Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część szósta/I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.

Darja Aleksandrowna spędzała lato wraz z dziećmi w Pokrowskiem u siostry swej Kiti Lewinowej. W majątku Dolly dom zawalił się zupełnie ze starości, i Lewin z żoną namówili ją, aby przez lato bawiła u nich, co Stepanowi Arkadjewiczowi podobało się nadzwyczaj; twierdził on, iż żałuje bardzo, że zajęcia biurowe nie pozwalają mu spędzić lata razem z rodziną na wsi, co sprawiałoby mu ogromną przyjemność; pozostał więc w Moskwie i tylko od czasu do czasu przyjeżdżał na jeden, najwyżej na dwa dni. Prócz Obłońskich ze wszystkiemi dziećmi i guwernantką, bawiła jeszcze tego lata u Lewinów i stara księżna, która miała sobie za obowiązek nie odstępować niedoświadczonej córki, będącej w poważnym stanie; oprócz niej Wareńka, zagraniczna przyjaciółka, spełniła swą obietnicę przyjechania do Kiti, gdy ta wyjdzie za mąż, i odwiedziła młodą mężatkę. Wszyscy to byli krewni i przyjaciele żony Lewina. I chociaż on wszystkich ich lubiał, żal mu jednak było dawnego świata i dawnych zwyczajów „Lewinowskich“, które dawały się zagłuszać napływem „elementu Szczerbackiego“, jak mawiał sam sobie; z jego krewnych bawił w tym roku tylko Siergiej Iwanowicz, lecz i to był człowiek Koznyszewskiego, a nie Lewinowego typu; tradycya więc Lewinowych powoli ginęła zupełnie.
W pustym dawniej dworze obecnie było tylu mieszkańców, że wszystkie pokoje były zajęte, i stara księżna codziennie prawie musiała, siadając do stołu, rachować wszystkich i sadzać trzynastego wnuka lub wnuczkę przy osobnym stoliku. A i Kiti, która z zapałem zajmowała się gospodarstwem, miała bardzo wiele kłopotu z dostarczaniem kur, kaczek, indyków, których przy wiejskich apetytach gości i dzieci wychodziło bardzo dużo.
Cała rodzina siedziała przy stole. Dzieci Dolly, guwernantka i Wareńka namyślali się do którego lasu iść na grzyby. Siergiej Iwanowicz, cieszący się szacunkiem wszystkich z powodu swego rozumu i uczoności, szacunkiem, graniczącym chwilami z uwielbieniem, wprawił całe towarzystwo w zdumienie, wtrącając się do rozmowy o grzybach.
— Weźcie państwo i mnie z sobą, bardzo lubię chodzić na grzyby — rzekł, spoglądając na Wareńkę — jestem zdania, iż jest to świetny sposób spędzania czasu!
— Sprawi nam to ogromną przyjemność — odparła Wareńka, rumieniąc się. Kiti i Dolly zamieniły z sobą porozumiewające spojrzenia. Propozycya mądrego i uczonego Siergieja Iwanowicza, że pójdzie razem z Wareńką na grzyby, zdawała się potwierdzać niektóre przypuszczenia Kiti, zajmujące ją bardzo w ostatnich czasach. Aby spojrzenie jej jednak nie było zauważonem, Kiti wszczęła obojętną rozmowę z matką. Po obiedzie Siergiej Iwanowicz siadł z filiżanką czarnej kawy koło okna w salonie, rozmawiając w dalszym ciągu z bratem i spoglądając na drzwi, któremi miały wejść dzieci, aby go zabrać z sobą na grzyby. Lewin usiadł na oknie koło brata.
Kiti stała koło męża, czekając widocznie na koniec nieinteresującej ją rozmowy, i chcąc zapytać się go o coś.
— Od czasu ożenienia się zmieniłeś się bardzo i to na korzyść — rzekł Siergiej Iwanowicz, uśmiechając się do Kiti, i widocznie przywiązując niewiele wagi do toczącej się rozmowy — masz jednak zawsze pasyę bronić najparadoksalniejszych tematów.
— Katia, nie powinnaś stać! — odezwał się do niej mąż, przysuwając żonie krzesło i spoglądając na nią bacznie.
— No, a zresztą niema już czasu — dodał Siergiej Iwanowicz, ujrzawszy wbiegające dzieci.
Tania wyprzedzała wszystkich i wbiegła galopem wprost na Siergieja Iwanowicza, wymachując jego miękkim kapeluszem i koszykiem.
Stanąwszy śmiało przed Koznyszewem i patrząc na niego błyszczącemi oczyma, podobnemi nadzwyczaj do ślicznych oczów Stepana Arkadjewicza, dziewczynka podała Siergiejowi Iwanowiczowi kapelusz i udając, że chce go włożyć na niego, lękliwym i pieszczotliwym uśmiechem usiłowała złagodzić swą poufałość.
— Wareńka czeka — odezwała się, wkładając mu ostrożnie na głowę kapelusz, gdyż zmiarkowała z uśmiechu Siergieja Iwanowicza, że nie będzie się gniewał.
Wareńka stała już we drzwiach, przebrana w żółtą perkalową suknię, z białą chustką na głowie.
— Idę, idę, Barbaro Andrejewno! — zawołał Siergiej Iwanowicz, wypijając duszkiem resztę kawy i chowając do kieszeni chustkę i papierośnicę.
— A jaka miła jest moja Wareńka! Co? — zapytała Kiti męża, gdy Siergiej Iwanowicz wstał; powiedziała to tak głośno, że Siergiej Iwanowicz mógł ją słyszeć, a Kiti widocznie chciała tego. — I jaka ona ładna, tak szlachetnie ładna. Wareńka!... — zawołała Kiti. — Czy idziecie do lasu pod młynem? My tam przyjedziemy do was!...
— Kiti, ty stanowczo zapominasz o swym stanie — odezwała się stara księżna, stając we drzwiach — niewolno ci krzyczeć tak głośno!
Wareńka, posłyszawszy głos Kiti i łajanie księżnej, podeszła szybko lekkimi krokami do księżnej. Prędkie ruchy, rumieniec pokrywający jej ożywioną twarz, wszystko to było dowodem, że dzieje się z nią coś nadzwyczajnego. Kiti wiedziała na czem polega to coś nadzwyczajnego i z uwagą przypatrywała się swej przyjaciółce; zawołała też teraz Wareńkę tylko po to, aby w myślach swych udzielić jej błogosławieństwa na to ważne zdarzenie, jakie stosownie do pragnień Kiti, powinno się spełnić dzisiaj po obiedzie na spacerze w lesie.
— Wareńka... będę bardzo szczęśliwą, jeżeli dzisiaj zdarzy się jedna rzecz — szepnęła, całując ją.
— A pan pójdzie z nami? — zapytała zakłopotana Wareńka Lewina, udając, że nie słyszy słów Kiti.
— Pójdę, ale tylko do gumna i tam pozostanę.
— I po co tam pójdziesz? — zapytała Kiti.
— Muszę zobaczyć fury, które przyjechały z pola i porachować je — odparł Lewin — a ty gdzie będziesz?
— Na tarasie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.