Anielka w szkole/W szkole
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka w szkole |
Podtytuł | Powieść dla panienek |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
W izbie szkolnej siedzi już mnóstwo dzieci. Śmieją się i patrzą ciekawie na wchodzących uczniów pierwszej klasy.
— Wchodźcie i siadajcie na wolnych ławkach przy oknie, — mówi przyjaźnie nauczyciel.
Jasiek Styk trzyma mocno za rękę swą mamusię. Anielka i Cesia siadają na pierwszych ławkach. Siedzą cichutko, jak myszki pod miotłą. Nauczyciel sięga po jakiś zeszyt, potem pyta:
— Kto z was potrafi głośno i wyraźnie powiedzieć swoje imię i nazwisko?
— Ja!
— Ja!
— Ja!
— My najprzód powiemy!
Z kąta izby rozlega się dźwięczny głosik:
— Ja się nazywam Anielka Lipkówna!
Cesia idzie za przykładem przyjaciółki.
— Bardzo dobrze, — chwali nauczyciel.
Inne dzieci jednak pragną to jeszcze ładniej wypowiedzieć. Starsi uczniowie wybuchają śmiechem. Malcy wesoło rozglądają się dokoła.
— No, a teraz chciałbym wiedzieć, co ładnego przynieśliście z sobą do szkoły, — odzywa się nauczyciel. — Połóżcie wszystkie przyniesione rzeczy na ławkach.
Pum, pum, pum, klaszczą po pulpitach linijki i tabliczki.
— Ach, jakie to śliczne, czyściutkie tabliczki, — chwali nauczyciel i głaszcze Anielkę i Cesię po twarzyczkach.
— Mamy także piękne szyferki, — wtrąca Anielka rezolutnie, otwierając swój piórnik.
— Cudownie! — śmieje się nauczyciel i podchodzi do innych uczniów. Musi przecież wszystko zobaczyć i wszystko pochwalić.
— Prawda, że piękne — rzeczy przynieśliście — mówi po chwili, ale i ja mam tu dla was dużo ładnych niespodzianek. Rozejrzyjcie się po klasie uważnie. Co się wam podoba?
— Mnie się podoba ten obrazek z psem, — woła mały Henio.
— Proszę pana, my także mamy pieska w domu, — rozlega się z ostatniej ławki.
— My też mamy, ale takiego dużego, — woła Stefcia, — zawsze pilnuje domu i zawsze szczeka, jak ktoś obcy przechodzi. Ale nasz pies jest zły, raz nawet piekarzowi rozdarł spodnie.
Wszystkie dzieci wybuchają śmiechem.
— To ja do ciebie już nigdy nie przyjdę, bo i mnie pogryzie, — mówi nauczyciel.
— Nie, nie, będę go trzymała mocno za obrożę, to nic panu nie zrobi. Prawda, Heniu, że ja go umiem mocno trzymać!
Henio kiwa głową.
— Proszę pana, mnie się strasznie podoba ta krowa, — woła rudy Kuba, wychodząc na środek izby i wskazując palcem obrazek. — Nasza Łaciata jest zupełnie taka sama, a oprócz niej mamy jeszcze dwie kozy.
— My mamy siedem krów i dwoje cieląt, — opowiada Weronka.
— A my mamy dziewięć krów, — woła Krysia, — już nieraz je pasłam na łące.
— A u nas jest koń, — dorzuca Franio, synek miejscowego piekarza, — a jaki mądry! Parobek czasem zasypia na wozie, a koń sam wraca do domu.
Rudy Kuba zapala się coraz bardziej:
— Nasza krowa jest jeszcze mądrzejsza, bo zna się na godzinie.
Znowu starsi uczniowie wybuchają śmiechem. Kuba rumieni się nagle.
— A skąd wiesz o tem? — pyta nauczyciel.
— Bo co wieczór o tej samej porze zaczyna wołać muu, muu! A jak spoglądamy na zegar, to zawsze jest wtedy godzina szósta.
— Ja w to wierzę, — woła Henio — nasze krowy też zawsze myczą o szóstej, bo chcą, żeby je wydoić.
— Proszę pana, bardzo mi się podoba ten wazon do kwiatów i te kwiatki, — wołają jednogłośnie Anielka i Cesia.
Nauczyciel bierze ze stołu wazon z kwiatami.
— A co to są za kwiatki? — pyta.
— Pierwiosnki!
— Fiołki!
— Koniczyna!
— Proszę pana, a ja znam miejsce, gdzie rosną śliczne pierwiosnki. Mogę panu jutro przynieść bukiecik? — pyta Anielka.
— Owszem, przynieś mi kilka kwiatków.
— Ja też przyniosę!
— Ja także!
— I ja!
— Przyniosę fiołki i koniczynę!
Nauczyciel śmieje się i spogląda na zegarek.
— Teraz będzie pauza, — oświadcza. — Wy, z pierwszej klasy, możecie iść do domu, a o pierwszej przyjdziecie znowu.
Malcy wysypują się z ławek. Twarzyczki ich jaśnieją radością.
— Ale przyjemnie jest w szkole, — myśli z zadowoleniem Anielka.