(Zimą nad sercem...)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | (Zimą nad sercem...) |
Pochodzenie | Ballada rycerska |
Wydawca | PAX |
Data wyd. | 1956 |
Druk | Toruńska Drukarnia Dziełowa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
∗
∗ ∗ |
Zimą nad sercem zmalałym nie panuj,
Podaj mi palce — po cichu — na palcach
Pójdziemy ścieżką śniegiem obsypaną
Na małą stację, z której się nie wraca.
W małej kolejce będziesz w szybkie krążki
Oddechem karmić — i wyrosną drzewa,
Las, w którym rządzą srebrzyste zajączki,
Dom z wielkim piecem, który ładnie śpiewa.
W domku dróżnika zamieszkamy. Dwoje
Pod jedną, biedną pierzyną powszednią.
Pantofle twoje i marzenia twoje,
Białe pasjanse z czułą przepowiednią.
Zmęczonym oczom światło karbidowe,
Zmęczonym ustom herbaty lipowe,
Zmęczonym nogom połacie domowe,
Szal na migrenę, kompresy na głowę.
I będzie stygła wielka misa czasu,
I będę pisał wiersze beznamiętne
O tym, że wyszłaś po drzewo do lasu
I że mnie czekasz za siódmym zakrętem.
Lecz nagle błyśnie jak piorun na torze
Nieubłagany nasz pociąg pospieszny,
Światłem obrzuci nasze czułe łoże
I dom nasz śmieszny, i zaułek leśny.
Nadzy, czerwoni wybiegniemy z domu,
Na białym śniegu dwa żałosne cienie...
Zimą nad sercem serdecznie się pomódl
O wieczne trwanie przez wieczne zmęczenie.