Album kandydatek do stanu małżeńskiego/XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Bałucki
Tytuł Album kandydatek do stanu małżeńskiego
Podtytuł z notat starego kawalera
Wydawca Wydawnictwo „Harapa“
Data wyd. 1877
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XIII.


Mieszczańskie konkury. (Obywatelska córka.)




Dla tych, którzy mają prozaiczniejsze gusta i nie uczuli wielkiéj inklinacyi do artystek — przeznaczam niniejszy rozdział, w którym przedstawię pannę mieszczankę czystéj wody, z dziada i pradziada. Miłość dla takiéj panny może obywać się bez znajomości estetyki i historyi sztuki, bez poetycznych wzruszeń, bezsennych nocy księżycowych, możesz sobie jeść, pić, spać, jak każdy zwyczajny śmiertelnik i porządny obywatel, w czasie słoty używać parasola i kaloszy, w zawieje szalika na szyję, a wieczór latarki; a potrzebuje tylko i wymaga od ciebie, abyś pochodził z porządnéj, obywatelskiéj rodziny, miał stały dochód, świadectwo szczepionéj ospy i spowiadał się choć raz w rok około wielkiéj nocy. Mając takie kwalifikacyje, możesz być pewnym, że będziesz wpuszczony do fortecy domowéj, jeżeli objawisz szczere zamiary starania się o rękę panny i za wspólną zgodą rodziców zostaniesz instalowany na stałego konkurenta. Będzie ci wolno odtąd pokazywać się z panną publicznie pod rękę, rozumie się pod eskortą mamy lub obojga rodziców, prowadzić ją w niedzielę przed południem na sumę, popołudniu na spacer, wieczór do teatru; dostaniesz uprzywilejowane krzesło w kółku familijném, na którém będziesz trawił długie wieczory zimowe, to opowiadając pannie zajętéj robótką nowinki miejskie lub czytając jéj książki, to dysputując z tatką, gdy wróci ze sklepu, o polityce i radzie miejskiéj, lub grając z całą familiją w „halbe zwölfe“. — W czasie uroczystości familijnych jako to imienin (urodzin obywatel krakowski czystéj krwi nie obchodzi, bo to zwyczaj niemiecki i luterski), karnawałowych wieczorków (jeżeli takowe okażą się konieczne dla reszty córek), święconego wielkanocnego — będziesz miał przywilej nalewania gościom wina, rozpoczynania tańców lub aranżowania niewinnych zabaw towarzyskich. Kilka razy do roku czekają cię oficyjalne spacery w uprzywilejowane miejsca, i regulaminu tego zmienić ci niewolno bez obrażenia całego domu strzegącego pilnie tradycyj obywatelskich. Te tradycyjonalne spacery przypadają w uroczyste święta, na które panna wkłada zazwyczaj nowe suknie, tak zwane „od dzwonu“, rozumie się zygmuntowskiego, który się w te dnie z zamkowéj wieży odzywa, — i prezentuje takowe w towarzystwie narzeczonego w drugie święto wielkiéj nocy koło kościołka św. Salwatora na Zwierzyńcu na emausie, w trzecie święto na rękawce na Podgórzu, w Boże Ciało i Matkę Boską różańcową na rynku, a w zaduszny dzień na cmentarzu. Do tych spacerów należy także wycieczka na Bielany, na którą panna bierze serso i bareżową sukienkę, mama służącą i parobka z koszami wyładowanemi cielęcą i huzarską pieczenią[1], kawę w butelkach i ciastkami, a papa chcąc sklepowym chłopcom zrobić uciechę we święta, każe im nieść kosze z winem i innemi napitkami, za co potem dostaną po dziesiątce na huśtawkę. Do konkurenta należy tego dnia postarać się o powóz i cukierki, obierać pomarańcze, biegać za kółkiem, gdy go panna nie chwyci na patyczek i rozpocząć z nią tego dnia grę w zielone.
Widzisz więc, że miłość twoja nie zazna tu żadnych burz, niespodzianek — wszystko naprzód ułożone idzie jakby w zegarku. O jednéj i téj saméj godzinie co dzień kawa, kolacyja, uściśnienie rączki narzeczonéj, nieledwie każde spojrzenie, każde ziewnięcie, każde westchnienie naprzód przewidziane. Dla ludzi lubiących systematyczne, spokojne życie, niemasz nic wygodniejszego, przyjemniejszego, jak takie konkury w mieszczańskim domu; miłość wtedy nie zjada, nie niszczy człowieka, ale tuczy, sprawia sen dobry i apetyt jeszcze lepszy. Zasmakowawszy w tego rodzaju konkurach, możnaby doprawdy zapomnieć o małżeństwie, gdyby nie papa, który nakreśla granice tym przedślubnym przyjemnościom i oznacza dzień wesela. Wszystko bowiem tutaj jest naprzód ułożone. Najprzód panna musi ukończyć przepisaną zwyczajem liczbę lat na pensyi, gdzie się uczy trochę katechizmu, trochę języków, trochę gramatyki, trochę arytmetyki, trochę grać, trochę śpiewać i tańczyć. Po ukończeniu pensyi z pochwałą, bo to jest zastrzeżone w układach z przełożoną pensyjonatu, panna pod okiem mamy zapoznaje się bliżéj z tajemnicami sztuki kulinarnéj, studyjuje 365 obiadów pani Ćwierciakiewiczowej, smaży konfitury, piecze placki na święta; w niektórych domach należy do dokończenia edukacyi także znajomość krawiecczyzny, a przynajmniéj białe szycie i cerowanie skarpetek. Ukończenie tych wszystkich nauk nadaje pannie patent dojrzałości, i ukazuje się światu na publicznym balu jako panna na wydaniu. Potém następują konkury, któreśmy wyżéj opisali, a następnie po załatwieniu wszystkich formalności kościelnych ślub i wesele. Ślub musi być koniecznie wieczór, a wesele z muzyką i ze wszystkiemi szykanami jako to: czepinami, cukrową kolacyją, toastami etc. etc. Małżeństwa tego rodzaju są podwaliną i najlepszą gwarancyją porządku państwowego, i nie było prawie przykładu, aby taki według wszelkich form wyswatany i ożeniony obywatel mieszał się do jakich niebezpiecznych i nielegalnych czynności, staje się konserwatystą w najlepszym gatunku, choćby dlatego, że już sama tusza i wygody domowe nie pozwalają mu zostać wichrzycielem. Zadowolony jest z tego co ma i nie pragnie niczego, chyba krzesła radcy miejskiego. Pragnienie to, które nieraz przewyższa pragnienie piwa pilzneńskiego, poczęło dokuczać obywatelom krakowskim dopiero od niewielu lat, to jest od zaprowadzenia rządów autonomicznych i nieledwie każdy przejść musi tę chorobę, jak ospę, przynajmniéj raz w życiu. Choroba ta udziela się i żonie, która tytułu pani radczyni pożąda równie jak nowéj jedwabnéj sukni jedynie dlatego, że jéj przyjaciółka z pensyi posiada jedno i drugie. Mąż na ten czas dostaje nieograniczony urlop do wycieczek na miasto, do zapraszania w dom swój na kolacyjki w dnie nieoznaczone czerwonemi literami w kalendarzu Czecha[2], teść oprócz rocznego procentu od posagu córki dodaje do budżetu domowego pewną kwotę dla zięcia na kaptowanie sympatyi publicznéj po handelkach — i cała milija żyje w tym okresie wyborczym w anormalnym stanie dopóki losy głównego bohatera się nie rozstrzygną. Drugą godnością, o którą każdy małżonek obywatelskiéj córki starać się winien pod utratą poważania w rodzinie, jest król kurkowy w towarzystwie strzeleckiém. I tu także libacyje grają niepoślednią rolę; ale czegóż człowiek nie robi dla honoru domu. Wprawdzie almanach gotajski nie zdecydował się dotąd zamieszczać nazwisk członków towarzystwa strzeleckiego między panującymi europejskimi, ale jeżeli nie Europa to przynajmniéj Kraków czci królewską godność, datującą się od czasów Zygmunta Augusta, który powziął tę zbawienną myśl założenia a raczéj uorganizowania towarzystwa strzeleckiego, za co mu każdy członek w szczególności nieśmiertelną wdzięczność jest obowiązany, bo gdyby przypadkiem ś. p. Zygmuntowi nie było wpadło na myśl urządzenie podobnego towarzystwa, niejeden obywatel byłby dziś w kłopocie gdzie zabić wieczory zimowe i zagrać parę partyj pikiety lub preferansa. — Dawniéj do zaszczytów takiego męża obywatelskiéj córki należało także trzymanie baldachimu nad księdzem prałatem podczas maryjackiéj procesyi, ale obecnie ucywilizowańsze mieszczaństwo zarażone nowatorstwem i zgubnemi teoryjami Zachodu, zrzekło się tego zaszczytu na rzecz kleparskich obywateli.
Otóż masz miły czytelniku, niby w panoramie, przedstawiony żywot, jaki cię czeka przy boku obywatelskiéj córki, żywot to cichy, spokojny, wygodny, urozmaicony preferansikiem w resursie strzeleckiéj, loteryjką w kółku familijném, śniadaniem u Fuchsa i kupowaniem loży do teatru. Po najdłuższém takiém życiu czeka cię jeszcze wspaniały nagrobek roboty p. Stehlika, na którym złotemi literami wypiszą ci wszystkie tytuły nie pomijając nawet tytułu członka towarzystwa dobroczynności i towarzystwa przyjaciół sztuk pięknych w Krakowie. Poczciwa żona, która za życia piekła ci wyborne placki ze serem, przyrządzała nalewki, gotowała rumianek w czasie niedyspozycyi żołądka i cerowała skarpetki, — po śmierci rok rocznie w dzień zaduszny ubierać będzie twój grobowiec w lampy, wieńce z nieśmiertelników, papierowe kwiaty i odmawiać „wieczne odpoczywanie“ nawet wtedy, kiedy już w gronie śmiertelnych wynajdzie sobie na twoje miejsce jakiego zastępcę — przez wzgląd na dzieci.







  1. Przypis własny Wikiźródeł Pieczona, a następnie duszona wołowina nadziewana farszem na bazie cebuli – zobacz przepis wg Lucyny Ćwierczakiewiczowej.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Kalendarz Krakowski Józefa Czecha drukowano z przerwami w latach 1830-1917. Czerwonym kolorem oznaczano w nim dni świąteczne.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Bałucki.