Anielka w szkole/Zbieramy drzewo
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka w szkole |
Podtytuł | Powieść dla panienek |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Liściaste drzewa przybrały się w jesienną szatę i połyskiwały szczerem złotem w jasnem słońcu. Ale w samym środku lasu, w pobliżu obszernej polany całe mnóstwo młodych drzewek pod uderzeniem siekiery waliło się na ziemię. W lesie rozwielmożnili się drwale. Wycinali drzewa jedno po drugiem, potem zaś obnażali je z gałęzi. Wszędzie słychać było głośne uderzenia siekier. Przerażone ptaszęta przeskakiwały z gałęzi na gałąź z trwożliwym szczebiotem, a i przy tej robocie dokoła drwali uganiały się dzieci.
Dzieciaki przybiegały tu ze wsi, aby zbierać odrąbane gałązki i zanosić je do domu na opał.
— Te gałęzie będą dla mnie, — wołała Anielka, układając wiązkę zrąbanych gałęzi i związując je sznurkiem. — Stasiu, pomóż mi! — Obydwoje związali gałązki i pociągnęli je po pochyłości pagórka.
— Hau, hau, — szczekał Filuś, mały piesek sąsiada. Prawdopodobnie sądził, że tem szczekaniem pomaga dzieciom.
Anielka ciągnęła swoją wiązkę, a pot spływał jej strumieniami po twarzyczce. Gdy wreszcie dobrnęli do stromej pochyłości, Stasiek zaproponował:
— Siadaj na drzewie, ja cię pociągnę!
— Doskonale, — ucieszyła się Anielka. Uradowana usiadła na wiązce gałęzi, a Stasiek pędem począł zbiegać z pagórka. Pozostałe liście odrywały się od gałązek, fruwając w powietrzu, zaś za dziwnym tym pojazdem biegł Filuś, szczekając coraz głośniej. Anielka nie posiadała się z radości. Gdy znaleźli się już na dole, musiała znowu przez pewien czas drzewo dźwigać.
— Więc jesteście już tutaj? — wołała ku nim Milusia, którą spotkali po drodze, dźwigającą również drzewo.
Gdy drzewo zostało odstawione do domu, dzieci ponownie wracały do lasu. Zawsze przodem kroczył Stasiek, za nim biegł Filuś szczekając. Przeskakiwał przez niskie krzewy, uganiał się za własnym ogonem i co chwilę wracał do rozbawionych dzieci.
— Chodź, schowamy się Filusiowi, — wyszeptała w pewnej chwili Anielka.
Obydwie dziewczynki ukryły się pośpiesznie za grubym pniem drzewa.
— Filek! — zawołała Anielka piskliwym głosikiem.
Pies nastawił uszu, począł obwąchiwać trawę dookoła, poczem ruszył pędem i stanął tuż przed dziećmi.
— Ach, kochany z ciebie piesek, — głaskała go Anielka. — Idziemy dalej.
Pies chwytał zazwyczaj w takiej chwili dziewczynkę za sukienkę i poprostu wciągał ją siłą na sam szczyt pagórka.
— Znalazłam prześliczne szyszki, — chwaliła się Milusia, — chodź, Anielciu, poszukamy ich więcej.
Anielka natychmiast się zgodziła. Po drodze znajdowały szyszki zielone, orzechy na drzewkach leszczyny i nawet od czasu do czasu kilka grzybów.
— Spójrz, jaka piękna szyszka, — wołały dziewczynki co chwilę. — To musi być szyszka ze świerka. A może tu gdzieś siedzi wiewiórka.
Obydwie dziewczynki zaczynały spoglądać ku górze.
— Hop! Hop! — rozlegało się po lesie.
— O, Stasiek napewno znowu zjeżdża z drzewem, musimy się śpieszyć!
Anielka i Milusia znów biegły pędem w stronę drwali. Wkrótce znajdowały się na wierzchołku pagórka. Wogóle okres zbierania drzewa był najweselszym okresem w życiu dzieci. Każdego wieczora cieszyły się myślą o następnym poranku. I tak minął cały tydzień. Zdarzało się nawet, że od czasu do czasu znajdowały w lesie jakąś spóźnioną jeżynę, a często dla urozmaicenia rozpalały niewielkie ognisko i piekły w popiele kartofle, czy jabłka.
W ostatnim dniu zbierania drzewa przytrafiło się jednak coś bardzo smutnego. Drwale zrąbywali wysoką jodłę. Dwaj ludzie rąbali gruby pień siekierami, dwaj inni podtrzymywali drzewo. Filek, jak zwykle, biegał dookoła, wesoło szczekając. Trach! Jodła zwaliła się na ziemię, ale w tej samej chwili rozległo się głośne zawodzące skomlenie. Potem cisza. Anielka przerażona podbiegła i co biedaczka ujrzała? Kochany, najmilszy, wesoły pies Filuś leżał bezruchu na ziemi, a wąska struga krwi ciekła mu z pyszczka i z nosa. Wysoka jodła przywaliła biednego psiaka.
— Czy on nie żyje? — zawołała Anielka, blednąc z przerażenia.
W tej chwili Filuś raz jeszcze otworzył oczy, zadrżał i znieruchomiał.
— Teraz już nie żyje, — rzekł jeden z drwali. — Szkoda biednego stworzenia.
Anielka przyklękła na ziemi i poczęła głucho szlochać.
— Ach, biedny, kochany Filuś, dlaczego ci się stało takie nieszczęście!
Filuś jednak nie słyszał i nie poruszył się. Rodzeństwo Anielki otoczyło go dookoła, wszyscy gorzko płakali.
— Moglibyście go pochować, — rzekli drwali.
Wówczas Anielka podniosła się i ciągle jeszcze szlochając, oświadczyła:
— Ja go sama zaniosę.
Wzięła pieska na ręce, a bracia i siostry wolno postępowali za nią. Na maleńkiej polance na skraju lasu Stasiek i Stefan wykopali dołek. Milusia i Lodzia wyłożyły dołek zeschłemi liśćmi i na nich dopiero Anielka ułożyła martwego Filusia. Przykryły go dzieci mchem świeżutkim, poczem zasypały ziemią.
— Wystrugam z drzewa krzyżyk, — zaproponował Stasiek, — zatkniemy go na grobie, abyśmy mogli to miejsce łatwo odnaleźć.
Wszystkie dzieci przyjęły tę propozycję w milczeniu. Każde z nich drżącym głosem wyszeptało:
— Zostań w spokoju, biedny Filusiu — poczem wszystkie w milczeniu odeszły do domu.
Drwale pracowali już teraz w dolinie. Rżnęli piłami zwalone pnie drzew, rąbali je na krótkie polana i układali w równiutkie stosy. Anielka odtąd przechodziła koło nich w milczeniu. Nie interesowały jej nawet wesołe piosenki drwali, ani ich żarty. Anielka była bardzo smutna i ciągle myślała o Filusiu, który już nie żył.