Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Przedmowa
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX |
Podtytuł | Przedmowa |
Wydawca | Marya Chełmońska |
Data wyd. | 1901 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom pierwszy |
Indeks stron |
Nie potrzeba się zagłębiać w dzieje, aby poznać, że społeczeństwa ludzkie za równo w swym bycie nazewnątrz, jak i w rozwoju wewnętrznym, żyją mniejszościami działającemi za całość i do działania potrzebującemi tylko jej oddźwięku, duchowego podłoża i mięśniowej siły. To ich przewodnie stanowisko wytwarza im w społeczeństwach pamięć uczuciową, która na najwyższym swym stopniu daje im sławę, sława zaś zapewnia ziemską nieśmiertelność.
Mniejszości te stanowią jedyną naturalną, jedyną prawowitą arystokracyę Ludzkości, bo z niej jednej tylko naturalnie, w logice i w życiu nieprzeparcie wypromieniać się może wyższość, w samym fakcie pojawienia się swego przynosząca już swe powołanie.
Co Platon mówi o prawie Adrastei i kategoryach dusz, wcielających się w odpowiednie kategorye ludzi z samych funkcyj swoich wybitnych, na co Carlyle ma nazwę artyleryi niebieskiej, — to cichemu rozsądkowi pozwala się ująć w zasadę wyższości umysłowego uzdolnienia i uczuciowego napięcia, — wyższej sprawności, dzielniejszej pracy, silniejszego rozpędu.
Kto wyrzekł «wyższość», powiedział «i talent». Bez niego nie byłoby owych przewodnich mniejszości, nie byłoby wybitnych jednostek, które je składają. W najwyższej swej potędze, jako genjusz, jest on też najwyższą siłą świata człowieczego i zarówno w porządku natury, jak w porządku kultury, na tej ziemi nie ma dla siebie równoważnika. Im więcej społeczeństwo dostało od losu ludzi genialnych, tem silniej, trwalej i lepiej też żyje.
Odpowiednio do rozmiarów i kształtów, do tonów i barw umysłowości ludzkiej, ześrodkowanej w duszę, w indywidualność człowieczą — talent może tworzyć piękne i wielkie poemata, potężne i wiekotrwałe państwa, wspaniałe symfonie, Pantenony i katedry sztrasburskie, wzrok przykuwające rzeźby i obrazy, niespożyte odkrycia, podbijające rozum hypotezy naukowe, doskonałe dzieła wiedzy i umiejętności; może tworzyć i wielkie czyny i wielkie fabryki; błyska i z Dantejskiego «Piekła» i z wynalazków i pomysłów cywilizacyi materyalnej i kultury obyczajowej, wprowadzających rozsądek i energię indywidualną i zbiorową, w pewnych obrębach gospodarstwa społecznego, na nowe zupełnie tory. Jest talent marzenia i piękna, wiedzy i nauki, woli i czynu. Są talenta rozumowe i uczuciowe. Ale jakąkolwiek będzie ta siła sama w sobie i w promieniowaniu swojem, zawsze musi być i jest wyższą nad inne, pociągającą je za sobą twórczą energią, którą Bóg, natura, los obdarowuje społeczeństwa ludzkie. Takie ustawiczne obdarowywanie pokoleń żywych wyższemi wybitnemi siłami myśliciel angielski uważa za rdzeń rzeczywistości dziejów, zakreślanych promieniem wszechrozwoju, t. j. obejmujących wszystko to, czego człowiek w przeszłości dokonał i co się przez człowieka stało.
Można nazwę bohatera, nadaną jednostce wyżej do czynu, myśli, czy uczucia uzdolnionej, odrzucić, można powodzenie, jako warunek rzeczywistej wartości, zasilającej życie w ściślejszem zrozumieniu dziejowe odtrącić: samego pojęcia wyższej nad inne siły nie wygładzi nic. Bez indywidualności wybitnych, bez tej jakby żywiołowej indywidualizacyi uzdolnień i powołań, dzięki której energia w przyjaznych warunkach się rozwija, a z nieprzyjaznemi walczy, społeczeństwo ludzkie nie mogłoby żyć, mogłoby tylko trwać. Dla kultury i postępu w kulturze znaczenie istotne ma tylko jednostka wyżej obdarowana.
Carlyle żąda dla bohaterów czci. Miały do niej niegdyś prawo bogi i półbogi ziemskie. Urok, którym pokolenia całe otaczały swych Usirych, Heraklesów, Zarathustrów, Odinów, był najpiękniejszą poezyą. Lecz czasy takiego bohaterstwa i takiej czci minęły. Im dalej posuwa się człowiek zbiorowy w czasie, tem mniej jest zdolnym do czci; zastępuje ją chwałą, sławą, podziwem, uznaniem — rozumowo lub uczuciowo wyróżniczkowanem wrażeniem od przedmiotu. My, ludzie dzisiejsi, czcić możemy tylko wielkie dobro, wielkie uczucie i ofiarę i wielkie też nieszczęście. Geniusz czaruje nas i podbija, wstrząsa i rzuca, rozburza i łamie. Odczuwamy go jako potęgę nad siebie wyższą, i idziemy za nią z podziwem raczej, który wydaje z siebie nasza wyobraźnia odtwórcza, niż ze czcią, któraby musiała wytrysnąć nam z serca.
Rdzennym też pierwiastkiem tego uznania, które nas łączy z człowiekiem wybitnym, jest wdzięczność. Nie możemy jej nie mieć dla tych, którzy nas samych, zgoła bez trudu i zasługi z naszej strony, wrażeniami wielkości, dobra i piękna obdarzają, a zbiorowości ludzkiej, do której wraz z nimi należymy, więcej nieskończenie dali, niż od niej wziąć mogli. Ta wdzięczność, z podziwem złączona, narastając przez czas i teżsame wrażenia coraz-to nowych pokoleń kształtuje się w stosunek dłużników do wierzycieli. Każde nowe pokolenie bierze na siebie dług poprzedniego i przekazuje następnemu — znowu do spłacenia. W ten sposób spełnia się obcowanie żywych z umarłymi, — ważny moment logiczny życia, w którem każde dziś tworzyć powinno ogniwo, łączące dzień wczorajszy z jutrem.
Wdzięczność jest i prawem zasługi. Kategorya wybitnych, wpośrod nich i rzetelnie wielkich, jest przedewszystkiem kategoryą dobrze zasłużonych, a w niej znów ludzie czynu przed ludźmi myśli i marzenia muszą mieć pierwszeństwo. Geniusz myśli działa z siłą nieprzepartą, żywiołową; geniusz czynu świadomie dąży do dobra. Siły, od nich niższe, idą za ich przykładem. Jak w Panteonie rzymskim obok dii maiores byli dii minorum gentium, tak i w panteonach narodowych obok rzeczywiście wielkich i zasłużonych stoją ludzie mniejszej miary, mniejszej zasługi, a nawet wprost tylko rozgłosem żyjący, o których najogólniej powiedzieć można, że wrazili się w pamięć potomnych samym tylko dodatnim lub ujemnym przejawem swej istoty! Do tych prowadzi prosta ciekawość, usprawiedliwiona przeważnie maksymą Andrzeja
Maksymiliana Fredry: „cudze wiedzieć rzeczy ciekawość jest, a swoje potrzeba.”
Ludzie genialni, wybitni i dobrze zasłużeni — wogóle znakomici — nietylko chwałą są, dobrem i siłą: samo to poczucie, że się ich ma, krzepić już musi. Każdy talent wyższy w dziedzinie kultury ogólno-ludzkiej podtrzymuje jakby reprezentacyę w życiu międzynarodowem. Bo narody żyją nietylko siłą zorganizowaną, do wzajemnego bronienia się, a częściej do wzajemnego szkodzenia sobie im służącą, ale i tą mocą, nieskończenie prawie różniczkować się zdolną, którą tylko dopomagać sobie wzajemnie mogą i dzięki której znoszą do wspólnego skarbca Ludzkości dzieła pięknotwórstwa, wiedzy, umiejętności i nauki. Dla Ludzkości, jako jestestwa oderwanego od odrębnie w ilościowym jej ogromie zorganizowanych całostek, nie to ma rzeczywistą i trwałą wagę, co się tylko przez wyodrębnienie i w niem dokonać mogło, ale to właśnie, co w danych formach odrębności całostka w niej żyjąca wydała z siebie jako zbiorowość ogólnie-ludzka. Na wielkich liniach pochodu rozwojowego Ludzkość nie dba o indywidualne losy, dążenia, czyny i wypadki, wypełniające indywidualną historyę pojedyńczych zbiorowości ludzkich; nie polityki szuka, ale kultury.
Zwracając wzrok na siebie, bez upajania się sobą, widzimy, że ludzi genialnych mieliśmy stosunkowo mniej, niż inne narody. Natura nie była skąpszą, gdy nam miała dawać surowe genialności siły; tylko społeczeństwo tych sił surowych w doskonale już sprawne urabiać nie umiało, a warunkami swego rozwoju i uspołecznienia, w najobszerniejszem pojęciu, i swej umysłowości, najrozleglej pojętej, je tłumiło. Wiele darów natury wcale nawet do rozwoju przeciwność ta nie dopuściła. Zakaz Olbrachtowy niejeden geniusz przyszły w ludzie wiejskim umorzył. Najwięcej sił wybitnych w dawniejszych epokach, najwięcej mężów nazwy swej godnych, wydało życie ściślejsze dziejowe; nowszą rozjaśnia blask pierwszorzędnych, prawdziwych, na miarę ogólno-ludzką, wielkości literackich, artystycznych i naukowych.
Przypomnienie sił czynnych a wybitnych w XIX-ym wieku, odświeżenie w pamięci dzisiejszej ludzi, wsławionych geniuszem, talentem, wiedzą, pracą i zasługą; przesunięcie ich przed oczyma dzisiejszego pokolenia w zwięzłych, treściwych zarysach, a o ileby talent piszącego dopomógł, to i w życiem tętniących obrazach — było zadaniem obecnego wydawnictwa, zadaniem niełatwem do spełnienia, a nawet znojnem. W dotychczas wydanym oddziale „Album” nasze czeka na krytykę z nadzieją uznania, a z pragnieniem wskazówek na dalszą drogę.
Album zasłużonych Polaków i Polek z konieczności stać się musiało przedewszystkiem księgą pamiątkową wszystkich wogóle sławnych, znakomitych, wybitnych, a nawet rozgłośnych. Czytelnik sam w przewijającym się przed oczyma orszaku rozpozna tych, których tylko doznany rozgłos przy pewnej wybitności darów wrodzonych, lub stanowisk w społeczeństwie zajętych, uprawnić mógł do przestąpienia progu tego przybytku pamięci, jakiem „Album” z treści przeznaczenia swego stać się musiało. Niechaj każdy ma swą miarę: każdy znajdzie swą nagrodę, a najwięcej ze wszystkich wartą będzie zawsze prawda.
A teraz — idź, książko, w świat i bądź dobrym przyjacielem człowieka: ucz go, pocieszaj i krzep!