Cóż tak huczno, wesoło, Na Malborskim dziś dworze? Wszystkie okna się świecą, Wszystkie dymią kominy, Służba biega zziajana, A za stołem biesiada, I w podworcu gromada, Za stołem z Mistrzem Panem Witold usiadł za dzbanem, A dokoła drużyna, Cichą, żywą rozmową Bujną wrzawę godową Tajnym szmerem przecina.
Wszystkie okna się świecą, Wszystkie dymią kominy, Na podworcu tłum, wrzawa, A w komnatach zabawa, Krzyżaków izby pełne, Żmudzi pełen podworzec, Żmudź z Witoldem na boje Zebrała się iść razem, Za Kiejstuta się pomścić, Na Jagiełłę uderzyć.
W świetlicy po za stołem Siedzi on; Krzyżak siedzi; Kniaź Olszański i żona, Co z Krewa wypuszczona, Za mężem się pognała; I Zofja Witoldówna, Kwiat ogródka różany, W polu biała lilija. Przyjaciele Kiejstuta, Witolda przyjaciele, Na Litwę się sposobią.
— Słuchaj — Mistrz, ciągnąc na ustroń Witolda —
Słuchaj mnie — rzecze — ja ci pomoc daję,
Zamek Malborski mieszkaniem wyznaczam,
Wojsko pod twoje zgromadzę rozkazy,
Ale pomnijcie, że piérwszy warunek,
Abyście chrztem się z pogaństwa obmyli. —
— Przyjmę chrzest — Witold odrzucił po chwili —
Przyjmę chrzest. — — Zawrzesz z Zakonem przymierze?
— Zawrę, jak chcecie. — — I stali w swéj wierze,
Trzymajcie z nami. Niech was Jagiełłowe
Nie wstrzęsą słowa pokoju i zgody. —
— Zawrę umowę, dotrzymam umowę. —
— Z nami, wy panem; Litewskie narody
Sciśniecie w ręku, zgarniecie pod siebie.
My wam staniemy do boku w potrzebie.
Pomnijcie, Mindows kiedy nas porzucił,
Zginął. — — O Mistrzu! nie bójcie się o mnie.
Co wam przyrzekę, dotrzymani niezłomnie.
Na kiedy Mistrzu, na Litwę wyprawa? —
— Wojska gotowe. Dzisiaj przybył goniec.
Czas nam wyruszyć. Jagiełło nie w domu,
Trok waszych, Xiążę, niéma bronić komu:
On na Podlasiu u Janusza gości,
Suraż, Drohiczyn i Mielnik oblega.
Stare to także Kiejstutowe włości. —
Witold radośnie do Mistrza przybiega.
— Więc poco czekać? Jutro w pochód idziem! —
— Jutro? — — Nie daléj. Gdy Jagiełło wróci,
Ciężéj nam będzie na Litwie plądrować. —
Czolner rzekł słowo w ucho Komturowi.
— Więc jutro, Xiążę, szczęśliwéj wyprawy. —
Dłoń zatarł Witold — O, długo czekałem
Bezbronny więzień, wygnaniec, bezczynny!
Jutro!! — I Xiążę Olszańskie porywa:
— Ty, Algimundzie, idź do naszéj Żmudzi,
Na jutro półki przysposób. O świcie
My występujem, i wy wystąpicie.
Bądźcie gotowi. We mnie krew inaczéj
Płynie po żyłach; drga ręka, drży serce!
O! gdyby ująć ojcowskie morderce,
Gdyby szeroką, czérwoną krwi strugą,
Pomścić się razem nad panem i sługą! —
Niéma nocy na grodzie, I dnia wszyscy czekają, By wyruszyć o wschodzie. Żmudzini potrząsają Smolne oszczepy swoje, Łuki z rogów wygięte, Proce z skóry wycięte, Rzadkie rdzawe szablice. Krzyżacy zbroje jasne Sposobią, i pancerze I hełmy podwiązują, Włócznióm końce ze stali Kują. Nim dzień zaświta, Trzeba w pole wyruszyć.
Kniaź Algimund się gania Z gromady do gromady, Dzieli ufce, rozdaje, I dowódzców stanowi, I chorągwie podziela.
Z świtem Malborga bramy Otwarły się széroko. Czoło — ufiec Krzyżacki, Ciało — Żmudzcy żołnierze, Tył Mistrz z swemi im bierze. Tak Litewska się siła, Opasana dokoła, Do KrzyzackiéjKrzyżackiéj wcieliła; Z wielkim krzykiem puściła Ojczyste niszczyć sioła; A na czele proporzec Krzyżem czarnym powiewa, I chorągiew za niemi Lśni znaki Krzyżackiemi.
Dniem, nocą bez oddechu Ciągną wojska pod Troki. Mistrz nagli do pośpiechu, Witold wielkiemi kroki Z bijącém sercem leci Ku rodzinnéj dzielnicy.
Ot już widać jezioro; Na kępie, na jeziorze, Czarne zamczysko słoi, Wieże wysoko wznosi; Po nad brzegiem jeziora Drobne chaty czernieją; Za chatami, wzgórzami, Las z ciemnemi sosnami Objął miasto dokoła.
Nim załoga postrzegła, Zanim na mur wybiegła, Już Krzyżacy schwycili Prom i łodzie na brzegu, Już na ostrow przybili, Do bram walą, szturmują. Obudzona załoga W koszulach na mur bieży. W zamku popłoch i trwoga, A na czele dowódzcą Stary Hanul Wileński; On szykuje, on wrota Kazał ziemią podsypać, Kazał wodą oblewać, Z murów kamieńmi miota, Po basztach stawi straże, Wściekle bronić się każe, Ani myśli poddawać.
Trzykroć Mistrz doń posyła, By się poddał z załogą. On posłańca nie słucha, W wojsko swe natchnął ducha, Sam na wieży rozkazy Daje, bieży, i w chwili Już Krzyżaków trzy razy Oblężeni odbili.
A wtém łodzie sprzężone Niosą ciężkie tarany; Podstawiają pod ściany. Napróżno na obronę Wojsko, ogień, kamienie, Wrzątek leje i kłody Zrzuca. Wkrótce zabrakło I kamieni i wody. Taran w bramy kołacze, Wrota trzeszczą ugięte, I żelazne okowy Pospadały odcięte. Strach załodze zamkowéj!
Ale noc czarna zrywa Bój krwawy i szturm ciężki. Mistrz do jutra odkłada. Witold do wrót przybywa, Po litewsku odzywa. Próżno! — z murów zniknęli,
Słuchać nawet nie chcieli. Noc oblężeni całą W trwodze bez snu spędzili; A zaledwie zadniało, Krzyżacy uderzyli, Tłuką w wrota tarany, Tłuką belki o ściany. Wali się mur. Wyłomem Wpada Witold z pogromem; Za nim Krzyżacka rzesza, Ogień niosąc, pośpiesza. Zewsząd się zamek pali, Zewsząd Krzyżacy stoją; Kogo mieczem oszczędzą, Tego w płomień zapędzą. I z Trockiego zamczyska Już kupa rumowiska, Z któréj dymy się wleką Po dolinie daleko.