Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część pierwsza/VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VII.

Przyjechawszy rannym pociągiem do Moskwy, Lewin stanął u swego starszego przyrodniego brata, Koznyszewa. Przebrawszy się wszedł do gabinetu brata z zamiarem opowiedzenia mu zaraz celu swego przyjazdu i proszenia o radę, lecz w pokoju oprócz gospodarza zastał znanego powszechnie profesora filozofii, który po to tylko przyjechał z Charkowa, aby wyjaśnić nieporozumienie, wynikłe między nim a Koznyszewem z powodu bardzo ważnej kwestyi filozoficznej. Profesor prowadził nader ożywioną polemikę z materyalistami, i Sergiusz Koznyszew z ogromnem zaciekawieniem śledził za jej przebiegiem; przeczytawszy ostatni artykuł profesora, napisał do niego list ze swymi zarzutami: zarzucał mu mianowicie zbyt wielkie ustępstwa, które profesor miał poczynić materyalistom. I profesor natychmiast przyjechał, aby osobiście rozmówić się z Sergiejem Iwanowiczem. Mowa tu była o modnej kwestyi, czy istnieje jakabądź granica między psychicznemi czynnościami człowieka, i na czem ona polega.
Sergiusz Iwanowicz przywitał brata grzecznym, lecz oziębłym uśmiechem, którym miał zwyczaj witać się ze wszystkimi i przedstawiwszy go profesorowi, powrócił do przerwanej rozmowy.
Profesor, człowiek małego wzrostu, o wąskiem czole, w okularach, przerwał rozmowę, aby się przywitać, i znów zaczął mówić dalej, nie zwracając uwagi na Lewina. Lewin czekając na odejście profesora, usiadł, nie biorąc udziału w rozmowie, lecz wkrótce zainteresował się nią. Lewin spotykał się w pismach z artykułami, o których była tu mowa i czytał je, interesując się nimi jako przyrodnik, gdyż zajmowały się rozwijaniem znanych mu podstaw przyrodoznawstwa; lecz nigdy nie łączył w swym umyśle naukowych badań o pochodzeniu człowieka, o refleksyach, o biologii, o socyologii, z kwestyami o znaczeniu życia i śmierci, które w ostatnich czasach coraz częściej przychodziły mu na myśl.
Przysłuchując się rozmowie brata z profesorem, Lewin zauważył, że łączyli kwestye naukowe z osobistemi, że parę razy mieli już o nich mówić, lecz za każdym razem, gdy zanadto zbliżali się do omawiania głównego punktu, to, jak Lewinowi zdawało się, w tej chwili naumyślnie oddalali się od niego i znów zagłębiali w sferę omówień, cytat, napomknień, powoływań się na autorytety, i Lewin nie mógł dobrze zrozumieć, o co im właściwie idzie.
— Nie mogę przypuścić — mówił Sergiusz Iwanowicz ze zwykłą mu jasnością i dobitnością wyrażeń i z piękną dykcyą, nie mogę w żadnym razie pogodzić się z Keisem, że całe moje poczucie zewnętrznego świata ma swe źródło we wrażeniach. Najbardziej podstawowe pojęcie istnienia osiągam nie przez czucie; niema też zresztą specyalnego organu dla odbierania tego wrażenia.
— Tak jest w istocie, lecz oni, t. j. i Wurst i Knaust i Prypasow, odpowiedzą panu, że pańskie poczucie istnienia wynika z łączności tych wszystkich wrażeń, że poczucie istnienia jest rezultatem tych wszystkich wrażeń. Wurst nawet wprost twierdzi, że gdzie niema wrażeń, niema też i pojęcia istnienia.
— Ja zaś powiem zupełnie przeciwnie — zaczął Sergiusz Iwanowicz.
Lecz Lewinowi i tym razem zdawało się, że zbliżywszy się do głównej treści swej rozmowy, znów oddalają się od niej i zdecydował się zapytać profesora:
— Więc gdy zmysły me zostaną unicestwione, gdy ciało me umrze, to już żadne istnienie miejsca niema?
Profesor z gniewem i jakby pod wrażeniem bolu umysłowego, spowodowanego przerwaniem mu, spojrzał na pytającego, który więcej był podobnym do burłaka[1] niż do filozofa i obejrzał się na Sergiusza Iwanowicza, który dysputował nie z takim wysiłkiem i jednostronnością jak profesor, i w którego głowie pozostawało dość miejsca i na odpowiadanie profesorowi i na zrozumienie tego prostego i naturalnego punktu widzenia, z którego zostało zadanem pytanie. Sergiusz Twanowicz uśmiechnął się i odpowiedział:
— Tego pytania nie mamy prawa stanowczo rozwiązać...
— Nie mamy danych — potwierdził profesor i znów zaczął przytaczać swe dowody. — Nie — mówił — chcę udowodnić, że jeśli, jak to wprost twierdzi Prypasow, czucie ma za podstawę wrażenie, to powinniśmy ściśle rozróżniać te dwa pojęcia.
Lewin nie słuchał dłużej, lecz czekał cierpliwie na odejście profesora.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.
  1. Burłakami nazywali się robotnicy, którzy na linach ciągną w górę rzeki statki na Wołdze.