Anielka w szkole/Boże Narodzenie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka w szkole |
Podtytuł | Powieść dla panienek |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Uroczystość choinki w szkole miała się ku końcowi.
— Brr, jak zimno — jęczała Anielka — żebyśmy się już jak najprędzej do domu dostali! — i szczelniej owinęła szyję wełnianym szalikiem, a ręce wsunęła w rękawy szubki.
— Mnie też zimno — dorzuciła Lodzia, której aż zęby szczękały.
Siostrzyczki przytuliły się mocniej do siebie. Przed niemi maszerowali czterej braciszkowie, którym z pod wełnianych czapek i grubych szali, tylko końce nosów było widać. Daleko miały dzieci do domu! Prawie godzinę wędrowały, aby zobaczyć choinkę w szkole sąsiedniej wioski, bo przecież w domu nie będą mieli w tym roku drzewka.
— Dzieci drogie — powiedziała matka — wiecie, że ojciec jest ciężko chory, więc nie będziemy mogli wam nic na gwiazdkę podarować. Idźcie na uroczystość choinki do szkoły i bawcie się dobrze.
Śnieg ostro chrzęścił pod nogami, gdy dzieci wracały do domu. Rozmawiały z sobą niewiele, bo mróz był siarczysty. Wreszcie zbliżyły się do rodzinnej wioski. Niemal we wszystkich oknach płonęły świeczki choinkowe.
— Raz... dwa... trzy... cztery... pięć... sześć... siedem, — liczyła mała Andzia. Jej cieniutki głosik brzmiał smutkiem.
— Cicha noc, święta noc, — rozbrzmiewało ze wszystkich chat wioski, dzieciom jednak było coraz smutniej na serduszkach.
Zmęczone wsunęły się cichaczem do izby. Powstrzymywały z wysiłkiem łzy.
W milczeniu zjedzono skromną wieczerzę. Chłopcy próbowali grać w coś, ale im jakoś nie szło. Najstarsza Amelka odsłoniła firankę u okna.
— Tam chociaż widać choinkę w mieszkaniu doktora — rzekła — chodźcie, popatrzymy trochę.
Dzieci ustawiły się przy oknie i patrzyły. W izbie zaległa cisza, cisza przepojona smutkiem.
I nagle u drzwi wejściowych rozległy się jakieś szmery. Któż to może być o tej porze? Dzieci poczęły nasłuchiwać. Zadźwięczał cichutko dzwoneczek. Odeszły od okna. Dzwoneczek zadźwięczał znowu, coraz głośniej, coraz wyraźniej, teraz ktoś zapukał do drzwi. Drżąc z podniecenia, dzieci nie mogły ruszyć się z miejsca. Wreszcie matka drzwi otworzyła, a dzieciaki pobladły ze zdziwienia. W białej, długiej szacie, pokrytej płatkami śniegu, weszło do izby Dzieciątko Jezus. Niosło w maleńkiej rączce żarzące się świeczkami drzewko, obwieszone połyskującemi zabawkami.
— Dobry wieczór, dobra kobieto i grzeczne dzieci — rzekło Dzieciątko Jezus dźwięcznym głosikiem. — Widziałem, że u was w izdebce jest ciemno, dlatego tutaj przyszedłem. A czy byłyście grzeczne przez cały rok? — dodało, zwracając się do dzieci — czyście pomagały matce i były posłuszne?
— Tak, odpowiedziała Anielka i złożywszy rączki, roziskrzonemi oczami zawisła na twarzy Świętego Dzieciątka.
Dzieciątko Jezus uśmiechnęło się.
— A mogłybyście teraz powiedzieć mi jakąś króciutką modlitwę? — zapytało.
Tym razem odezwała się najmłodsza Milusia:
— Przyjdź, Aniołku, do mnie z nieba,
Bo mi twojej łaski trzeba,
Albo weź mnie tam do siebie
Chcę zamieszkać z tobą w niebie. Amen.
Za nią każde z dzieci wypowiedziało jakąś króciutką modlitwę.
— Bardzo ładnie, — pochwaliło święte dzieciątko. — A teraz zobaczcie, co tu dla was przyniosłem. Stasio i Romek muszą mi pomóc wnieść te dary do izby.
I po chwili Dzieciątko Jezus obdarowało wszystkich. Matka dostała dwie paczki wełny i ciepły szlafrok.
— To podarunek dla dobrej matki, — rzekło z uśmiechem Dzieciątko. — A szlafrok przyda się ojcu, gdy wyzdrowieje. Trzeba mieć cierpliwość, dobra kobieto!...
Łzy nabiegły matce do oczu. Dzieciątko Jezus ścisnęło serdecznie jej rękę na pocieszenie. Teraz każde z dzieci otrzymało swój podarunek. Anielka, która dotychczas bawiła się tylko drewnianemi lalkami, obdarowana została prawdziwą lalką o woskowej główce. Milusia otrzymała piękne pudełko z nićmi i igłami, Amelka — piórnik z ołówkami i szyferkami, a Lodzia prześliczną książkę z bajkami. Na dodatek każda z dziewczynek dostała garść orzechów i pierników. Chłopcy otworzyli szeroko oczy, gdy Dzieciątko Jezus darowało każdemu z nich ciepłe szaliki i piękne scyzoryki składane. Otrzymali oni również orzechy i pierniki. Potem każde z dzieci uścisnęło dłoń Świętemu Dzieciątku, szepcząc nieśmiało:
— Dziękuję.
Niby we śnie stali po środku izby, nie wierząc temu, co się działo przed ich oczami.
— Bądźcie dzielne, drogie dzieci, pomagajcie swej matce, ile kto może! — rzekło Święte Dzieciątko. — A jak grzeczne będziecie, znowu na przyszły rok tu do was przyjdę. A teraz wszystkie razem zaśpiewajcie mi jakąś pioseneczkę.
Cichutko, niepewnie dzieci poczęły śpiewać:
Wśród nocnej ciszy
Głos się rozchodzi...
Głosiki ich jednak z każdą chwilą stawały się dźwięczniejsze i z każdą chwilą nabierały więcej odwagi. Oczy gorzały radością, a gdy kończyli radosną kolędę, serduszka omal nie wyskakiwały im z piersi.
Dzieciątko Jezus odeszło. W izdebce, w której przedtem panował taki smutek, teraz było gwarno i wesoło.
— Jaki mam śliczny szalik! — chwalił się Stasiek.
— A zobacz moją książkę — nastawała Lodzia, — zobacz, jakie w niej są obrazki.
— A moje pudełko z nićmi i igłami!
— Chodźcie, wypróbujemy nasze scyzoryki, czy są ostre!
— Te szyferki starczą mi na długo, bardzo długo!
— A spójrzcie, jakie piękne bomby wiszą na drzewku!
Tylko Anielka siedziała w milczeniu w kącie, przyglądając się woskowej twarzyczce swojej lalki. Takiej lalki jeszcze nigdy w życiu nie widziała, poprostu bała się ją poruszyć. Ta lalka pochodziła napewno od aniołka w niebie i sam aniołek musiał ją zrobić. Idąc spać, Anielka posadziła lalkę na krześle przy łóżeczku, a w nocy od czasu do czasu wyciągała rękę, aby się przekonać, czy lalka tam jeszcze była. Widocznie woskowa lalka nie miała zamiaru odejść od Anielki, bo gdy dziewczynka nazajutrz rano wstała, lalka siedziała na tem samem miejscu, przy jej łóżeczku.