Anielka pracuje/Choroba
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka pracuje |
Podtytuł | Powieść dla dorastających panienek |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Magdzia Rymarzówna nazajutrz nie przyszła do fabryki. Najbliższa jej koleżanka, pracująca przy tej samej maszynie, opowiadała dzieciom z zapałem:
— Żona grubego szewca musiała w nocy biegać po doktora. Magdzi było tak duszno, że poprostu nie miała czem oddychać. Teraz leży na pościeli, jak martwa. Kto wie, może już nigdy do fabryki nie przyjdzie. Biedna Magdzia!
— Bardzo biedna! Przecież to taka miła dziewczyna!
Na Anielkę ta wiadomość spadła, jak piorun z jasnego nieba. Magdzia nigdy już nie przyjdzie do fabryki! Anielka czuła, że serce jej zamienia się w kawałek lodu. Nie, nie, może... Wczoraj wieczorem Magdzia tak szybko biegła do domu! Nie zaczekała nawet na Anielkę, a przecież musiała słyszeć, jak Anielka ją wołała. Może już wtedy źle się czuła, a może z powodu tego sznura... Najwyraźniej przez cały wczorajszy dzień drżała. Cóż ona mogła mieć wspólnego z tym sznurem? Z pewnością zabrał go ten wstrętny Heniek, syn kulawego skrzypka. Raz nawet, jak szedł do domu, jakiś sznur wystawał mu z kieszeni. Wszyscy teraz doskonale to pamiętali, wszyscy mówili o tem. Wobec tego Magdzia nie powinna się tą całą sprawą przejmować.
Natychmiast po skończonej robocie Anielka pierwsza pobiegła spiesznie w kierunku chaty grubego szewca. Dwie inne dziewczynki również tam z nią poszły, ale żona grubego szewca nie wpuściła ich do Magdzi.
— Do Magdzi nie można wchodzić, — rzekła. — Może jutro przyjdziecie. — Potem odwróciła się i zamknęła pośpiesznie drzwi.
To samo powtórzyło się nazajutrz i na trzeci dzień. Wreszcie czwartego dnia Anielka poszła sama. Koleżanka, która pracowała z Magdzią przy tej samej maszynie, śpieszyła się dzisiaj do domu, do chorej babki, a Basia Matysiakówna zła była na Anielkę, gdyż ta nie przyniosła jej obiecanego obrazka.
Anielka długo stukała do drzwi chaty grubego szewca. Ponieważ nikt nie odpowiadał, zdecydowała się nacisnąć klamkę. W kuchni nie było nikogo. Anielka wiedziała, gdzie Magdzia sypia, to też cichutko zbliżyła się do drzwi na lewo i zapukała.
— Proszę wejść! — odpowiedział z wnętrza zdławiony głosik.
Anielka otworzyła drzwi. W półmroku zapadającego wieczoru rozwarte szeroko oczy Magdzi świeciły, jak dwie gwiazdy. Jej blada, wychudzona twarzyczka, zarumieniła się nagle.
— Anielciu, przyszłaś do mnie? — wyszeptała, a potem łzy nabiegły jej do oczu.
Zaczęła drżeć i kaszleć. Anielka przeraziła się. Chciała wybiec i zawołać kogoś, lecz Magdzia wyciągnęła do niej błagalnie ręce:
— Nie, nie, zostań, to zaraz przejdzie. Wkrótce będę znowu zdrowa... Kto mnie zastępuje teraz w fabryce?... Czy majster nic o mnie nie mówił?
Oczy jej przez cały czas z lękiem spoczywały na twarzy Anielki.
— Nie, mówił tylko, że jesteś chora, — odparła przyjaciółka. — Co do tego sznura, to też jakoś wszystko ucichło. Wszyscy są pewni, że Heniek go zabrał. Napewno odtrącą mu z wypłaty, i będzie musiał wytłumaczyć się naszemu panu. Głupiec! Dlaczego odrazu nie przyniósł sznura? Ciągle się upiera, że go nie zabierał, ale wszyscy widzieli, jak sznur mu sterczał z kieszeni. Wszyscy gotowi byliby przysięgać!
Magdzia coraz bardziej drżała, Heniek kulawego skrzypka! Dopiero zeszłej jesieni przydźwigał jej drzewo z lasu. Dobry z niego chłopak! Kulawy skrzypek miał siedmioro dzieci. Z wypłaty mu odtrącą za ten sznur! Z wypłaty! W skroniach Magdzi huczało, jakby ktoś młotem uderzał. Przymknęła oczy. Jak mogła jeszcze patrzeć na Anielkę!
— Może jednak naprawdę Heniek nie wziął sznura, — wybiegło z posiniałych warg Magdzi.
— Wziął, wziął, — upierała się Anielka, — wszyscy o tem mówią. Lepiejby go przyniósł, zanim policja przeprowadzi u nich rewizję.
Magdzi ciemno zrobiło przed oczami. Wargi jej zaschły. Blade policzki pokryły się rumieńcem. Anielka zauważyła to i pomyślała:
— Nie powinnam była do niej przychodzić. Biedaczka jest bardzo chora. Pójdę już lepiej.
— Dobranoc, Magdziu, — rzekła głośno, — przyjdę któregoś innego dnia. Może ty teraz zaśniesz.
Ale, gdy Anielka była już przy drzwiach, Magdzia zawołała:
— Anielciu! Anielciu! Nie odchodź! Muszę ci coś powiedzieć! Ja... ja... to ja sznur zabrałam! Nie, Anielciu, ja go nie ukradłam! Nie jestem złodziejką! Naprawdę, Anielciu, nie jestem! Tylko matka prosiła, żebym go przyniosła. Myślałam, że ten sznur nikomu się na nic nie przyda. Anielciu, pomóż mi! Niech policja tutaj nie przychodzi. Anielciu! Anielciu!
Głowa Magdzi opadła na poduszki. Nowy atak kaszlu zagłuszył dalsze słowa. Nagle do izby wbiegła żona grubego szewca. Poczęła jęczeć głośno i chwyciła Magdzię za drżące ręce.
— Co się stało? Ach, Boże drogi, co też my musimy znosić!
Anielka opowiedziała o wszystkiem z przerażeniem. Wtem Magdzia otworzyła oczy.
— Matko, — wyszeptała, — Anielcia zaniesie sznur z powrotem do fabryki. Ale nikomu go nie pokażesz, dobrze, Anielciu? Położysz go tylko na oknie, jak nikt nie będzie widział! Wiesz, tam w kącie, na oknie, z którego się widzi dom państwa, przy samych drzwiach. Heniek musi koniecznie otrzymać całą wypłatę. Nie chcę, żeby mu odtrącali.
— Tak, Magdziu, napewno, uspokój się teraz, — prosiła szewcowa, przerażona coraz bardziej. — Uspokój się! Anielcia wszystko dokładnie załatwi. Anielciu, prawda, że przyrzekasz? Śpij teraz, Magdziu, śpij spokojnie. Widzisz, wszystko znowu będzie jak najlepiej.
Anielka poprostu nie wiedziała, jak się to wszystko stało. Czuła jeszcze ciągle gorący uścisk wychudłej dłoni Magdzi, widziała jej smutne, błagające oczy, a potem ze zwojem sznura pod fartuszkiem znalazła się na drodze wiejskiej wśród nocy.