<<< Dane tekstu >>>
Autor Klemens Junosza
Tytuł 5,000 Rubli
Podtytuł Powiastka
Pochodzenie „Kolce“, 1876, nr 4-5
Redaktor J. M. Kamiński
Wydawca A. Pajewski i F. Szulc
Data wyd. 1876
Druk Aleksander Pajewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.

Kto przeglądał dodatek do Kurjera z ostatnich dni marca 1874 roku, ten czytał ogłoszenie następującej treści:

„Rs. 5,000.“

„jest do wypożyczenia na dom murowany w Warszawie zaraz po Towarzystwie, lub też do umieszczenia w korzystnem przedsiębiorstwie.
Wiadomość u Franciszka Obełgalskiego Patrona, lub też u pani Windbeutel wdowy na Starem mieście Nr. 1.“
Z ogłoszenia tego, każdy obdarzony darem domyślności mógł przypuszczać że pani Windbeutel wdowa, mieszka przy ulicy Stare miasto Nr. 1, że ma do ulokowania summę 5,000 rs., i że prowadzącym interesa pani Windbeutel wdowy, jest pan Franciszek Obełgalski patron Trybunału Cywilnego w Warszawie.
Nie należało również wątpić że każdy właściciel murowanej posesji w Warszawie, lub też przemysłowiec z korzystnym interesem mógł zabrać bliższą znajomość tak z panem Obełgalskim patronem, który był zapewne człowiekiem bardzo przyjemnym, jako też i z panią Windbeutel wdową, prawdopodobnie osobą bardzo miłą.
Nikomu jednak nie przyszło na myśl, że nieodżałowanej pamięci pan Windbeutel, oprócz nieutulonego żalu i 5,000 rubli gotowizny, pozostawił wdowie jeszcze pewien innego rodzaju kapitalik, który również był do natychmiastowego umieszczenia...
Tym kapitalikiem było zachwycające stworzenie o głosie srebrnym, włosach złotych, oczach szafirowych, i nosku zadartym do góry. — Jednem słowem była nim panna Krystyna Windbeutel, córka nieżyjącego Gotlieba i Eufrozyny z Łopatowskich.
Z tego wywodu genealogicznego łatwo można zaobserwować że panna Krystyna zawdzięczała swoją egzystencją wzajemnym afektom pięknego Germańczyka i zachwycającej Warszawianki. Skutkiem tej kombinacji uczuć i kapitałów otrzymała ona habrowe oczy po ojcu — a po matce ową fertyczność i zdolność eleganckiego ubierania się, dwa przymioty właściwe córkom grodu syreny.
Wszystkie te wdzięki w połączeniu z sumą 5,000 rubli, o której było wyżej, i najwyższą edukacją na jaką zdobyć się mogła korporacja pedagogiczna zwana szkolą dwuklasową żeńską przy ulicy Zapiecek, czyniły z panny Krystyny osobę miłą, wyedukowaną, posażną i zachwycającą.
Ojciec panny Krystyny przyjechał do Warszawy na skromnym wózku zaprzężonym w dwa psy kudłate i chude, mające w sobie podobno odrobinę krwi wilków Szwarwaldskich; — następnie oddał się z zamiłowaniem profesji rzeźniczej i byłby z pewnością wyjechał za granicę powozem, gdyby nie śmierć która przecięła nitkę jego żywota w samym środku.
Dzielny ten człowiek otoczony serdelkami, ruladą, polędwicami i połciami słoniny, byłby zostawił swej połowicy nierównie większy kapitał, aniżeli liche 5,000 rubli, gdyby nie sama kochana Fruzia, jego prawna małżonka.
— Słuchaj Gotlieb, mawiała do niego ta kobieta niesłychanej łagodności, ty o mnie nic nie dbasz!
— O — odpowiadał małżonek...
— Stary Speckseite, kupił swojej żonie zegarek, pani Blutwurst dostała atlasowy kaftanik, a tej starej babie naszej sąsiadce pani Fledermaus kupił mąż salopę tumakową, aksamitem krytą, aksamitem, czy słyszysz ty niedołęgo mówię ci wyraźnie ak-sa-mi-tem!
Temu ostatniemu wykrzyknikowi towarzyszyło tak silne tupnięcie nóżką, że trzy sznury serdelków spadły na ziemię...
Gotlieb podnosił spokojnie serdelki, a pani Fruzia ująwszy się pod boki pytała:
— Czy mam być gorszą od pani Fledermaus? co?...
— Kochany Fruzia... nichts kluci, odpowiadał nieoszacowany Gotlieb, masz sto rubla, i es wird aksamit sein.
Po niejakim czasie zielone oczy pani Fledermaus, płonęły zazdrością na widok aksamitnej salopy spoczywającej z majestatyczną powagą na potężnych barkach pani Windbeutel; a pani Blutwurst i pani Speckseite mówiły do siebie:
— Widziała pani, Windbeutlową w nowej salopie?
— Widziałam, kochana pani Blutwurst, ta baba wygląda jak tłomok.
— Powiedz Pani raczej, że jak aksamitny salceson...
— Ha! ha! ha! mój Boże, komu tu świat durzyć, aksamity, no proszę, myślałby kto że jaka hrabina.
— Od serdelków...
Tego samego wieczora, panowie Blutwurst i Speckseite powróciwszy w domowe progi, mieli sceny o aksamitne salopy, a skutkiem tego w najbliższą Niedzielę, małżonki ich wystąpiły w aksamitach.
Tego rodzaju sceny nie mogły wpływać pomyślnie na bilans interesów spekulacyjnych pana Gotlieba, i dla tego nieoszacowany ten mąż zmarłszy w kwiecie wieku pozostawił po sobie tylko pięć tysięcy rubli i córkę.
Pani Windbeutel, otarłszy łzy, zajęła się uregulowaniem swoich interesów, nie traciła nadziei, że jeszcze wyjdzie za mąż, ale postanowiła nieodwołalnie, że już drugi raz za niemca i do tego jeszcze za rzeźnika nie pójdzie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Klemens Szaniawski.