Anafielas (Kraszewski)/Pieśń piérwsza. Witolorauda/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Anafielas
Podtytuł Pieśni z podań Litwy
Tom Pieśń piérwsza

Witolorauda

Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1846
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cała pieśń piérwsza
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

MILDA zleciała z Kaunisem na Litwę,
Nad martwe ciało swojego kochanka.
Łatwo ślad było znaleźć, kędy bieżał:
Bo Grajtas, goniąc, drzewa powywracał,
Bo ziemię porył, porozlewał wody,
Szeroką drogę rozesłał za sobą.
Śladem więc biegła Milda, kędy ciało
Martwe, bez duchu, wgłębi puszcz leżało.

A tam już ojciec, i bracia, i siostry,
Nad trupem jego łzy lejąc od rana,
Kładli stos wielki ze smolnéj sośniny,

W dolinie, którą głuchy las otaczał,
Wpośrodku któréj pagórek zielony
Wznosił się darnem i krzewem okryty.
Na nim to loże Romoisa usłano,
I zimne ciało z oczy zwróconemi
Ku wschodniéj ojców leżeć miało ziemi.
Kapłani, z Kowna na pogrzeb wezwani,
Siedémkroć białym pasem przepasani,
Mieczem na duchy piekielne machając,
Krzycząc, od ciała precz je odpędzali;
Potém je kładli na wierzchołek stosu,
Gdzie go już łoże słomiane czekało.
Na niém w wojenném spoczywał ubraniu,
Z mieczem u boku, łukiem i oszczepem.
Na szyi jego ręcznik wisiał biały,
A w węźle pieniądz na wieczności drogę.
Przy nim kładziono oręże rycerza,
Gięty łuk jego, sahajdak i strzały,
Drzewce, oszczepy, i dwa miecze białe,
Drogie dwa miecze, jakim w Litwie całéj
Może dwóch drugich podobnych nie było,
Chyba na skarbcu u piérwszego Xięcia.
Kładli dokoła sprzęt jego wojenny,
Krzycząc na duchy starzy Lingussoni[1];
A krewni wiedli psy jego najmilsze,
Białe sokoły, które pieścić lubił,
Konia siostrzyną karmionego ręką,

I brańców kędyś z dalekiego kraju,
Których wziął Romois u białego morza,
Gdy z wielkich łodzi wypadli na Litwę.
Kapłan miał węgiel ze Znicza ołtarzów;
Modląc się, dmuchał i ogień podłożył;
A płomień, skwarcząc, stos z dołu opasał,
I żółtém objął dokoła ramieniem.
Naówczas dwakroć boleśniejsze głosy
Z tłumu się krewnych i przyjaciół wzbiły;
I Milda, lecąc smutna po nad ziemią,
Łzę nieśmiertelną nad stosem wylała;
A łza jéj padła na piersi zmarłego
I pożegnanie ostatnie im dala;
A duch je uczuł we wschodniéj krainie,
I za żywotem westchnął upłynionym.
Daleko w puszczy rozległy się głosy,
Raz cichsze, znowu wrzaskliwe, płaczące,
To w śpiew zmienione, to w jęki boleści.
Krewni z oczyma na stos wlepionemi
Taką pieśń smutku z kapłany nócili:


RAUDA.

Czy ci co brakło? czy ci źle było?
Po coś nas, bracie, porzucił?
Czy głodno w domu, z nami niemiło?
Czyli cię z nas kto zasmucił?


Czyś nie miał w źwierza bogatych lasów?
Nie miał oszczepu na łowy?
Czyś nie miał w twojéj chacie zapasów?
Czyś nie miał złożyć gdzie głowy?

Czyśmy cię, bracie, nie dość kochali?
Czyliś niewierną miał żonę?
Czy dzieci twoje cię nie słuchali,
Żeś uciekł w daleką stronę?

Po cóżeś, po co samych zostawił?
Po coś nas, bracie, porzucił?
Matce i żonie serce zakrwawił,
Braci i siostry zasmucił?


RAUDA II.
WEJDALOTA.

Poszedł, gdzie cienie ojców wołały,
Na wieczności góry wschodnie,
Puszczać na Jodsów zatrute strzały,
Pić z ojcami Alus biały,
Źwierza uganiać swobodnie.

Rzucam ci na stos rysie pazury,
Jastrzębie i orle szpony.
Niemi się wdrapiesz na strome góry,
Przejdziesz przepaści, przebijesz chmury,
Wejdziesz w kraj ci przeznaczony.


RAUDA III.
TILUSSONI I LINGUSSONI.

Widzim ducha — na wschód leci;
Dziarski pod nim koń;
Na nim zbroja srébrna świeci;
W złotym hełmie skroń.

Już po plaskiéj drodze ściga
Przez nieba na wschód;
W każdym ręku trzy gwiazd dźwiga,
Które z nieba zmiótł.

Na ramieniu sokoł siada,
I pies bieży w ślad,
I przyjaciół z nim gromada
W wschodni lecą świat.

Za nim ojców cienie płyną,
Gwiazdy świecą z gór —
Lecą, lecą, lecą, giną
W złotym płaszczu chmur.


RAUDA IV.
LINGUSSONI.

Nie płaczcie po nim — tam kraj swobody,
Tam ojców naszych świat;
Tam wiecznie silny, na wieki młody,
Nie przeżyje swych lat.


Nie płaczcie za nim — jemu tam lepiéj:
Bo Lachów niéma tam;
Rusin i Niemiec go nie zaczepi;
Ze swemi będzie sam.

Z cieniami ojców, z Kunkietojami[2]
Jodsy tam będzie gnał;
Będzie miał dzikich źwierząt stadami,
Sto łuków, tysiąc strzał.

Będzie pił Alus żubrów rogami;
Cienie wrogów będzie bił;
Siędzie do uczty wielkiéj z Murgami[3],
Będzie jadł, strzelał i pił.


RAUDA V.
WEJDALOTA.

Duch jego już się na Anafiel[4] drapie
Po śliskiéj drodze szponami jastrzębia,
Pazury wilcze i rysie zagłębia,
A koń drży, parska i chrapie.

Napróżno Wiżun[5] wygląda z pieczary,
Z paszczą otwartą patrzy na rycerza.
On w górę patrzy, nie widzi poczwary,
W górę on patrzy i zmierza.


Oto już wdarł się, psy za nim i sługi,
I sokoł leci, i trzy gwiazdy świecą,
I orszak cieniów wlecze się z nim długi —
Wszyscy razem na wschód lecą.




Słuchając pieśni, płakali przytomni;
A płomień, coraz wyżéj wznosząc głowę,
Konia, i trupa, i psy, i sokoły,
Gęstemi sploty dokoła otaczał;
Potém, gdy wiater na dół go odrzucił,
Czarne na stosie skwarczyły się ciała,
Których już nawet przyjaciela oko
I serce matki rozpoznać nie mogło.

A niewolnicy, wyciągając ręce,
Jęcząc boleśnie, rzucali się z stosu
Ku swoim żonóm, co biedne płakały,
Ku dziecióm, które na nich zawołały,
Ku bracióm tęsknie patrzącym za niemi;
I koń się zrywał na pasze zielone
W stepy i lasy do rżącego stada;
Psy wyły smutnie za braćmi ogary,
Brzęcząc łańcuchem, co je w ogniu więził;
I sokoł próżno skrzydły wzniesionemi
W chmury chciał lecieć z ptaki krążącemi.
Wszystko płonęło, aż Romoisa ciało
Wkrótce się w zgliszce i popiół zmięszało,
I z niemi razem tocząc się na ziemię,
Nierozpoznane z przed oczu zniknęło.

I było słychać tylko ognia głosy,
To syk, to chrzęsty, to główni trzaskanie;
Czarny dym wlókł się głęboko w dolinie;
Stos obalony stał się węgla kupą
I gasł powoli.
Wówczas przyjaciele
Poszli i kości szukali w popiele;
Zebrali szczątki, w naczynie zamknęli
I do naddziadów ponieśli mogiły.
Tam razem, co kto najdroższego nosił,
Złoto i bursztyn, łańcuchy, pierścienie,
Rzucano na grób, by na tamtym świecie
Znalazł, co tutaj za życia używał.
I łzy zebrane, po zmarłym wylane,
W naczyniach u stóp jego położyli;
Na skroń mu węża kładli święconego,
Który troistém opasał je kołem,
Jak wał od duchów wznosząc się nad czołem.

A gdy mogiłę zaparto kamieniem,
Gdy Tilussoni modlitwy skończyli,
Kiedy Kabiróm[6] wylano ofiary,
Młodzież, na grobie goniąc z oszczepami,
Zmarłego mienie bojem zdobywała,
I smutną kończąc ten obrzęd biesiadą
Na grobie, ojców śpiewami żegnała,
Kości od uczty i Romoisa cząstkę
Bogóm podziemnym kładąc na ofiarę.


Aż zgasły ognie, rozpierzchły gromady,
I pusto znowu w dolinie i w lesie.
Z krewnych nie jeden żal na sercu niesie,
I wspominając o Romoisa czynach,
Smutny do chaty bezpańskiéj powraca,
Gdzie z sutą ucztą stypa gości czeka,
A próżny stołek, miska wywrócona,
Zmarłego oczóm i sercu wspomina.

Milda na wszystko z wysoka patrzała,
I nieśmiertelna, kryjąc boleść w sercu,
Poszła do Kowna, gdzie ją nad ołtarze
Próżno pieśniami stęskniony lud wzywał.








  1. Kapłani pogrzebowi.
  2. Cienie rycerzy.
  3. Duchy szczęśliwe.
  4. Góra wieczności.
  5. Smok pilnujący góry Anafielas.
  6. Duchy podziemne.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.