Anafielas (Kraszewski)/Pieśń druga. Mindows/XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Anafielas
Podtytuł Pieśni z podań Litwy
Tom Pieśń druga

Mindows

Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1843
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cała pieśń druga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXI.

Gdzie Trojnat leciał? — po Litwie, po Żmudzi,
Leciał na siwym koniu, w każdém siole
Stawał, i ludzi zwoływał w gromady,
Starców z siwemi głowy i brodami,
Młodych i dzieci, i córki, i żony.
I w każdém siole żal wielki rozpalał,
I w każdém siole klął Niemców przed ludem,
Jątrzył na Mnichów, na Mindowsa zdrajcę —
Do wrót każdego zamczyska zatrąbił,
Za chleb gościnny płacąc im nadzieją.
Za nim, jak w lesie za pożarem idą
Płomień i dymy, szedł zapał, nienawiść —
Mężczyzni oszczep smalili na Niemca,
Kobiety u nóg bożyszczów płakały,
I kędy przeszedł, lud do walki wstawał.

A Trojnat pędził, gdzie święte Romnowe,
I stare dębu wznoszą się konary;

Chciał przed Allepsem, uchylając głowę,
Na bój śmiertelny wziąść błogosławieństwo;
Zbliżał się, ujrzał wielkie ludu tłumy,
Gwar, szum i krzyki usłyszał zdaleka,
Ponaglił konia i u murów stanął.
Lecz się nie spodział takiego widoku; —
W starém Romnowe Krzyżacy gościli,
Konie ich piły z Świętéj rzeki wodę,
A przeciw dębu, w rozbitym namiocie,
Mistrz Andrzéj z Mnichy i pany ucztował.
Trojnata twarz się krwią i łzami zlała,
Miecz mu zastękał i ręka zadrżała,
Zsiadł z konia, w tłum się mieszając zebrany,
Patrzał i jęczał — Co tu Niemcy robią?
Po co tu przyszli? Zkąd te Litwy tłumy? —
I Wejdaloci, jak żołnierz pobity,
Pierzchają, włosy rwąc, targając szaty,
Na ziemię bladą upadają twarzą,
Płaczą i jęczą, i klątwy strasznemi
Oczy Perkuna chcą zwrócić ku ziemi.

— Ojcze! rzekł Trojnat, wstrzymując Ewarte,
Ewarte, co go znał od lat dziecięcych —
I u was Niemcy! Czego lud się zbieżał?
Na Bogi, powiedz, zkąd płacz ten i żałość? —
— Widzisz, rzekł Kapłan, Bogi opuściły
Litwę występną, skarały nas Bogi!
Niemiec na Prusy stąpił jedną nogą,

A drugą podniósł, oczekując chwili,
Gdy na litewskiéj postawi ją ziemi.
Chwila ta przyszła! Mindows zaparł Bogi,
Dawno już Kapłan z krzyżackiego grodu,
Chodził do starca Allepsa tajemnie,
Dawno już wieści szérzyły się straszne,
Że Krewe wiarę swoją chce porzucić,
Pójść służyć Niemcóm, ołtarze wywrócić!
I nikt nie wierzył, tak jak nikt nie wierzy,
Z pogodnych niebios że piorun uderzy.
A prawda była!! Alleps zaparł wiarę,
W Krzyżaków ręce dał święte Romnowe.
Posłowie jego z białą laską biegli,
I lud zwołali, nie na święto stare,
Nie na ofiary! — na widok sromotny! —

Mówił i płakał gorzką łzą Ewarte,
Oczy drżącemi zasłaniał rękami.
Aż z pod namiotu wyszli w płaszczach białych
Krzyżacy zbrojni, i szli pod dąb święty,
Przed którym zgasły ołtarz wywrócony
Leżał na ziemi i dymił resztami.
Lud płakał wszystek, ręce załamywał,
I kary tylko wyglądał od Bogów,
Czekając rychło zatrzęsie się ziemia,
Rychło pioruny z nieba nań uderzą,
Wyleje morze i słońce zagaśnie,
I wichry wściekle nad głową zahuczą. —


A była cisza i jasna pogoda,
I wpośród jęków górowały śpiéwy,
Któremi chwałę Bożą opiéwali
Chrześcjańscy Mnisi, a szereg ich czarny,
Z krzyżem szedł zwolna ku dębu świętemu.
Tu Alleps stary, ze srébrzystą brodą,
W sukni zakonnéj, na piersi krzyż biały
Niosąc, szedł z niemi milczący i blady.
Lud ujrzał Krewe i jęk się podwoił,
I śpiéw zagłuszył, i popłynął w niebo,
Jak gdyby z serca jednego wyleciał
Przez jedne usta, tak silny, tak jedny! —

Umilkły tłumy, siekiery błysnęły,
Trzy razem dębu stary pień podcięły.
Lud płakał milcząc, kiedy Bogów twarze
Padły strzaskane na święte ołtarze;
A gdy do końskich ogonów wplątane
Perkuna, Pokla, Atrympa olbrzyma
Posągi, jęły wlec się po téj ziemi,
Któréj świéciły opieką lat tyle,
Padł wszystek czołem, i łzami swojemi
Ziemię chciał obmyć, któréj Bogi tknęły.

A dąb stał jeszcze, choć go stal niemiecka
Ostremi zęby szczerbiła powolnie.
Wtém okrzyk wielki nad ludu głowami
Wzniósł się w powietrze, radosny, zwycięzki.
Kapłan, co święte podrąbywał drzewo,

Stał ranny. Ostrze nań się obróciło,
I krew płynęła, a Litwa wołała —
— Boga chciał zabić, Boska moc skarała! —
I Mnisi stali w zdumieniu i trwodze,
Aż jeden wyszedł, stanął wyżéj ludu,
I rzekł, ku niebu twarz wznosząc natchnioną —
— Chrystusie Panie! wspomoż sługi Twoje,
Okaż, żeś prawdą — uczyń cud ludowi!
W imię Twéj matki, ucznia najmilszego!
Uczyń cud, Panie! Świętym krzyżem Twoim
Żegnam tę ranę; niech niebieska siła,
Co trędowatych, ślepych uzdrawiała,
Na nas niegodnych zleje się — o Panie! —
Modlił się klęcząc nad zranionym bratem,
Aż rana krwawa zamknęła się sama. —
Naówczas okrzyk dał się słyszéć drugi —
— Wielki Bóg Chrześcjan, wielki Bóg — wołali.
Wnet drudzy sami siekiery porwali,
I z czarnéj kory obnażone drzewo,
Coraz to szérszą szczerbą się rozwarło,
Zachwiało — z hukiem padając na ziemię.

— Tak padną wszyscy poganie, rzekł Kapłan,
Tak padnie wiara fałszywa, tak padną
Wrogi bezsilne pod naszemi stopy!!! —

I Niemcy wszyscy wesoło wskrzyknęli,
A Trojnat dopadł konia, i ze zgrozą
W Litwę poleciał z krwawą łzą na oku.


Kiedy Bóg prawdę śle na biedną ziemię,
Żadna człowiecza moc jéj nie przełamie.
Napróżno ziemscy przeciw niéj mocarze
Stawiają mury, odgrodzą się wałem;
Leci z powietrzem, lud ją wciąga z tchnieniem,
Wysysa z mlékiem, we snach się nią poi,
Nie znając, w duszy przeczuwa ją swojéj.
I padną mury, wały się rozsypią,
Prawda zwycięzka wejdzie po nad ludy!
Bo Bóg śle prawdę, idzie siłą Bożą,
A przed nią Króle, mocarze się korzą,
Przed nią padają trupami zuchwali.
I wejdzie wszędzie, i wszystko obali.
Tak szła na Litwę Chrystusowa wiara;
A choć ją chwasty zarosłą wiecznemi,
Choć ją znalazła przed Bogi leżącą,
Cześć i ofiary bałwanóm niosącą,
Choć fałsz wiekami puścił w niéj korzenie,
I wrosł na sercach, i zapełniał dusze,
Życie przesiękło nim i tlało całe —
Bóg chciał, Bóg skinął, i wszystko upadło:
Bałwany, konie rozniosły w doliny,
Święte się gaje na ziemię zwaliły,
A głowa wiary, Krewe chrztem obmyty,
Szedł lud nawracać, niosąc krzyż na piersi.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.