JÓZEF wdzięcznie więzienie przymuje:
Chwalę iście, mój panie,
ty twoje rozmysły,

3470 
Kiedy już moje czasy

w to nieszczęście przyszły.
Aczem ja nic nie myślał
o tej swej przygodzie,
Lecz widzę, to po ludziach

3475 
pływa, nie po wodzie.

Acz to cirpię niewinnie,
co się kolwiek broi,
Lecz na smętne przygody
dobra myśl przystoi.

3480 
A już idę ochotnie

ku temu więzieniu,
A Pan Bóg będzie mój stróż,
w takim omyleniu.
A co bych sobie darmo

3485 
serce ufrasował,

Przedsię i krzywdę cirpiał
i dobrą myśl psował.
I zaż to na pirwszego
teraz przyszło na mię?

3490 
A kogo Pan Bóg treskcze

już to dobre znamię.
A ten rychło na jaśnią
mą prawdę odkryje,
A ty wszytki przypadki

3495 
brudne ze mnię zmyje.


POTYFAR odsyła do wieże Józefa:
Idzy-ż przedsię boś mię już
dosyć ufrasował,
Ty sobie dobrze tuszysz

3500 
a mnięś myśl zepsował.

I tyć przed się potrawy
opak tu stawają:
Komu by się frasować,
ci lepszą myśl mają.

3505 
'CEKLARZE ku Józefowi mówią już wiodąc do wieże:

Odpuść nam, miły Józef,
coć udziałać mamy;
Iście z wielką żałością
tego używamy;

3510 
Acz, dali Bóg, k dobremu

lecz wżdy rzecz wstydliwa,
Będąc zacnym człowiekiem
kto więzienie miewa.

JÓZEF oświadcza swą niewinność:

3515 
Nie tylko być w więzieniu

ma się człowiek wstydzić,
Lecz o tym podobieństwie
jakoś strasznie szydzić.
Ale stare przysłowie

3520 
czym się cieszą prawi,

Iż każdego wiernego
niewinność wyprawi.
Niechaj się dzieje, co chce,
gdym ja tego pilen,

3525 
Żem dalibóg nikomu

nie był nigdy winien.
A gdy się moja cnota
na jaśnią odkryje.
Dopiero będziem mierzyć

3530 
póki było czyje.


CEKLARZE:
Dobrze mówisz, Józefie,
o swej poczciwości:
Cóż, gdy jednak ty rzeczy.

3535 
nie są bez żałości.


JÓZEF w Bodze pokłada swą nadzieję:
Żyw ten Pan Bóg na niebie,
który w to ugadza,
Iż każdemu prawemu

3540 
sowito nagradza.

Iż mię acz na czas karze,
według swojej wolej.
Lecz nadstawi swobodą
tej mojej niewolej.

3545 
CEKLARZE mu to chwalą:

Mądrze czynisz, Józefie,
iż się nie frasujesz,
A iż dobrą nadzieję
tę o sobie czujesz:

3550 
Bo już samo więzienie

dosyć frasunku ma.
A cięższe, gdy go sobie
jeszcze kto przyczynia.

JÓZEF sobie dobrze tuszy:

3555 
Zaż nie wiecie, że trudno

przeciw wodzie pływać?
Snadź nalepiaj w przygodzie
myśli swej używać...
Bo na rzecz przymuszoną

3560 
już lekarstwa nie masz,

Ciesz się każdy czym możesz,
a myśli nic nie strasz.
Bo na to trzeba myślić
gdy kto w szczęściu pływa,

3565 
Jakoby miał ucirpieć

gdy nieszczęście miewa.
Ale my więc w roskoszach
tak sobie mnimamy,
Iż już świat zakupiony.

3570 
tak to wiecznie mamy.

Ano żądny ani wzwie,
ani tego zgadnie,
Gdy przygoda z nieszczęściem
na kogo przypadnie.

3575 
CEKLARZE żegnają Józefa już w wieży:

Już niechaj Pan Bóg rządzi
umysł twej stałości.
Nam się aż łzy rzuciły
z takich omylności.

3580 
Jako każdy trudno ma

dufać szczęściu swemu
Kto na koniu, pod koniem
przyjdzie być każdemu.
A iż długo na świecie
nic kwitnąć nie może.
Już cię tu poruczamy
w twą opiekę, Boże!





  1. zapewne: rozmiłowała
  2. właściwiejby było: siędzie
  3. lepiej byłoby: rozciąć
  4. w pierwodmku błędnie: aboa.
  5. w pierwodruku: czasie
  6. w pierwodruku błędnie:me