Anielka w szkole/Smutny dzień

<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w szkole
Podtytuł Powieść dla panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Smutny dzień.

Anielka stoi za plecami ojca w warsztacie. Przygląda mu się uważnie, jak pociąga pendzlem, jak zanurza go potem w kubełeczku z farbą i farbę tę rozciera na płótnie. Ojciec Anielki maluje chorągiew. Najbardziej tę pracę lubi, a napewno żaden malarz nie potrafiłby tak pięknie chorągwi namalować. Wszyscy mieszkańcy wsi mają pod tym względem zaufanie do ojca Anielki. Ale gdy ojciec maluje coś ładnego, wszystkie dzieci muszą zachowywać się spokojnie. Od czasu do czasu ojciec oddala się od chorągwi i przygląda się swemu dziełu krytycznie. Potem zbliża się znowu i maluje dalej. Wymalował już ogromny zielony wieniec z liści. Teraz pracuje nad czerwoną szarfą. Na dole jeszcze będą złote litery, Anielka wie napewno. Nagle ojciec się odwraca.
— Jesteś tutaj? — pyta zdziwiony. — Leć po Romka i Staśka! Niech mi oskrobią kij ze starej farby, abym go mógł na nowo pomalować.
Anielka wychodzi. Po chwili wraca z braćmi. Ojciec daje każdemu z chłopców ostry nożyk i każe im wziąć się do roboty. Anielka jednak wciąż przygląda się ojcu. O, jakże kocha tego swego tatusia! Jak on ślicznie maluje, a czasami to nawet pozłocić potrafi tabliczkę na czyimś grobie i tabliczka później wygląda, jak nowa. Tak, ojciec wszystko potrafi! Anielka jest z niego dumna.
— Gotowe! — mówi w pewnej chwili Romek, odkładając nożyk. Tymczasem zapada wieczór i ojciec już dalej nie może pracować.
Przy wieczerzy mówi do matki:
— Dzisiaj jestem zadowolony z dzieci, bo mi pomagały.
Nagle wstaje od stołu i podchodzi do okna.
— Źle jedziecie, nie po tej drodze! — woła, wychylając się. — Wróćcie!
Dzieci również do otwartego okna podbiegają. Jakiś pijany człowiek siedzi na wozie i jedzie tuż nad brzegiem rzeki.
— Wróćcie! — woła ojciec Anielki raz jeszcze, ale pijak nie słyszy.
— Muszę pójść tam i zawrócić pijaka, bo gotów wpaść do rzeki, — mówi po chwili do matki. — Jedzcie dalej wieczerzę nie czekajcie na mnie! — Potem wychodzi i bardzo długo nie wraca.
— Gdzież się ten ojciec podziewa? — niepokoi się matka, wyglądając wciąż przez okno.
A potem następuje coś bardzo przykrego. Do izby wchodzi jeden z sąsiadów.
— Koń poniósł — opowiada matce, — i poturbował waszego męża.
Po chwili dwaj ludzie wnoszą ojca do izby. Przywożą z miasteczka lekarza. Matka przez całą noc płacze. Dzieci muszą natychmiast pójść spać i zachowywać się spokojnie. Z wtulonemi główkami w poduszki, dzieci cichutko szlochają. Tak wesoło było, a nagle zrobiło się tak smutno!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.