Anielka w szkole/Mała cyrkówka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka w szkole |
Podtytuł | Powieść dla panienek |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Pewnego dnia w szkole panowała niezmącona cisza. Uczniowie i uczenice pisali, pochyleni nad tabliczkami i zeszytami, a słońce ciekawie zaglądało przez okno do izby szkolnej. Wtem ktoś zapukał do drzwi. Nauczyciel wstał, otworzył drzwi i po chwili wprowadził do szkoły czarnowłosą dziewczynkę.
— Cyrkówka, — rozległ się szmer wśród uczniów, którzy tę wiadomość poczęli sobie podawać z ust do ust.
Nauczyciel szukał w klasie wolnej ławki.
— Proszę pana, przy mnie może jeszcze ktoś siedzieć! — odezwała się z kąta Anielka. Była ogromnie zadowolona, gdy mała Lorka przy niej usiadła. Anielka znała Lorkę. Ojciec Lorki kilka razy do roku przyjeżdżał do wsi i wybudował tu nawet kiedyś obszerną cyrkową szopę. Chłopcy mówili, że ojciec Lorki jest cyganem i że na zimę zawsze wyjeżdża do gorących afrykańskich krajów.
Z otwartemi ustami przyglądali się uczniowie nowej koleżance. Lorka miała smagłą twarzyczkę, głębokie czarne oczy i ciągle się śmiała. Sukienkę miała czerwoną, a na szyi nosiła długi sznur szklanych paciorków.
— Pauza! — zawołał nauczyciel.
Koledzy i koleżanki otoczyli Lorkę ze wszystkich stron, przyglądając się jej z coraz większą ciekawością.
— Słuchaj, jeżeli Lorka wróciła z ciepłych krajów, to napewno może tylko jeść daktyle i figi, — szepnęła Anielka do ucha Elżuni, córeczce miejscowego sklepikarza.
— My mamy w sklepie figi, to jej wieczorem przyniosę, — odparła z dumą Elżunia.
— O, przynieś i mnie parę, abym mogła Lorce podarować, — prosiła Anielka, — a ja ci dam zato jeszcze coś ładniejszego.
Elżunia skinęła główką na zgodę.
Po skończonych lekcjach, cała gromada dzieci odprowadziła Lorkę do domu. Nowa koleżanka mieszkała ze swymi rodzicami w długim niebieskim wozie, który stał tuż za szopą. Elżunia i Anielka zdobyły tego dnia kilka fig i daktyli. Z bijącemi serduszkami czekały, aż Lorka wyjdzie z niebieskiego wozu. Wyszła wreszcie.
— Masz to od nas, — zawołały jednocześnie, wręczając jej swoje dary. Lorka zaśmiała się. Zaprosiła dziewczynki na siódmą wieczorem, na przedstawienie. Anielka i Elżunia były uszczęśliwione.
Na godzinę przed rozpoczęciem przedstawienia siedziały już obydwie ramię przy ramieniu w pierwszych ławkach cyrkowej budy. Przed niemi znajdowała się arena. Po środku areny w obszernym basenie pływał ogromny zielony krokodyl. Buda powoli poczęła wypełniać się ludźmi, którzy przyszli na przedstawienie. Wreszcie na arenie ukazała się matka Lorki. Była drobna, miała krótkie czarne włosy, ciemną cerę i grube rozchylone usta. W nosie i w uszach nosiła złote kolczyki, a całą szyję obwieszoną miała błyszczącemi monetami. Zaśpiewała jakąś pieśń o gorących krajach, o lesie, słońcu, księżycu i gwiazdach. Potem ojciec Lorki odtańczył taniec cygański, a tańczył tak śmiesznie, że Anielka rozweseliła się odrazu. Nic podobnie zabawnego jeszcze nigdy w życiu nie widziała.
Wreszcie na arenie ukazała się Lorka. Miała na sobie błyszczącą krótką sukienkę, a żywy gruby wąż opasywał całe jej ciało. Ludzie zamarli z przestrachu. Wąż począł syczeć. Anielka i Elżunia przytuliły się do siebie z lękiem. Swoim piszczącym dźwięcznym głosikiem Lorka poczęła deklamować piękny wierszyk o wężu.
— Każdy z państwa może węża dotknąć, tylko nie wolno go ściskać, — rzekła pod koniec i z wężem na szyi poczęła krążyć między publicznością.
Tutaj odwaga zupełnie zawiodła Anielkę.
— Ach, ach! — zawołała i chwyciwszy Elżunię za rękę, poczęła uciekać. Gdy jeszcze nadomiar złego krokodyl wysunął wielki łeb z basenu, wśród znajdujących się w cyrku dzieci zapanował popłoch. Krzycząc i płacząc, wszystkie dzieciaki poczęły się tłoczyć przy wyjściu. Omal się tam nie podusiły. Ale potem starsi chłopcy dostrzegli, że krokodyl znowu spokojnie zanurzył się w wodzie i że wąż na szyi Lorki przestał syczeć. Teraz zaczęto się głośno śmiać i wszyscy wrócili na swoje miejsca, tylko Anielka została u drzwi i tam już przebywała do końca przedstawienia.
— Przecież taki wąż może także kiedyś ukąsić, — szeptała do siebie. — Nigdy już nie usiądę na pierwszem miejscu. — I dotrzymała słowa.
Ponieważ Lorka została jej najserdeczniejszą przyjaciółką, Anielka mogła codziennie przychodzić na przedstawienia do budy cyrkowej. Zawsze jednak stawała u wejścia. Gdy cyrkowcy wyjechali z wioski, Anielka, która przedstawienia cyrkowe znała już na pamięć, poczęła urządzać je sama, mając za słuchaczy wiejskie dziewczynki i chłopców. Stasiek zazwyczaj w takich razach był wężem, a Anielka ku zdziwieniu wszystkich dzieci, deklamowała na pamięć ów piękny wierszyk Lorki o wężu. Pod koniec wierszyka zawsze zwracała się do swoich słuchaczy śpiewnym głosikiem:
— Moi państwo, możecie nawet dotknąć węża, tylko nie wolno go przyciskać!
Dzieci jednak tak mocno ciągnęły biednego Staśka za uszy, że za każdym razem postanawiał nie brać więcej udziału w przedstawieniu. Zazwyczaj każda taka zabawa kończyła się wielką kłótnią i bójką.