Żywot Józefa/IIIa
III.a.
Tu się już pocznie
TRZECIA ROZPRAWA,
jako się Zefira, Potyfarowa pani, rozmiłowa[1]
a był Magon, hausknecht, którego się strzegła;
jako na Józefa gwałtu zawołała, gdy jej nie
chciał ni nacz pozwolić, a potym, co się z nim
stało, cztąc zrozumiesz.
MAGON — ZEFIRA — ACHIZA — JÓZEF — POTYFAR
CEKLARZE — GULOFER.
MAGON, hausknecht, sługa niewolny Potyfarów,
narzeka na niewolą umietając, a pani za drzwiami
Ach, nasz panie wszechmogący,
toć są dziwne twe sprawy;
A szafujesz swe mądrości
iście, jako pan prawy:
dziwną sprawą rozdzielił,
By się każdy w swem urzędzie
nacz wystawion weselił.
Raczyłeś też mnie nędznika
Wszakże nielza jedno tobie
ze wszytkiego dziękować;
Albowiem ty, kiedy baczysz
prawe serce w prostości,
każdemu swej miłości.
I mnie jeszcze, gdy obaczysz
w tym mym stanie wiernego,
Nie opuścisz, bo ty baczysz,
Bo u ciebie wierna cnota
i błotem przypluskana,
Snadź zacniejsza, niż niecnota
złotem przebudowana.
iż ty nigdy wiernemu
Nie dopuścisz chleba szukać,
ni jego pokoleniu.
A tak, panie, gdyż tak raczysz,
Ten nędzny stan od twej łaski,
a wiernieć zań dziękuję.
Acz jest ciężko o kłopotu,
każdy w tym musi użyć,
a każdemu usłużyć.
Jużbym niedbał, by pan fukał,
albo czeladź przedniejsza:
Folgował bych godząc sobie, —
Alem doznał, com też słyszał:
sroga rzecz gniew niewieści;
Bo już tam więc zawżdy bitwa,
i bez harcu, bez wieści...
ani słowy odjęty,
Ten przerazi na wsze strony,
idzie z głowy aż w pięty.
A snąć nie jest żadne zwirzę
Jako słyszę białe głowy,
a gdy k temu pletliwe:
Wszytko chce mieć, wszytko wiedzieć,
co się na świecie toczy,
wszędy zbiegają oczy...
A inaczej, niż jest prawda,
każdą rzecz chce rozeznać...
A snadźby się tego stanu,
Jako i ta nasza pani,
i to stworzenie dziwne:
Wszytko się jej we łbie kręci,
wszytko jej coś sprzeciwne...
coś się jej w głowie kręci...
Tak ci chodzi, by szalona,
a prawie bez pamięci.
Z onej paniej, tak poważnej,
Stała się dziś taka plotka;
wszak źle o tem powiadać...
Gdzie dwa mówią, podsłuchawa,
wszytko by chciała wiedzieć;
mówiąc o tym tu siedzieć.
A cóż działać? tym się w nędzy
narzekając ucieszyć,
A gdy nie masz towarzysza,
Acz mi lito mojej nędze,
lecz mnie idzie o mało
Więcej mi żal pana mego,
iż się tak nad nim stało.
prawie z niego fabuła...
Bo tak bywa pospolicie —
stara to wokabuła...
Wszytki ine przypadłości
A gdzie pani wylatuje,
wszytcy o tym śpiewają.
Wszyscy widzą, wszytkiem śmieszno,
jedno on sam nie baczy;
Pan Bóg swe karać raczy...
ZEFIRA zasłychnąwszy fuka na hausknechta:
A co to, łotrze, markoczesz?
A o co się tak kłopoczesz?
Ty swe państwo w garść możesz skryć?
Podobniejby, byś był pilen,
coś jako sługa powinien,
Niżliś tu siadł na rozprawy,
Ale ki go djabeł męczy?
tu sam jako mucha brzęczy;
A muszą być mądre rzeczy,
co on teraz ma na pieczy.
MAGON się sprawuje paniej, lęknąwszy się:
Cóż to za dziw, moja pani,
iż kto w nędzy narzeka;
I nędzna mysz kędy może,
i ta przed nią ucieka.
wżdy rozumnem stworzenim,
Tym się cieszę, iż narzekam
za mem szczęścia zborzenim;
Które mię snadż za me złości
Ale gdy tak Pan Bóg raczy
cirpieć mi wszytko miło;
A snadź więcej, moja pani,
twej zwirzchności przystoi,
kto się lak i sam boi.
ZEFIRA
A o co ty narzekać masz?
Gdyć co każą, to udziałasz,
Abyś był pilen posługi.
Alem czegoś zasłychnęła,
Chociam z daleka stanęła;
Iżeś tu coś o mnie bajał,
Bo tak pospolita bywa,
Gdy kto w oczy nie dośmiewa,
Tedy się mści jako może...
Ale się nie myl nieboże,
Bywają więc guzy w zysku...
MAGON się przedsię sprawuje:
Nie mojej to rozum głowy,
moja łaskawa pani,
lepiej karzcie się sami.
Bo któż lepiej ma co baczyć,
jedno każdy do siebie;
Dosyć ja mam swej nędze,
Acz ci nie ja, ludzieć mówią,
i żeś twa miłość dziwaczka;
Pytajcie się tam zkąd inąd —
mnię nie frasuj prostaczka.
Matko Boża! cóż wżdy ma być?
Już i myszy mają rządzić!
Ten ledwie gębę otwarza,
A tu mu się słów przysparza!...
Jeszcześ snadź był tej niecnoty
Nie skosztował, aby w kącie
Plótł leda co, — bo cię tracę!...
MAGON już idzie precz z domu:
Panie Boże, bądź z nami!
Wszyscy swój stan pokrywamy,
Nic się nie baczmy sami.
Nic do siebie, jako w niebie
Ano drugi prawie w oczy
jawnie się wiec naszydzi.
Tak nas wszytkich ten świat zblaźnił,
iż w sobie nic nie znamy,
w tem się więcej kochamy.
Aczby mnię snadź jako słudze
więcej milczeć przystało,
Ale prawda, kto ją mówi,
Jednym złotem, drugim państwy,
drugim też guzy płaci,
I mnie na tych przydzie przestać —
wiem, że mnie nie wzbogaci.
hausknechta:
Z dawna mi to serce czuje,
Że mi ten łotr nie folguje;
Ile go kroć przez dzień widzę,
I radam to udziałała,
Iżem go z tąd precz wygnała...
Chodziż ty, Achizo miła,
Będziewa wżdy co mówiła:
Bo ty mnie możesz rzec w oczy —
Coć się ku mnie nie podoba,
A ścirpwa więc sobie oba.
ACHIZA wystawia Zefirę, panią swą:
Ni ocz sobie głowę psujesz,
Iż pies szczeka, a wiatr niesie,
Rozlecić się to po lesie...
Nie masz się ty o co starać;
Jest stan, zacność i uroda,
A prawieś ludzka ochłoda.
A zaż nie piękna wymowa?
Prawie k sobie wabią słowa.
Tożby ciebie nie miłował...
Bo cożkolwiek na się włożysz.
Prawie wszytkim roskosz płodzisz,
Tak ci nadobnie przystoi,
Na drugim więc by na pień wdział
A tu wszytko jako się śmiał.
A zaż cię więc nie widamy
Kiedyś gdzie społu z paniami?
Żeś łąteczka między nimi:
Ano chłopi zaglądają,
Z kata szyje zakrzywiają...
Długo się druga nie zroście,
A ocz że się masz frasować?
Twój ci świat, umiej używać!
Póki masz czas, boć ten płynie,
A niechaj Zefira słynie.
Ach, ach, Achizo niebogo.
Jeszcze tobie więcej błogo;
Chociaj ty mnie wiele liczysz,
Swojej cnoty, iż mi życzysz;
Możesz użyć bez kłopota,
A u mnie wszytko w niewoli...
Wszak co wspomnię, głowa boli.
Bo ja muszę wżdy strzedz tego,
Bo co drugim roskosz płodzi.
To mnie ze wstydem przychodzi.
Mówić, nie z każdym przystoi —
Dziwnieć nas wżdy ten świat stroi:
A cóż? jako w klatkach ptastwo
Togo jedno używamy,
Co zjemy, to wszytko mamy...
Bój się przyjaciół, bój męża.
Oglądaj się już w każdy kąt —
Żaż jeden około nas błąd?
Wolałabych na swobodzie
Czasem siedzieć i o głodzie,
A żaż u mnię towarzyszka,
Z kim bych się wżdy rozmówiła,
Byś ty jeszcze kęs nie była?
Ano skaczą, pląszą drugie,
Jako chcą, tak ich ukrócą,
A czasem je w dzień obrócą...
A u mnie i ośród lata
Już noc, choć jeszcze poświata:
Leżę, włożywszy pięść w głowę,
Drzemię, ano mi się plecie,
Co drugie czynią na świecie...
Albo na ulicy słyszę
ACHIZA panią karze, iż świata nie używa:
Nie pleć oto miła pani,
Sobieście też krzywi sami;
Samiście się też w to wdali,
Niechać na mię kto chce to wie —
Ba, wieręć ja wolę zdrowie,
Niźli sobie świat zamotać,
A głowę prawie skłopotać;
Wszak widzę inszych nie mało,
Które też nie zawżdy poszczą,
A wżdy się nie bardzo troszczą.
Toć prawda, iż dzisia ludzi
Iż wszytko do siebie baczą:
Ale, wierę, jako raczą!..
Bedziemyli się szacować,
Więc też gotowemł oddać?
Jedno takież o nim rokuj,
A iście to jeden fortel,
A z tym na plac jakoby w cel.
Gdy kogo wezmą na zęby,
I ty, moja pani miła,
Bedzieszli się przeciwiła.
A na takie plotki dbała.
Bez czasu byś się starzała.
Wnet się to piwo ustoi.
Z przodku więc o tem pobają,
A potym więc ni słychają!
Poszaleć byśmy musieli,
Bychmy wszytko baczyć mieli,
Co ludzie na świecie sądzą:
Wszak nie dziw, dawnoć tak rządzą.
Nic się ty pani nie przeciw,
Pókiś młoda świata zażyw;
Kto się swego cienia boi.
A co tobie to zawadzi —
Wielećby ich temu radzi —
Zbłaźnić kogo? niech szaleje!
Wrzeszczy, piska na ulicy!
Używiemy tego wszytci,
Bo więc, kiedyć mu przypiecze,
Co ma, jako pczołka wlecze.
To twe wszytko, co zażywiesz.
Smaczniej kęs zjesz, smaczniej uśniesz,
Gdy kłopotów z głowy zbędziesz.
Boć wierę młodości szkoda,
Gdy jej używać nie umiesz,
A wiem, że sama rozumiesz,
Toć mówię, com rozumiała.
I co bych rada widziała.
Wierz mi, Achizo ma miła,
Dawnom ja to obaczyła,
Iż to ludziom roskosz płodzi;
Jedno mię cnota odwodzi.
Już też pływam tak bez wiosła,
A bardzom się obładziła
Kiedybych ci się zwierzyła:
I samam nie obaczyła,
A w prawdzie powiadam tobie,
Dalej nie wiem, co rzec sobie;
I wejrzeć się już tam wstydzę,
Ano teszno, gdy nie widzę...
Nie wiem, bych nie powiedziała.
ACHIZA się dowieduje paniej tajemnic:
Chwała djabła, miła pani,
Strzeżmy się tak siebie sami,
Pewnie głodne lato czuje.
A ja bych i zdrowie dała,
Czym ci bych pomóc wiedziała.
A ty się mnie przedsię strzeżesz:
Dawnom ja to obaczyła,
Iżci się myśl odmieniła,
I więcej się dziś trasujesz,
Darmo sobie głowę psujesz;
Wszylkoć nie wczas dawno widzę;
A spatrz jedno do zwierciadła,
Z tych frasunków jakoś zbladła.
Bacz że jedno sama na to,
Które sobie sama psujesz,
Iż tak wolna myśl trasujesz?
Daj wisiał! kto cię tak stroi,
Bo i sam za to nie stoi!...
Nie łaj mu, wieręć nic nie krzyw;
Nie myślał o tym jako żyw,
Jedno mię tak czart prawie zwiódł,
A z onej dobrej myśli zbódł,
Abych się unieść nie dała.
Lecz widzę, co miłość czyni,
Iż nie jednego omyli,
Które-m się ja nic nie bała,
Aleciem to już poznała,
Gotowemić mi oddała;
Bo ta nie wiele kunsztuje,
Prędko głową zafrasuje:
Nie nadziałam się do śmierci.
ACHIZA się przedsię dowieduje:
Toć k szalonemu podobno,
Ani k wierze niepodobne!
Przecz-że się tak za podłą masz?
Nie lepiej-że, że się śmiejesz,
Niżli tak darmo szalejesz?
Bo nie wiem, by tak zacny był,
A dokupiłby się drogo
Każdy twej łaski, niebogo.
Długo tak będziesz pływała,
Jestliżeś w tym nie bywała;
A rzkomo się nic tym nie baw,
Z daleka łaskę ukazuj,
Nie dokońca też myśli psuj;
Uzrzysz, alić się nasz ciągnie,
A puść ty to w ma opiekę,
Uzrzysz, żeć mu ja przypiekę,
Żeć musi medrować po krys,
A będzieć skakał jako lis.
Kupił za twoją urodą;
A i mnie tam co przypadnie,
Bo to przydzie barzo snadnie:
Iście czym głowę zawinę.
Chybabyś tak prosta była,
Iżbyś mi się nie zwierzyła.
ZEFIRA się jeszcze ociąga:
Nie barzo byś tam utyła,
A tobyś snadź w zysku miała,
Co byś sobie usłyszała;
Bo tam cnotą narabiają,
A tym się nic nie pętają
Co by z cnoty wykroczyło.
Ach, niestotyż! ta mnie cnota
Dowodzi tego kłopota,
Iż się on pokusić nie śmiem,
ACHIZA już gwałtem chce wiedzieć:
Ale ki dyjabeł tak hardy?
Wszak ja znam ty wszytki smardy,
Co się tym światem pętają,
A tyż nadobne straszydło.
Musiałby być sprośne bydło,
Aby się w tym kochać nie miał,
Kiedy będzie twą łaskę znał.
A mnie snadź w pole wywodzisz...
Coś w tym inszego rozumiesz,
Bo ty siła szpaczków umiesz!..
Anoć, snadź nie płaci z swoich,
Takeś ty mnie snadź kusiła,
Co bych też k temu mówiła.
Lecz jeszcze, com powiedała,
Ja się k temu będę znała:
Trudniejć potem będzie z drugą.
ZEFIRA się już zwierza Achizie:
Ach, Achizo, szpetny to żart,
Prawie mi ji nagodził czart;
A barzo mię przed nim teszno,
Ale gdy się rzecz stoczyła:
Już więc Achizo ma miła,
Ten przeklęty cudzoziemiec,
Co ji to Józefem zową,
Barzo mi zakrącił głową...
A dziwnie mi się w niej kręci;
Prawie czasem od pamięci...
Zewsząd mi myśl dobrą psuje;
Owdzie mię wstyd kole w oczy,
Serce dobrze nie wyskoczy:
Strach na mię zewsząd przychodzi,
Gdzie walczy z miłością cnota,
Iście tam siła kłopota:
A gdy jeszcze k temu dwoja —
I miłość tam niepokoja
Stanąli z sobą prawdziwie;
Bo choć bych swej nie dufała,
Alem tam tej już doznała.
Snadź by wolał gardło stracić,
Bo mu to wszytko sprawiła,
I na ten stan wystawiła,
Iż pan z niewolnika swego
Udziałał go przedniejszego,
Że mu wszytek dom poruczył.
A tak już wiedz, moja miła.
Tać mię to rzecz tak strapiła,
Żeś to sama obaczyła,
Ale dajwa temu pokój;
Co inszego zemną rokuj,
Bo miłość z czasem przypłynie,
A z czasem też sama zginie.
Chociaj teraz dziwnie broi;
A wżdy cnota spełna będzie,
Nikt tego wiedzieć nie będzie.
ACHIZA dobrze tuszy paniej:
Obaczcie się jedno sami:
Darmo sobie głowę psować,
Ba, źleć tym zdrowiem szafować
Jam, wiarę, iście mnimała,
Byś gdzie co zacnego miała;
Bo dziwne ma miłość oczy,
A gdzie chce, tam się zakradnie,
Ugodzi w to barzo snadnie.
Aleć to troska namniejsza:
Temuć iście szaleć pewno —
I tak chodzi jako drewno.
Twój ci grzech będzie, gospodze,
Oszalisz niewinną duszę...
Ale czemuż mu nie powiesz?
Natychmiast się tego dowiesz:
Z tych frasunków będzie się śmiać,
ZEFIRA wątpi o Józefie:
Achizo, z postawy sądzisz.
Lecz ujrzysz, że się obłądzisz.
Trudna to iście robota:
Już się na jedno zgadzają,
Wiele ludzi omylają.
Rychlej mędrek przez kij skoczy
A barzo się rad zatoczy...
Bo z rozumem ta prostota.
A w rychłe to sama zeznasz,
Kiedy tego prawie doznasz.
'ACHIZA karze panią, iż się lekceważy:
A barzo mi już sprzeciwno,
Iże się tak ważysz lekce,
I mówić się z tobą niechce;
Jam ni urodą ni stanem,
A jakom głownia przy tobie —
Przedsię lepiej tuszę sobie.
Ach, gdzież bych ja tobą była!
Nie jednym-że bych toczyła;
Siła przejdzie na me skrzydła,
A iście niż ten zacniejszych,
I na wszytkim podobniejszych.
A wżdy ja to lekce ważę;
Aż ty będąc prawie kwiatkiem,
Mogła by trząść dziwnie światkiem...
ZEFIRA nie chce mówić sama z Józefem:
Jać się tego nie chcę ważyć,
Bom ci dawno powiedała,
Iż mię cnota odciągała;
Z którą, kiedy się wstyd zgadza,
Wiele więc ludziom rozradza.
Bardzo jakoś pobłądziła.
Też wiem, iżby mię odprawił,
W wieczne zapalanie wprawił:
Bo wiem, iż w tym dobrym panie,
A doświadczysz sama tego;
Nie wierzyszli, skosztuj tego.
ACHIZA idzie, aby ji przywiodła:
Nie wiem bych w to ugodziła,
Bo wiec trudno słowa stawić,
Gdy serce o tym nie wie nic.
Ale bych snadź w to trefiła,
Abych go tu przyłudziła,
A z sobą wżdy co mówili.
U mnieć to będą dwa dziwy,
Gdyście tak oba wstydliwi;
Rada bych dziurką patrzała,
Co też za postawa będzie,
Gdy ta para społu będzie,[2]
A zkąd tę rzecz począć macie,
Gdy się siebie tak sromacie?
Pójdę, owa ji przywiodę.
ACHIZA namawia Józefa:
Hej, hej, Józef, trzeba mi was!
Będąć i ty regestra wczas,
Jakoż cię nie teszno z nimi?
Pódźcie sam do sklepu mało...
Barzo jakoś odwilżało,
Dobrze by tych szat poruszyć,
Co od roku w skrzyniach leżą;
Wierz mi, żeć ich mole wzjeżą;
I pani by tam iść chciała,
Aby je też oglądała.
Co się wam to zwidziało
teraz i z szatami?
Mam ja inszych spraw dosyć,
suszcie je tam sami.
szragi i wieszadła;
Łacnoć tobie mędrować
znać, żeś się najadła.
ACHIZA ji przedsie wabi:
Nie pójdęć ja do skrzyń bez was...
Iż ukażesz, gdzie co leży?
Nie wielki czas temu zbieży;
Boć jednak szkoda tej straty,
Jż tak darmo gniją szaty.
Toć mi cię czart nagodził
teraz i z szatami!...
Wiesz, że mnię trudna sprawa
Z białemi głowami...
niż wasze gzła suszyć,
Ale gdyś się naparła,
już się muszę ruszyć.
Ale tu jest i pani —
Iściem tu nic nie myślił
teraz o tej drodze:
O was-em też nie wiedział,
abyście tu byli;
teraz przekazili...
ACHIZA wyszla precz:
Gospodze, pójdę ja precz mało,
By się nas więcej zebrało:
I białe chusty przesuszyć.
JÓZEF też chciał precz:
Już się, wierę, tu suszcie
jako więc raczycie,
sami to baczycie:
Mam wiele, odprawować
jeszcze pańskich listów;
Też mnie mało, abo nic,
PANI już powiada o swej miłości powściągnąwszy go:
Postój, miły Józef, mało!
Albo nie wiesz co się stało?
A wstyd mi myśl odejmuje,
Ale gdyż już tak przypadło,
Acz ci mi tego przesiadło,
Iż mię miłość zwyciężyła,
A barzom więc żartowała,
Kiedym kogo w niej widziała;
I hardziem na to kazała,
Żem się jej nigdy nie bała.
Dobrze myślić o przygodzie,
Która bez wieści przypada,
A chytrze się w ludzi wkrada;
Jako się mnie teraz stało:
Aleć już powiedzieć muszę:
Takeś mi z Traso wał duszę,
Że nie mogę w to ugodzić,
Jakoby z tego wychodzić,
Bych cię tak nie miłowała...
A snadź mi z tego kłopota
Już ni rozum, ani cnota
Nie pomoże, w com się wdała;
Już się i rozum obłądził,
Który długo cnotą rządził...
Już snadź oboje ustało,
Ze wsząd o mnie rady mało.
Jedno tobie wszytko w moc dać...
A już mię rządź, jako raczysz —
Jam zbłądziła, to sam baczysz.
JÓZEF się śmieje z paniej umysłu:
co inszego mówić?
I mnimasz, by to dudka
za wiechą ułowić?
Nie wątpię ja w Panu swym,
Iż mi nie da od cnoty
nigdziej nie zabłądzić!...
Abych ja miał na wasze
ty płone powieści
a prawie bez wieści,
Nie radząc się rozumu
ani poczciwości!...
Nie daj Boże! doczekać
Którą bych ja obraził
naprzód pana swego,
Przytym i swą poczciwość
acz stanu chudego,
każdemu przystoi;
Bo każdy stan zacniejszy
gdy się cnota stroi.
A tak właśnie powiedasz,
Jestlić więcej swa wola
niźli cnota miła,
Która nad wszytki skarby
ma być przełożona?
jest społu stworzona...
PANI go z tego karze:
Miły Józef oto nie pleć,
Gdy od szczęścia co możesz mieć!...
Każdemu to rado szkodzi.
Kto szczęście puszcza mimo się,
Prawie ten już niedba o się;
A i ptaka tego ganią,
Co sobie tak pocznie grubie,
Ułapiwszy, iż nie skubie...
Wszytkom ja też to myśliła,
Com tu w tobie obaczyła:
A z myśli mi wyraziła.
Bo gdybyś ty chciał, nieboże,
Wszytko się stać dobrze może:
Bo bych ja w to ugodziła:
Czasem ci bych nałajała —
Trafić bym ja w to umiała.
Chybaćby mu djabeł kryślił,
Toż ci by się snadź domyślił!...
Snadniebyś ugodzić umiał;
Iżby nic nie przeszkodziło.
Snadnie by się w to trefiło.
A ja bych jedno patrzała,
Byłbyś iście silne bydło,
Byś to miał puścić na skrzydło,
W czym się dziś ludzie kochają,
A z trudnością nabywają;
Możesz na to kazać pyszno!
JÓZEF zowie płochą radę niewieścią:
Och, och, toć płocha rada:
znać z nie mądrej głowy!
czasu temi słowy...
I któż kiedy na świecie
wżdy był tak ćwiczony,
Aby się w tym utaił?
Też dał pan Bóg jasny wzrok,
bych my jem patrzali
Na każdego bezpiecznie,
a oczu nie kryli,
niecnotą zmazane,
Wiercą się więc przed ludźmi,
miecą się na ściany...
A pewni to szpiegowie
Bo je każdy po kąciech
albo w ziemię tłoczy.
Przypominasz mi też to,
abych to szczęściem zwał...
pan Bóg szczęście rozdał?
Hojnieć on nam dziwne swe
dary rozszafował,
Ale chce, aby każdy
Boby nam to miał dawać,
na ludzkie lekkości,
Snadź by jakoś ukrócił
swej sprawiedliwości.
wszytko ku czci swojej —
A nie dał ci urody
ku niecnocie twojej!
A tak, ma miła pani,
Bych jako pies przed słońcem
nie krył wzroku swego.
Bo kiedy kto wszeteczność
jaką na się czuje,
wszędy opatruje:
Bo się więc każdemu zda
by o nim mówili...
I tobieć się to trafi
Ano więc to zacnemu
nadobnie przystoi,
Patrzyć jasno wszem w oczy,
choć ich wiele stoi:
upominki wieczne:
Mieć oczy przeźroczyste,
a serce przezpieczne.
PANI przedsię powiada o swych trudnościach:
Iżci zewsząd słów dostaje,
Iż cię ta rzecz nie dociska,
Która mnie dziś we łbie piska...
I jam ni słówka nie rzekła,
Wszytkom to na pieczy miała,
Com tu od ciebie słyszała;
Ale by cię też ruszyła,
Wierz mi, żeć by się zmieniła
A krócej byś stawił słowa;
Bo więc i rozum zaślepi,
Gdy się komu to w łeb wrzepi.
Wierz mi, staną tam wymysły,
Mnieć gdy już tak zniewoliła,
Przy tym stoję, com mówiła:
Bo acz bych odmienić chciała,
Nie będę sto mowy miała...
Już tak snadź miłować muszę!...
Azać może serce rozpiąć,[3]
A gwałtem to z niego wyjąć?
Musi wszytko po niewoli,
Chociaj w tobie inszą myśl znam,
Ale radzę, rozmyśl się sam!
A już daj tej cnocie pokój,
Co inszego ze mną rokuj;
Snadź nigdy wesół nie będzie.
Ale się ty na to rozmyśl,
Wiesz, co za roskosz dobra myśl,
A bacz wżdy na swą urodę,
A snadź to jest wielka strata,
Za młodu nie użyć świata.
Jakoś się ty tak zniewolił,
Prawyś mnich, byś się ogolił.
A przez tego szczęścia nie mieć,
Jeszcze ktemu zniewolony,
Z dalekiej strony zakupiony:
Wielka cię to rzecz potyka,
Coć by k woli czynić miała,
A jakoćby pomagała!...
A ty się sam prawie dłażysz,
Iż ty rzeczy lekko ważysz,
Pilnie się o to starają,
Aby mieli łaskę moję...
A ja o to nic nie stoję,
Co ciebie potyka darmo —
Bo cię ta rzecz nie ruszyła,
Bych też z zwierzęciem mówiła!..
JÓZEF dziwnie panią odwodzi:
Jesliże mię nie ruszyła —
A ta stałość przystoi
snadź szlachetnej duszy.
I ty, byś chciała pomnieć
na stan swej zacności,
ty płoche miłości.
Pomni, że ta twa młodość,
co cię to unosi,
Jako siano zielone
Wszytko z czasem ustanie
każdemu człowieku;
Jedno sława cnotliwa
ta mu trwa do wieku!
jego młode zbytki,
Wstyd wiec, gdy je wspomina
a mier-zą go wszytki!
Bo młodość bez rozumu
Każdej rzeczy swowolnej
człowieka dopuści...
Czego wiec z wielkiem stydem
żałuje po czasie,
(bez rozumu) lesie.
Wzdryga się wspominając
to, co z młodu broił,
A jako go był sprośnie
Bo każda rzecz na świecie,
cożkolwiek kto płodzi,
Na to pomnieć przystoi,
ku czemu przychodzi.
co mi przypominasz,
Ku cnocie się ściągają
sama to rozeznasz...
Przyczytasz mi urodę,
Takież i czas młodości,
w której teraz pływam;
Bacz-źe na drugą stronę,
przecz to jest nam dano?
jaką po nas znano;
Bowiem to nam nasz Pan dał,
aby z tego cześć miał,
By każdy jemu ku czci
Pomni, że to ociec nasz,
a my jego dzieci;
Ano to jest wielki wstyd
i u prostych kmieci,
dziatki wychowają,
A iż z tego na potym
jaką lekkość mają.
Obacz też, jestli że cię
Nie dajże swej urody
tej niecnocie borzyć.
Wiesz, że każde stworzenie
z piękności obierają,
cnotę przyczytaja;
Ptaki, konie, zwierzęta,
tak więc za to mają,
Iż to złe być nie może,
A ty, rozumne zwierzę,
nie chcesz tego baczyć,
Piękność swą i urodę
z niecnotą chcesz zbracić?
Panu Bogu swemu,
Któryć dał tę urodę
ku czci bóstwu swemu.
Bo nad wszytki zwierzęta
By każdy stanem swoim
roztropnie szafował.
A gdzie ktokolwiek namniej
od cnoty odkroczy,
barzo się zatoczy.
A jako wiec kto sieje,
tak też żniwo bywa,
Każdemu się tak płaci,
Żeś mi też przypomniała,
iżem zniewolony,
Ale od pańskiej chwały
nic nie oddzielony...
jest poczciwej duszy,
Kiedy krewkiego ciała
niecnota nie ruszy,
Które, iż było zdawna
Na wszem rozumnej duszy
jest w moc poruczono,
By ona jako pani
tą sługą rządziła,
wiecznie nie błądziła.
A tak, ma miła pani,
i cóż mnie przystoi,
W tym moim zniewoleniu
Jedno cnotę zachować,
a wzdy czekać czasu,
Aza szczęście pomoże
z tego złego kwasu:
bezpieczniejszy bywa,
Co w szczęściu a w swobodzie
ustawicznie pływa;
Ale ten co u szczęścia
Snadniej mu zawżdy upaść,
gdy się namniej złotrzy.
A w więtszemeś ty więzieniu,
byś się obaczyła:
wiarę poślubiła,
A obacz-że to i sama
w tej szalonej głowie,
Iż on każdą cnotliwą
Ale widzę, iż u ciebie
i to barzo tanie.
Nie chcesz pomnieć, ani baczyć,
w któremeś jest stanie.
tedy od człowieka.
Lecz ty od samego Boga
danej już do wieka,
Na którąś ty dobrowolnie
A jakaż tu wiec wiara
teraz w tobie była?
A wszak wiesz, iż z niewiernym
też się wiara łamie,
barzo na to chramie.
A tak, proszę, z wiela przyczyn
ukróć te myśl w sobie,
A wiedz, że ja w tym się nigdy
ZEFIRA przedsię umawia Józefa:
Wierę się i sama wstydzę,
Iż cię takim dudkiem widzę!..
Szyroko przekładasz rzeczy,
Ano lepiej nie mędrować, ^
Nacz inszego rozum chować:
Bo ci, co się im sprawują,
Też nam tego zakażają.
Tyć plotki u niego za nic.
Iście on o tym nie pisze,
Gdy dwa dobrzy towarzysze
Jeden się z drugim zabawi,
Któż ma na cię skarżyć przed nim?
Jać iście na się nie powiem...
Pan też takiego widzi rad,
A z nim miewa niewieści skład,
Tak to pospolicie bywa:
A tobieć by trzeba tego.
Dotkni jedno stanu swego!...
Też to dziś za żart u ludzi,
A zwłaszcza w takowej rzeczy...
Nikt tego nie ma na pieczy,
Bo chociaż więc drudzy widzą,
Tym dziś sobie wszytcy szydzą.
Ano to nie stoi za wesz,
Co ty przekładasz na cnotę,
A stroisz sprostną robotę.
I toć wielki członek cnoty,
Ku drugiemu wiernie kładzie,
A on przedsię z nim na zdradzie,
Jakom ja to uczyniła,
Żem się prze cię zniewoliła:
Z swegom stanu opuściła.
Ono snąć żadne stworzenie,
Kiedy zna upokorzenie,
Nie może się nigdy srożyć,
Wiesz też, iż podniosłe myśli
Żadnemu dobrze nie wyszły:
I w nazacniejszym człowieku,
Zawżdy to ganią od wieku,
Potym go leda co depce.
Wiesz, przyrodzone fortuny
Dziwno tam brząkają struny.
Kto sobie nalepiej tuszy,
A barzo ty kole w oczy,
Kto przeciw niej bardzie kroczy.
A tak radzęć tej nie drożni,
Widzisz, że wszytcy poważni
Wielką na to pieczę mają:
A tobieć dziwno folguje,
Na wszem łaskę okazuje,
A podawać tak rzecz słodką,
Jedno jej umiej ugadzać,
A niechciej jej zrazu schadzać,
Pójdzieć wszytko, by wianki wił,
Acześ się swej wolej napił.
Jedno mię posłuchaj mało.
A puść to na moję pieczą,
A nie trzęś więcej tą rzeczą.
Wierz mi, choć tak cicho chodzę.
A proszę cię, nic nie mieszkaj,
A lepszą mi otuchę daj:
Bo ta wrogość twej osobie,
Barzo nic przystoi tobie.
Ki dyjabeł, co za prosty wół?
A już wierę nie przystoi,
Ty postawy, co je stroi.
JÓZEF karze panią z rozlicznych przyczyn:
moja miła pani,
Iż się w takie plotki wdawasz,
co każdy cny gani.
Lecz już nie dziw, iż tak pleciesz,
Bo widzę, iż ci się rozum
i mowa zmieniła.
Ano co jest sprostniejszego
jedno biała głowa,
ani żadne słowa,
Co się ku cnocie ściągają,
już jej nie smakują,
Jedno ty, które niecnotę
Już ani Bóg, ani prawa,
ani żadny zakon
Nie pomoże, ni żadny stan,
kiedy już straci srom.
jaka jest ustawa,
A jakie są (na ten występ)
ustawione prawa?
Już nie tylko tu na ziemi,
A wżdy jedno z tego dwojga
niechaj ruszy ciebie:
Tu na ziemi traci gardło,
sławę, dobre mienie,
i wieczne zbawienie!...
Acz powiedasz, iż pan z nieba
tych plotek nie baczy:
Azaż nie wiesz (przez proroka),
Iż on, siedząc w swoim stanie
a w swojej wirzchności,
Przejrzy, przewie i zrozumie
każdego wnętrzności.
gdyż i we wnątrz widzi?
A owszem, co jawnie grzeszy,
nic się go nie wstydzi.
Ano on nietylko jawne
Ale każde zawżdy widzi
jego pomyślenie!...
Powiedasz też, iż dziś ludzie
tym żartują sobie;
żart, zaszkodził tobie.
Bo więc ludzie, którą w takim
bezpieczeństwie czują,
Rzkomo chwaląc, pochlebując
Ano wiec to takie dworstwo
wiele ludziom szkodzi,
Bo potym i na potomki
prawem już przechodzi:
imą z której szydzić.
Iście wszytcy przyrodzeni
maja się zacz wstydzić.
A tak umiej, miła pani,
A chociaj cię myśl unosi
rozumem powciągać.
A włóż na się co rychlej
krygowe wędzidło,
jako proste bydło.
Acz mało tych ludzi znajdzie,
by się unieść nie miał,
Lecz kogo rozum sprawuje,
Wieleć tych białych głów było,
co się unaszały;
Ale pomniąc przyszłe rzeczy
przy cnocie zostały,
iż to klenot wielki...
A iście w nim (po zbawieniu)
ma się kochać wszelki.
Bo chociaj już człowiekowi
Gdy on spełna cześć zachowa
przodsię wszędy słynie.
Ale kiedy już tej który
w czym namniej naruszy,
biada już tej duszy.
Bo chociaj więc za nim drudzy
chodząc pochlebują,
Przed się sobie z tyłu palcy
Bo wiesz, moja miła pani,
wstyd raz obrażony.
Naprawion już być nie może,
a brzmi na wsze strony.
kto swą myśl porazi,
Która mu dziś kęs smakuje
potym wszytko skazi.
To obraza Boga, ludzi
Przywiera i na potomki
wiecznie jako smoła.
Choć więc czasem na krótki krys
to w ludziech ugaśnie,
za się świeci jaśnie.
Acześ tu nie trafiła,
na sobie równego,
Jam jest sługa a tyś pani,
A iżechmy jednak przed się
oba niewolnicy,
A co nam właśnie przystoi,
ostrzegajmy wszytcy.
strzeży-ż stanu swego:
Mnie też, proszę, nie przekażaj
urzędu mojego.
Bo co słudze jedno wiara
A kto się w niej zachowywa,
ten się pięknie stroi.
Niechajż mnię nic nie unosi
co cnocie przygłuszy.
niechaj nic nie ruszy.
Coby cię od prawej wiary
też unosić miało:
A już z tobą mówić o tym
Owa krótko powiadając
nie miej w tym nadzieje,
Wszak mi, gdy na to wspominam,
serce moje mdleje.
Och, och, toć piękna nowinka!
A godna by upominka,
Ale snadź kija, nie złota,
Bo mi przydaje kłopota.
Abyś miał człowiecze serce;
Żleć i dobrze próżno tuszyć,
Żadna cię rzecz nie chce ruszy.
By już przyczyny nie były,
Tedy, córa pierwej mówiła,
Wżdy by cię ta rzecz ruszyła:
Widząc moje przychylności,
Nie życzże mi takich złości;
Jestli przystoi oddawać,
Komu złością czyję dobroć.
A słychałam to wielekroć...
Zawżdy to na złe wynidzie,
By też przyczyna nie była.
Sama by cię zwyciężyła
Ma powolność i łzy moje!...
O srogież to serce twoje!
Tak mię żywo zagrześć raczysz!
A iścieć tak powiem tobie:
Będzieć kto rychło w żałobie,
Bom w sobie barzo zwątpiła,
Już tak od wszystkiego świata,
Gdy cię tak znam jako kata,
Który trapisz moje serce,
Wszak mi się i zdrowia nie chce...
Jeszcze się wżdy rozmyśl na to,
A niechaj cię to wżdy ruszy,
Iż to nigdy nie przysłuszy
Wiarę komu złością oddać.
A nie chciej mię więcej kazić.
Widzisz nie masz co przekazić.
Wszakeś świadom domu tego;
Nic będzie czasem żadnego,
Czasem siedzę przez cały dzień:
A co się Achiza wierci;
Lecz się tej nie strzeż do śmierci:
Bom ja jej tak doświatszyła,
Tobie też są poruczony,
W domu wszytki sprawy ony.
Przy których zawżdy musisz być:
Wolnoć każde drzwi otworzyć...
Żeć mnię barzo z kunstn wyszło...
Na wszom błądzę, to nie chyba...
Chodzę, by w odmęcie ryba.
Nie będzieszli mi się srożyć,
Bo cię co złego nie minie,
A pewnie z nas jeden zginie,
Bom ja odważyła sobie...
Już myśl o mnie i o sobie.
przyzwoliś nie chce:
Snadźby już k temu przyść miało
by i z cnotą zginać,
Niż z niecnotą za żywota
I zaż nie wiem co za sposób
naszego żywota?
Gdzie w nim rozkosz, znajdujemy
tam pełno kłopota.
nacz ci to ma wynić,
Iście by się rozmyśliła
co to masz uczynić.
Bo ty małe krotofile
Żaden się z nas nic obaczy,
gdy to czas rozproszy.
Ano to szalony kupiec,
co swój handel wszytek
prze krótki pożytek:
A to w niwecz, iż ostawi
złą sławę po sobie,
Która nigdy nie umiera,
Co powiedasz, iż nikt w domu
nie może przekazić,
Tym byś sobie więcej z myśli
snadź miała wyrazić;
twoja cnota tobie,
Tu się już więc sama zdradzasz -
a uważ to sobie...
I któż ma być pilniejszy stróż
A takież też twoja wiara
więcej strzeże ciebie.
Bo się zawżdy wiernie wiernym
zachować przystoi,
kto się kija boi.
A źli zawżdy co źle czynią
z strachu przestawają,
Ale dobrzy z dobrej wolej
Powiedasz tesz, żem kamienny
a płacz mię nie ruszy;
Wolę ja, iż płaczą oczy,
gdyby śmieszno duszy,
umie się ucieszyć,
A kto od niej odstępuje,
trudno ją rozśmieszyć.
I nie trzebać tych wywodów,
Sama byś mi dziękowała
byś się obaczyła.
A tak już cię tu Bóg żegnaj;
dosyć tej rozprawy,
jako człowiek prawy.
Bo by to za me nie stało
bym ją czym zniewolił.
Tak by mi się wszytko zdało
I nie śmiałbych w oczy pojrzeć
żadnemu człowieku,
A ten bych wstyd musiał nosić
aż do swego wieku...
Jeszcze się wżdy trochę niekwap...
A chodźże mię ale obłap...
Abych się wżdy ucieszyła,
Z tych kłopotów, com w nich była.
Ale mnie barzo w łeb skrobie,
Iż ci zewsząd szydła golą.
I wziąłeś przedsię swą wolą.
A dobrzem się domyśliła,
Bom znała po twej postawie.
Żeć już było biegać prawie.
Potrwaj jeszcze ze inną mało,
Boć by się barzo źle stało,
Snadź bych musiała przyleżeć...
A w złej nadziei zostawić!
Nie mógłbyś mi gorzej sprawić.
JÓZEF płaszcza odbieżał:
albo też co warzy,
Snadź im nadalej stoi,
tym się namniej sparzy.
A tak i mnie już też przydzie
A gdy inak być nie może,
precz uciec od ciebie.
Jakoć się tam z płaszczem widzi,
coć się ze mnie stoczył,
a przez próg przeskoczył,
Wierę tam czyń już, co raczysz,
to jest wolno tobie,
Gdym ja na owej stronie,
JÓZEF rozmyśla się już uciekszy, co czynić ma
z sobą:
Ach, toć wielka łaska pańska
kogo rozum rządzi!
jako marnie zbłądzi.
Jako teraz na mię przyszła
nielada kwestyja,
Jedno ostrzeż, miły panie,
Gdybych się jej namówić dał
wiem, co w tym należy,]
Bych też miał być srogim więźniem,
a gorzej niż w wieży:
po myśli zniewoli,
Już ni maści nie przykładaj —
barzo ten wrzód boli...
Wiem też co jest, jako dziwnie
Tam nie masz żadnej litości,
tam pomsta bez wieści.
Żadna straż nie jest tak czujna
by się ustrzec miała,
kiedy będzie chciała...
Bo się zdawna na to zgadza
wszelkie pokolenie,
Iże nad to żadne nie jest
A tak, cóż ja mam udziałać
ubogi nędzniczek?
Prawiem się już ufrasował
a w rozpaczy-m wszystek.
a obie złe baczą,
Tej się zawżdy, co mniej szkodzi,
wżdy się dzierżeć raczą.
Ano co jest nagorszego.
A w niecnocie już ze wszem złym
wiecznie się pobracić?
A tak, proszę, miłe serce
już mi tak stale trwaj,
w to się nigdy nie wdaj;
Nie kochaj się, iż więc miłość
krótką rozkosz płodzi,
A potym na długie czasy,
A niechaj ciało swowolne
wżdy słucha cnej dusze,
Bo ta szkapa na swowolnej
uździe dziwnie kłusze.
na wszem swej zwirzchności,
A ostrzega wolnej myśli
od płochej miłości.
Bo snadź, ile jest wszech niecnot
Tam nieprawda, tam i zdrada,
tam już ine zbytki.
Myśl szalona i wzgardzenie
z każdym swar a zwada,
oszaleje rada.
A zaż by mnię tak młodo
stracić wstyd przystało?
Bojaźń Boską, i wiarę —
Bo snadź to są na świecie
przedniejsze klenoty,
Które w radość przywodzą
a niszczą kłopoty.
zdawna mam i mało,
Co się dobrym a co złym
w tych przygodach stało?
Pan Bóg prze tę swą wolą
A barzo był żałował,
iż człowieka stworzył;
I widząc ich rozpustność
zagubił je marnie,
snadź wszytko złe garnie.
Farao, Abimelech,
jaką pomstę wzięli!...
A zdawna za wżdy marnie
Gdy był wziął Abramowi
Sarę piękną żonę,
Srogą pomstę za to miał,
ginął w każdą stronę...
ci co w cnotach stali,
I w najwiętszych przygodach
nic się nie lękali.
Zatonął świat prze ten grzech,
Jedno Noe cnotliwy
z dobremi wypłynął.
Lot z Sodomy wywiedzion
prze cnotliwy żywot;
ucirpieli kłopot!...
A tak i ja bez czasu
wżdyć marnie nie zginę,
Choć bych się też zanorzył,
Niech że się co chce dzieje,
ja przy cnocie stoję,
A tych płochych przestrachów
iście się nie boję;
wszytko więc wychodzi,
A złemu jegoż własna złość
rada więc zaszkodzi.
Niechajże się już ze mną,
A ja tobie poruczam
stałość swoje, Panie!...
ZEFIRA już gwałtu woła:
Ach, niestotyź, prze Bóg, rata!...
I kogóż to gdy potkało,
Co się mnie dziś nędznej stało!
Taka lekkość od łotrzyka,
Od nędznego niewolnika,
Małoć mię mej czci nie złupił!
Szłam do sklepu przesuszać szat;
Ten przybieżał jakoby kat —
Bych się była nie wydarła,
Albo iście poczciwości!...
Bo tam nie było litości!...
Niestutyż! k czemum ja przyszła?
Bom poczciwie z domu wyszła,
Czegom teraz doczekała...
Iż się ten łotr śmiał pokusić,
Co mej czci miało obruszyć,
Którą jako oko w głowie,
ACHIZA na ratunk przybiegta:
Ach, niestutyż! miła pani,
Panie Boże racz być z nami!
Proszę nie raczy-ż się trapić,
Niech się serce upokoi,
Boć ten łotr za to nie stoi...
Boś iście harzo pobladła;
Strzeż, abyś w niemoc nie wpadła!
Gdy co z lęknienia przychodzi!...
Wnet ja do pana pobieżę,
Wierz mi, żeć osiodła wieżę.
Po tym, jako będziesz raczyć,
Acz ci i z gardłem nie stoi
Ten łotr za to, co tak broi.
ZEFIRA do Achizy po cichu mówi:
Ba, milcz Achizo! nic ci mi,
A niechaj się tacy karzą,
Co nas sobie lekceważą.
Owo ten płaszcz rychlej schowaj,
A przed panem tak więc zeznaj:
Tedyś tu wnet przybieżała,
A iżeś go tu zastała,
Chociaś go ani widziała.
Umiej-że też ty więc mówić,
Wszak gdy chcesz, nie wrzód ci w gębę,
Wierz mi i jać mu zagędę!...
A niechaj na naszym stanie,
Gdyś tak chciał mieć, dobry panie.
Głosem, by czeladź słyszała.
ZEFIRA ku wszytkim głosem narzeka:
Ach, moja Achizo miła,
Toć się ma myśl odmieniła!
Abych ni w czym stanu swego
Nic na mniej nie obraziła;
Tum snadź wszytko pokaziła!
Bo rozlicznych ludzie myśli,
Kiedychmy już ktemu przyszli,
Już się szyroko rozniesie;
Bo snadź drugi bez mej winy
Wynajdzie sobie przyczyny,
A znajdzie żart z mej przygody!...
Bo zachce dworstwa używać,
A to za nic[6] nie będzie stać...
A usłyszysz, wiele złego
Iż uroście z błędu tego.
A ciężko mi to na duszy,
Bo to moje serce czuje:
Pan się barzo zafrasuje,
I będzie siła kłopota,
A tak, proszę, nic się nie wstydź,
A co rychlej po pana idź!...
Umiejże mu mądrze rozwieść
Nie daj mu się w smętek unieść.
Ach, wszechmogący panie,
który tam wszytko widzisz,
Patrząc tu na swe błazny
zaż się za nie nie wstydzisz?
od twej wiadomości,
A prawie jawnie szydzą
z twej świętej możności!...
Widzę k czemu już przyść mam,
Co też insi cierpieli
prze niewieścią chytrość,
Która, gdy się bez wstydu
z niecnotą pomiesza,
szkodliwiejsza insza.
I czegóż już tu ona
na mię nie wywarła!
Zwodząc mię z mojej cnoty
Ale ta moja nagość
snadź mnie nic nie wadzi,
Bo to prawie odarty,
kogo wstyd szkaradzi...
wżdy dobrej nadzieje,
Kto nad insze ubiory
cnotą się odzieje.
Też cirpliwość niewinna
Rad wiec Pan Bóg nagradza,
kogo szczęście treskce.
Acz mi strach bezpieczeństwo
jakoś wżdy przekażą,
pilna pańska straża,
Cóż mam rzec, nieboraczek,
i skąd rady dostać?
Trudno mnię będąc sługą
Która na mię rozumem
tak się nasadziła,
Aby mię swą powieścią
i z świata zgładziła!...
moje wszytki zmysły,
Gdy na mię dziwnie przyda
rozliczne wymysły.
A cóż czynić? Wszak to wie
Iż zawżdy jest przy prawdzie
Pan Bóg sprawiedliwy.
Ja się tą bronić będę,
póki mi jej stanie,
tobie tam, mój panie.
Ach, niestotyż! już słyszę
głos pana swojego;
I któż mnię tu pomoże
Pójdę k niemu, acz mi strach
odejmie postawę,
A powiem mu prawdziwie
tę nieszczęsną sprawę.
to smętna nowina,
Bo każda zła już jemu
z tych obu przyczyna.
Jestli-że mnię uwierzy
Gdy mu przydzie swej paniej
tej niecnoty doznać!...
Jestli jej też uwierzy,
przed się to złe znamię,
obali się na mię.
A czegóż się już nędznik
mam więcej nauczyć?
Jedno się i swą sprawę
Rozumiem nie wszytkiego
będę miał na pieczy,
Bowiem mi snadź z przestrachu
nie dostanie rzeczy...
sam rozprawuje, kochając się, iż ma żonę i sługę
wiernego, nic nie wiedząc, co się stało:
Osobna to iście rzecz
mieć sługę dobrego;
już doświadszył tego.
A kto ji jeszcze sobie
po myśli wyprawi,
Wielką roskosz a pokój
A kiedy jeszcze k temu
trafi, na wiernego,
Jako ja dziś iście mam
Józefa swojego.
pieniędzy obrócił,
Com zań dał, abom sobie
wiele pracej skrócił.
Nie wiem w domu ni o czym
A zawżdy mi uroście
w nim jaki pożytek.
Abowiem dziwny rozum
w tym człeku znajduję,
czasem się dziwuję.
A zaż on komu w domu
kiedy w czym zawadzi?
A zaż on nie rozprawi
Tak się go wszytcy boją,
a tak mu folgują,
A przed się jako ojca
wszytcy go miłują.
już też teskliwszego,
Jedno gdy kto w domu ma
sługę niewiernego.
Patrz i w ten kąt i w drugi,
Bo jaki bywa baran,
taka na nim wełna.
Takież we złym człowiecze
też złe obyczaje,
rozumu dostaje.
Ano ludzie wiele kroć
doświatszyli tego,
Że się barzo trudno ustrzec
Ale mnie jeszcze Pan Bóg
w tym opatrzyć raczył,
Jeszczem żadnej chytrości
po swym nieobaczył.
abych go wystawił,
A jako poczciwego
na nogach postawił.
Drugą roskosz Pan Róg dał
Iż mię raczył zachować
z onego kłopotu,
Co ze złemi żonami
ludzie więc miewają,
ich się wystrzegają.
Mam też żonkę poczciwą,
wstydliwą, powolną,
Ni w czym mi nie przekaża,
By jeszcze ktemu Pan Bóg
to przedłużyć raczył,
Już bych sobie roskoszy
snadź więtszej nie baczył.
Józefa hań widzę...
Z jakąś smętną postawą,
czemuś ku mnie idzie...
A nie lada z przyczyny
Aż mi się serce lękło,
czuję jakąś sprawę...
Podobno mnie sprzeciwna
myśl mi coś źle sądzi;
jakoś wszytko błądzi...
ACHIZA przystąpiwszy chwali panią swoję:
Ach, mój panie! toż się mylisz
A rychło się tego dowiesz:
Aleć się snadź jedna spłoszy!...
Coć się tknie szlachetnej paniej,
Nie mylisz się na cnocie jej,
A rzadka by się obrała,
W statku, wierze i w stałości,
A k tobie w wiernej miłości...
Na wszem masz szlachetną żonę;
Lecz się mylisz w drugą stronę:
Co z tobą ślubu nie brali...
Ale mnie mało do tego,
Zrozumiesz z kogo inego.
Bom też sługa jako drudzy,
Bo więc sobie to oddają,
Wzajem w niełaskę wprawiają.
Lecz, iż mi żal z serca tego,
Co się stało niedobrego,
A wstyd mię powiedać tego;
Snadź się dowiecie skąd inąd
Jaki się tu stał u nas błąd...
POTYFAR się lękł ujrzawszy smętnego Józefa:
me serce lękało!...
Pewnie mi się nędznemu
snadź coś złego stało...
Bo baczę z Józefowej
Iż mię w rychłe potkają
nie po myśli sprawy.
Niestotyż! miły Józef,
płaci-ś ty co zbroił?
smętną myśl nastroił?
Nie trwóż się, miej dobrą myśl,
jestli co równego,
Zatrzemy to, w tym poznasz
JÓZEF obmawia z daleka swa przygodę:
Acz serce niewinne, panie,
lecz gdy się tak stało,
Nie mogą oczy zataić,
Patrząc na cię swego pana,
co mu życzę tego,
By nie było żadnej troski
na umyśle jego.
przygodnie trefiła,
Nie może być, abyć myśli
barzo nie skaziła.
A wstyd z strachem i ta miłość
Przekażą mi, iż me śmiem rzec
żadnej prawdy tobie.
POTYFAR się pyta, co by się wżdy stało:
A przeBóg! mój miły bracie,
Przecz mię tak długo frasujesz,
a iż mi nie powiesz?
Widzę, iżeć jakoś wargi
z żałości biegają,
mnię złą myśl działają!...
JÓZEF nie chce nic powiedzieć:
Ach, mój panie! cóż sobie rzec?
jaciem marnie zginął!
w wielkiej cnocie słynął...
Lecz przygoda, gdy chce skarać
Szuka miestca swego,
Ta żadnemu nie przepuści
Jako się to na mnie nędznym
snadź w rychłe okaże,
Bo wiem, acz mam sprawiedliwość,
źle mię szczęście skaże...
A wszak ty już dawno wiesz,
jaką mam myśl k tobie;
Nie przypuszczaj jedno nic
tych frasunków k sobie.
byś miał zginąć wiecznie,
A co się to wżdy stało
powiedz mi przespiecznie.
Boć mi już i samemu
A iż tak długo nie wiem
już mię barzo teszno.
JÓZEF przedsię nie śmie powiedzieć:
Więcej by mnie nędznemu
Za niewinną przygodą,
gdy tak szczęście chciało.
Zasłania mi wstyd oczy,
a snadź w tym kłopocie
i wątpię w żywocie!...
POTYFAR pyta hausknechta:
Chodź sam! ty ale Mago
co tu strzeżesz domu;
a przez wszego sromu,
Co się to tu nowego
a snadź złego stało?
Bo iż nie wiem, z frasunku
HAUSKNECHT powiada, iż nic nie wie:
Powiedziałbych rad, panie,
ale nie wiem i sam,
Jedno też tak po domu
Pani płacze z Achizą,
Józef zdechł na poły,
A mnie też patrząc na nie
prawie serce boli.
jedno narzekają,
Szczęście wszytcy winują,
a nieszczęściu łają.
POTYFAR narzeka, iż tak długo nie wie:
tak w tym błędzie mam być?
Snadź musi być coś złego
nie chce nikt powiedzieć!...
Pójdę tam w dom a snadź się
Acz wiem cożkolwiek to jest
pewnie mnie nie błogo!...
A wszak, acz jeszcze nie wiem,
już mię strach zejmuje,
szkodzie serce czuje...
PANI już powiada k swej rzeczy, co się stało:
Ach, mój namilejszy panie!
Nie próźneć twe narzekanie,
Toć się już snadź nie nadało...
Bo cześć moja, sława twoja,
Użyła tu niepokoja!...
Aby od kogo dobrego! —
Któremuś wszytkiego wierzył!...
Teraz ci się przeniewierzył...
Acz wielki wstyd o tym mówić,
Zwłaszcza kto w tym nie przywykł być,
A w takiej straży chowała...
A sna-m tego strzegła, panie,
By i zły proch nie padł na nię!
A teraz bez mej przyczyny,
Szłam do sklepu z dziewką sama,
Abych szaty oglądała;
Achiza na chwilę wyszła,
Potym ta niecnota przyszła,
Otóż teraz tego doznasz:
Jął się ze mną bezpieczen być,
Żem wżdy pani miał to za nic!...
Zapomniawszy powagi mej,
Chciał mię tu mieć po swej woli!...
Wszak, co wspomnie, głowa boli...
Bych się była nie oparła,
A gwałtem się nie wydarła,
Zać tam tego było mało...
Aż gdy Achizę usłyszał,
Skoczył i płaszcza odbieżał.
Dopiero w mię dusza wległa,
To, panie, przypuszczam k tobie,
Jako też masz ważyć sobie;
Mnięć wiecznie nie oschną oczy,
Serce dobrze nie wyskoczy...
Nie śmiem wejrzeć w oczy tobie,
A snadź żadnemu człowieku —
Ten ze mną wstyd już do wieku!...
Bo kosztowny cześć jest klenot
Ty wiesz, co z tym uczynić masz,
Jestli się w swej sławie kochasz!...
PAN żałościw że złej nowiny:
Och, tocies mi nowinkę
Nie darmo mnię moja myśl
tak była struchlała...
Bo wszytki ine szkody
by nawiętsze były,
gdy czci nie ruszyły;
Lecz gdy się ta zdziurawi,
już ją trudno łatać,
By w niej wada namniejsza,
Słyszysz to zły człowiecze... „
co się to tu toczy?
Straciwszy wstyd i wiarę
kryjesz psiną oczy!
wychował z młodości,
Abyś ty był swe sprawy
obracał na złości?
Chociaś był już zapomniał
Jednak było litować
przedsie szczęścia swego,
Któreć było z mej łaski
tak barzo urosło!...
nacz cię to uniosło!...
Acz więc nigdy dobremu
swa wola nie wadzi,
Ale ci niebaczliwi
Jako by kurka strzelił
chodząc się nadyma —
Gdy zna kęs łaski pańskiej,
wszytko już za nic ma!...
kto w tym mądrze goli;
Bo to na pstrym koniku
jeździ po swej woli.
Jakoś i ty uczynił
Pomni, jakoś mi oddał
moję dobroć złością!
A zaż tedy cnotliwi
szczęścia pokuszają?
cudzej nie ruszają.
Też swej czci przepomniawszy
coś jej snadź miał mało,
Jedno coć się jej ze mnie
Targnąłeś się na mój stan,
człowieka prawego,
Co mi się nie stawało
od sobie równego;
żądny nie urodził,
Ktoby cześć urażoną
już kiedy nagrodził.
Już moja myśl w żałości,
Gdy się o nie nieszczęście
tak z tej strony kusi.
JÓZEF sobie źle tuszy, a mówi ku panu:
Już ja widzę, mój panie,
A dobrze, iż z tej troski
nie spada się głowa,
Która mnie tu nędznika
niewinnie potkała —
dziwnie powiedała...
A cóż ja mam nieborak
wodę łyżką mierzyć?
Bo, bych co chciał powiedzieć,
A snadź prawda używie
wżdy urzędu swego,
ni w czym niewinnego.
PANI dociera na Józefa:
O jakież to bezpieczeństwo!
Dziwne w tym łotrze szaleństwo!
Aby na mię co wymyślił:
Ale tu trudno mędrować,
Boć ten płaszcz nie da figlować,
Coś go we sklepie odbieżał,
I ta się tak lękła była,
Ledwie słowo przemówiła,
Tej upornej myśli twojej,
Bo świadoma cnoty mojej.
Jaką żałość z tego miała.
ACHIZA świadczy paniej:
Nie wiem, panie, coć się działo;
I teraz mam dusze mało,
Aż mię febra przeraziła.
Przybiegłam, on już ucieka,
Pani nieboga narzeka,
Łamie ręce a włosy rwie,
Żem wielkiej pracej użyła,
Niż się prawie otrzeźwiła.
Bo kilka razów omdlała;
Silny ja tam kłopot miała...
Człowieka źałościwszego;
Mnie macie ocz trudno pytać,
Bom się nie mogła dopytać
Z żałości żadnego słowa;
'POTYFAR uwierzywszy świadectwu gromi Józefa:
A słyszysz to, zły człowiecze,
coś ty to wżdy sprawił?
Mnięś i paniej z nas obudwu
Ty i z ciałem a i z duszą
snąć za to nie stoisz,
Za ty twoje wszeteczności,
które zdawna stroisz...
też każdemu płacą:
Dobre osobnie miłują,
a złe marnie tracą.
I tobie będzie przystało,
Jakąś miarką komu mierzył,
abyć odmierzono...
ZEFIRA na pomstę wiedzie Potyfara:
Panie! krótko powiedając
Byś to miał tak na szrot puścić,
A tego się srodze nie mścić!..
By to szło o co inszego,
A nie tknęło stanu mego,
Gdyby mi czci nie ruszyło.
JÓZEF z daleka paniej prawdę przypomina:
Lepiej by snadź, gospodze,
abyście milczeli,
włożyć w miech piszczeli...
Krócej byście mówili,
byście prawdę znali,
Aleście dawno w sobie
Ale iż jej i sami
snadź nie wiele macie.
Więc i świadki, co słyszę,
po swej myśli macie.
takie miewa kramy:
Wszak się dawno po sierści
wszytcy dobrze znamy...
ZEFIRA srodze dociera na Józefa:
Jeszcze ten łotr fuka na mię,
I na tę, co jej cnotę znam!...
Iście lepsza niż wszystek sam...
I jeszczeż mu cirpieć raczysz,
I śmie się przed tobą swarzyć?
Oto daj gębę wyparzyć
Tak i z oczyma za razem
Kamieniem abo żelazem,
Dotykać mej niewinności,
A targać się na takiego,
Co nie godzien nigdy tego!..
JÓZEF po drugie panią upomina:
lepiej, byś milczała,
Byś wilka na się z lasa
tu nie wyszczekała!...
Wiesz dobrze, coć się działo,
Bo co nademną stroisz,
samę cię w łeb skrobie!..
ZEFIRA płaszczem dowodzi na Józefa:
Sam ty niecnotliwie szczekasz!
Iż dufasz w pańską dobrotę,
Płaszcz wyznawa twą niecnotę,
Coś go odbiegł uciekając,
Prawie jako z lasa zając...
Jako pies z kąta markotać!
A pan też mój jako drewno...
A snadź by mu ścirpiał pewno,
By się rzucił na samego,
Nie baczy nic iż to wadzi
Wszemu domu i czeladzi.
POTYFAR grozi Józefowi:
Albo ty mnie człowiecze
Iż tak tę swowolną gębę
wolno na szrot puszczasz?
Ale nie dziw, gdzie swa wola
już gniazdo uplecie,
co jest złe na świecie.
A wszytko to z tej urosły
ty twoje śmiałości,
Że już nie znasz ani wstydu,
Jakoś ty mnie pod pokrywką
a niewiernie służył,
Zapomniawszy mojej łaski,
którejś hojnie użył.
snadź i u wszech ludzi,
Kiedy kto piękną postawą
zdradnie kogo łudzi.
Ale się to więc kożdemu
A jako więc kto zasłuży,
takie bywa myto...
JÓZEF się obmawia:
Inszej winy ja nie baczę,
Jedno żem cię umiłował
więcej, niżli siebie.
A iścieciem tę wiarę
zupełnie swą chował,
ni sobie nie folgował.
I ta snadź pani łaskawa
by prawdę znać chciała,
Iście by o mej wierności
ZEFIRA fuka na Józefa:
Bodaj zabit z tą wiernością!
Stanęłać mi w garle kością...
Jeszcze k sobie przyść nie mogę,
A długo przeklęty żydzie,
To mnię z głowy nie wynidzie;
Bo ciężko temu w tym pływać,
Gdy kto w czym nie przywykł bywać.
Prawdę mówisz, moja pani,
pomnieć to tak było,
Iścieć się coś we łbie było,
barzo zakrąciło...
jawnie na łbie rogi,
Abyś mię była mogła zwieść
z mej cnotliwej drogi.
A pamiętasz jakoś ty mnie
Snadź już tych przyczyn nie było,
coś ich nie wznawiała,
Dobrodziejstwa i niewolą
kładąc mi przed oczy;
około mnie toczy...
A pomnisz, gdym ci strach boski
i stan twój rozwodził?
Przedsiem jednak nigdy w ten krys
Aby cię to gdy ruszyła,
takeś bujna była...
Nie był tam wstyd, ani cnota,
wszytkoś potraciła...
znowuś poprawiła,
Żeś mię bez mej wszej winy
w kłopot przyprawiła,
Przekładając swoje sidło
I jakoż to wżdy nie kole
ten wstyd w oczy ciebie?!
A pomnisz to, gdym uciec chciał,
płaszcześ ze mnie zdarła,
cnoty, niźli gardła...
Bo wiem, że nam na tym świecie
tu krótko wszytkim być,
Jedno wżdy sława poczciwa,
Żal się tego, miły Boże,
iż ten cnotliwy pan,
Dał się uwieść w takie plotki,
będąc od wszytkich znan
iż uwierzył temu:
Acz to barzo łeb kłopocze
mnię wszytko nędznemu...
Acz to każdemu mądremu
Szukać ktoby prawdę mówił,
a kto plotki stroi...
ZEFIRA narzeka na Potyfara, iż go ty przymówki
nie ruszają:
Toś nadobnie łaskaw na mię!..
Widząc mnię tak skłopotaną,
Jeszczeż jako nową raną
Dasz mnie tak przed sobą dręczyć!...
Abych żywa nie została,
Kiedym tego doczekała,
Ku mojej wielkiej ciężkości...
Przyczytamy swoje złości
Ano przy nim jawne lice,
Co tu odbieżał we sklepie;
A mnie jeszcze przed się klepie!..
Za niewiastę bych cię miała,
Abyś jego pomścić nie miał;
Już nie wierzę, byś serce miał...
Widząc jawne krzywdy moje,
Bych ja tak widziała twoje,
Abych się ich wżdy pomściła;
A ty o moje nie dbasz nic
Albo mię chcesz, co rychlej zbyć;
A nie długoć tego czekać,
I tak ci mię zjadł szkodliwie,
Wiecznie mi to nie zażywie...
POTYFAR śle po ceklarze:
Milcz oto a nie płacz pani,
Biegaj ty chłopcze co rychlej
skokiem po ceklarze,
Aby tego wnet łotrzyka
wsadzili do wieże,
takich niecnot strzeże.
CEKLARZE przyszli:
Panie nasz, racz nam rozkazać,
co wasza miłość raczysz,
wszak to i sam baczysz.
POTYFAR każe z Józefem do wieże:
Nu, weźcie tego zuffalca
wsadźcież go do wieże,
wieżny dobrze strzeże.
Już niechaj jego przygodą
i inszy się karzą,
Coć się też nad swoje stany
JÓZEF upomina Potyfara:
Jeszcze, mój łaskawy panie,
rozmyśl się wżdy mało,
A zrozumiej mało pewniej
Boś daleko w tym odkroczył
od sprawiedliwości,
Co mądremu nie przysłuszy
bez wszej wiadomości.
przyczyny nie znając,
Bo niema w tym być teskliwy
nikt prawdy słuchając.
ZEFIRA przeklina Józefa:
Ta twa psia gęba szczebiecze?!
Już idź, boś jest godzien tego,
Boś nabroił wiele złego.
Dosyć łaski pana cnego,
Bo to dawno zasłużyło
By też snadź jako bądź było.
JÓZEF się obmawia jako może, iż go nieszczęsnym zowie:
Jeszczeć nieprawie nieszczęsny,
Ale to snadź nieszcześniejszy,
kto się na nie kwapi.
Jakoś się ty tu upornie
na mię ukwapiła...
snadź godniej sza była.
Ale gdyż tak me nieszczęście
po mnie raczyło mieć,
Wżdy jednak mię w swojej jusze,
A wolę ja z moją cnotą
w więzieniu się troskać,
A niźli ty z swą niecnotą,
na swobodzie ostać.
Toć mię dziwno, miły panie,
Jakoż ci i głowy stanie,
Iże to możesz wycirpieć!
I jakoż cię za chłopa mieć?
Już bych ji żywo rozdarła,
Za przymówkami takiemi,
Co wszem pluska w kaszę imi!...
I dasz się gnieść marnie gnidzie?
Gdy tę przywarę zostawisz
Przy mnie, wierz mi czyście sprawisz!...
POTYFAR się nie chce skwapiać:
Azaż tak to, miła pani,
Niechać jedno tam posiedzi,
sam ci się nakarze.
A mniemasz, by to lada co
wnet człowieka stracić?
z świętymi się zbracić...
Bo siłać bywa z młodości
złych ludzi na świecie,
A jakoć skoro świat nastał,
A potym, gdy się nakarzą,
a iż się obaczą,
Przychodzą więc w insze stany,
a nie tak bujno skaczą.
chcianej rzeczy sądzić;
Tak trzebać baczyć na wszytko
kto nie chce zabłądzić!..
ZEFIRA lamentuje na Potyfara, iż się za razem
Ba widzę, iż się dorządzisz...
Nie trzeba czekać, już błądzisz!..
Chcesz zostawić na swym domu
Tę przesuchę tak bez sromu,
Gdyż to tak u ciebie za nic?
Bo ja co wspomionę na to,
Przypłacić mi zdrowiem za to!...
A odwłóczysz mu karania,
Już więc trudno wilkiem orać,
Kto się nauczy źle działać;
A kto już więc śmie raz złym być
Śmie się o to zawżdy kusić,
A ztąd więc wszytko pochodzi.
Bo tego doświadszysz wszędzie:
Ten nigdy dobry nie będzie.
Ale kiedy ty tak chcesz mieć,
Jedno na cię wiecznie płakać,
A Bogu to w opiekę dać...
Gdy to ważysz lekce sobie,
Acz mnie szkodzi, więcej tobie...
nieszczęście a rozmyśla się, co ma czynić:
I cóż się wżdy już dalej
na tym świecie ma dziać?
Nie usłyszysz, by się wżdy
Tak się już wszędy na nim
wszytko pomieszało,
A cokolwiek usłyszysz
wszędy prawdy mało.
wszytko w omylności...
A żaż już nie nastały
rozliczne chytrości?
Żadny się nie zachowa
Jedno wszytcy pływamy
ustawicznie w błędzie...
Jeden z drugim niewiernie,
każdy sobie gali,
by nagorsze chwali.
A już ludziom statecznym
i świat omierzili,
Za ty sprawy obłudne,
Wej, co się mnię nędznemu
też teraz przydało!
W czym się serce kochało,
to mi się znać dało:
a takież w cnej żenie,
Acz wiara jest niewieście
barzo ciężkie brzemię...
Teraz mię to oboje
A mój stateczny umysł prawie rozdwoiło!...
Dziwno mię temu słudze,
któregom w cnocie znał,
marnie zapomnieć miał...
Acz mu rzeczy nie stawa,
którą się odmawia,
Ale snadź więc onemu
Gdy się kto winnym czuje,
wiec się chce wyprawić,
A ten, co praw, milczeniem
chce swą cnotę sprawić.
za wierną u siebie;
I nie mogę z tych błędów
prawie wywieść siebie.
Sobiem snadź więcej winien,
Żem obiema dopuścił
za młodu swobody...
A niewierny to jest stróż
młodość poczciwości!..
w dziwne omylności...
Abowiem młody człowiek
jako dzikie zwierzę,
Dziwno mu zawżdy we łbie
A nie jest nic lepszego,
(iście to me zdanie),
Jedno młodemu człeku
groźne wychowanie.
jakożkolwiek broi,
Rozmysł do każdej rzeczy
nadobnie przystoi.
I mnie snadź tego trzeba,
Bo każdy mądr nie bywa,
aliż więc po szkodzie.
A każda rzecz ukwapna
rado tak więc bywa,
i zły koniec miewa.
Myślę, co mam uczynić
w tej mej omylności?
A jakoby doświadczyć
Bo wiele tych ludzi jest
gdy z czego wychodzą,
Tedy więc swoje winy
na drugiego wwodzą.
poczekać nie wadzi,
Bo rozum nie rad błądzi,
gdy się go kto radzi.
A tak każcie sam przywieść
Abych jeszcze zrozumiał
wżdy, co słusznie, z niego.
CEKLARZE Józefa przywiedli:
Owoż jest Józef, panie,
Któregoś był do wieże
nam już wsadzić kazał.
POTYFAR mówi ku Józefowi:
A zaż tak, zły człowiecze.
Za me wielkie skłonności ?
rospomni to sobie!
Tobiem wierzył i garła
i swej majętności,
o me poczciwości?
Targnąłeś się na sławę,
wżdy mnię, pana swego;
Pomni, jakoś tu użył
By nie me dobrodziejstwa
garło byś wnet stracił,
Acz by tego mnię nigdy
i tym nie zapłacił!...
Nic, panie, nie wybadasz,
gdy mię masz za tego,
Iżem ja miał zapomnieć
urzędu swojego,
poczciwie używał,
Iście po ten wszystek czas,
com przy tobie bywał.
A tak snać wolę milczeć,
Bo jako ptak na lepie,
dałeś się ułowić.
POTYFAR mu powiada o więzieniu:
Iścieciem ja nie stracił
Bych miał którą rzecz sądzić
w takiej omylności.
A takiem już na tym jest,
byś więzienie cirpiał,
na potym nakarał.
JÓZEF wdzięcznie więzienie przymuje:
Chwalę iście, mój panie,
ty twoje rozmysły,
w to nieszczęście przyszły.
Aczem ja nic nie myślał
o tej swej przygodzie,
Lecz widzę, to po ludziach
Acz to cirpię niewinnie,
co się kolwiek broi,
Lecz na smętne przygody
dobra myśl przystoi.
ku temu więzieniu,
A Pan Bóg będzie mój stróż,
w takim omyleniu.
A co bych sobie darmo
Przedsię i krzywdę cirpiał
i dobrą myśl psował.
I zaż to na pirwszego
teraz przyszło na mię?
już to dobre znamię.
A ten rychło na jaśnią
mą prawdę odkryje,
A ty wszytki przypadki
POTYFAR odsyła do wieże Józefa:
Idzy-ż przedsię boś mię już
dosyć ufrasował,
Ty sobie dobrze tuszysz
I tyć przed się potrawy
opak tu stawają:
Komu by się frasować,
ci lepszą myśl mają.
Odpuść nam, miły Józef,
coć udziałać mamy;
Iście z wielką żałością
tego używamy;
lecz wżdy rzecz wstydliwa,
Będąc zacnym człowiekiem
kto więzienie miewa.
JÓZEF oświadcza swą niewinność:
ma się człowiek wstydzić,
Lecz o tym podobieństwie
jakoś strasznie szydzić.
Ale stare przysłowie
Iż każdego wiernego
niewinność wyprawi.
Niechaj się dzieje, co chce,
gdym ja tego pilen,
nie był nigdy winien.
A gdy się moja cnota
na jaśnią odkryje.
Dopiero będziem mierzyć
CEKLARZE:
Dobrze mówisz, Józefie,
o swej poczciwości:
Cóż, gdy jednak ty rzeczy.
JÓZEF w Bodze pokłada swą nadzieję:
Żyw ten Pan Bóg na niebie,
który w to ugadza,
Iż każdemu prawemu
Iż mię acz na czas karze,
według swojej wolej.
Lecz nadstawi swobodą
tej mojej niewolej.
Mądrze czynisz, Józefie,
iż się nie frasujesz,
A iż dobrą nadzieję
tę o sobie czujesz:
dosyć frasunku ma.
A cięższe, gdy go sobie
jeszcze kto przyczynia.
JÓZEF sobie dobrze tuszy:
przeciw wodzie pływać?
Snadź nalepiaj w przygodzie
myśli swej używać...
Bo na rzecz przymuszoną
Ciesz się każdy czym możesz,
a myśli nic nie strasz.
Bo na to trzeba myślić
gdy kto w szczęściu pływa,
gdy nieszczęście miewa.
Ale my więc w roskoszach
tak sobie mnimamy,
Iż już świat zakupiony.
Ano żądny ani wzwie,
ani tego zgadnie,
Gdy przygoda z nieszczęściem
na kogo przypadnie.
Już niechaj Pan Bóg rządzi
umysł twej stałości.
Nam się aż łzy rzuciły
z takich omylności.
dufać szczęściu swemu
Kto na koniu, pod koniem
przyjdzie być każdemu.
A iż długo na świecie
nic kwitnąć nie może.
Już cię tu poruczamy
w twą opiekę, Boże!