Adolf/Przedmowa autora
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przedmowa autora |
Pochodzenie | Adolf |
Wydawca | Biblioteka Boya |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Współczesna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI cała książka |
Indeks stron |
Nie bez pewnego wahania zgodziłem się na ponowny druk tego dziełka, wydanego przed dziesięciu laty. Gdyby nie pewność niemal, iż zamierzano dokonać przedruku jego w Belgji, i że ów przedruk, jak większość tych które rozpowszechniają w Niemczech i wprowadzają do Francji belgijscy rabusie, będzie pomnożony dodatkami i wtrętami nie pochodzącemi odemnie, nie zajmowałbym się błahostką napisaną jedynie w tej myśli, aby przekonać kilku przyjaciół, bawiących ze mną na wsi, o możliwości zainteresowania opowieścią, w której jest tylko dwoje aktorów, sytuacja zaś pozostaje ciągle jednakowa.
Raz zabrawszy się do tej pracy, zapragnąłem rozwinąć parę innych myśli, które mi przyszły do głowy i które wydały mi się nie
pozbawione pożytku. Chciałem odmalować ból, jaki, nawet oschłym sercom, sprawiają cierpienia, którego są źródłem, jak również złudzenie, które każe im się uważać za bardziej płochych i zepsutych niż są w istocie. Na odległość, obraz męczarni w jakie się kogoś wtrąca, wydaje się mglisty i niejasny, niby mgła łatwa do przebycia. Czerpiemy odwagę w sądach społeczeństwa; społeczeństwo to, nawskroś sztuczne, zastępuje zasady etykietą, a wzruszenia konwenansem; nienawidzi skandalu jako rzeczy niewygodnej, nienormalnej poniekąd, godzi się bowiem dość chętnie z występkiem, byle bez rozgłosu. Mamy złudzenie, iż więzy zadzierżgnięte bez zastanowienia dadzą się zerwać bez trudu. Ale, kiedy widzimy mękę wynikłą ze skruszenia tych więzów; bolesne zdumienie oszukanej duszy; nieufność, jaka następuje po tak zupełnej ufności; nieufność, która zmuszona zwrócić się przeciw istocie będącej poza resztą świata, rozciąga się na cały świat; kiedy widzimy wiarę, podciętą w swej zasadzie i nie wiedzącą już gdzie w co wierzyć: czujemy wówczas, że jest coś świętego w sercu które cierpi przez to że kocha. Odkrywamy, jak głębokie są w nas korzenie przywiązania, którego mniemaliśmy się być jedynie przedmiotem; i, jeżeli zwyciężamy to, co nazywa się słabością, odbywa się to kosztem zniweczenia w nas samych wszystkiego uczciwego, poświęcenia wszystkiego co szlachetne. Z tego zwycięstwa, które przyjaciele i obojętni chwalą, podnosi się człowiek, okaleczywszy śmiertelnie cząstkę swej duszy, zdeptawszy sympatję, nadużywszy słabości, obraziwszy moralność, użytą jako pozór dla okrucieństwa; i przeżywa swą lepszą naturę, z uczuciem wstydu lub poniżenia po tym smutnym tryumfie.
Oto obraz, jaki chciałem odmalować w Adolfie. Nie wiem, czy mi się powiodło; rękojmię prawdy daje mi bodaj to, iż wszyscy niemal czytelnicy, z którymi się zetknąłem, odnaleźli samych siebie w sytuacjach mego bohatera. Prawda, iż, przez wszystkie ich żale, przebijało mętne uczucie zadowolonej próżności; radzi byli czuć się, jak Adolf, pastwą upartego przywiązania; widzieli w sobie ofiary namiętności jaką obudzili. Sądzę, iż, po większej części, obwiniali się niesłusznie, i że, gdyby próżność zostawiła ich w spokoju, z sumieniem nie wiele mieliby kłopotu.
Jakbądź się rzeczy mają, wszystko co tyczy Adolfa stało mi się bardzo obojętne; nie przywiązuję żadnej wagi do tej powieści. Powtarzam, iż, dając ją na nowo publiczności, która, prawdopodobnie, o ile ją znała kiedy, zapomniała o niej, chciałem stwierdzić, iż wszelkie wydanie, któreby zawierało coś innego niż jest w niniejszej książeczce, nie pochodzi odemnie i że za nie nie odpowiadam.